Rozdział Trzydziesty Czwarty
Po tym jak Gerard mnie pocałował czułem się co najmniej dziwnie. Niby mi się podobało ale... cholera, nie mogę w to brnąć. To nie ja, ja taki nie jestem. Ja podrywam dziewczyny na imprezach. Właśnie, d z i e w c z y n y, a on dziewczyną nie jest. Poza tym... to pewnie i tak było tylko żeby zobaczyć jak to jest, tyle że... cholera, on jest w tym taki dobry. Mindy miała szczęście.
Wracaliśmy do domu w ciszy. Nie rozmawialiśmy. Nie czułem się niezręcznie, chociaż wiem, że powinniśmy zachowywać się jakby nigdy nic, jednak ja nie potrafiłem. To.. to uderzyło we mnie. To sprawiło, że coś się we mnie poruszyło, coś się zmieniło.
Po powrocie do domu napisałem do Gerarda, żebyśmy udali, że to nie miało miejsca, że tak będzie lepiej. Nie było. Czułem się okropnie. Unikałem go cały tydzień, nie umiałem na niego spojrzeć, czułem się źle. Miałem wyrzuty sumienia przez to co napisałem. Co z tego, że zrobił to 'na próbę '? Powinienem to po prostu przemilczeć, a nie poruszać ten temat i robić z siebie chamskiego dupka. Gerard nawet z nami nie siadał. Nikt nie wiedział o co chodzi, nawet Mikey czy Kellin. Podobno w domu Way zachowywał się w miarę normalnie, poza tym, że większość czasu spędzał w swoim pokoju, a nie w salonie siedząc w fotelu i czytając komiksy. Trochę się o niego martwiliśmy, ale ja wolałem się już nie wtrącać.
Dzisiaj był piątek, a w zasadzie Halloween. Nie chciało mi się wstawać z łóżka, nie miałem na nic chęci, a na szkołę to już szczególnie. W piątki nie powinno być szkoły. Nagle po moim pokoju rozległ się dźwięk pukania w drewnianą strukturę drzwi, a po chwili do środka wszedł ojciec.
- Cześć - powiedział po czym zamkną drzwi. Odpowiedziałem mu stłumionym przez poduszkę 'hej' - musisz wstawać, spóźnisz się.
- Nie, dzięki - rzuciłem bardziej wciskając twarz w poduszkę - dzisiaj nic nie robię
- Co ty jesteś taki przygaszony? Powinieneś się cieszyć
- Czym? Jedyny powód mojego dzisiejszego szczęścia może wynikać z tego, że jestem rok bliżej do śmierci - powiedziałem podnosząc się
- Pozytywne nastawienie - westchnął - może to poprawi ci humor - powiedział i podał mi coś na wzór paczki
- Co to? - spytałem jakby znudzony
- Nie wiem, to od matki - po tych słowach automatycznie się rozchmurzyłem - no chyba nie myślałeś, że o tobie zapomniała, to twoja matka - urwał - a to ode mnie, z tego co wiem, to tej płyty nie masz - powiedział podając mi pudełko, które odwróciłem okładką do siebie
- 12 Hits From Hell ? Dzięki - powiedziałem z uśmiechem
- Nie ma za co - zamilkł na moment - jakby co, to dom masz wolny, wyjeżdżam na weekend - dodał
- Dzięki, ale raczej nic się tu nie stanie - zacząłem obracać w dłoniach paczkę od mamy
- No... jak wolisz - powiedział nieco zdziwiony - a teraz się szykuj do szkoły, miłego dnia - powiedział po czym wyszedł z mojego pokoju.
Kiedy ojciec opuścił mój pokój otworzyłem paczkę od mamy. Na wierzchu był list, który postanowiłem od razu przeczytać.
' Hej Synku, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Tak szybko dorastasz, pamiętam jakbyś dopiero wczoraj nauczył się chodzić.
Przepraszam, że nie mogę być dzisiaj z Tobą, wiem że list to nie to samo, ale nie martw się, już wszystko się układa i niedługo znów będziemy razem. Znalazłam już dobrą pracę, teraz tylko muszę zaoszczędzić pieniądze i kupić coś lepszego niż ta mała klitka, w której mieszkaliśmy do tej pory. Obiecuję, że będzie dobrze.
Mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze spędzisz ten dzień i będziesz się dobrze bawił. Chciałabym aby tak było.
Mój prezent może nie jest czymś wyjątkowym, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego kochanie.
Kocham Cię, mama xx '
Przytuliłem list do piersi jakbym po latach poszukiwań znalazł wspaniały skarb. Mama chce żebym wrócił, znalazła prace i chce kupić dom. Jestem z niej dumny. Jestem szczęśliwy. Spędzę dobrze ten dzień, dla niej. Spojrzałem na to co było pod listem. Nasze zdjęcie z ostatnich dni kiedy tam byłem i mój mały pluszak z dzieciństwa plus parę plakatów, na których leżała kartka z napisem ' Żebyś czuł się jak u siebie w pokoju, przecież nie wziąłeś żadnych plakatów, jak ty tam żyjesz?( Spokojnie, są nowe, nie zdjęłam ich ze ściany. )'. Uśmiechnąłem się i postawiłem zdjęcie na etażerce, pluszaka położyłem na łóżku, a plakaty obok zdjęcia. Chwyciłem telefon i wybrałem numer do mamy. Odebrała po paru sygnałach.
- Dziękuję mamo - powiedziałem szczęśliwy
- Nie ma za co skarbie, przepraszam, że to nie jest nic...
- Daj spokój - przerwałem jej - liczy się gest, prawda? Szkoda tylko, że cię tu nie ma...
- Wiem, przepraszam, ale za rok już będę, tak? Obiecuję, że niedługo będziemy razem.
- Dobrze... - westchnąłem
- Nie powinieneś iść do szkoły? - spytała. Nawet jak jej nie ma musi mnie tam wyganiać, co za kobieta.
- Powinienem, ale jedna nieobecność mnie nie zabije
- Frankie...
- No dobrze, już idę...
- Idź, idź. Powodzenia, kocham cię
- Ja ciebie też... - powiedziałem po czym się rozłączyłem.
*
Na długiej przerwie siedzieliśmy wszyscy razem, no.. poza Gerardem, on siedział z Mindy. Czułem się dziwnie. Chciałem żeby tu był, z nami. Nie miałem komu dogryzać, na kogo zerkać i udawać, że nie wiem o co chodzi kiedy mnie na tym przyłapał. Czemu on nie może ruszyć tutaj tego swojego szlachetnego tyłka i usiąść na przeciw mnie do cholery.
- Iero! - krzyknął Kellin, a ja w szoku podskoczyłem w miejscu
- Co się drzesz, przecież siedzę obok ciebie kretynie - mruknąłem
- Kiedy raczyłeś nam powiedzieć co dzisiaj za dzień? - spytał przy czym zmrużył oczy
- Piątek, Halloween - wzruszyłem ramionami - wystarczy spojrzeć w kalendarz abo wejść na google żeby..
- Zamknij się, dobrze wiesz o czym mówię - chyba jest na mnie zły
- To może nas oświecisz, bo my nie bardzo wiemy - powiedział Vic nie rozumiejąc rozmowy
- Ten idiota - Kellin wskazał na mnie - ma dzisiaj urodziny i..
- Co w tym wielkiego? Każdy ma urodziny - wywróciłem teatralnie oczami
- Ale nie każdy w takim zajebistym dniu - wtrącił Jack - to rozumiem, że dzisiaj wchodzimy do ciebie bez uprzedzenia i upijamy cię do nieprzytomności
- Jasne... - mruknąłem - skąd to w ogóle wiesz Kellin?
- Facebook - wzruszył ramionami. No tak, cholerny facebook.
Właśnie skończyła się ostatnia lekcja, alleluja. W końcu wolne. Kierowałem się w kierunku wyjścia ze szkoły, kiedy nagle ktoś skoczył mi na plecy. Po chwili poczułem jak z nich schodzi, odwróciłem się, Kellin. Super.
- Chcesz mnie zarwać? - spytałem nieco wkurzony
- Nie - zaprzeczył szybko - ale mam sprawę
- Jaką? - spytałem po czym skrzyżowałem ręce na piersiach
- Masz dzisiaj czas? - już otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale ten kretyn mi przerwał - to fajnie, wiesz gdzie jest ta stara stodoła na polanie? - skinąłem potwierdzająco głową. Chyba wiem, najwyżej się zgubię czy coś - to bądź tam o wpół do piątej, bo muszę z tobą pogadać
- Nie możemy teraz? - westchnąłem
- Nie. Będziesz?
- No dobra.
- To do zobaczenia - powiedział i zaczął iść w kierunku wyjścia, aż nagle się odwrócił - ty nie masz dzisiaj z Wayem siedzieć i robić rekwizytów? - spytał, cholera. No tak, zostały nam ostatnie poprawki
- No.. - zobaczyłem Gerarda wychodzącego z terenu szkoły - zrobimy to następnym razem, mamy jeszcze dużo czasu, a on i tak już poszedł - wskazałem na oddalającego się chłopaka
Kellin wzruszył tylko ramionami i wyszedł, a ja poszedłem za nim. Nie wracaliśmy razem. Ja szybko poszedłem do siebie i rzuciłem torbę w kąt pokoju kiedy już się w nim znalazłem.
Szedłem powoli na miejsce, nie spieszyło mi się, wręcz przeciwnie. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu aby sprawdzić godzinę, spóźniam się pięć minut, no cóż. Po chwili znalazłem się na miejscu, a w każdym razie do celu nie było daleko.
Kiedy już znalazłem się przy stodole powitał mnie Kellin. Spojrzałem za niego i zamarłem. Gerard, o co tutaj chodzi? Zacząłem się wycofywać i już chciałem zacząć biec kiedy Quinn chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie.
- O co tu.. - zacząłem
- Chyba musicie pogadać - powiedział mierząc nas wzrokiem.
Cholera.
______________________
Hej Hej
No... mam nadzieję, że się podobało i w ogóle
PS: I Love You All! x ~Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top