Rozdział Czterdziesty Czwarty
Był dzień mojego wyjazdu. Mama przyjechała do mnie i ojca i pomagała nam wszystko wynosić. Ojciec zaoferował się, że nas odwiezie, więc nie sprzeciwialiśmy się. Lepiej jechać z nim niż taksówką.
Ostatnie dni tutaj nie były najgorsze. Tak jak Jack powiedział, od osiemnastego do dwudziestego drugiego kwietnia wyjechaliśmy nad jakieś jezioro, które nawet nie wiedziałem gdzie jest - ba, nie wiedziałem w ogóle, że takie jest. Spędziliśmy tam miło czas. Mimo, że Gerard i ja unikaliśmy się jak mogliśmy, było całkiem miło. Dzisiaj miałem pożegnać się z nimi wszystkimi, co nie przychodzi mi łatwo. Będę za nimi tęsknił. Oczywiście im tego nie powiem, ale tak będzie. Zrobili dla mnie bardzo dużo. Pewnie nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak dużo.
Kiedy chłopacy przyszli, ja pakowałem ostatnie pudła i rozmawiałem z mamą. Kiedy mama ich zobaczyła, powiedziała że nas zostawi i poszła porozmawiać z ojcem. Stałem tam jak debil i patrzyłem się na nich. Chyba pierwszy raz między nami było tak cicho. Nawet Jack się nie odzywał, a przecież on mógłby gadać godzinami. Nie wiedziałem co powiedzieć. Zobaczyłem tylko, że nie ma starszego Waya. To sprawiło, że poczułem ukłucie w sercu. Miałem nadzieje, że przyjdzie.
- Próbowaliśmy go wyciągnąć ale... - zaczął Ryan
- Nic się nie stało - przerwałem mu i uśmiechnąłem się lekko
- Przykro mi - powiedział Kellin
- Nie potrzebnie - uśmiechnąłem się - widocznie tak miało być
- Czy wy... - zaczął Mikey
- Czy to ważne? - westchnąłem
- No... niby nie - dodał blondyn
- Frank, pospiesz się - usłyszałem głos mamy
Uśmiechnąłem się delikatnie do chłopaków.
- To co... muszę jechać - spojrzałem na każdego z osobna - będziemy się kontaktować, no nie?
- No raczej! - krzyknął Vic - nie pozbędziesz się nas tak łatwo
Znów się uśmiechnąłem. Będzie mi ich cholernie brakowało. Przytuliłem każdego z osobna. Kellina najmocniej i najbardziej czule. Jemu byłem wdzięczny najbardziej. Za wszystko co dla mnie zrobił. On zdecydowanie był mi najbardziej bliski.
Kiedy się pożegnaliśmy, chłopacy poszli, a ja wsiadłem do samochodu. Siedziałem na tylnym siedzeniu i patrzyłem jak powoli opuszczam dom, w którym mieszkałem ponad pół roku. Jak mijam ulice, na których działo się tak wiele. Jak mijam ulicę gdzie mieszkał Gerard. Musiałem tu to zostawić. Musiałem zostawić tu moje uczucia do niego. Nie mogłem zabrać ich ze sobą.
_____________________
Dobra, to najkrótszy rozdział jaki napisałam xD
PS: I Love You All! ~ Haia_Miia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top