Rozdział Siedemnasty
Położyliśmy się spać dość szybko. Ja zająłem łóżko należące do Mieyego, które znajdowało się pod oknem, a Gerard łóżko pod ścianą po drugiej stronie pokoju. Powinienem być zmęczony. Dzień pełen wrażeń, tydzień załamania i siedzenia w domu, ewentualnie włóczenia się po mieście i szukania guza czy czegoś innego do roboty. Tydzień czasu na przemyślenia, a to i tak za mało. Nie mogłem spać. Nie wiem czemu, po prostu nie i już. Mój organizm odmawiał snu. Powieki nie chciały zacząć ciężko opadać, a ciało nie mogło znaleźć wygodnej pozycji, w której przeszłoby w stan parogodzinnej hibernacji. Nie zostało mi więc nic, jak tylko leżenie i patrzenie się w okno lub w sufit. Gerard zasnął dość szybko, przynajmniej tak mi się zdaje, bo po jakimś czasie przestał się wiercić, mruknął coś i zrobił się spokojny. Ja jednak nie miałem tyle szczęścia.
Cały czas leżałem i myślałem. Dlaczego. Dlaczego to wszystko się dzieje, dlaczego uciekając przed tymi... dresami? Zacząłem ciągnąć Gerarda za sobą? Przecież mogłem go tam zostawić, oni by go staranowali, a ja miałbym spokój raz na zawsze. Jednak nie, ja prosiłem żeby uciekał, zacząłem go ciągnąć mimo tego, że nawet nie wiedziałem gdzie uciekać. Przecież nie znam okolicy. Nie wiem nic. Może miałem nadzieję, że mi pomoże, co zresztą zrobił i to cholernie dobrze. Gdyby nie on, teraz pewnie leżałbym skatowany w jakimś rowie około autostrady oddalonej od miasta, o sto kilometrów. Jestem mu wdzięczny. Nie powiem mu tego, ale jestem. Kiedy powiedział, że mogę spać z nim w jednym pokoju poczułem coś w stylu... satysfakcji? Sam nie wiem. On zaczyna na mnie jakoś dziwie działać. Jak powiedział mi o Mindy... z jednej strony poczułem ukłucie w środku, ale z drugiej uznałem że zmyśla, więc to olałem, a teraz leżę tu, w pokoju jego i Mikeyego, pod oknem i patrze przez okno na księżyc i myślę o starszym z braci. To dziwne. Nie spodziewałbym się, że kiedykolwiek będę czuł się przy Gerardzie w miarę dobrze. Co prawda myślę tak pewnie tylko ze względu na brak snu i dlatego, że jest noc, a w nocy dzieją się dziwne rzeczy.
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Było po drugiej. Po drugiej nie dzieje się nic dobrego, po drugiej trzeba iść spać. Tylko, że... nie umiem. Nie mogę zasnąć. Moje myśli zaprząta jakiś idiota, którego nienawidzę od początku znajomości. Nie czułem nigdy nic w tym stylu. To nienawiść, jednak nie jest ona do końca czysta. Ma pewną skazę, skazę której nie umiem zlokalizować ani zidentyfikować. Nie można pozbyć się błędu, jeśli nie zna się jego źródła. Gerard znów coś mruknął, na co ja lekko się uśmiechnąłem. Co jak co, ale brzmiało to całkiem uroczo. Wiem, że nie powinienem tak myśleć, ale... to tak brzmiało.
Obudziłem się po dziewiątej. Od razu otworzyłem oczy i spojrzałem w kierunku ściany, pod którą stało łóżko. Gerard jeszcze spał. Był przykryty po czubek nosa i co chwilę marszczył brwi co ledwo widziałem bo włosy spadły mu na twarz. Wstałem z łóżka i uprzednio zabierając z materaca telefon wyszedłem z pokoju i udałem się do łazienki aby przemyć twarz.
Kiedy już zrobiłem wszystko co było rano niezbędne, udałem się do salonu i usiadłem na kanapie. Wyjąłem telefon ze spodni. Kilka SMSów od ojca i nieodebrane połączenie. Napisałem mu tylko, że żyję i wszedłem w ikonkę messengera. Kellin do mnie pisał, reszta też. Zważywszy na to, iż z nim mam najlepsze relacje to jemu zdecydowałem się odpisać.
Do: Królowa:
Żyję, jestem u Wayów na działce, nie pytaj.
Napisałem. Nie czekałem długo na odpowiedź. W niedziele Kellin nie sypiał za długo, więc szybko mi odpisywał.
Królowa:
Spoko, wbijemy
Zmarszczyłem brwi, nie chcę ich tu.
Do: Królowa:
Po co?
Królowa:
Muszę dbać o moich poddanych.
I na tym skończyła się nasza rozmowa. Niedługo przed dziesiątą drzwi otworzyły się, a w salonie pokazał się Mikey, Kellin i Jack. Patrzyli na mnie jakby czekając na wyjaśnienia, których nie miałem zamiaru im dawać. Jack jak zwykle rzuciłby jakimś podtekstem czy czymś i tak by się to skończyło.
Powiedziałem im wszystko w jak największym skrócie i zacząłem pytać jak w szkole, i o inne pierdoły, które w większości nawet mnie nie obchodziły. Około jedenastej swoją obecnością zaszczycił nas jeszcze zaspany Gerard.
- Dzień dobry - rzuciłem i jakby mimowolnie posłałem mu delikatny uśmiech.
- Cześć - odpowiedział jakby skrępowany
- No ja też witam! - krzyknął Jack - jak było? Bardzo romantycznie? Frank nam nie chciał nic powiedzieć - zmarszczyłem brwi.
- O co ci chodzi? - powróżył moją czynność
- No o noc. Wiesz, wy dwoje, w domku. Całkiem romantycznie, szczególnie że to o czym się ostatnio dowiedzieliśmy jest...
- co? O czym się dowiedzieliście? - spytałem
- O niczym, Jack plecie głupoty - wtrącił Kellin, co oni przede mną ukrywają?
- Ale, ja chcę wiedzieć jakie - skrzyżowałem ręce na piersiach. O co tu do cholery chodzi?
- No Gerard się zakochał w jakimś kolesiu i chyba zmienia orien...
- Wcale nie! - krzyknął
- A jak wyjaśnisz...
- Gdybym był zakochany w jakimś chłopaku nie przespałbym się z Mindy! - krzyknął znów przerywając Jackowi.
Poczułem jakby coś we mnie... pękło? Sam nie wiem. Poczułem się nagle źle. Jakbym był zły i smutny, coś w stylu pomieszania tych dwóch uczuć. Poczułem ukłucie w środku. Takie cholernie mocne ukłucie. Patrzyłem na niego. Wydaje mi się, że mój wzrok nie wyrażał nic, żadnych emocji. Jednak wtedy nie żartował, tylko... po co ja się przejmuję? To bez sensu. Gerard spojrzał na mnie. Czułem się jakbyśmy toczyli bitwę na wzrok, a ja bym przegrywał. Nie lubię przegrywać. Ja nie przegrywam.
- Ty... co zrobiłeś? - spytał Kellin
- Przespałem się z Mindy, zadowoleni? Jak jeszcze wam pokazać, że n i e jestem gejem?! - dał mocny nacisk na 'nie' i spojrzał na Jacka z wyraźnym zdenerwowaniem w oczach.
- Musimy pogadać... - powiedział Kellin i wyciągnął do niego rękę. To było nieco dziwne - t e r a z - dodał bardzo wyraźnie kiedy starszy Way nie zareagował.
Chłopacy po chwili wyszli z domku, a ja dalej patrzyłem w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Gerard.
___________________________________
Hej!
No! Mamy kolejny, i nieco dłuższy!
Mam nadzieję, że się podobało i wiecie, jak coś widzimy się na dole↓ xx
PS: I Love You All! ~Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top