Rozdział Szósty

- Rozumiesz to Mindy? Nakłamał Marks w żywe oczy, i jeszcze muszę spędzać z nim popołudnia, bo mamy tą pieprzoną karę, jaką jest pomaganie w rekwizytach do przedstawienia. - wyrzuciłem z pretensjami - ja tam do cholery gram. Muszę się nauczyć tekstu i... - nie dokończyłem, bo Mindy przerwała mi pocałunkiem - za co to? - spytałem kiedy się oderwała

- Żebyś skończył już marudzić - powiedziała z uśmiechem

- W takim razie chyba muszę marudzić częściej - również się uśmiechnąłem po czym chwyciłem ją za rękę

- A co do sytuacji - zaczęła - poszukaj jakichś pozytywów 

- Niby jakich? - prychnąłem

- Będziesz mógł się zbliżyć do Franka i trochę go poznać

- Szybciej wyskoczę z okna, albo przywalę sobie młotkiem w głowę

Dziewczyna pokręciła głową i westchnęła. Miała zbyt dobre serce i chciała żeby każdy się kochał i miłował. Ona nie rozumie, że można kogoś tak po prostu nie lubić, że można do kogoś pałać nienawiścią, bo po prostu nie jest typem człowieka, który się lubi. Za każdym razem kiedy narzekałem na Franka, ona zaczynała go bronić. Lubiła go. Tak jak reszta moich znajomych. Nikt nie był po mojej stronie. Nawet mój brat. Mój jebany rodzony brat. Był z nim prawie tak blisko jak Kellin, chociaż tego to chyba nic nie pobije. Czasem jak na nich patrzyłem to czułem się jakbym patrzył na trzynastolatki, które podniecały się tym że mają takie same ubrania lub powiedziały ten sam wyraz w tym samym momencie. 

Dalej czułem się nie najlepiej. Bolała mnie twarz i brzuch. Frank może i był wielkości krasnala ogrodowego, ale przywalić umiał. Był całkiem silny i pewny w 'walce'. Nie zastanawiał się gdzie i jak uderzyć. Robił to z niemalże chirurgiczną precyzją. Nawet jak nie uderzał mocno, to w takie miejsce, gdzie z pewnością wiedział że zaboli najbardziej. Moja twarz była podpuchnięta. Dolna warga była rozwalona, a górna rozgryziona od środka. Na brzuchu z pewnością będę miał dużego siniaka, a krocze... cóż.. wciąż boli. Ten karzeł jest psychopatą, a ja jeszcze mam z nim siedzieć po lekcjach? Zabije mnie gwoździarką albo spuści na mnie jeden z podwieszanych rekwizytów. Czuję to w trzewiach... albo to jego pięść odciśnięta na moim żołądku. 

Mindy nagle przyspieszyła ciągnąc mnie za sobą. Czułem się dziwnie nienadążający  za dziewczyną. Chyba zapomniała, że byłem nieco poturbowany i nie mam ochoty na zabawę w berka. Nie w takim stanie. Nagle jednak zatrzymała się. Przy kim? Przy Franku. Oczywiście.

- Idziemy dzisiaj na podwójną randkę - oświadczyła

- Co?! - krzyknąłem wraz z Frankiem. Mamy niezłą synchronizacje

- Idziemy na podwójną randkę - powtórzyła

- Ale ja.. nie mam dziewczyny - powiedział Frank po czym uśmiechnął się myśląc pewnie, że Mindy odpuści

- Ależ masz. Załatwiłam ci Kate - uśmiechnęła się słodko - nie masz już wyboru. Powiedziałam jej, że się zgodziłeś, więc... widzimy się pod wieczór - poinformowała go - aha! - wykrzyknęła - ty i Gerard dojdziecie na miejsce spotkania razem, bo ja idę z Kate

- Co? Czemu? - jęknąłem pretensjonalnie

- Temu, że przychodzi do mnie po szkole. Spotkamy się jakoś w parku. Do zobaczenia Frank - powiedziała z uśmiechem i odeszła ciągnąc mnie za sobą. Co ona robi?

Frank nie protestował. Stał oszołomiony i zniesmaczony pod klasą, gdzie miał mieć lekcje. Byłem zły, zażenowany i cholernie niezadowolony. Chciałem nakrzyczeć na tą małą istotkę idącą przede mną ale... bez przesady, to jak krzyczeć na małego kotka.

- Za jakie grzechy mi to robisz? - spytałem starając się brzmieć jakbym był obrażony 

- Chcę żebyście się poznali. Oboje jesteście fajni i macie ze sobą wiele wspólnego - powiedziała stając pod ścianą - on naprawdę jest fajnym i dobrym człowiekiem, Gee

- Jasne - prychnąłem - nie odzywaj się do mnie. Nie dość, że muszę z nim spędzać przerwy na lunch, to jeszcze po lekcjach, a teraz ty mi wyskakujesz z jaką podwójną randką, Mindy no!

- Co? - wzruszyła ramionami - i tak mi to wybaczysz

- Jesteś pewna? - uniosłem brwi i skrzyżowałem ręce na piersiach

- Owszem... - przygryzła wargę - prawdopodobnie jeszcze dzisiaj - powiedziała nieco ciszej po czym się uśmiechnęła i stając na palcach pocałowała mnie 

- Oh... - wydusiłem z siebie - chyba masz rację - przysunąłem ją bliżej siebie i tym razem to ja ją pocałowałem - może ten dzień nie będzie taki zły - powiedziałem z uśmiechem

   Lekcje minęły dość szybko. Dzisiaj akurat nie chciałem żeby tak było. Chciałem żeby trwały jak najdłużej, byleby odwlec spotkanie z Frankiem po lekcjach. Nie chcę się z nim widzieć. Kto wie co odwali temu chomikowi. Może mnie zabije po czym zrobi sobie ze mnie kołowrotek. Jest psychiczny. Nie żebym się go bał, ale psychopaci są nieobliczalni. 

Mozolnie wszedłem do 'sali teatralnej' gdzie zastałem panią Paxton i Franka. Wygląda na to, że na mnie czekali. Super. Teraz będzie, że nie chcę się nawet postarać bo się spóźniam. Usiadłem obok nauczycielki i przywitałem się z nią uśmiechem. Wyjaśniła nam wszystko. Krok po kroku mówiła i objaśniała co i jak mamy zrobić, po czym powiedziała, że musi iść do osób które miała pod opieką w kozie. Myślałem, że to my w niej jesteśmy, ale dobra. Chociaż coś pozytywnego.

Frank przez dłuższy czas coś malował, a ja szkicowałem na drewnie różnego rodzaju wzory, które miały służyć za... w sumie sam nie wiem za co. Pani Paxton pewnie coś wymyśli. Nagle chłopak wziął do ręki młotek, a ja automatycznie się odsunąłem. Co jak co, ale Iero i młotek to nie jest nic dobrego.

- No co ty, chyba się mnie nie boisz - powiedział z uśmiechem

- Nie, nie boję się chomików - powiedziałem szybko i wróciłem do pracy - lepiej dalej maluj i.. - spojrzałem na jego 'dzieło' - bierz mniej farby. Trochę wyczucia - westchnąłem 

Chłopak odłożył młotek i podszedł do mnie.

- Ja mam mieć trochę wyczucia? - zaśmiał się - co to są na gryzmoły?

- Twoje życie - burknąłem. To był chyba największy suchar jaki w życiu powiedziałem.

- Nie, ja nie mam życia - oznajmił po czym wzruszył ramionami - daj mi coś narysować - powiedział chcąc zabrać mi ołówek, jednak w ostateczności tylko położył swoją dłoń na mojej. Przez moje ciało przeszedł dziwny ciepły prąd

- Łapy precz! - krzyknąłem wyrywając rękę

- Spokojnie Gerard. Nie bij -zaśmiał się - zresztą... i tak nie umiesz - znów się zaśmiał. Zaraz wezmę ten młotek i wybiję mu zęby.

Westchnąłem i spojrzałem na chłopaka, który wrócił do malowania. Włosy opadały mu na twarz. Chcąc je poprawić przejechał brudnym pędzlem po twarzy zostawiając na policzku bladoniebieski ślad. Uśmiechnąłem się lekko. Chyba tego nie poczuł. To dobrze. Może i u nas to nie jest żadna nowość, że ktoś jest brudny od farby, ma zabandażowaną rękę czy ma pełno czerwonych śladów. Ta szkoła ma szeroki wachlarz zajęć, więc różne 'przypadki' czy 'wypadki' nie były niczym nadzwyczajnym. Kiedy Iero spojrzał na mnie znów przeszedł mnie dreszcz. To chyba obrzydzenie i odruchy wymiotne.

Wypuście mnie stąd. Chcę już wieczór.

_____________
Hej! 
Mamy znów perspektywę Gee ^^
Mam nadzieję, że się podobało i wgl ( wybaczcie, że nie za długi )
Jak coś, to jak zawsze widzimy się na dole
  
PS: I Love You All! xx ~Haia_Miia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top