Rozdział Dwudziesty Dziewiąty
Tydzień jakoś zleciał, a w między czasie dostaliśmy informacje o imprezie w piątek, czyli dzisiaj. Po tym całym tygodniu chyba należało nam się trochę rozrywki, prawda? Ta ciągła monotonia potrafi dobić człowieka i wyssać z niego wszelkie chęci do wszystkiego.
Ale jest jeden plus. W tym tygodniu prawie skończyliśmy z Frankiem robienie dekoracji. No dobra... to nie do końca plus, bo po zakończeniu tej kary, nie będziemy się raczej widywać po lekcjach, a to trochę mnie boli. Chciałbym się z nim jeszcze widywać, rozmawiać, wygłupiać się. Ale wiem, że po zakończeniu tej 'odsiadki' to już nie nadejdzie.. no chyba, że wyjdziemy całą grupą, ale to nie to samo. Jak jesteśmy w grupie jest inaczej. Ja bardziej się stresuję, mniej się odzywam, moja pewność siebie odchodzi, a przecież powinno być inaczej. Jednak kiedy byliśmy tylko we dwoje czułem się... lepiej. Tak jakbym się niczego nie obawiał. Poza tym... lubiłem patrzeć jak maluje. Wyglądał wtedy na skupionego. Może i sztuka nie była jego mocną stroną, ale było widać jak się stara aby wszystko było ładne. Ja lubiłem mu dogryzać, często brzmiałem jakbym był chamski, ale mam nadzieję, że odbierał to jako formę żartu, a nie obrazę.
Stałem w pokoju przed szafką i patrzyłem w jej głąb. Nie wiedziałem co ubrać. Chciałem dobrze wyglądać. Nie żebym chciał zwrócić na siebie czyjąś uwagę, po prostu chcę dobrze wyglądać. Ostatecznie westchnąłem i zadzwoniłem do Kellina. Może on mi doradzi.
Chłopak odebrał po trzech sygnałach, a ja już się niecierpliwiłem.
- Co jest? - zapytał wesoło
- To może głupie ale... - urwałem. Czułem się zakłopotany
- No co
- Nie wiem w co się ubrać - westchnąłem - wybacz, wiem że to głupie. Zachowuję się jak...
- Zakochana nastolatka? - przerwał mi - masz do tego prawo, jesteś zakochaną nastolatką
- Miałem na myśli, że jak typowy laluś..
- Daj mi parę minut, ogarnę się i u ciebie będę.
Tak jak powiedział, tak było. Nie czekałem na niego dłużej niż piętnaście minut, co bardzo mi odpowiadało.
Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi od razu wybiegłem z pokoju aby wyprzedzić Mikeyego i rzuciłem się do drzwi frontowych. Brat patrzył na mnie jak na idiotę, przecież już dawno nie kłócimy się o to kto otwiera drzwi, nie jesteśmy dziećmi. Ostatecznie jednak wzruszył ramionami i wrócił do swojego pokoju, a ja zaprowadziłem Kellina do swojego. Wepchnąłem chłopka do środka po czym zamknąłem drzwi, a jego ustawiłem przed szafą. Usiadłem na łóżku i patrzyłem jak Qiunn zastanawia się nad tym co mógłby mi wybrać. Po dłuższym przekładaniu ubrań westchnął i odwrócił się w moją stronę.
- Może po prostu wciśnij się w Onesie kościotrupa. I tak pewnie będzie ciemno.
- Dzięki - rzuciłem - wybierz mi coś zanim się wkurzę, proszę cię
- Jezu, dobra - uniósł ręce w geście poddania się - Frankowi pewnie spodobasz się we wszystkim, więc się nie stresuj - uśmiechnął się delikatnie po czym odwrócił się do szafy
- Co? - spytałem wstając z łóżka - co to miało znaczyć?
- Nic
- Kellin.. - urwałem. Muszę jakoś dobrze dobrać słowa - jesteś moim przyjacielem i...
- I mam wybrać ci ubrania abyś przykuł uwagę osoby, która ci się podoba. Wiem to Gee - westchnął i zbliżył się do szafy jeszcze bardziej
- Tylko tam nie wleć - powiedziałem obojętnym tonem
- Ehe - rzucił - weź to co tam leży
Podszedłem do szafy i 'wszedłem' w jej głąb. Zacząłem po omacku szukać ubrania, które wskazywał mi Kellin
- Tam, po lewej - powiedział zmęczonym głosem, a ja przesunąłem się w lewo - nie to lewo, to drugie lewo - westchnął, a ja wywróciłem teatralnie oczami - o tak, właśnie to
Chwyciłem odzież i 'wyszedłem' z szafy. Przyjrzałem się koszulce. Była ona granatowa przy kołnierzyku, z pięcioma białymi gwiazdkami układającymi się w 'M'. Miała też gruby biały pasek, a zaraz później była czerwona.
- Pilotem nie zostaniesz, twoje instrukcje są bardzo niejasne - powiedziałem i zdjąłem z siebie domową koszulką
- Stary, ale nie rozbieraj się przy mnie, ja nie Frank - Kellin odsunął się nieco
- Mamy razem Wf, nieraz widziałeś mnie w samych gaciach, o co ci teraz chodzi?
- O nic, uczesz się jeszcze, przebierz spodnie, bierz braciszka i idziemy - powiedział siadając na łóżku, na którym po chwili się położył - nie lubię się kłaść na waszych łóżkach - jęknął
- Co? - zmarszczyłem brwi
- Czuję się dziwnie ze świadomością co na nich robicie
- Przecież piorę pościel - wywróciłem teatralnie oczami - po za tym... nie spałem tu z nikim, choćbym chciał, nie mam z kim
- Co?! - Kellin podniósł się do siadu, no tak, nie mówiłem jeszcze nikomu o rozstaniu z Mindy
- Oh... no tak - podrapałem się po karku - zerwałem z Mindy
- Kiedy?!
- Jakoś... we wtorek, ale jest między nami ok
- To akurat widać, prawie nic się nie zmieniło - powiedział jakby sam do siebie - jak to przyjęła?
- Em... całkiem dobrze. Powiedziała, że zawsze mogę na nią liczyć, pytała tylko dlaczego i kto jest tą osobą, w której się zakochałem, a później odprowadziłem ją do domu
- I tyle?
- I tyle - wzruszyłem ramionami - idź po Mikeyego, ja się jeszcze uczeszę i możemy iść
Na miejsce doszliśmy dość szybko jak na nas. Mam na myśli to, że dość krótko zajęła nam nasza wędrówka, bo impreza już trochę trwała. Nigdy nie przychodziliśmy na same początki. Były nudne jak cholera, nic się na nich nie działo.
Kiedy weszliśmy Mikey wtopił się gdzieś w tłum, Kellin poszedł przywitać się z Jackiem i Vicem, a ja przepychałem się przez tłumy ludzi. Wszedłem do kuchni. Znowu te czerwone kubki. Czy ktoś może zmienić ich kolor? To robi się już nudne.
Mimo wszystko wziąłem jeden z plastikowych kubków i nalałem do niego trochę alkoholu. Oparłem się o blat kuchenny i zacząłem się rozglądać. W korytarzu zauważyłem Brendona i Ryana rozmawiających i Frankiem. Prowadzili dość ożywioną rozmowę, widać było że odpowiadało im ich towarzystwo. Nie chciałem im przerywać ani wpieprzać się w środek dyskusji, więc po prostu stałem przy tym cholernym blacie i patrzyłem na żywo gestykulującego Franka. Kiedy on też na mnie spojrzał szybko odwróciłem wzrok, jednak gdy znów na niego spojrzałem, on cały czas patrzył na mnie i... uśmiechał się lekko. Poczułem jak się czerwienie, i uśmiecham z niezręczności. Zacząłem rozglądać się na boki, byleby nie patrzeć na Franka, czułem się speszony.
- Hej Gee! - usłyszałem głos Mindy, która już po chwili się do mnie przytuliła - dawno przyszedłeś?
- Em... nie - powiedziałem znów rzucając okiem na Iero, ten jednak wrócił do rozmowy z kolegami - jak się bawisz?
- Dobrze - powiedziała z uśmiechem - jest tu... no wiesz.. ta twoja wybranka? - szturchnęła mnie w bok
- Tak... myślę, że tak
- O! To leć z nią porozmawiać! I nie bój się - chwyciła mnie za kołnierz kurtki, który poprawiła - wyglądasz dobrze, na pewno jej się spodobasz - powiedziała po czym popchnęła mnie w stronę tłumu
Wziąłem głęboki wdech i wypiłem jednym haustem zawartość czerwonego kubeczka, który po chwili rzuciłem na podłogę. Mindy ma racje, nie ma się czego bać, będzie dobrze. Musi być, prawda?
Podszedłem do trójki dobrze znanych mi osób i przywitałem się. Frank powiedział, że rozmawiają o biologii, a przedtem słuchał opowieści Brendona i Ryana na różne tematy. To o ich związku, to dlaczego ukrywali się przed nim jeśli chodzi o to, że są parą, to o tym co robiliśmy i jak było zanim on zjawił się w tej szkole.
Ja powiedziałem sam do siebie, że zanim Frank zjawił się w szkole, było nudno i pusto. Co jakiś czas zerkałem na Franka. Był tak cholernie energiczny. Uśmiechnąłem się kiedy ktoś go popchnął, a ten na mnie wpadł. Wyglądało to jakbyśmy się przytulali i.. nie żeby coś, ale ja tak trochę to wykorzystałem i... przytuliłem go. Może się nie zorientował, może pomyślał, że to taki odruch....
- Sorry - powiedział lekko zakłopotany odsuwając się ode mnie
- N..nic się nie stało - zająknąłem się, cholera
- My na chwilę pójdziemy - powiedział Brendon ciągnąc za sobą Ryana, który pożegnał nas z uśmiechem
- Czyli, że już? - westchnąłem
- Co 'już'? - zapytał Iero
- A jak myślisz, gdzie Brendon mógł ciągnąć Ryana?
- Aaa..
- No 'Aaa' - powtórzyłem po chłopaku
- Frank! - usłyszałem Samantę, która rzuciła się na Iero, uśmiechnąłem się tylko i odwróciłem wzrok - może dzisiaj...
- Wiesz... nie jestem pewien czy.. - spojrzał na mnie
- Gee! Chodź tu! - Mindy pociągnęła mnie za rękę - wybacz Frank - uśmiechnęła się do niego przepraszająco
Poszedłem za Mindy i spojrzałem na nią złowrogim spojrzeniem, tak jakby wiedziała i nie pozwoliła mi spędzić trochę czasu z osobą, która mi się podoba.
- Co? - niemal warknąłem z niezadowolenia
- Miałeś pogadać z tą dziewczyną, a nie z kolegami - powiedziała rozzłoszczona
- Mindy to...
- Boże, tu jesteś - Kellin się na mnie uwiesił, zupełnie nie zwracając uwagi na Mindy
- A tobie co? - spytałem starając się zepchnąć z siebie ciężar przyjaciela
- Upadłem na podłogę i... wiesz co? Ona jest twardsza niż twój kutas na widok Franka - zaśmiał się, a ja wytrzeszczyłem oczy, podobnie jak Mindy
- C... co? - wydukała
- Kellin, ty idioto! - krzyknąłem, a on od razu spojrzał na Mindy
- O cholera... - zakrył dłonią usta - hej Mindy... nie zauważyłem...
- Ta... zauważyłam
Chwyciłem się za głowę. Byłem wściekły, sam nie wiem na które z nich bardziej. Na Mindy, bo odciągnęła mnie od Franka, czy na Kellina, bo jest idiotą i nie uważa na to co i przy kim mówi. Kocham go, ale w tym momencie miałem ochotę go rozszarpać.
- Powie mi ktoś o co tu chodzi? - dziewczyna westchnęła
- No bo... - zacząłem - mówiłem ci, że... że chyba się w kimś zakochałem i..
- Chodzi o Franka? - wyglądała jakby nie dowierzała. Ja jednak skinąłem głową - w takim razie przepraszam, że cię od niego oderwałam ale myślałam, że..
- Rozumiem - westchnąłem
- To leć do niego! - wykrzyknęła z uśmiechem
- I nie przeszkadza ci, że..
- Nie! Chcę twojego szczęścia Gee - pogłaskała mnie po ramieniu - idź do niego
Jak powiedziała, tak zrobiłem. Wziąłem głęboki wdech i poszedłem do miejsca gdzie jeszcze jakiś czas temu stał Frank. Jednak teraz już go tam nie było. Nie widziałem ani jego, ani Samanty. Rozejrzałem się dookoła, dalej nic. Wszedłem do salonu, gdzie był największy tłum. Zacząłem się przeciskać przez ludzi, przy okazji popychając czy trącając innych, jednak nie przejmowałem się tym. Po prostu szukałem Franka. Chciałem go znaleźć. Jednak kiedy go znalazłem... doszedłem do wniosku, ze to był zły pomysł. Frank całował się z Samantą w tłumie innych ludzi. Poczułem mocne ukłucie w środku. Jakby coś się we mnie złamało. Chciałem odejść, ale Frank nagle otworzył oczy i wyglądał jakby próbował odepchnąć od siebie dziewczynę. Ja jednak zawróciłem i znów zacząłem przepychać się przez tłum. Miałem w oczach łzy. Jeśli to tak wygląda miłość, to ja jej nie chcę.
Wyszedłem szybkim krokiem z domu. Słyszałem za sobą dwa głosy wołające moje imię. Jednak nie zwracałem na to uwagi. Nagle poczułem, że ktoś mocno łapie mnie od tyłu. Łzy spływały mi po policzkach. Słyszałem jakby odgłosy obcasów gdzieś za mną, jednak po chwili ucichły, a przez twarzą zobaczyłem Mindy. Osoba trzymająca mnie od tyłu rozluźniła uścisk.
- Coś poszło nie tak? - spytała spokojnie Mindy, na co skinąłem głową - co się stało? - teraz pokręciłem przecząco głową, co miało znaczyć, że nie chcę odpowiadać
- Gerard, jesteśmy twoimi przyjaciółmi, tak? - Kellin spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się delikatnie
- Bo... - urwałem - bo on.. - wziąłem głęboki wdech - znowu lizał się z Samantą, co jak oni są razem? - załkałem jak małe dziecko
- Jak to znowu? - Mindy zmarszczyła brwi
- No właśnie - dodał Kellin
- No... wtedy co... co ja poszedłem do domu, a wy... a wy na imprezę i...
- Co ty gadasz? - zdziwił się Kellin - Frak tam nie lizał się z nikim
- A.. ale widziałem na snapie i... nie było go tam?
- Owszem, był, ale nie na długo. Samanta do niego podeszła, zaczęła coś gadać, a on powiedział, że musi iść i wyszedł dużo przed nami, więc..
- Więc on i Samanta... - pociągnąłem nosem
- No teraz już tak - mruknęła Mindy - wyrwę jej te farbowane kudły i zrobię z nich szczotkę do kibla - dodała. Była wyraźnie wściekła - chcesz tam wrócić czy..
- Chcę do domu - powiedziałem szybko
- Weź... nie możesz się tak od razu poddawać! - Kellin potrząsnął mną - musisz mu pokazać co stracił, więc..
- Więc otrzyj oczy, wysmarkaj nos, najlepiej w tą szmatę Samantę, i chodź się bawić - powiedziała szczęśliwa przerywając Kellinowi, na co ten skinął głową na znak, że się zgadza.
Uśmiechnąłem się lekko i także skinąłem głową. Mam najlepszych przyjaciół na świecie.
____________
hej hej!
Wiem, że miał być wcześniej, ale wyszło jak wyszło, za to jest dość długi!
Mam nadzieję, że się podobało, i jak coś widzimy się na dole xx
PS: I Love You All! xx ~Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top