Rozdział Trzydziesty Drugi

Powiedzieliśmy dobie 'dobranoc' już jakiś czas temu. Jednak nie spałem. Moją głowę zaprzątała sytuacja z Gerardem sprzed kilku godzin. Był tak cholernie blisko mnie... czy to źle, że nie uważam tego za coś złego? Uważam wręcz, że było to całkiem przyjemne uczucie mieć go tak blisko siebie. Jeśli mam być szczery, chciałbym to powtórzyć. To naprawdę było ciekawe, fajne i... miłe przeżycie. Ten moment pewnie nie trwał nawet minuty, ale ja czułem jakby trwał wieczność, chciałbym żeby tak było. Ze zmęczenia pieprze głupoty niczym zakochana dziewczynka. Poszedłbym spać, ale problem jest taki, że nie mogę. On nie daje mi zasnąć- a raczej, to myślenie o nim nie daje mi zasnąć. To okropne.

- Frank, śpisz? - usłyszałem cichy głos Gerarda

- Nie bardzo - odpowiedziałem z cichym westchnięciem - co jest? - spytałem nieco zaniepokojony

- Kim my jesteśmy? - trochę mnie zamurowało

- W jakim sensie? - spytałem jakby nie wiedząc o co może mu chodzić

- No.. dalej jesteśmy śmiertelnymi wrogami czy...

- Mówiłem, że noce takie jak ta zbliżają ludzi - powiedziałem szybko

- Czyli... lubimy się? - uśmiechnąłem się na to pytanie, przecież gdyby tak nie było to bym go nie ratował

- Ja cię zaraz przestanę, skończ gadać - rzuciłem od niechcenia, żeby nie pomyślał, że mi zależy czy coś

- Lubię gadać

- Ciekawe, przy chłopakach jesteś cicho - stwierdziłem

- Nie przy nich tylko przy tobie

- Boisz się mnie? - lekko posmutniałem

- Nie - ok.. tu mi ulżyło.

- To o co.. 

- Dobranoc - powiedział powiedział przerywając mi

- Ale Gerard.. - kontynuowałem

- Dobranoc Frank - znów mi przerwał

- Tak... dobranoc Gerard - powiedziałem cicho

Dalej nie mogłem zasnąć. Ten człowiek mnie zabije. Jak można zaczynać temat, a później udawać, że się nie słucha i iść spać. Cham i prostak.

*

Siedziałem u Ryana razem z Brendonem i rozmawialiśmy o różnych nieistotnych rzeczach. O imprezie, o szkole, o tym jak uratowałem Gerarda przed gliną i o tym co było u niego na działce. Oczywiście nie powiedziałem im wszystkiego, bez przesady.

- Mogę zadać wam dość dziwne pytanie? - spytałem nagle, na co oboje skinęli potwierdzająco głowami - jak to jest być w związku z osobą tej samej płci? 

Ryan uniósł brwi ze zdziwienia i gwałtownie zamrugał, a Brendon zaśmiał się cicho

- No co? - zapytałem lekko zdezorientowany

- Frank... kochasz kogoś ze względu na osobowość, nie ze względu na płeć - powiedział nagle Urie - to taki sam związek jak i związek heteroseksualny

- Ale... - zacząłem

- Chłopcy kochają chłopców i dziewczyny, Frank - powiedział przerywając mi - Ja muszę lecieć - dodał po czym wstał z kanapy, a Ryan zaraz za nim - Pa Ryro - powiedział i przycisnął do siebie chłopaka, którego po chwili pocałował - będę później - powiedział przerywając pocałunek - cześć Frank - zwrócił się do mnie i opuścił mieszkanie Rossa

- Dlaczego o to zapytałeś? - spytał Ryan patrząc na mnie ze zdziwieniem

- Nie wiem - odpowiedziałem szybko - tak tylko...

- Podoba ci się jakiś chłopak? - oh, prosto z mostu widzę... nieźle

- Nie - zaprzeczyłem szybko

- Frank...

- Ryan, odpuść. Nie nikt mi się nie podoba. Jest mi dobrze tak jak jest i...

- Nie przekonałeś mnie - westchnął

- Oj tam... lepiej w coś zagrajmy - powiedziałem z uśmiechem

Siedziałem wraz z Ryanem i graliśmy w różne gry. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Kiedy już skończyliśmy grać w kolejną grę, Ryan uznał, że zwoła chłopaków i posiedzimy wszyscy razem. Jak postanowił, tak zrobił, a w ciągu godziny wszyscy - poza Brendonem - siedzieliśmy u niego w salonie i gadaliśmy o jakiś głupotach. 

- Gdzie Brendon? - spytał  nagle Jack 

- Nie wiem, chyba w domu - Ryan wzruszył ramionami - pewnie niedługo przyjdzie - uśmiechnął się pod nosem i usiadł obok Kellina - po za tym, powiedziałem mu, że ma przynieść jedzenie, więc znając jego to zgubił się w sklepie

- Fakt, Bren zgubiłby się u ciebie na ogrodzie - wtrącił Vic śmiejąc się cicho pod nosem

- Ej, może i jest trochę nierozgarnięty, ale go kocham - powiedział Ryan jakby ktoś obraził jego największy skarb. To urocze.

- A czy ktoś mówi, że nie? - Mikey zmarszczył brwi - po prostu stwierdzamy, że jest...

- Nie widzicie, że go to denerwuje? - wtrąciłem po czym wstałem z podłogi na której siedziałem i usiadłem obok Ryana, którego objąłem - przecież widać, że go krew zalewa. Dajcie mu spokój - spojrzałem  - już, spokojnie - powiedziałem cicho do Ryana i pogłaskałem go po ramieniu aby się trochę uspokoił.

*

Kiedy Urie już przyszedł zaczęło się żarcie, picie, głośne słuchanie muzyki i granie w gry. Mimo, że nasze spotkanie trwało chyba ponad dwie godziny, bawiliśmy się świetnie.  Co jakiś czas zerkałem na Gerarda, był tak cholernie szczęśliwy, że na ten widok na moje usta cisnął się wielki uśmiech. Nie wiem czemu, ale jego szczęście sprawiało, że szczęście odczuwałem również ja.

Kiedy chłopacy postanowili włączyć film, ja uznałem, że muszę na chwilę wyjść, co też uczyniłem. Nie wiem czemu, ale poczułem potrzebę bycia na świeżym powietrzu i bycie samemu. Westchnąłem głośno i usiadłem na schodach przed domem Ryana. Myśli kłębiły się w mojej głowie i.. nie mówię, że to źle, ale czemu te myśli były głównie o Gerardzie, to przytłaczające. 

Nie wiem ile tam siedziałem, ale po jakimś czasie uznałem, że muszę już wrócić, co też uczyniłem. Wszedłem do domu i dostałem czymś w twarz. Byłem w lekkim szoku, ale jak tylko spojrzałem na tych idiotów ogarnąłem co się stało. Krzyknąłem żeby zwrócić na siebie ich uwagę.

- Co wy robicie? - spytałem z wyraźną irytacją w głosie. Zachowują się gorzej niż dzieci

- Bawimy się - powiedział roześmiany Brendon

- Jedzeniem? - skrzyżowałem ręce na piersiach

- Nie cieszysz się, bo jesteś czysty - burknął jakby oburzony Vic

- Tak, to pewnie dlatego -  wywróciłem teatralnie oczami

- Da się załatwić - powiedział starszy Way z uśmiechem i podszedł do mnie

- Way.. co ty.. - zacząłem, a on nagle zamknął mnie w mocnym uścisku. Dobra, tego się nie spodziewałem.

Usłyszałem głośne ' Uuu ' moich znajomych. Way dalej mnie przytulał, a mi się to nawet podobało... dobra, to dziwne. Nagle chłopak odsunął się ode mnie

- Już? - spytałem spoglądając na swoją ubrudzoną koszulkę

- Czekaj - powiedział i jeszcze raz mocno mnie przytulił, jednak teraz zaczął się o mnie ocierać, na co zrobiłem zdziwioną minę. Poczułem się dziwnie.. nawet nie wiem jak dziwnie, po prostu, dziwnie. Odsunął się i spojrzał na mnie z uśmiechem, jakby podziwiał swoje dzieło - ok, już - stwierdził po czym odszedł ode mnie, a ja stałem zszokowany jak ten debil prawie na środku salonu.

Po chwili zająłem miejsce obok Jacka i kiedy chłopacy włączyli film, starałem skupić się na akcji, która się w nim działa. Starałem się myśleć o wszystkim tylko nie o tym co stało się przed chwilą, i co zaczęło kłębić się w mojej głowie po tym zdarzeniu.

*

Wracałem z Gerardem od Ryana. Miał iść z nami Kellin, ale ten uznał że zostanie jeszcze u Ryana, a Mikey, który też mógłby z nami wracać, wyszedł trochę wcześniej bo - jak to powiedział - musiał coś załatwić. Szedłem więc po północy z kolesiem, którego jeszcze przed chwilą chciałem rzucić pod samochód i patrzeć jak się męczy. To dziwne, jak wiele może się zmienić w tak krótkim czasie. Jak bardzo można zmienić nastawienie do kogoś, tylko dlatego że dwa razy uciekało się razem przed jakimiś idiotami i spało się w jednym pokoju. Nagle przypomniała mi się rozmowa z Brendonem i Ryanem. Nie wiem co mną kierowało, ale chciałem spytać o coś Gerarda. 

- Widzę, że zżyłeś się z Ryanem - powiedział nagle

- No... tak. On i Brendon są super. I jako moi kumple i jako para, są uroczy - stwierdziłem

- Tak, to prawda. Cieszę się, że są razem. Zazdroszczę im takiego związku - uśmiechnął się pod nosem

- Homoseksualnego? - zapytałem szybko, dobra, jestem idiotą

- Tego, że są szczęśliwi i się kochają. Nie ważne czy są homo czy nie - wzruszył ramionami

- Co masz na myśli?

- No... - urwał - to, że zazdroszczę im tego, że są razem

- Chciałbyś być z którymś z nich? - spytałem. Moje serce szybciej zabiło, a ja poczułem w nim lekkie ukłucie. Way za to zaśmiał się - no co?

- Nie chciałbym być z żadnym z nich - powiedział z uśmiechem - żaden nie jest moim typem faceta - znowu się zaśmiał

- A... - zacząłem - zastanawiałeś się kiedyś... jak to jest całować chłopaka? - spytałem w końcu. Niepewnie bo niepewnie, ale spytałem.

- W sumie.. - zatrzymał się, a ja po chwili uczyniłem to samo - zawsze można się przekonać - moje serce zabiło jeszcze szybciej kiedy spojrzałem mu w oczy.

______________
No Heeeej
Mam nadzieję, że się podobało i jak coś to... wiecie nie? Widzimy się na dole ^^
PS: I Love You All! x ~Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top