Rozdział Trzydziesty

Był w końcu piątek. W końcu wolne od tej cholernej szkoły. W końcu można w jakiś sposób odpocząć i przygotować się psychicznie na kolejne tygodnie męki i cierpienia. Dzisiaj miała być impreza, więc stałem jak ten ostatni debil przed szafą i wyrzucałem z niej po kolei koszulki i koszule nie mogąc się zdecydować, co do cholery włożyć. Nie wiem co chcę, nie wiem w czym dobrze wyglądam, nie mnie to oceniać. Fajnie by było gdyby ktoś mi w ogóle pomógł, czy coś. Zrezygnowany usiadłem więc na łóżku i wybrałem numer do Kellina.

Do: Królowa
' Idziesz z kimś? Nie wiem co założyć, chodź tu i mi pomóż! '

Wysłałem po czym opadłem plecami na materac. Patrzyłem w jakiś punkt na suficie, który w sumie był prawie niewidoczny. Patrzyłem tam bo coś musiałem ze sobą zrobić. Leżałem tak, aż nie usłyszałem sygnału przychodzącej wiadomości.

Od: Królowa
' Wybacz, ale umówiłem się z Gerardem, załóż cokolwiek. Idzie na imprezę, nie na randkę '

To mi pomogłeś stary. Podniosłem się z łóżka i znów podszedłem do szafy. Wyjąłem z niej czarną koszulkę i czerwoną bluzę. Zmieniłem ubranie domowe na to, które przygotowałem i wyszedłem z pokoju.

- Gdzie idziesz? - spytał ojciec wychodząc z kuchni

- Na imprezę - rzuciłem zakładając buty - nie czekaj na mnie, nie wiem kiedy wrócę - dodałem i otworzyłem drzwi - cześć - pożegnałem się i wyszedłem z domu.

Idąc na miejsce spotkałem Brendona i Ryana, więc poszliśmy razem. Było miło. Lubię ich słuchać i spędzać z nimi czas, są bardzo mili i uprzejmi. Nie szliśmy jakoś bardzo długo. No... może trochę, ale nie spieszyło nam się. Już bawiliśmy się dobrze, w swoim towarzystwie, impreza będzie tylko miłym dodatkiem.

Stałem z Brendonem i Ryanem w korytarzu i rozmawialiśmy na różne tematy. Obecnie Ryan mówił coś o biologii. Nie żeby mnie to nudziło ale... przyszedłem tu aby odpuścić sobie naukę choć raz w tygodniu, nie potrzebuję dodatkowych wykładów. Rozejrzałem się więc dookoła. Chciałem zobaczyć kto tu jest i.. zobaczyłem Gerarda, który akurat na mnie patrzył. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, szybko odwrócił wzrok. Ja tego nie zrobiłem. Wyglądał świetnie.. ostatnio często to sobie powtarzam i czuję się z tym dziwnie, ale cóż... nie będę się oszukiwać. Po chwili znów na mnie spojrzał, co sprawiło że lekko się uśmiechnąłem. Chłopak spuścił wzrok i uśmiechnął, jakby z niezręczności, po czym zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Chyba nie chciał się ze mną kontaktować... no cóż mogę powiedzieć... tak bywa. Odwróciłem wzrok od chłopaka i wróciłem do rozmowy z przyjaciółmi.

Po niedługim czasie podszedł do nas. Przywitał się, a ja powiedziałem mu, że rozmawiamy o biologii... chyba wyszedłem na nudziarza. Postanowiłem jednak nie zwracać na to uwagi i wróciłem do rozmowy. Co jakiś czas czułem na sobie wzrok Gerarda, co sprawiało, że czułem się.. sam nie wiem... szczęśliwy? Przynajmniej tak było dopóki ktoś mnie nie popchnął, a ja upadłem na Gerarda. Czułem jakby mnie obejmował i o dziwo, nie czułem się z tym źle. Nawet nie miałem odruchów wymiotnych wywołanych fizyczną bliskością ze starszym z Wayów.

- Sorry - powiedziałem nieco zakłopotany i odsunąłem się od chłopaka

- N..nic się nie stało - zająknął się. Nie wiem czemu ale wydało mi się to całkiem urocze

- My na chwilę pójdziemy - powiedział Brendon ciągnąc za sobą Ryana, który pożegnał nas z dość szerokim uśmiechem

- Czyli, że już? - westchnął Way i pokręcił głową

- Co 'już'? - zapytałem nie do końca wiedząc o co chodzi

- A jak myślisz, gdzie Brendon mógł ciągnąć Ryana? - no tak... teraz już wszystko jasne

- Aaa.. - powiedziałem w odpowiedzi. Poczułem się głupio

- No 'Aaa' - powtórzyłem po mnie. Poczułem się jeszcze bardziej głupio

- Frank! - usłyszałem Samantę, która rzuciła się na mnie - może dzisiaj... - cholera, czy ona się ode mnie nie odczepi?

- Wiesz... nie jestem pewien czy.. - spojrzałem na Gerarda. Niech powie, że mam zostać.

- Gee! Chodź tu! - Mindy pociągnęła go za rękę. W ogóle.. jakim cudem nie zauważyłem, że się zbliża? - wybacz Frank - uśmiechnęła się do mnie przepraszająco, a ja posłałem jej minimalny uśmiech.

Chłopak poszedł za nią, a ja zostałem sam z Samantą. Super. Uśmiechnąłem się do niej po czym szybko odwróciłem wzrok. Niech ona sobie idzie do cholery.

- Chodź ze mną - powiedziała i pociągnęła mnie wgłąb tłumu. Trochę nam zajęło to przeciśnięcie się przez nich wszystkich, aż cud że mnie nie zgubiła, a szkoda - ostatnim razem nie miałeś czasu, ale dzisiaj chyba go masz, co? - spytała ocierając się o mnie

- Widzisz... tak nie bardzo - odpowiedziałem próbując się nieco oddalić. Więcej ich tutaj matka nie miała?

- Frank, nie bądź taki

- Samanta, proszę cię. Nie mam nastroju na tego typu gierki - westchnąłem

- To w sumie dobrze - powiedziała po czym niemal rzuciła się na mnie zachłannie całując.

Nie wiem czym ci rodzice ją karmią, ale nie mogłem jej od siebie odepchnąć. Nie wiem czy ona ma jakieś przyssawki na rękach, czy co? Otworzyłem oczy i... zobaczyłem Gerarda. Nie widziałem wyrazu jego twarzy, światło to mają tutaj chujowe, ale kiedy przez ułamek sekundy światło padło na jego twarz, zobaczyłem w jego oczach coś co mnie zabolało. Nie wiem co to było, ale zabolało mnie. Chłopak zawrócił i zaczął przeciskać się przez ludzi. Odepchnąłem od siebie tą kretynkę już na dobre i zacząłem za nim iść. Nie wiem co, ale coś kazało mi to zrobić. Jednak zgubiłem go gdzieś w tłumie. Co najlepsze, wyszedłem z drugiej strony domu. Ja to mam szczęście.

Obszedłem więc dom dookoła i wszedłem frontowymi drzwiami. Rozglądałem się ale nie widziałem nigdzie Waya. Poszedłem więc do kuchni i usiadłem na blacie kuchennym.

- Cześć! - podszedł do mnie Vic - jak się bawisz? - spytał nalewając sobie jakiegoś alkoholu do plastikowego kubka

- No... może być, tak myślę - uśmiechnąłem się sztucznie - a jak u ciebie?

- Dobrze - powiedział z entuzjazmem w głosie - dołączysz do nas?

- Do was.. czyli?

- No tam siedzi ze mną Mikey, Jack i parę innych osób, które nie mam pojęcia czy nasz

Uznałem, ze w sumie to i tak nie mam nic do roboty, więc zeskoczyłem z blatu i poszedłem za chłopakiem do reszty jego ekipy. Poznałem tam Danielle, Cassie i Rose, oraz Alexa, aż dziw że wcześniej go nie poznałem, nie różnił się od nas jakoś diametralnie i jest całkiem fajny.

Kiedy wracałem z imprezy uznałem, że przejdę się jeszcze na spacer. Doszedłem do wniosku, że na świeżym powietrzu lepiej będę przyswajał sobie myśli. Szedłem więc drogą, która była o wiele dłuższa niż ta którą przyszedłem. Nie wypiłem dużo, więc myślałem trzeźwo, dlatego też lekko przestraszyłem się kiedy na jednej z ławek zobaczyłem człowieka ( horrory i filmy kryminalne jednak działają na psychikę ). Kiedy podszedłem bliżej zobaczyłem, że to Gerard. Uśmiechnąłem się lekko i bardziej zbliżyłem się do chłopaka. Siedział tam i patrzył w niebo, a w ręce trzymał butelkę z - prawdopodobnie - alkoholem.

- Zwinąłeś alkohol z imprezy? Serio? - spytałem siadając obok.

Chłopak spojrzał na mnie i odsunął się.

- Ej... wszystko dobrze? - przyjrzałem mu się, a on w odpowiedzi skinął głową - to.. może się do mnie odezwiesz

- Co ty nagle jesteś taki miły? - spytał oburzony

- Czasem mam dzień dobroci dla zwierząt - odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami

- Fajnie - rzucił po czym wziął łyk trunku

- Może.. nie wiem.. odprowadzę cię? - spojrzałem w bok i zauważyłem, że ktoś idzie - co ty na to?

- Jak chcesz - powiedział obojętnie po czym wstał z ławki, a ja zaraz po nim

Ruszyliśmy przed siebie, a ja co jakiś czas się odwracałem. Osoba za nami przyspieszyła. Teraz byłem dość przerażony. Czemu jak jest ciemno wszystko staje się bardziej niepokojące.

- Przepraszam - usłyszałem tuż za nami - proszę się zatrzymać

Wykonaliśmy prośbę i zatrzymaliśmy się, po czym odwróciliśmy do osoby za nami. Policjant, cholera. Nie mają kiedy robić patroli?

- Mógłbym prosić o dowód? - spytał patrząc na butelkę, którą trzymał Gerard

- Ja... - zacząłem - zaraz poszukam, mam gdzieś w kurtce, proszę chwilę zaczekać

- Oczywiście - przyjrzał mi się. Cholera, mamy przesrane

- Way, jesteś w stanie biec? - spytałem cicho udając, że szukam dowodu. Chłopak skinął głową - wiesz może czy jest tu gdzieś przystanek czy..

- Jak podasz mi godzinę to ci powiem kiedy jest autobus

- I co? Nie ma pan? - spytał zniecierpliwiony ale też dziwnie uradowany

- Spokojnie, spieszy się panu? - powiedziałem zirytowany - nie wiem, jest chyba po jedenastej - szepnąłem do Waya

- Pięć po wpół jest autobus - odpowiedział równie cicho

- Jak powiem ' teraz ' biegniemy - powiedziałem na co skinął głową - no cóż.. - powiedziałem głośniej i zrobiłem krok w tył - wychodzi na to, że nie mam - wzruszyłem ramionami - po za tym, chyba nie ma pan za co nas spisać czy..

- Spożywanie alkoholu w miejscu publicznym przez osoby nieletnie - przerwał mi - proszę ze mną

- Tak... - zacząłem - Way, teraz - powiedziałem cicho i chwytając chłopaka za nadgarstek zacząłem biec

- Hej! Stójcie! - usłyszałem z daleka i odwróciłem się. Biegł za nami, cholera, nie może być jednym z tych leniwych gliniarzy?

Biegłem ile sił w nogach i ciągnąłem za sobą Gerarda, cholerny balast. Ciekawe czy gdybym go teraz zostawił, miałby mi to za złe. W sumie wolę tego nie sprawdzać, chociaż... nie, jednak nie. Już wystarczająco jest mną zniesmaczony.

- Boże, Way, biegnij szybciej. Masz dłuższe nogi, a biegniesz wolniej niż moja babcia

- Nie gadaj, bo się zmęczysz - zaśmiał się, co w tym śmiesznego...

Po przebiegniętych paru metrach miałem dość, ale wolę paść z wycieńczenia niż dać się złapać gliniarzowi.

- Daleko jeszcze? - spytałem ledwo łapiąc dech

- Nie, skręć w lewo - poinstruował mnie

Zrobiłem więc to co mi kazał i o mało się nie wywaliłem przez co chłopak się zaśmiał. Chciałem spiorunować go spojrzeniem, ale nie było na to czasu. Ten idiota cały czas nas gonił, a w tym czasie ktoś pewnie się włamuje do czyjegoś domu lub sklepu, ale nie, lepiej gonić dwójkę nastolatków, na pewno go za to awansują.

- Gdzie ten przystanek do cholery?! - spytałem zdenerwowany

- No tam! Przyspiesz! - krzyknął

Znów go posłuchałem. Miał racje, tam był przystanek, a przy nim autobus. Zacząłem biec jeszcze szybciej. Dalej trzymałem go za nadgarstek i nie wiem czy przyspieszając nie wystawiłem mu ręki z barku, jednak teraz mnie to nie obchodzi.

- Leć, zaraz dobiegnę - powiedział, więc puściłem go i pobiegłem sam. Teraz biegłem o wiele szybciej.

Wpadłem do autobusu i wydyszałem prośbę o to aby kierowca jeszcze trochę zaczekał. Way po chwili był już w autobusie, więc pospieszyłem mężczyznę za kierownicą żeby jechał. Usiedliśmy na miejscach i starając się łapać oddech zaczęliśmy się śmiać. W sumie to nie wiem z czego. Po prostu zaczęliśmy się śmiać jakbyśmy byli nienormalni.

- Dlaczego zawsze jak się widzimy na ulicy to zmuszasz mnie do biegania? - spytał Gerard

- Dbam o twoje zdrowie i sprawność fizyczną - powiedziałem z uśmiechem - przyda ci się to kiedyś

- Co? Niby do czego... - urwał - Frank! - uderzył mnie w ramię

- No co? - uśmiechnąłem się - w ogóle... gdzie jedziemy? - spytałem po dłuższej chwili

- Nie mam pojęcia - zaśmiał się

- Znowu na twoją działkę?

- Mi pasuje - powiedział z uśmiechem.

Kiedy już byliśmy na jednym z ostatnich przystanków wysiedliśmy i zaczęliśmy iść w stronę domków działkowych, do których swoją drogą był kawałek. Szliśmy w ciszy i co jakiś czas popijaliśmy zawartość butelki, którą Gerard cały czas ze sobą niósł. Kiedy płyn się skończył Way rzucił butelkę gdzieś w krzaki ciesząc się z tego jak dziecko. Chyba nie widziałem go tak wesołego odkąd go znam.

Dotarliśmy pod dom. Gerard tworzył drzwi i weszliśmy do środka. Zapaliłem światło i poszedłem do kuchni za chłopakiem. Wyjął z szafki dwie szklanki i nalał do nich wody, po czym podał mi jedną.

- Właściwie - zaczął po czym napił się wody - czemu mnie uratowałeś przed tym gliną? - spytał, a ja nie do końca wiedziałem co powiedzieć

- Już ci mówiłem, dzień dobroci dla zwierząt - wypiłem zawartość szklanki duszkiem - chyba nie myślisz, że to z sympatii - zaśmiałem się nerwowo

- Właśnie tak myślę - powiedział po czym odłożył szklankę i podszedł bliżej mnie

- Way, naruszasz moją przestrzeń osobistą - przełknąłem głośno ślinę, a on zbliżył się jeszcze bardziej. Moje serce zabiło szybciej, a żołądek mocno mnie zabolał

- Spokojnie - zaśmiał się po czym zrobił parę kroków w tył - idę zapalić, idziesz ze mną? - spytał po czym wyjął z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Ja tylko skinąłem głową i ruszyłem za nim na zewnątrz

Staliśmy na dworze już jakiś czas, Gerard palił kolejnego papierosa. Ja jakoś nie miałem ochoty na kolejne dwa, więc po prostu z nim stałem i towarzyszyłem mu w tej fascynującej czynności.

- Wiesz Iero... - zaczął - masz na mnie zły wpływ - z początku powiedział to poważnie, ale później się zaśmiał

- Co? Niby czemu? - zmarszczyłem brwi

- Najpierw uciekałem z tobą przed jakimiś kolesiami, teraz przed policjantem, co będzie kolejne?

- Nie mam bladego pojęcia, może napalone dziewczyny ze szkoły

- W tym to chyba ja będę pomagał tobie - nagle zrobił się dziwnie poważny

- O czym ty mówisz?

- No nie wiem... na przykład o Samancie

- Weź mi o niej nie mów - westchnąłem i machnąłem ręką - jest namolna. Denerwuje mnie

- Właśnie dzisiaj to widziałem - mruknął

- O co ci chodzi?

- O nic - uśmiechnął się - teraz powiedz mi tak szczerze - zaciągnął się po czym wypuścił dym z ust - czemu mi pomogłeś z tym policjantem - znowu mnie zamurowało, czy on nie może dać mi spokoju z tym tematem?

- Karma - powiedziałem krótko

- Co ' karma ' ?

- No... karma. Zrobiłem coś dobrego, i teraz to do mnie wróci

- Myślałeś o tym, jak jakiś czas temu dałeś mi w mordę?

- Owszem, i karma mnie złapała

- Jak?

- Ja... - zamyśliłem się, jednak uznałem, że i tak komuś muszę to powiedzieć, bo boli mnie to do tej pory - moja matka nie chce żebym się z nią kontaktował - powiedziałem na jednym wdechu

- Frank... przykro mi - wyrzucił papierosa i przydepnął go - aż się dziwie, że mi to powiedziałeś

- Ta... ja też, ale nocne sytuacje, takie jak dzisiejsza, zbliżają ludzi - powiedziałem po czym lekko się uśmiechnąłem

- Tak... masz racje, zbliżają - również się uśmiechnął

Staliśmy tak jakiś czas po prostu na siebie patrząc. Było to dziwne, ale nie przeszkadzało mi, jemu chyba też nie, bo nie odwracał wzroku. Uśmiechał się tylko co jakiś czas, co sprawiało u mnie w brzuchu dziwne uczucie.

- W ogóle.. - powiedziałem po czym odchrząknąłem przerywając moment ciszy - jak ci się układa z Mindy? - spytałem i spojrzałem w ziemię

- Jak na parę po zerwaniu, myślę, że nasze relacje są świetne - powiedział, a ja poczułem jak przechodzi przeze mnie fala ciepła i.. szczęścia, która wywołała u mnie mały uśmiech, nad którym nie panowałem

- Przykro mi, że się rozstaliście - stwierdziłem - byliście fajną parą

- Myślę, że jesteśmy lepszą parą przyjaciół - powiedział - chcesz już iść spać? - spytał

- W sumie.. - uznałem, że lepiej już się położę zanim zrobię lub powiem coś idiotycznego - to nie jest głupi pomysł.

Weszliśmy do domu, a ja skierowałem się do dużego pokoju gdzie usiadłem na kanapie. Po chwili w progu pokoju zjawił się Gerard i spojrzał na mnie pytająco, jednak wydawał się być też dość rozbawiony.

- Co? - spytałem zdezorientowany

- Brzydzisz się spać ze mną w jednym pokoju? - no tak, w jego pokoju są dwa łóżka. Frank, jesteś debilem

- Oh... no tak.. - mruknąłem po czym wstałem z kanapy i ruszyłem za Wayem do pokoju jego i Mikeyego.

Kiedy już się położyliśmy rozmawialiśmy jeszcze chwilę i... ta rozmowa była całkiem miła, czyżby moja nienawiść do niego przechodziła?

__________________
Hej hej
To chyba mój najdłuższy rozdział, i jeśli mam być szczera, to jestem z niego dość zadowolona xD
Mam nadzieję, że się podobało i jak coś to wiecie... widzimy się na dole x
PS: I Love You All! ~Haia_Miia xx




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top