Rozdział Dwudziesty Czwarty
Szedłem na umówione miejsce, gdzie miałem spotkać się z Kellinem. Czułem lekki niepokój. Nie chcę żeby mnie osądzał, nie wiem czego się spodziewać. Co prawda Quinn jest jednym z lepszych ludzi jakich znam, ale mimo to się boję. Skąd mogę wiedzieć jak zareaguje? Może mnie wyśmiać, zwyzywać, powiedzieć, że jestem idiotą i że mam to wszystko sobie wywalić ze łba. Ludzie są różni. I co z tego, że jest dla mnie - ba, dla wszystkich - miły jak cholera. Na coś tego typu może zareagować w inny sposób niż ma w zwyczaju. To, że ktoś przez większość czasu jest spokojny i kochany, nie znaczy, że jest taki przez całe życie. Co jak ma zły dzień i jest wkurwiony? To na pewno wpłynie na informacje tego typu.
Spojrzałem w niebo. Było jeszcze w miarę jasne. Słońce dopiero powoli schodziło ku zachodowi, jednak nie zapowiadało się aby miało szybko zniknąć. Rozejrzałem się dookoła. Szedłem właśnie boczną ścieżką. Po bokach znajdowały się nieliczne domy, które i tak były nieco oddalone od drogi. Wyglądało to tak, jakby ludzie mieszkający w nich chcieli być jak najdalej od wszystkiego i wszystkich. W tym momencie czułem się dokładnie tak samo. Szedłem sam, boczną uliczną, na której ktoś znajdował się chyba co najwyżej pięć razy w ciągu dnia, a w moich słuchawkach leciała piosenka Boulevard Of Broken Dreams zespołu Green Day. Utożsamiam się z tą piosenką. Cały czas idę sam. Jak mieszkałem z matką czułem się mniej samotny, ale i tak, czułem się sam. Nie mam do niej żalu. Wiem co i jak przeżywała, oraz czemu wysłała mnie tutaj. Dalej nie chcę tu być, ale pobyt w tym cholernym miejscu umila mi Kellin, który jest chyba jedyną osobą, której tutaj ufam. Może to dziwne, nie wiem, mimo to, tak. Ufam mu. Między innymi właśnie dlatego idę teraz, już pół godziny aby się z nim spotkać i powiedzieć co leży mi na sercu. Chyba nigdy tego nie robiłem. Czy to znaczy, że Kellin to mój przyjaciel? Czy to znaczy, że wcześniej nie miałem przyjaciół? To trochę przykre. Jednak... podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, czyż nie?
Kiedy doszedłem już na miejsce, Kellina jeszcze nie było. Zacząłem więc chodzić dookoła, jak jakiś pojebany, ale jakoś trzeba zabić czas, prawda? ( W gruncie rzeczy, lepiej czas niż siebie, co nie? Nie? Racja ). Usiadłem na trawie i spojrzałem na swoje dłonie. W niektórych miejscach dalej były ślady po farbie, z czego oni robią to cholerstwo? Przecież szorowałem się dobre czterdzieści minut. Westchnąłem i wyjąłem z kieszeni telefon. Trzy wiadomości. Od Kellina, Mindy i Gerarda. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Kliknąłem w chat z Kellinem
Królowa:
Już jestem w połowie drogi.
Napisał to chyba pół godziny temu. Powinien już tu być. Mam krótsze nogi, a jestem szybszy. No nieźle. Ale skoro pół godziny temu był w połowie drogi, to znaczy, że będzie już niedługo. Poczułem jak zaczynam się stresować. Czułem się jakby zalewała mnie fala gorąca, ale jednocześnie czułem, że się trzęsę. Cholera, czego ja się tak boję? Przecież to nic takiego. To tylko głupie słowa, które muszę komuś powiedzieć, bo inaczej nie wytrzymam. Dobra, chwila. Frank spokojnie. Wdech i wydech. Uspokój się. Nie zachowujesz się jak ty, to nie jesteś ty.
Właśnie. To nie ja. To do cholery nie jestem ja. To ta wiocha mnie tak zmieniła. Muszę się stąd wyrwać.
- Jestem! - usłyszałem głos Kellina - długo czekasz? - spytał
- Nie - zaprzeczyłem. Bo ja nie czekam długo. Czekam cholernie długo.
- To... co się stało? Co jest tak pilne? - usiadł obok mnie i przechylił głowę wpatrując się we mnie
- Nie wiem jak to powiedzieć i od czego zacząć - westchnąłem i przeczesałem włosy palcami.
- Po prostu to powiedz - zachęcał - przecież cię nie wyśmieję, możesz mi zaufać - uśmiechnął się
Ja za to poczułem się jeszcze bardziej zestresowany. Dlaczego to dla mnie takie trudne? Zawsze było ok. Zawsze mówiłem wszystko z marszu, bez ogródek, a teraz co? Zachowuje się jak dziecko, które coś zepsuło i teraz boi się do tego przyznać. Schowałem twarz w dłoniach i zaśmiałem się z tej całej niezręczności.
- Frank...
- Już, moment - powiedziałem szybko - to trochę trudne - znów się zaśmiałem - skoro boję się tego powiedzieć tobie, to będzie jak będę miał to powiedzieć Wayowi czy coś - spojrzałem na Kellina i zobaczyłem w nich jakby.. błysk?
- Mów już o co chodzi! - wykrzyknął jakby podekscytowany tym wszystkim.
- No już, spokojnie - powiedziałem i wywróciłem teatralnie oczami -dobra, więc... spędziłem dzisiaj dość dużo czasu z Gerardem i czułem się dość dziwnie, co skłoniło mnie do refleksji - urwałem - ale za nim ci powiem, obiecaj że się nie wygadasz. Nikomu.
- Obiecuję. - mówiąc to położył prawą dłoń na lewej piersi
- Dobra, kontynuując; czułem się przy nim dziwnie. Zawsze jestem przy nim jakiś spięty i nie wiem co i jak mam robić. Jestem taki uważny i..
- Jezu, Frank. Po prostu to powiedz, a nie bawisz się w jakieś szarady! - wykrzyknął. Czyli.. on wie? Domyśla się? Skoro on.. to znaczy, że reszta też? W tym Gerard? Przecież mam przejebane!
- Dobra! - krzyknąłem - chyba zakochałem się w Mindy - powiedziałem już ciszej.
Spojrzałem na Kellina. Chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem. Wyglądał jakby przeżył właśnie jakiś szok. Jakbym powiedział mu, że na jego dom i rodzinę spadł wielki meteoryt, a psa porwali kosmici.
- M... Mindy? - zająknął się, a ja tylko skinąłem głową - myślałem, że mówisz o Gerardzie...
Teraz to mnie zatkało.
- Co?! Niby dlaczego miałbym mówić o Gerardzie?! - poczułem się nieco urażony.
- No bo... tak to mówiłeś... - urwał - nie ważne... dlaczego myślisz, że kochasz się w Mindy? - spytał
- No... - zacząłem - jak widzę ją z Gerardem to czuję się źle, to jak się całują... albo jak dowiedziałem się o tym co było w sobotę czy z tym telefonem... poczułem się wtedy dość przybity. Jakby zraniony. Przy Gerardzie jestem strasznie spięty, a przy niej czuję się rozluźniony. Nie uważam tak na wszystko, nie boję się powiedzieć czegokolwiek.
- A czemu przy Gerardzie tak jest?
- No bo.. to jej chłopak, no nie? Czuję się przy nim źle, bo boję się że coś ogarnie, co u niebo byłoby dziwne, ale i tak. Nie chcę mieć z nim jeszcze większej dramy niż mam. Ale wiem, że muszę mu to powiedzieć.
- Co? Nie rób tego! - zareagował na to dość szybko i gwałtownie
- Kellin, coś muszę zrobić.
- Odczekaj jeszcze chwilę... nie działaj zbyt pochopnie... - chłopak wyglądał jakby coś wiedział, i za razem bał się czegoś. Poczułem się dziwnie.
Spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi. On jednak tylko uśmiechnął się delikatnie i poklepał mnie po ramieniu. On coś knuje... albo coś ukrywa. Chodzi o Mindy? Przecież nie chcę jej rozwalić związku z Wayem. Widzę, jak go kocha, i z wzajemnością. Teraz czuję się strasznie zmieszany. Chyba mogłem jeszcze chwilę odczekać, zanim mu o wszystkim powiedziałem.
____________________
Hej Hej!
Co tu dużo mówić... no tak, co to zwykle:
Mam nadzieję, że się podobało, jak coś to widzimy się na dole xx
Widzimy się - Prawdopodobnie - w poniedziałek! xx
PS: I Love You All! xx ~Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top