Rozdział Piąty

Mozolnym krokiem ruszyłem do gabinetu dyrektora. Nie chciało mi się tam iść prawie tak mocno jak nie chciało mi się siedzieć w szkole. Jestem leniwym człowiekiem, który lubi siedzieć u siebie - ewentualnie u kogoś - w pokoju i się opierdalać. Taki już jestem i nic z tym nie zrobię, przykro mi. Stanąłem pod drzwiami do gabinetu - prawdopodobnie - najważniejszej osoby w tej szkole i zapukałem cicho w ich powierzchnię. Usłyszałem stłumione ' Proszę ', na co wszedłem do środka. Ujrzałem stojącą pod oknem wysoką kobietę. Nie była najstarsza ale też nie była najmłodsza. Miała na sobie spódnicę sięgającą może połowy łydek oraz białą koszulkę. Rozejrzałem się po gabinecie. Nikogo tu nie było, więc chyba nie chodziło o to, o co myślałem że chodziło. Rozluźniłem się trochę i zacząłem układać sobie w głowie odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania, które mogła zadać kobieta.

- Dzień dobry - przywitałem się - o co chodzi? - spytałem zamykając za sobą drzwi.

- Usiądź i poczekaj chwilę - powiedziała nie odwracając się do mnie. Czyli jednak chodzi o tą akcję na korytarzu. Super. - Frank... - kobieta odwróciła się i wytrzeszczyła oczy. Moja twarz wyglądała aż tak źle? - nie chcesz iść do pielęgniarki? - spytała na co przecząco pokręciłem głową.

Siedziałem na krześle dość długo. Nie wiem ile.  Nie kontrolowałem czasu. Machałem tylko nogami w powietrzu wbijając wzrok w czubki moich  butów. Pani Marks pisała coś w komputerze, a jej palce uderzające o klawisze klawiatury były jedynym dźwiękiem zakłócającym panującą w pomieszczeniu ciszę. No... był jeszcze zegar, który był na wyczerpaniu, bo ruszał tylko sekundnikiem. Denerwowało mnie to. Nie mogli wymienić w nim baterii? To chyba nie jest bardzo trudna czynność. Wystarczy zdjąć zegar ze ściany, wyjąć zużyte  baterie, wsadzić na ich miejsce nowe i odwiesić zegar. Do tego nie trzeba specjalnych brygad FBI. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Marks nic nie powiedziała, a mimo to drzwi otworzyły się. Obróciłem się i zobaczyłem Gerarda. Wyglądał koszmarnie. Chyba gorzej niż ja. Mogę być z siebie dumny.

Chłopak usiadł na krześle znajdującym się obok tego, na którym siedziałem ja. Zacząłem szybciej machać nogami i znów wbiłem wzrok w czubki moich butów. Ok. Teraz trzeba wymyślić strategię.

- Chłopcy... -zaczęła kobieta patrząc na nas

- Pani Marks - powiedział Gerard patrząc prosto na kobietę, na co westchnęła

- Powiecie mi łaskawie, co się stało? - spytała patrząc to na Waya, to na mnie. Cholera.

- Frank mnie uderzył, zacząłem się bronić - rzekł obojętnie - tylko tyle - wzruszył ramionami

- Frank... co ty mi na to powiesz? - zwróciła się do mnie. 

Cholera. Nie może być wszystko na mnie. To on mnie sprowokował, no halo. Czas na odegranie mojej ulubionej i jedynej roli jaka kiedykolwiek mi wychodziła. Rola małego, zbitego i strachliwego dziecka. Spojrzałem kątem oka na Gerarda, a następnie przeniosłem wzrok, którego wyraz przybrałem na najsmutniejszy na jaki było mnie stać, na dyrektorkę. 

- Frank... co się stało... - była zaniepokojona. Punkt dla mnie.

- Ja... - zacząłem - bo on się na mnie uwziął - powiedziałem cicho - odkąd tu jestem, dokucza mi. Jest dla mnie wredny i mnie odtrąca - dodałem histerycznie, po czym spojrzałem na Gerarda. Był zdezorientowany i wkurzony. Dwa zero szmato

- Ale... co stało się dzisiaj - brzmiała jakby pytała trzylatka czy wszystko w porządku po jakimś przykrym incydencie 

- Wszedłem do szkoły, przywitałem się z nim, a on pokazał mi środkowy palec... - spuściłem głowę - później na mnie zaszarżował i... i stało się to - wskazałem na mój policzek - było mi bardzo trudno ale musiałem się bronić, bo nie wiadomo co jeszcze by mi...

- Co ty pieprzysz?! - wykrzyknął chłopak siedzący obok mnie

- Panie Way, słownictwo! - wykrzyknęła Marks

- Ale to...

- Czy to co mówi Frank, co same kłamstwa? - zapytała krzyżując ręce na piersiach

- Nie, ale...

- Dziękuję - powiedziała przerywając mu. Czyży trzy do zera?

- Ale...

- Dziękuję! - syknęła w jego stronę - kontynuuj Frank - rzekła z uśmiechem

Ok. Rola zbitego dziecka była moja. Kiedy mogę jechać do Hollywoodu? Myślę, że dostanę rolę bez kastingów.

- Później się pobiliśmy.. ale to już pani wie - mówiłem bardzo cicho, starając się przybrać smutny i przestraszony ton

Kobieta spojrzała na nas i westchnęła. Zanotowała coś w komputerze, a później w jakimś zeszycie i znów uniosła na nas wzrok.

- Muszę zadzwonić do waszych rodziców, a wy musicie ponieść konsekwencje - rzekła

- Nie! - krzyknęliśmy chórem

- Po co od razu do rodziców? - zaśmiałem się nerwowo 

- Właśnie, nie da się tego jakoś obejść? - spytał Way - sama kara chyba wystarczy proszę pani

- Chociaż w czymś jesteście zgodni - znów westchnęła.teraz mówiła jakby była zmęczona całą sytuacją. Jeśli serio tak jest.... to jest nas dwóch. Też mam już dość i chcę stąd wyjść - jednak muszę zadzwonić do rodziców - poinformowała nas, na co obaj cicho jęknęliśmy

- Serio, sama kara wystarczy - poparłem Gerarda. Nie chcę gadać z ojcem. Ty bardziej o szkole.

- Nad tym jeszcze pomyślę - wow, niezła odpowiedź - a co do kary... - uniosła na nas wzrok i zaczęła się rozglądać, jakby zastanawiając się czym nam dowalić. nagle jej oczy jakby rozbłysły - pomożecie pani Paxton w przygotowaniu rekwizytów dla klasy teatralnej - chwila, to tutaj jest takie coś? 

- Co?! Ja już tam występuję. Muszę ogarnąć tekst! - chłopak był wyraźnie oburzony

- Przykro mi Gerard. Trzeba było pomyśleć zanim pobiłeś się z Frankiem - rzekła obojętnie - możecie już iść - wstaliśmy i udaliśmy się do wyjścia - aha, panie Way - zatrzymaliśmy się - pokaż panu Iero gdzie jest sala teatralna 

Chłopak skinął głową po czym oboje wyszliśmy z gabinetu. Nie odezwaliśmy się do siebie. Szliśmy cicho i co jakiś czas mierzyliśmy się wzrokiem. Czemu ja go tak nienawidzę? Czemu on musi tu być, Boże... ile ja bym dał żeby on zniknął raz na zawsze.

- Nieźle ci z tą opuchniętą mordą - po chuj przerywa tą cudną ciszę? Czy on wie jaki jest irytujący?

- Dzięki - rzuciłem - Mindy będzie mi wdzięczna - uśmiechnąłem się, a on posłał mi pytające spojrzenie - poprawiłem ci urodę. Teraz nie będzie musiała się ciebie wstydzić - wyjaśniłem, na co on cicho się zaśmiał. Co w tym zabawnego?

- Jesteś śmieszny - oznajmił. Jeszcze mu mało?

- Jak twoja morda - fuknąłem - chcesz się jeszcze być albo coś, czy mogę wracać do Kellina i reszty osób które, niektórzy mimo swej ułomności , są lepsze od ciebie?

- Możesz się oddalić. Zezwalam - przybrał poważny to, a ja wywróciłem teatralnie oczami i ruszyłem do klasy na resztę lekcji.

   Pozostały czas lekcji minął dość szybko, bo większość tego czasu spędziłem u Marks na dywaniku. Na przerwie Kellin, który dzięki mnie został nazywany 'Królową', zaczął wypytywać o co chodziło. Zdziwił się, że serio pobiłem się z Wayem. Myślał, że ta cała sytuacja jest na pokaz.. no cóż, lekko się pomylił. Spędzałem z Gerardem czas tylko dlatego, że zadawał się z Kllinem i resztą, a nie dlatego że go lubiłem. Sam nie wiem, jak można go lubić, a Mindy.. nie wiem co w nim widzi. Jest chamskim, nieempatycznym i zadufanym w sobie dupkiem.

Wraz z Kellinem udałem się pod klasę gdzie mieliśmy mieć teraz lekcję. Zanim tam doszliśmy spotkaliśmy Jacka, który rzucił hasło ' Starzy wrócili do interesów, impreza w piątek ', po czym poszedł dalej ogłaszać tą jakże radosną wieść. Kellin cieszył się jak dziecko, nie wiem czemu, ale ja nie tryskałem tak entuzjazmem. Jak mam tam iść po to, żeby z nów się bić - przez co pewnie coś rozpieprzę i będę musiał odkupować coś za parę tysięcy - to nie byłem  do tego super nastawiony.

- A ty co taki smętny? Gee zmienił cię w Mikey'a i twoja twarz nie wyraża już emocji? - spytał cicho się śmiejąc, co brzmiało jak chichot trzylatki, przez co i ja się zaśmiałem

- Nie, po prostu nie wiem czy będę - mówiąc to wsadziłem ręce do kieszeni spodni

- Chodzi o Gerarda? - spytał na co cicho westchnąłem - nie możecie chociaż spróbować się dogadać? Nie mówię, że macie się zamieniać od razu w Ryana i Brendona, ale chociaż spróbujcie się polubić - zamilkł - choć z nimi na początku było podobnie, więc kto wie - dodał cicho. Tak cicho jakbym nie miał tego usłyszeć

- Co? - spojrzałem na niego wymownie

- Nic - odpowiedział krótko - masz być na imprezie  i tyle - powiedział poważnym i , o dziwo, nawet niskim tonem

- Tak jest Królowo  - rzekłem na tyle poważnie na ile było to możliwe

- No, ja myślę. - powiedział dumnie po czym się zaśmiał. Ten człowiek nie umie być poważny.

_____________
Hej!
Mamy piąty rozdział, woohoo!
Mam nadzieję, że się podobało, i wgl... zamiast uczyć się na gegre to napisałam rozdział... w około 1,5h, więc idk jak wyszło xD
Jak coś to widzimy się w dole czy coś 

PS: I Love You All! xx ~Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top