Rozdział Dwudziesty Pierwszy

Obudził mnie budzik. Mimo to, nie otworzyłem oczu. Wymacałem telefon i na oślep wyłączyłem alarm po czym obróciłem się na drugą stronę. Zasnąłem dopiero nad ranem, słyszałem nawet jak Mikey i mama wracają do domu. Nie wiem czy spałem chociaż dwie godziny, pewnie nie. Nie mogłem zasnąć. Cały czas męczyły mnie myśli, to nagranie, uczucia. Wszystko. Wiem, że postanowiłem sobie, że będę grał człowieka bez uczuć, ale udawanie i oszukiwanie innych jest łatwiejsze niż oszukiwanie i udawanie czegoś przed samym sobą. Siebie nie oszukasz, uczucia i tak wezmą górę. 

Otworzyłem leniwie oczy i wstałem z łóżka. Poszedłem do łazienki i przemyłem twarz zimną wodą, po czym poszedłem do kuchni gdzie nastawiłem wodę. Nie wiem co chcę jeść, więc chyba wezmę jabłko. Powinno mi starczyć do długiej przerwy. Wyszedłem z kuchni znów kierując się do mojego pokoju. Zapaliłem światło i stanąłem przed szafą, w której miałem ubrania. Nie wiem co włożyć. Spojrzałem w głąb szafy i wyciągnąłem z niej czarną koszulę, którą po chwili już miałem na sobie. Założyłem jeszcze czarne rurki, w które wcisnąłem koszulę, zapiąłem pasek i znów miałem zamiar iść do kuchni, kiedy przez uchylone drzwi od łazienki zobaczyłem Mikeyego klęczącego przed sedesem.

- No ciekawe kto to będzie sprzątał, bo na pewno nie ja - powiedziałem otwierając drzwi od łazienki. Mikey spojrzał na mnie. Wyglądał okropnie - trzeźwiej i chodź do szkoły, bo się spóźnisz - zamilkłem - a zanim wyjdziesz, otwórz tu okno, bo ten zapach nie jest za ładny

Opuściłem teren łazienki i poszedłem do kuchni. Wyjąłem z szafki mój ulubiony kubek, który uważałem za kubek do kawy, i nasypałem do niego ciemnego proszku, który już po chwili zalałem wrzątkiem. Zamieszałem wszystko i zacząłem szybko pić. Po chwili do kuchni doczołgał się Mikey. Wyglądał jakby zaraz miał umrzeć, ale cóż. Nikt mu nie kazał tyle pić. Uśmiechnąłem się i rozczochrałem mu włosy.

- Chyba dzisiaj nigdzie nie idę - wymruczał siadając przy stole

- A co powiesz mamie?

- Nie wiem, coś wymyślę - podparł podbródek dłońmi - nie dam rady w szkole, zaraz umrę

- A kto ci kazał tyle pić?

- Zakład... chyba.. 

Westchnąłem i pokręciłem głową.

- Idź do łóżka, zaraz przyniosę ci tabletki i wodę

Mikey zwlókł się z krzesła i poczłapał do swojego pokoju, co jakiś czas potykając się o własne nogi. Wyglądało to zabawnie. Nie żeby cieszyło mnie nieszczęście mojego młodszego braciszka.

   Szedłem do szkoły kończąc jabłko. Nie miałem daleko do placówki, więc szedłem powolnym krokiem. Nie chciałem się tam w ogóle pokazywać, ale cóż.. trzeba to trzeba, i nie ma zmiłuj się. Jestem ciekaw ilu z moich przyjaciół jest w stanie Mikeyego, a ile żyje i ma się dobrze... o ile można się mieć dobrze żyjąc.  

W szkole byłem jeszcze przed lekcjami, idąc tu zastanawiałem się jak długo wytrzymam udając człowieka z kamienia, mam nadzieję, że długo. Muszę się w końcu ogarnąć.  Idąc pod salę, w której miałem mieć lekcje zobaczyłem Mindy, więc podszedłem do dziewczyny i pocałowałem ją na przywitanie. Kiedy zobaczyłem, że korytarzem idzie Frank, odruchowo przycisnąłem do siebie Mindy i łapczywie ją pocałowałem. Mogło to wyglądać jakbym chciał ją przelecieć na środku korytarza, ale trudno. Nie wiem czy chciałem jakoś wzbudzić zazdrość w tym małym chomiku, czy co, ale uznałem że muszę to zrobić. Oderwałem się od Mindy i spojrzałem w głąb korytarza, Frank szedł w naszą stronę. Uśmiechnąłem się lekko i objąłem moją dziewczynę.

- Gee, wszystko ok? - spytała patrząc na mnie ze zdziwieniem

- Tak, dlaczego? - spytałem z uśmiechem i pocałowałem ja krótko

- Nigdy nie okazywałeś mi aż tak uczuć w miejscach publicznych...

- Czas to zmienić - uśmiechnąłem się szerzej

- Hej - usłyszałem głos Franka

- Hej Frank - Mindy przywitała się i wyrwała się z moich objęć aby przytulić i pocałować Franka w policzek. Przeszedł mnie dziwny dreszcz

- Możemy pogadać? - zapytał. Nie wiem czy Mindy, czy mnie ale dziewczyna chyba uznała, że to pytanie jest kierowane do niej, bo przeprosiła mnie i odeszła z Iero.

Nie mogę nawet przebywać z własną dziewczyną. Super. Czuję się zajebiście. Poszedłem pod klasę gdzie miałem lekcje. Pod klasą spotkałem Jacka. Wyglądał całkiem normalnie. Chłopak uśmiechnął się do mnie i już chciał podejść, kiedy zadzwonił dzwonek. Westchnęliśmy w tym samym momencie i weszliśmy do sali gdzie mieliśmy mieć matmę. W klasie nie było jednak nauczyciela, co nieco nas zdziwiło. Green nigdy nie spóźniał się na lekcje, zawsze siedział za biurkiem w swojej klasie, był tam grubo przed czasem. Siedzieliśmy na swoich miejscach jakbyśmy czekali na zbawienie, kiedy w wejściu do sali pojawił się Clark, też uczył matmy, jednak nie naszą klasę. 

- Ile mam na was czekać? Mamy lekcje łączoną. Nauczcie się czytać ogłoszenia, a teraz chodźcie za mną. No dalej, hop hop - powiedział po czym zniknął za drzwiami. 

Wstaliśmy ze swoich miejsc i pospiesznie ruszyliśmy za nauczycielem. Kiedy weszliśmy do klasy, gdzie mieliśmy mieć zastępstwo, zobaczyłem że to klasa gdzie jest Kellin i Frank. Przez chwile stałem jak wryty, jednak po chwili się otrząsnąłem i ruszyłem przed siebie, szukając wolnego miejsca. Nagle zobaczyłem przed sobą Kellina.

- Usiądę gdzieś z Jackiem, i tak muszę z nim pogadać, masz tu miejsce - powiedział z uśmiechem i wskazał mi miejsce obok Iero. 

Spojrzałem na Kellina i posłałem mu wrogie spojrzenie, na co on tylko uśmiechnął się szerzej, po czym do mnie mrugnął. Westchnąłem i usiadłem obok Franka. Odsunąłem się od niego tak, że byłem prawie po za ławką. Chłopak spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.

- Ale wiesz, że ja nie gryzę? - odezwał się

- Może i nie gryziesz, ale bijesz i kopiesz - powiedziałem i zacząłem kreślić linie w zeszycie

- Ale nie na lekcji - powiedział dumnie - chociaż jeśli chcesz to pisz w powietrzu, będę miał więcej miejsca żeby się położyć

Wywróciłem oczami i dalej rysowałem w zeszycie. Frank położył głowę na swojej ręce i zamknął oczy, jakby próbował zasnąć. Na lekcjach Clarka podobno nie da się spać, ale.. co kto lubi.

   Lekcja dłużyła się jak cholera. W sumie, to każda się dłuży, ale ta była koszmarna. Miałem wrażenie, że trwa wieczność. Co jakiś czas wyczuwałem na sobie wzrok Franka. Parę razy się do mnie odezwał, jednak nie zwracałem na to uwagi. Muszę być oziębły, nie mogę okazywać uczuć. Jeśli zrezygnuję z tego postanowienia, zginę. Będę czuł się gorzej niż wcześniej i nie będę umiał sobie poradzić. Rysowałem więc w zeszycie przeróżne rzeczy i postacie. Nie starałem się nawet żeby wyszło to dobrze, chciałem jakoś zabić czas i stąd wyjść.  

Przerwy spędzałem z Mindy, albo tułając się po korytarzu samemu. Wszystkie przerwy po za tą długą, którą zawsze spędzałem z chłopakami. Tą, na której zawsze widziałem się z Iero, tą kiedy siedziałem tam i patrzyłem na szczęście Brendona i Ryana. Nie mam nic do nich, wręcz przeciwnie. Bardzo ich lubię, ale zazdroszczę im. Na początku Brendon czepiał się Ryana o wszystko o co się tylko dało, o każdy najmniejszy szczegół. Później Vic i ja zaprzyjaźniliśmy się z Rossem, w sumie nasza znajomość zaczęła się przypadkiem. Byliśmy na jakiejś imprezie i Ryan chciał się upić, głównie przez Brendona. Ryan wtedy jeszcze nie pił, i jak jego obecny chłopak się dowiedział o tym, że nigdy nie miał alkoholu w ustach, zaczął z niego szydzić, czy coś, a że Ryro jest idiotą, chciał udowodnić, że mimo iż nigdy nie pił, da radę wypić więcej niż Urie. Skończyło się to tak, że Vic i ja zaczęliśmy wybijać mu ze łba ten pomysł, on się rozkleił, przyznał nam rację, że jest idiotą i że ma po prostu dość chamskich uwag Brena. Później poznaliśmy Rossa z Kellinem i Mikeym, i zaczął się z nami widywać, a że Brendon się z nami trzymał, to siłą rzeczy, z nim również. Po dwóch kolejnych imprezach wyszło na to, że Brendon leci na Ryana i chce się z nim przelizać, co mimo naszych błagań i przekonań aby to wybył sobie z głowy, zrobił. Później wyszło na to, że są razem. I tak teraz mija drugi abo trzeci rok ich związku, i wszyscy są szczęśliwi.

No... prawie wszyscy, ja nie bardzo. 

- Gerard! - usłyszałem swoje imię wypowiedziane bardzo głośno i wyraźnie. Zamrugałem gwałtownie i rozejrzałem się dookoła

- Co? - spytałem nagle ożywiony rozmową

- Wszystko dobrze? - spytał Ryan przyglądając mi się - nie wyglądasz za dobrze... jakbyś nie spał przez pół nocy i... - mała poprawka, nie spałem całą noc

- I wyglądasz jakbyś miał zaraz umrzeć - dodał Brendon. Oh, chciałbym.

- W sumie to byś mógł to dla nas zrobić - powiedział Frank z uśmiechem. Ałć, trochę zabolało. Nie zareagowałem jednak.

- Frank! - krzyknął Kellin i obrzucił chłopaka oburzonym spojrzeniem

- No co? - wzruszył ramionami

- Bądź miły - Quinn wywrócił oczami mówiąc to

- Spoko - machnąłem ręką - i tak już znikam - powiedziałem z uśmiechem i spojrzałem na Franka, który jakby się skulił

- Gdzie? - Jack przysunął się do mnie - czyżby do Mindy? - szturchnął mnie w ramię

- Dokładnie tak przyjacielu - odpowiedziałem z uśmiechem

- Widzę, że po sobocie wasze więzi się nieco zacisnęły, znów za nią biegasz - mówił Jack z uśmiechem - wiedziałem, że to uratuje wasz związek

- Dokładnie! - przyznałem mu rację - nawet nie wiesz jak blisko teraz jesteśmy - mówiąc to spojrzałem na Franka, a ten zmarszczył brwi - i masz rację Ryan - zwróciłem się do chłopaka - nie spałem ponad pół nocy

-  Czyżby seks przez telefon? - spytał Jack z ekscytacją, jak z dzieckiem kurwa

- A jak myślisz? - spytałem jakby to było oczywiste po czym napiłem się wody

- No nieźle stary! - wykrzyknął i podniósł rękę.

Przybiłem Jackowi piątkę i wstałem od stołu.

- Żegnam panów, i ciebie Frank - powiedziałem spokojnym i miłym tonem po czym zabierając butelkę z wodą wstałem od stołu i ruszyłem do stolika gdzie siedziała Mindy z koleżankami.

Kiedy podszedłem do stolika dziewczyny, pocałowałem ją w policzek i usiadłem obok niej, po czym objąłem ją ramieniem. Czułem na sobie wzrok moich kolegów. Czułem się dziwnie, ale za razem byłem zadowolony.

   Po lekcjach przyszedł czas na robienie tych cholernych dekoracji z Frankiem. Stresowałem się tym, ale po chwili zacząłem sobie mówić jakie to głupie i mi przeszło. Zanim wszedłem do sali gdzie mieliśmy to wszystko przygotowywać wziąłem głęboki oddech. Kiedy już znalazłem się w sali, zastałem tam Iero. Malował coś nieudolnie. Marny z niego artysta.

- Jesteś w tym do dupy - skomentowałem patrząc na jego 'dzieło'

- Odezwał się sztukmistrz - rzucił i wywrócił teatralnie oczami - ja przynajmniej coś robię, a im szybciej to skończymy, tym szybciej skończą się te cholerne kary po lekcjach 

- Fakt - przyznałem - pomogę ci z tym, i jak dobrze pójdzie to skończymy to wszystko jeszcze w tym tygodniu - dodałem

- Oh, dziękuję panie Way

Nie odpowiedziałem. Wziąłem tylko pędzel i zmoczyłem go w czerwonej farbie, po czym zacząłem malować te wszystkie gówniane rekwizyty.

- Grasz w tej pseudo sztuce? - spytał Frank spoglądając na naszą pracę

- Ta - rzuciłem nie przerywając malowania

- Kogo? Drzewo? - zaśmiał się

- Rycerza - westchnąłem i wywróciłem teatralnie oczami - możesz mówić co chcesz, ale aktorem jestem dobrym

- I do tego skromnym - powiedział - jak możesz grać rycerza, skoro nie umiesz się bić?

- Mógłbyś pracować, zamiast gadać? - spytałem obojętnie

- Oh, jaki obrażony - zamilkł - ale dobra, kończymy to, i zaczynamy malować... to drzewo, i kończymy

   Zakończyliśmy dość szybko. W między czasie tyczyliśmy wojnę na pędzle, więc wyszliśmy cali brudni od farby. Miałem wrażenie, że mam tą farbę wszędzie. Na twarzy, we włosach, na koszuli, spodniach, butach... plus jest taki, że na pewno nie wyglądałem gorzej niż Iero. Wyszliśmy ze szkoły i... trochę się zdziwiłem. Powiedziałem, że skończyliśmy szybko, prawda? Gówno prawda, była już szósta wieczorem, a w szkole były już tylko woźne, sportowcy i nauczyciele, którym nie chciało się iść do szkoły.

Do domów wracaliśmy razem. Przynajmniej jakiś odcinek. Kiedy znaleźliśmy się w miejscu gdzie - jak mniemam - Frank musiał skręcić w ulicę gdzie miał dom, chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie.

- Wiesz Way... - zaczął - powiem ci, że na pędzle umiesz się bić - zaśmiał się - ale i tak jesteś do kitu - dodał i skręcił w ulicę gdzie mieszkał.

Patrzyłem jeszcze chwilę jak odchodzi i idzie do domu. Nie wiem czemu. Po prostu odczuwałem odprowadzenia go do domu, choćby wzrokiem. Jakbym musiał mieć pewność, że przeżyje tą krótką wędrówkę. 

   Kiedy przyszedłem do domu mamy już nie było, a Mikey spał. Buty zdjąłem u siebie w pokoju, kurtkę także. Poszedłem tylko do łazienki umyć ręce i wróciłem do swojej sypialni gdzie rzuciłem się na łóżko. Wyjąłem telefon z tylnej kieszeni spodni. Miałem parę wiadomości na messengerze. Jako pierwszą wybrałem wiadomość od Franka.

Chomik:
Mam wrażenie, że tą farbę mam nawet w gaciach, dzięki Way

Uśmiechnąłem się do siebie i odpisałem:

Idiota:
Nie ma za co Iero ;)

Znów się uśmiechnąłem. Czułem się... dziwnie. Jakby szczęśliwy, ale jednak smutny. To jest jakieś pokurwione.

________________________________
Hej Hej!
Ten rozdział ma 2111 słów moi drodzy, jestem z niego w sumie dumna
Od czwartku do... chyba poniedziałku rozdziałów nie będzie, bo wyjeżdżam, więc wybaczcie.
Mam nadzieję, że się podobało i jak coś to wiecie... widzimy się na dole xx
PS: I Love You All! xx ~ Haia_Miia xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top