Rozdział Dwudziesty Siódmy
Początek tego dnia był całkiem miły. Wszyscy zdawali się być zadowoleni z takiego obrotu spraw. Siedzieliśmy na polanie do około szesnastej i dobrze się bawiliśmy. Kiedy wróciłem do mojej grupy zająłem miejsce pomiędzy Kellinem, a Jackiem przez co miałem nieco lepszy widok na Franka. Czy zachowuję się idiotycznie? Tak, ale dobrze mi z tym. Kellin co chwilę się we mnie zaczynał i mówił jakieś rzeczy dotyczące Franka. To, że na mnie spojrzał, to że się zagapił. Czuję się jakby Quinn był dziewczyną, która podnieca się tym, że jej przyjaciel się zauroczył, i mam wrażenie, że przeżywa tą całą sytuację bardziej niż ja.
W domu byłem około piątej wieczorem. Wracałem z Kellinem i - przez krótki okres czasu - z Frankiem. Przez obecność drugiego chłopaka mało się odzywałem, coś mnie cholernie blokowało, i mogłem normalnie porozmawiać z moim przyjacielem, dopiero kiedy Iero nas opuścił. Kiedy byliśmy już pod moim domem powiedziałem Kellinowi, że idę jeszcze porozmawiać z Mindy. Chłopak tylko poklepał mnie po ramieniu i powiedział ' powodzenia ' po czym uśmiechnął się delikatnie i odszedł.
Szedłem do parku, gdzie umówiłem się z Mindy. Czułem jak cały się trzęsę. Czułem jak strach i ból powoli opanowują moje ciało. Serce biło szybciej niż zwykle, a żołądek jakby zaciskał się w ciasny węzeł. Było mi strasznie gorąco i ciężko mi się oddychało. Nie wiem co i jak mam powiedzieć. Może powinienem z nią zerwać, a może powinienem brnąć w to wszystko dalej, przecież nie mam nic do stracenia.
Kiedy doszedłem na miejsce... chciałem uciec. Coś podpowiadało mi, że to nie jest dobry pomysł, coś mówiło mi, że nie powinno mnie tu być, że to nie zadziała. Jednak... wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić. Nie mogę wykorzystywać ludzi i ich okłamywać dla własnych celów. Muszę sam się sobą zająć i przyzwyczaić się do tego jaki jestem.
Wszedłem wgłąb parku. Na jednej z ławek siedziała Mindy. Patrzyła w niebo i uśmiechała się do siebie. Wychodzi na to, że miała dobry dzień. Wydawała się być naprawdę szczęśliwa. Ja za to posmutniałem. Nie wiem jak zareaguje na to co stanie się za chwilę, nie wiem co poczuje. Nie chcę żeby mnie znienawidziła i nie chcę psuć jej dnia. Jest dla mnie naprawdę bardzo ważna. Wiele razem przeszliśmy, i chcę żebyśmy razem przeżyli jeszcze więcej. Wziąłem głęboki oddech i skierowałem się do miejsca gdzie siedziała dziewczyna. Usiadłem obok niej i przytuliłem ją na przywitanie. Uśmiechnąłem się kiedy poprosiła mnie abym spojrzał w górę i chwyciła mnie za rękę. Nie splotła naszych palców. Po prostu delikatnie ujęła moją dłoń.
- Pamiętasz jak tak siedzieliśmy jak byliśmy młodsi? - spytała nie odrywając wzroku od sklepienia
- Tak, zawsze lubiliśmy spędzać ze sobą czas i patrzeć w niebo - powiedziałem po czym spuściłem wzrok - Mindy... - zacząłem
- Gee, zanim przejdziemy do rozmowy, posiedźmy tak chwilę, proszę - spojrzała na mnie, a ja tylko skinąłem głową
Siedzieliśmy tak jakiś czas w ciszy i po prostu patrzyliśmy w niebo. Żadne z nas się nie odezwało. Siedzieliśmy tylko i patrzyliśmy w górę nie przejmując się niczym. Tak jak to było kiedy byliśmy młodsi. Nie chciałem tego psuć, jednak wiedziałem, że muszę. Wiedziałem, że muszę to zrobić prędzej czy później.
- Mindy... - zacząłem. Dziewczyna obróciła się i spojrzała na mnie. Wydawała się być smutna, jednak nie do końca. Widziałem w jej oczach mały błysk szczęścia - przepraszam - powiedziałem i spuściłem wzrok - wiem, że...
- Nic się nie stało - przerwała mi
- Skąd wiesz o co chodzi? - spytałem
- Gee... widać, że nie czujesz do mnie już tego co kiedyś, ale nie martw się. Nie gniewam się - uśmiechnęła się i chwyciła mnie za ręce - mogę tylko znać powód? Samo minęło, czy coś ci pomogło dojść do takiego wniosku?
- Chyba się zakochałem... - powiedziałem cicho.
Nie spojrzałem na nią. Nie umiałem tego zrobić. Nie umiałem spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że zrywam z nią z czyjegoś powodu. Mindy na to nie zasługuje. Jest bardzo dobrą osobą, która zasługuje na wszystko co najlepsze.
- Hej, Gee.. spójrz na mnie - powiedziała i położyła dłonie na moich policzkach, a ja wykonałem jej prośbę - wszystko jest ok - uśmiechnęła się ciepło - kim jest ta szczęściara? - spytała, a ja myślałem, że zaraz się rozpłaczę. Czemu ona musi być taka dobra?
- Ja... nie chcę mówić... ja... boję się... - powiedziałem cicho - nie chodzi o to, że ci nie ufam, bo to nie prawda. Ja tylko...
- Spokojnie Gee - pogłaskała mnie po policzku - nie musisz mówić, rozumiem. Przetraw to wszystko na spokojnie, i jak chcesz to porozmawiamy o tym później, tak? - skinąłem głową w odpowiedzi. Poczułem jak mocno się trzęsę ze stresu - A kiedy zobaczysz, że niebo zaczyna drżeć, i kiedy poczujesz, że zaczynasz się rozpadać, nie bój się i powiedz sobie , że wszystko jest w porządku, i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, bo nie byliśmy tylko parą w związku, ale jesteśmy też parą przyjaciół od niepamiętnych czasów.
Uroniłem łzę. Spojrzałem na dziewczynę i mocno ją przytuliłem. Miałem ochotę już nigdy jej nie puszczać. Ona jest niesamowita.
- Dziękuję - wyszeptałem - naprawdę dziękuję... nie zasługuję na ciebie
- Skończ, to nie prawda - odsunęła mnie od siebie - miłość chyba serio zmienia ludzi, hm? - zachichotała
- Nie rozumiem...
- Nie zachowujesz się jak wcześniej. Nie udajesz człowieka z kamienia, który może zaraz komuś dać po mordzie. Zachowujesz się jak dziecko, które jest wrażliwe na wszystko.
- Cholera...
- Nie Gerard, to nie jest nic złego, wręcz przeciwnie
- Co jak przez moje zachowanie on się zorientuje? To jest coś złego, Mindy co ja...
- On? - spytała przerywając mi
- Co?
- Powiedziałeś, że co jak o n się zorientuje... Gee...
- Przejęzyczyłem się - rzuciłem broniąc się
- Gerard...
- Mindy, proszę cię... to dla mnie trudne jak cholera... w ogóle zachowuję się i czuję się jak nie ja
- Myślę, że się przyzwyczaisz - powiedziała z uśmiechem i przytuliła się do mnie - chyba muszę się zbierać, mam kawałek do domu
- Odprowadzić cię? - spytałem wstając - wiesz, obronię cię jakby co - podałem jej rękę, którą ona po chwili chwyciła z uśmiechem.
- Będę zaszczycona, panie Way - uśmiechnęła się szerzej i wstała z ławki
Szliśmy pod rękę przez całą drogę do domu Mindy. Myślałem, że rozejdziemy się w niezgodzie, a tu proszę. Jestem tak cholernie szczęśliwy, że nic nie uległo zmianie.
Kiedy już byliśmy pod domem dziewczyny pożegnaliśmy się, a ja zacząłem iść w stronę mojej posiadłości. Pewnie zanim wrócę do domu będzie po dziewiątej, ale cóż, jakoś to przeżyję.
Idąc do domu znów przechodziłem przez park. Kiedy przechodziłem obok fontanny zobaczyłem siedzącego przy niej Franka. Poczułem jak mimowolnie się uśmiecham. Chciałem do niego podejść ale coś mnie zatrzymywało. Może to strach, sam nie wiem. Stałem tak tylko przez chwilę i patrzyłem na niego. Miał ze sobą zeszyt i wyglądał jakby skupiał się na pisaniu w nim czegoś. Wyglądał uroczo.
Odchodząc spojrzałem na niego jeszcze raz i uśmiechnąłem się lekko. Był tak skupiony na tym co robił, że mnie nie zauważył.
_______________
Hej Hej!
Jest obiecany rozdział! - ja to Was rozpieszczam
Mam nadzieję, że się podobało, i jak coś to widzimy się na dole ^^
PS: I Love You All! xx ~ Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top