Rozdział Czterdziesty Drugi
Tak jak powiedział Kellin, starałem się spędzać z Gerardem jak najwięcej czasu przed moim wyjazdem. Starałem się być milszy, bardziej czuły i częściej okazywać mu moje uczucia względem jego. Uznałem, że tak trzeba. Musi wiedzieć, że jest dla mnie ważny. Pomijając fakt, że od czasu kiedy dowiedziałem się, że wracam do matki minęły prawie dwa tygodnie, a ja nic mu o tym nie wspomniałem, chciałem żeby przyjął to w miarę znośnie kiedy się dowie. Nie wiem jakie dokładnie są jego uczucia względem mnie, ale chcę żeby wiedział, że mi zależy. Za około dwa tygodnie wyjeżdżam i.. nie mam pojęcia jak mam mu to powiedzieć. Przecież nie podejdę do niego i nie powiem ' no Gerard, wyjeżdżam do matki, fajnie co nie?'. Nie umiem robić takich rzeczy. Zanim przyjechałem tutaj moi znajomi z tamtej szkoły w ogóle nie wiedzieli o takich planach. Po prostu zauważyli, że nie chodzę do szkoły, i że nawet nie czytają mojego nazwiska kiedy sprawdzają obecność.
Dzisiaj szliśmy na imprezę, na którą namówił nas Jack. Nie obchodziło go to, że nam się nie chce. Powiedział, że musimy iść i już, a my, z uwagi na to iż jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, zrobiliśmy mu tą przyjemność i poszliśmy z nim.
Kiedy weszliśmy do klubu niemal od razu poszliśmy do baru, no... poza Gerardem. On rzucił się na miejsca pod ścianą. Kupiłem więc dwa drinki i poszedłem do chłopaka i postawiłem mu jeden przed nosem. Chłopak spojrzał na drinka, a później na mnie po czym odwrócił kompletnie wzrok.
- Nie chcesz? - spytałem i zmarszczyłem brwi - może wolisz piwo albo...
- Nie, dzięki - przerwał mi szybko - jakoś nie mam ochoty
- No weź, chociaż jednego, będzie mi przykro - spojrzałem na niego próbując przybrać najbardziej uroczy wyraz twarzy na jaki było mnie stać, chłopak westchnął i wziął łyk alkoholu - no, dobry chłopiec - powiedziałem uśmiechając się, co odwzajemnił.
Po chwili dołączyła do nas reszta i Jack zaczął namawiać Gerarda do picia. Ten odmawiał, ale po jakimś czasie mu uległ. Może nie pił dużo, ale chciał po prostu aby Barakat się odwalił, co było widać. Śmieszyło mnie to.
Po niedługim czasie poszliśmy tańczyć. Nie wyglądało to dobrze, ale co poradzę, nie każdy może mieć ruchy Uriego, który rusza się lepiej niż niejedna striptizerka. Mimo wszystko chwilę staliśmy - czy tam ' tańczyliśmy ' - razem z jakimiś obcymi ludźmi, którzy mieli w większości takie umiejętności taneczne jak Gerard i ja - żadne. Po chwili jednak uznaliśmy, że pójdziemy się przejść, bo zapach parującego alkoholu z ludzi nam nie sprzyja. Wybraliśmy się więc na spacer. Chwyciłem Gerarda za rękę i splotłem nasze palce. Najpierw czułem się dziwnie, ale później to minęło. To ten moment. Kiedyś muszę mu powiedzieć.
- Gerard... - zacząłem, na co w odpowiedzi uzyskałem ciche 'hm' - jak się czujesz? - spytałem. Chyba jestem jebanym tchórzem.
- Dobrze, dlaczego pytasz?
- Tak tylko żeby się upewnić - zaśmiałem się nerwowo - muszę o ciebie dbać, prawda? - uśmiechnąłem się
- Frank co się z tobą dzieje? - spytał poważnym tonem
- Nic, co ma się dziać? - przystanąłem i spojrzałem na niego po czym przygryzłem dolną wargę. Cholerny tik nerwowy
- Zachowujesz się jak nie ty i... przygryzasz wargę - westchnął
- Często przygryzam wargę jak na ciebie patrzę - powiedziałem z nerwowym uśmiechem po czym położyłem mu dłonie na barkach - niby co miałoby się dziać? - sztuczność aż ode mnie biła
- Właśnie nie wiem, i chciałbym żebyś mi powiedział. Zachowujesz się jak nie ty
- To znaczy? - cholera, chyba coś podejrzewa
- Jesteś... miły i.. - urwał jakby się zastanawiał - kochany, dla każdego. Gdzie jest Frank Iero?
- Po prostu dotarło do mnie, że każdy dzień i każda chwila może być naszą ostatnią, a po co rozchodzić się w złości - jesteś mistrzem dyskrecji Frank.
- Co ty gadasz? - uniósł lekko głos i zrobił krok w tył jakby się mnie bał - przecież nikt nie umiera
- Jeszcze... poza tym, w każdej chwili może się coś komuś stać, prawda?
- No tak, ale...
- Ale już nic nie mów - przerwałem mu nie chcąc tego słuchać - tyko obiecaj mi coś - dodałem
- Co? - spytał z lękiem w oczach
- Nigdy nie pozwól ludziom zabrać twojego światła. Nie pozwól im się ugasić.
- Frank o czym ty...
- Obiecaj - przerwał mu i spojrzałem mu w oczy po czym delikatnie się uśmiechnąłem
- Obiecuję... - powiedział ale jakby się wahał
- To super, możemy iść się przejść - powiedziałem już rozpromieniony i znów chwyciłem go za rękę. Nie chciałem ciągnąć tej rozmowy. Bolała mnie.
Spacerowaliśmy jeszcze jakiś czas po czym wróciliśmy do klubu gdzie jeszcze byli chłopacy, w sumie... można się było spodziewać tego, że jeszcze tam będą. Nikt nie opuszcza imprezy po około półtorej godziny, tym bardziej, że razem zawsze bawiliśmy się dobrze. Kiedy weszliśmy do klubu usiedliśmy na naszym dawnym miejscu. Nie bałem się tego, że chłopacy coś zobaczą. Trzymałem Waya za rękę i uśmiechałem się często w jego stronę.
- Chodź na chwilę - powiedział cicho Kellin pochylając się nade mną.
Wyszliśmy przed klub. Nie do końca wiedziałem o co chodzi. Kellin patrzył na mnie ze złością w oczach. Chyba tylko dwa razy widziałem go złego. Przecież Królowa to kulka szczęścia.
- Nie powiedziałeś mu - powiedział poważnym tonem i skrzyżował ręce na piersiach
- Nie - przyznałem
- A reszcie? Mówiłeś im?
- Tak.. przy barze, ale prosiłem żeby nie mówili Gerardowi, sam mu powiem
- Kiedy? - złość w jego oczach narastała
- Nie wiem - powiedziałem cicho
- Wiesz co Iero? Jesteś jebanym tchórzej - prychnął
- Niby jak mam mu to powiedzieć?! - krzyknąłem
- Nie wiem, to nie mój interes, ale albo ty mu powiesz, albo ja to zrobię. To nie ty będziesz z nim siedział pocieszał.
- Powiem mu - westchnąłem
- Albo zrobisz to dzisiaj, albo ja mu powiem.
- Kellin...
- Powiedziałem - przerwał mi - chyba lepiej żeby się przygotował na twoją wyprowadzkę
Kellin minął mnie i wrócił do klubu, a ja zaraz za nim. Podszedł do chłopaków i powiedział, że musi już iść. Pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł, a ja zostałem z nimi. Wszyscy patrzyli na mnie pytająco, jakby to była moja wina, że Kellinowi odbiło.
Po około godzinie pożegnaliśmy się wszyscy i każdy poszedł w swoją stronę. No... prawie, ja jak zawsze poszedłem jeszcze z Gerardem na spacer. Naprawdę nie wiem jakim cudem oni nic nie podejrzewają. Chyba trzeba być ślepym żeby nie widzieć tego, że coś między nami jest.
Szliśmy drogą gdzie uciekaliśmy przed ulicznymi dresami, którzy mnie gonili, a ja zapędziłem do ucieczki również Waya. Kiedy byliśmy obok ławki, usiadłem na niej, a Gerard po chwili uczynił to samo.
- Gerard... musimy porozmawiać - powiedziałem cicho.
____________________________
PS: I Love You All! ~ Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top