4. Co mówią moje oczy?
Patrzyłem na wibrujący w mojej dłoni telefon.
Michael.
Chciałem odebrać, ale z drugiej strony się bałem. Bałem się tego jak szybko będzie się rozwijać ta znajomość.
Oderwałem wzrok od telefonu i rozejrzałem się.
Musiał zadzwonić akurat, kiedy jestem w pracy?
Patrzyłem zdenerwowany na ekran mojego samsunga.
Co ci szkodzi?
Wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem smartfon do ucha.
- Halo? - rzuciłem od niechcenia.
- Ciężko cię złapać. Powinienem coś zamówić żeby cię zobaczyć? - zapytał.
- To mogłoby wiele ułatwić - zaśmiałem się.
Jest zabawny, muszę mu to przyznać. Kolejny punkt dla niego.
- Nie przeszkadzam ci?
- Jestem w pracy - odparłem, biorąc do ręki listę z adresami, gdzie mam dostarczyć kolejne paczki. - Jaki jest adres tego baru, w którym pracujesz? Buchfeldg 7?
- Tak, a dlaczego pytasz? - zdziwił się.
- Bo nie wiem, czy dobrze pamiętałem, że to tam, a mam tam paczkę dostarczyć i jakoś skojarzyłem adres.
- To zostaw ją sobie na koniec. To akurat się zobaczymy, bo ja za 40 minut zaczynam pracę - mówił i chyba się uśmiechał. Jego głos brzmiał tak... Wesoło. Sprawiał, że sam czułem się lepiej, bardziej pozytywnie.
- Dobrze - zgodziłem się. - Ale tak wcześnie dziś zaczynasz? - zdziwiłem się.
- Zacznę o 16 i skończę o północy... W następnym tygodniu niestety mam tą drugą zmianę...
- Odeśpisz w dzień. - Zaśmiałem się.
- Może... A może umówię się z tobą w dzień i będę miał kłopot.
Szkoda, że w przyszłym tygodniu, to ja co najwyżej, będę dochodził do siebie po operacji.
- Nie do końca mogę w następnym tygodniu... A w tym? - zagryzłem dolna wargę. Byłem ciekawy, czy nie zrażę go do siebie.
- Którego dnia możesz w tym tygodniu?
- Codziennie kończę o 16. Tylko w sobotę o 14 - odpowiedziałem.
- To może w sobotę? O 15? - zaproponował.
- Dobrze - zgodziłem się. Miałem wątpliwości i to duże, ale chciałem go zobaczyć. Bałem się tego wszystkiego. - Pogadamy, jak wpadnę do baru, ok? Muszę się brać do roboty.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Na razie - rozłączyłem się.
Uśmiechnąłem się szeroko do siebie. Cieszyłem się, że go zobaczę, bo... W sumie nie wiem. Widziałem go dwa razy, ale on ma coś takiego w sobie, że przyciąga do siebie. Ma cudowny uśmiech. Nie można oderwać od niego wzroku. Zaraża swoją pozytywną energią i jednocześnie sprawia, że czuję się bardziej... Komfortowo.
Starałem się jak najszybciej skończyć pracę, aby na koniec, ostatnią paczkę, dostarczyć do baru, gdzie pracuje. Ochroniarz wpuścił mnie do środka dopiero, gdy pokazałem mu fakturę zamówienia i paczkę. Wszedłem do pomieszczenia, gdzie było całkowicie pusto. Oczywiście mnie to nie zdziwiło, bo jak wiadomo bary czynne są nocą. Podszedłem do dziewczyny, która kręciła się po sali.
- Cześć, gdzie znajdę Sophie Magnis?
- Hej... W biurze, poczekaj przy barze, zaraz ją zawołam - brunetka się do mnie uśmiechnęła.
- Ok.
Podszedłem we wskazane miejsce i oparłem się o chłodny blat. Spojrzałem na zegarek, który miałem na nadgarstku, dochodzi 16, powinienem już składać dokumenty w sekretariacie firmy. Westchnąłem i odwróciłem się przodem do drzwi i plecami oparłem o bar. Zobaczyłem dziewczynę, która miała zawołać adresatkę paczki.
- Szefowa nie może, ale ja odbiorę - uśmiechnęła się.
- Spoko - odblokowałem tablet i podałem jej rysik. - Nazwisko i imię.
- Mhym... Widziałam cię kiedyś u nas.
- Zapamiętujesz wszystkich klientów? - wziąłem od niej sprzęt.
- Nie. Tylko tych, którzy są w moim typie - uśmiechnęła się szeroko. - Jestem Lena - wyciągnęła do mnie rękę.
- Stefan - uścisnąłem jej dłoń.
- O! Już jesteś! - rozległ się głos Michaela. Odwróciłem się od dziewczyny i posłałem mu uśmiech.
- Nawet już powinienem się zbierać do wyjścia - oznajmiłem.
- Lenka nie rób takiej miny - zaśmiał się do dziewczyny. - Nie ta liga.
- Podrywasz mi najfajniejszych facetów! - roześmiała się głośno. - Boże! Gdzie ci prawdziwi mężczyźni! - zażartowała, a Michi roześmiał się głośno. - To ja was zostawię. Cześć, Stefan.
- Na razie - pożegnałem się z nią. Dziewczyna wzięła karton i zniknęła za jakimiś drzwiami.
Wydała się miła, do tego jak widać ma dobre relacje z blondynem.
- No to zostaliśmy sami - uśmiechnął się Michael.
- Na to wygląda - zagryzłem dolną wargę.
- Podjadę po ciebie w sobotę... Chyba, że wolisz spotkać się na miejscu? - zaproponował.
- Wiesz co... Znam taką kawiarnię... Ona jest niedaleko twojego mieszkania.
- Skąd ją znasz?
- Mieszkam dwie ulice od ciebie - wzruszyłem ramionami. - Vollpension... Tak się nazywa.
- Nigdy tam nie byłem - przyznał. - Ale dobra. Skoro tam chcesz to ok - uśmiechnął się szeroko.- Czyli widzimy się na miejscu?
- Tak...
- Muszę już iść - uniosłem tablet.
- Odprowadzę cię - zaoferował, a ja się tylko uśmiechnąłem. Ruszyłem do wyjścia, Michael szedł za mną. Czułem, że mnie obserwuje, ale się nie odwróciłem. Kiedy byliśmy na zewnątrz, podeszliśmy do samochodu, którym przyjechałem. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach kierowcy, otworzyłem je i położyłem tablet na desce rozdzielczej, a potem spojrzałem na Michaela. - Nie mogę oderwać wzroku od twoich oczu... Nigdy jeszcze nie widziałem takiego koloru - wyszeptał. Spuściłem wzrok, aby po chwili znowu na niego zerknąć. Uśmiechał się. - Zarumieniłeś się... To urocze... Nie chciałem żebyś poczuł się niezręcznie.
- Spoko...
- Ale naprawdę masz cudowne oczy... I choć chcesz żebym nie odczytał żadnych emocji z twojej twarzy, bo cały czas próbujesz utrzymać maskę, to wszystko widać w oczach.
- Co widać w moich oczach?- moje serce lekko przyspieszyło.
- Strach... Ale nie rozumiem dlaczego?
Nawet kiedy próbuję kontrolować sytuację, nic z tego nie wychodzi.
- To nie jest dobre miejsce - szepnąłem. - I obaj musimy wracać do pracy.
- Masz rację - uśmiechnął się delikatnie. - Do zobaczenia, Stefan.
- Do zobaczenia, Michael.
Mam głowę napakowaną pomysłami na kolejne rozdziały, nie wiem kiedy ja to wszystko spiszę 😂😂😂
Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top