Rozdział Dwudziesty Drugi
Rano obudził mnie ojciec, z imprezy wyszedłem dość późno, a zanim wróciłem do domu uznałem, że pójdę jeszcze na spacer. Oczywiście na niego poszedłem. Chodziłem tak dość długi czas, nie wiem dokładnie ile, ale wiem, że długo. W pewnym momencie spotkałem Mikeyego, który zataczał się do domu. Jako dobry kolega, uznałem iż go odprowadzę. I tak nie byłem zmęczony, a do taksówki go nie wsadzę bo zarzyga całą tapicerkę. Już wolę się z nim co krok zatrzymywać, niż musieć później płacić za czyszczenie samochodu. Pewnie i tak to nie ja bym płacił, tylko on ale jestem dobrym kolegą i nie zrobię mu tego.
Odprowadziłem Mikeyego prawie pod same drzwi... dobra, pod drzwi i dalej, bo pewnie gdybym mu nie pomógł to zasnąłby na progu. Kiedy upewniłem się już, że chłopak doczłapał się do swojego pokoju, wyszedłem z domu rodziny Way i udałem się do domu mojego ojca. Nie było daleko, ale nie miałem ochoty jeszcze wracać, mimo iż rano musiałem iść do szkoły, ale po co komu szkoła, no właśnie, po nic. Ale skoro muszę już tam iść... to chyba nie zostało mi już nic, jak powrót do domu i pójście spać aby nie wyglądać rano jak wrak człowieka. Albo jak jeszcze coś gorszego... jak starszy z braci Way.
W każdym razie... rano jak zawsze nie chciało mi się wstać, więc myślałem iż spóźnię się do szkoły bo nie zdążę zrobić sobie śniadania czy coś. Jednak tak się nie stało. Ojciec zrobił mi jedzenie i kawę, więc to miałem zrobić to... ubrać się, spakować i umyć zęby... plus oczywiście zjeść na szybko to co przygotował mi ojciec.
Kiedy zrobiłem już to co miałem zrobić, ruszyłem do szkoły. Starałem się iść najwolniej jak potrafiłem, ale i tak zdążyłem przed dzwonkiem, i to grubo przed dzwonkiem. Wchodząc do budynku i idąc w kierunku klasy gdzie miałem mieć lekcje zobaczyłem na korytarzu Gerarda i Mindy. Way wyglądał jakby chciał ją zaraz połknąć. Czy okazywanie uczuć w szkole, w taki sposób, jest dozwolone? No nie wydaje mi się. Już jakby to robili w jakimś ustronnym miejscu, ale tak na środku... ohyda. Chyba zwrócę im moje śniadanie, a nie chciałbym tego bo było całkiem dobre. Podszedłem jeszcze bliżej.
- Hej - powiedziałem, choć mam wrażenie, że w moim głosie usłyszałem coś dziwnego
- Hej Frank - odpowiedziała Mindy z uśmiechem po czym przytuliła mnie oraz pocałowała w policzek.
- M... możemy pogadać? - spytałem. Zająknąłem się, cholera. Chyba mam coś z gardłem.
- Jasne, chodź - powiedziała Mindy - wybacz Gee - uśmiechnęła się przepraszająco do chłopaka.
Wszystko fajnie, spoko, szkoda tylko , że to z nim chciałem pogadać. Jednak nie mogłem jej tego powiedzieć, więc starałem się wymyślić coś na poczekaniu, szkoda tylko że na chwilę obecną w mojej głowie panowała pustka. Uznałem więc, że zaimprowizuję.
- Wiesz może... co z Samantą? - spytałem szybko
- A co ma być? Coś się stało? - zapytała jakby zaniepokojona
- Co? Nie, tak tylko pytam... no nic... nie ważne, dziękuję za poświęcony czas.
Westchnąłem i odszedłem od dziewczyny. Pokierowałem się do klasy. Drzwi były otwarte, a większość uczniów siedziała już na swoich miejscach. Zająłem miejsce obok Kellina i spojrzałem na niego, co uznałem za przywitanie. Chłopak wydawał się dziwnie szczęśliwy. Brał coś przed szkołą? Beze mnie?!
- Dobra wasza wysokość, o co ci chodzi? Kto normalny jest pozytywny w poniedziałkowy poranek, który rozpoczyna się matmą
- Siedzę z Jackiem, muszę z nim pogadać - powiedział uradowany, a ja zmarszczyłem brwi
- Co ty gadasz? Jack nie jest z nami w klasie. Brałeś coś.. i to beze mnie
- Nie! - zaprotestował - mamy łączoną lekcję, nie sprawdzałeś dziennika?
- A ktoś to sprawdza? - spytałem zaskoczony
- Tak Frank, to się sprawdza - westchnął chłopak
- Ah, to wiele wyjaśnia - rzuciłem po czym usłyszałem dzwonek.
Clark, nasz nauczyciel, siedział zdenerwowany za biurkiem. Niby mieliśmy lekcje łączoną z inną klasą, ale z tamtej klasy nikogo u nas nie było, nie dziwię się. Kto normalny chce siedzieć na matmie?
Po jakimś czasie Clark się wkurwił i szybkim krokiem wyszedł z klasy mamrocząc coś pod nosem. Nikogo to jakoś nie obeszło, ale cóż... grunt, że mija nam lekcja.
Kiedy równoległa klasa w końcu się zjawiła, Kellin wstał ze swojego miejsca i obszedł ławkę, a po chwili jego miejsce zajął ktoś inny. Jednak jakimś magicznym sposobem znalazł się prawie po za ławką. Spojrzałem na osobnika siedzącego obok. Gerard. No super.
Ale wiesz, że ja nie gryzę? - odezwałem się do niego i lekko uśmiechnąłem
- Może i nie gryziesz, ale bijesz i kopiesz - powiedział i zaczął kreślić coś na kartce w zeszycie
- Ale nie na lekcji - powiedziałem dumnie - chociaż jeśli chcesz to pisz w powietrzu, będę miał więcej miejsca żeby się położyć - mruknąłem
Wywrócił oczami i dalej rysował w zeszycie. Położyłem głowę na swojej ręce i zamknąłem oczy. W sumie... to nie zamknąłem tylko przymknąłem. Spod uchylonych delikatnie powiek obserwowałem Gerarda. Czemu? Nie wiem, wyglądał dzisiaj dość dobrze, jak na niego, a lubię patrzeć na dobrze wyglądających ludzi, jak chyba każdy.
Lekcja minęła dość szybko. Nie bardzo szybko, ale szybko. Clark nie przyczepił się do mnie, że leżę na ławce, Gerard przez prawie całą lekcje bazgrał po zeszycie, a ja... a ja go obserwowałem. Cholera... jak to psychicznie brzmi. ' Obserwowałem'. Może raczej... zerkałem, tak. Zerkałem. To jest dobre słowo.
Kolejne lekcje nieco się dłużyły, a ja nie umiałem się na nich skupić. Czułem się jakby.. zagubiony? Sam nie wiem, czasem tak mam, a to nie jest fajne uczucie.
Nadszedł czas długiej przerwy. Nie lubiłem jej. Spędzałem ją między innymi ze starszym Wayem. Nie lubię jego towarzystwa. Czuję się przy nim.. źle. Po prostu źle.
Siedzieliśmy przy tym stoliku już jakiś czas. Jack opowiadał Vicowi, Ryanowi i Brendonowi o imprezie, Kellin dopowiadał, ja słuchałem i zerkałem na Gerarda, a on... siedział i gapił się w przestrzeń. W pewnym momencie Vic zorientował się, że Gerard jest jakiś nieobecny i wykrzyknął jego imię, co wyrwało go z zamysłu. Zamrugał gwałtownie i rozejrzał się dookoła skanując każdego z nas po kolei.
- Wszystko dobrze? - spytał Ryan przyglądając się chłopakowi - nie wyglądasz za dobrze... jakbyś nie spał przez pół nocy i... - miał rację. Gerard wyglądał jakby całą noc nie zmrużył oka
- I wyglądasz jakbyś miał zaraz umrzeć - dodał Brendon.
- W sumie to byś mógł to dla nas zrobić - powiedziałem z uśmiechem. Ok.. to było nieco chamskie z mojej strony, cóż... taka rola. Nie zareagował.
- Frank! - krzyknął Kellin i obrzucił mnie oburzonym spojrzeniem
- No co? - wzruszyłem ramionami udając, że nie wiem o co chodzi.
- Bądź miły - Kellin wywrócił oczami mówiąc te słowa
- Spoko - machnął ręką Gerard - i tak już znikam - powiedział z uśmiechem i spojrzał na mnie. Poczułem jak robię się czerwony i kulę się na krześle jak małe dziecko.
- Gdzie? - Jack przysunął się do chłopaka - czyżby do Mindy? - szturchnął go w ramie
- Dokładnie tak przyjacielu - odpowiedział z uśmiechem
- Widzę, że po sobocie wasze więzi się nieco zacisnęły, znów za nią biegasz - mówił Jack z uśmiechem, a ja poczułem ucisk w żołądku - wiedziałem, że to uratuje wasz związek
- Dokładnie! - przyznał Way - nawet nie wiesz jak blisko teraz jesteśmy - mówiąc to spojrzał na mnie, a ja zmarszczyłem brwi. Nie było to coś w stylu: ' o co ci chodzi? '. Tylko coś bardziej jak: ' co próbujesz osiągnąć? ' - i masz rację Ryan - zwrócił się do chłopaka - nie spałem ponad pół nocy
- Czyżby seks przez telefon? - spytał Jack z ekscytacją. Na samą myśl o tym zebrało mi się na bełta
- A jak myślisz? - spytał jakby to było oczywiste po czym napił się wody.
Wytrzeszczyłem oczy. Poczułem jakby ukłucie w sercu. Co tu się odpierdala?
- No nieźle stary! - wykrzyknął i podniósł rękę.
Gerard przybił Jackowi piątkę i wstał od stołu.
- Żegnam panów, i ciebie Frank - powiedział spokojnym i miłym tonem po czym zabierając butelkę z wodą wstał od stołu i ruszył do stolika gdzie siedziała Mindy z koleżankami.
Patrzyłem na to z wytrzeszczonymi oczami, jakbym nie dowierzał, że to się dzieje. Coś we mnie krzyczało, ale to było tak głęboko, że nie wiem co to było. Choćbym chciał się dowiedzieć, to nie wiem. Nie umiem tego wytrząsnąć.
Koniec lekcji, czyli czas biec do pracowni robić te głupie dekoracje, z tym głupim Wayem. Bez sensu. Nie jestem plastykiem, no błagam, to nie dla mnie. W pracowni byłem przed Gerardem, więc uznałem, że już zabiorę się za robotę. Im szybciej, tym lepiej.
Chłopak przyszedł po jakimś czasie. Ja dalej malowałem, i starałem się nie zwracać uwagi na to co dzieje się dookoła. Jednak kiedy podszedł do mnie, poczułem dziwne ciepło, co sprawiło, że stałem się nieco rozkojarzony.
- Jesteś w tym do dupy - skomentował patrząc mi przez ramie
- Odezwał się sztukmistrz - rzuciłem i wywróciłem teatralnie oczami - ja przynajmniej coś robię, a im szybciej to skończymy, tym szybciej skończą się te cholerne kary po lekcjach
- Fakt - przyznał - pomogę ci z tym, i jak dobrze pójdzie to skończymy to wszystko jeszcze w tym tygodniu - dodał po chwili
- Oh, dziękuję panie Way - prychnąłem
Nie odpowiedział. Wziął tylko pędzel i zmoczył go w farbie, po czym zaczął pomagać mi w malowaniu tego wszystkiego.
- Grasz w tej pseudo sztuce? - spytałem spoglądając na nasze 'dzieło'
- Ta - rzucił nie przerywając malowania
- Kogo? Drzewo? - zaśmiałem się
- Rycerza - westchnął - możesz mówić co chcesz, ale aktorem jestem dobrym
- I do tego skromnym - powiedziałem - jak możesz grać rycerza, skoro nie umiesz się bić? - spytałem przypominając sobie jak biliśmy się jakiś czas temu.
- Mógłbyś pracować, zamiast gadać? - spytał obojętnie
- Oh, jaki obrażony - urwałem - ale dobra, kończymy to, i zaczynamy malować... to drzewo, i kończymy
Kiedy byliśmy w trakcie malowania drzewa zamachnąłem się pędzlem i przypadkowo przejechałem włosiem zamoczonym w brązowej farbie po policzku Gerarda. Nie wiem jakim cudem, ale tak właśnie się stało. Chłopak spojrzał na mnie z góry i zamrugał gwałtownie.
- Co to było, Iero? - spytał maczając czysty pędzel w pozostałości niebieskiej farby
- Nic, Way - powiedziałem obojętnie i wróciłem do malowania
- Oh, Ok - rzucił, po czym poczułem na nosie włosie pędzla.
- Ej! - krzyknąłem
- Wybacz, przypadek - powiedział z uśmiechem Gerard
I w taki sposób zaczęliśmy bić się na pędzle. Było całkiem fajnie, nie powiem, że nie. Pomijając fakt, że cali byliśmy brudni, bawiliśmy się całkiem dobrze.
Kiedy skończyliśmy naszą małą 'wojnę', wróciliśmy do pracy. Zakończyliśmy wszystko dość szybko, a przynajmniej tak mi się zdawało dopóki nie wyszliśmy ze szkoły i nie sprawdziłem zegarka. Było po szóstej wieczorem, a w szkole nie było już prawie nikogo.
Do domu wracałem razem z Gerardem, a przynajmniej dopóki nie natknąłem się na zakręt prowadzący na ulicę gdzie obecnie mieszkałem. Zatrzymałem się i spojrzałem na chłopaka.
Wiesz Way... - zacząłem - powiem ci, że na pędzle umiesz się bić - zaśmiałem się - ale i tak jesteś do kitu - dodałem i skręciłem w ulicę gdzie stał dom ojca.
Jakiś czas po moim odejściu czułem na sobie wzrok Gerarda. Nie trwało to długo, jednak sam fakt, że to w ogóle miało miejsce mnie zadziwił.
Szedłem do domu jeszcze chwilkę myśląc o tym wszystkim. Ta cała sytuacja jest dziwna i wcale mi się nie podoba. Kiedy wszedłem do domu zdjąłem od razu buty i pokierowałem się do pokoju, gdzie z szafy wyjąłem czyste, nie ubrudzone farbą, rzeczy oraz ręcznik po czym poszedłem do łazienki. Zdjąłem koszulkę i spojrzałem na swój tors. Jakim cudem mam farę nawet na nim? Wyjąłem telefon i napisałem do Gerarda.
Chomik:
Mam wrażenie, że tą farbę mam nawet w gaciach, dzięki Way
Po wyjściu spod prysznica i przebraniu się w świeże rzeczy, położyłem się na łóżko. Zamknąłem oczy i zacząłem analizować cały dzień. Momenty, w których czułem się dziwnie czy niezręcznie, kiedy i przy jakich okazjach miały one miejsce, i po około godzinie chyba coś zrozumiałem.
Sięgnąłem po telefon leżący na materacu i wybrałem numer. Po paru sygnałach osoba po drugiej stronie odebrała.
- Kellin, masz czas? - spytałem szybko
- Chyba tak, co jest? - zapytał zaniepokojony.
- To dobrze, w parku czy na polu? - mówiłem jakbym nie usłyszał jego pytania
- Na polu, tam gdzie zawsze, co się stało? - wypytywał dalej
- Musimy pogadać... chyba muszę ci coś powiedzieć.
___________________________
Hej Hej!
Rozdział z perspektywy Franka, YEY!
No cóż... może jeszcze pod wieczór coś wstawię, i później post do poniedziałku ;)
Mam nadzieję, że się podobało, i jak coś to widzimy się na dole xx
PS: I Love You All! xx ~ Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top