37. W pułapce
{891}
Ocknąłem się z ogromnym bólem głowy. Nie mogłem zebrać myśli, a gdy rozchyliłem powieki, światło mi przeszkadzało. Po kilku próbach w końcu mogłem rozejrzeć się dookoła, ale nie mogłem skupić się na żadnym konkretnym szczególe poza bólem głowy i tym, że byłem związany.
Usiadłem powoli na materacu, na którym leżałem i rozejrzałem się dookoła.
Każdy ruch musiałem wykonywać powoli ze względu na nasilający się ból i fakt, że byłem skrępowany.
Na pewno byłem w piwnicy jakiegoś budynku. I koniec moich wniosków. W tym stanie nie byłem w stanie skupić się, aby prosto siedzieć, a co dopiero myśleć o ucieczce od tego psychopaty.
Oparłem się plecami o chłodną ścianę i przyłożyłem do niej głowę. Nie wiem jak długo tak siedziałem, ale ból zaczął powoli ustępować. Nadal był silny, ale mogłem chociaż skupić myśli.
A moja pierwszą myślą był Michael.
Nie to gdzie jestem i co się ze mną stanie.
Ale to, że on na pewno umiera ze strachu o mnie.
Więc musiałem się stąd wydostać i wrócić do niego. Pokazać, że jestem silny, że umiem sobie poradzić.
Spojrzałem na moje związane z przodu ręce i uśmiechnąłem się do siebie w duchu. Podkuliłem nogi, więc mogłem bez problemu rozplatać sznur krępujący moje kostki. Trochę trudniej było z nadgarstkami. Szarpałem się z liną, pozdzierałem sobie skórę, robiąc głębokie rany, po których na pewno zostaną blizny, ale nie przejąłem się tym w tamtej chwili.
Udało mi się uwolnić, ale wtedy coś mnie uderzyło. A dokładniej pewna myśl.
Albo ten, kto mnie porwał to totalny idiota i nawet nie sprawdza, czy mnie nie zabił tamtym uderzeniem, albo cały czas ma na mnie oko i doskonale wie co robię.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zobaczyłem kamerę w rogu.
Czyli pewnie za chwilę się dowiem kto wpadł na ten pomysł, chociaż mogła to być tylko jedna osoba.
Daniel.
Wróciłem na materac i usiadłem. Sam i tak stąd nie wyjdę, drzwi wyglądały na solidne, a ja ze swoimi gabarytami mogę tylko pomarzyć o wyważeniu ich.
Nie czekałem długo. Po kilku minutach drzwi się otworzyły i stanął w nich Daniel, co nawet mnie nie zaskoczyło, ale przestraszyło.
Nie chciałem przebywać z nim sam na sam. Nie chciałem, aby się do mnie zbliżał.
- Pokaż te ręce - zbliżył się do mnie, a ja schowałem je za plecami. - Nie każ mi się ze sobą szarpać, bo tego nie chcę... - zrobił kolejny krok w moją stronę, a ja cofnąłem się pod samą ścianę na materacu. - Nie zrobię ci krzywdy - stanął nade mną. - Pokaż mi ręce, chcę nie opatrzyć.
- Nie - szepnąłem. Cała moja odwaga wyparowała, bo doskonale wiedziałem, że Daniel jest ode mnie silniejszy i nie mam szansy się obronić w tej sytuacji. - Nie chcę żebyś mnie dotykał.
- Będę cię dotykał, kiedy tylko będę miał ochotę - warknął. - Pokaż ręce - zażądał, a gdy nie wyciągnąłem ich zza pleców, złapał mnie za łokieć i szarpnął mocno. Pociągnął mnie w swoja stronę, co spowodowało, że musiałem uklęknąć na materacu. Blondyn obejrzał moje poranione przeguby, a potem mnie puścił, a ja ponownie wróciłem pod ścianę. Chłopak wyszedł zamykając za sobą drzwi, a ja zacząłem panikować.
Panikować to za mało powiedziane. Ja miałem w głowie jedną myśl.
Michi, wyciągnij mnie stąd.
Starałem się jak najwięcej myśleć o moim narzeczonym. Starałem się skupiać na tym, że chcę do niego wrócić i zapomnieć o istnieniu kogoś takiego jak Daniel.
Długo nie nacieszyłem sie nieobecnością mojego oprawcy, bo po chwili wrócił z bandażami i środkiem dezynfekującym.
- Ręce - powiedział, a ja ponownie schowałem je za plecami. Naprawdę nie chciałem żeby mnie dotykał.
- Sam to zrobię - powiedziałem cicho. Daniel rzucił wszystko na materac i stał nade mną, gdy oczyszczałem swoje rany.
Nie pamiętam kiedy robiłem to ostatni raz, bo odkąd jestem z Michim to zawsze on to robił. Nawet jeśli to było głupie zadrapanie. Kiedy on przemywał moje zadrapania zawsze mniej bolało.
Gdy oczyściłem rany, zabandażowałem je, a potem usiadłem skulony pod ścianą.
- Nie zrobię ci krzywdy - zapewnił, ale ja mu wcale nie uwierzyłem. - Stefan... Ja cię kocham.
- Dlatego chciałeś mnie zgwałcić? - zapytałem. - Dlatego mnie ogłuszyłeś? Dlatego mnie porwałeś?
- Tylko w ten sposób mogę cię mieć.
- Ale ja nie chcę być z tobą - odparłem. - Nie kocham cię.
- Z czasem pokochasz.
- Z jakim czasem? O czym ty mówisz? Michi zgłosi moje zaginięcie. Znajdą mnie i ciebie. I co wtedy?
- Wtedy - zbliżył się do mnie - zabiję ciebie, a potem siebie... Jeśli nie mogę mieć cię tutaj, to będę miał po śmierci.
- Jesteś psychopatą.
- Owszem... Oszalałem z miłości do ciebie, Stefan - oznajmił, a mi nie podobało się w jaki sposób wypowiadał moje imię.
Tylko Michi może je mówić w taki sposób!
- Wypuść mnie... Wtedy nie poniesiesz żadnych konsekwencji... Nigdzie tego nie zgłoszę - próbowałem go przekonać.
- Już za późno... Twój chłopak zawiadomił policję... Wynajął detektywa... - kucnął przede mną. - Albo musi cię kochać równie mocno co ja, albo... - zlustrował moje ciało - jesteś świetny w łóżku.
- To mój narzeczony - poprawiłem go cicho. - I mnie kocha.
- Jesteś tego pewien? - pochylił się w moją stronę.
- Tak - szepnąłem. Nie miałem gdzie przed nim uciec.
- No to zobaczymy - podniósł się i wyszedł, a ja odetchnąłem z ulgą.
Najbardziej bałem się tego, że będzie chciał dokończyć to, na co wtedy mu nie pozwoliłem unieruchamiając go.
Dlaczego ja wtedy nie posłuchałem Michaela i nie zgłosiłem tego na policję?
Co ja wtedy miałem w głowie?!
Dlaczego Michi nie zmusił mnie do pójścia na policję?!
A no tak. Jestem głupio uparty i do niczego nie można mnie przekonać.
#RESPECT
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top