36. Bez odpowiedzi

Dla OfficialAustriaBober - jak wszystkie ❤️

{1025}

- Wychodzisz? - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się do narzeczonego z uśmiechem.

- Tak, jadę do Mai, chciała pogadać - przypomniałem mu.

- No tak, mówiłeś - rzucił. - Nie przyjedź do Salzburga zbyt późno, ok? - podszedł do mnie bliżej. - Zabiorę wszystkie nasze rzeczy.

- Ok - objąłem go. Będę przed dwudziestą... A przynajmniej się postaram - pocałowałem go lekko.

- Jak dotrzesz później niż o dziewiątej, to czeka cię kara - ostrzegł, obejmując mnie w pasie.

- Tak? A jaka? - stanąłem na palcach i objąłem ramionami jego szyję.

- Spóźnij się, to się dowiesz - pocałował mnie w czoło.

- Uwielbiam twoje oczy - powiedziałem zupełnie bez związku z naszą rozmowa, patrząc w ciemnoniebieskie oczy mojego narzeczonego. Przesunąłem rękę, kładąc ją na jego szyi i muskając szczękę kciukiem.

- Oczy? - zmarszczył brwi.

- Tak. Kocham je - uśmiechnąłem się. Michi przewrócił oczami i złączył lekko nasze usta.

- Idź już, bo gadasz głupoty - zaśmiał się.

- Przytul mnie jeszcze i już idę - wtuliłem się w niego. Kiedy objął mnie ramionami, wykorzystałem sytuację i w miejscu na szyi, gdzie nie ma łaskotek, zrobiłem mu dużą malinkę.

- Stefan - westchnął. - Ile ty masz lat?

- Odezwał się - zaśmiałem się. - Ty zawsze robisz mi malinki.

- Ostatnio ci nie robiłem, chcesz to zmienić? - zapytał.

- Nie - ze śmiechem położyłem dłonie na szyi, zasłaniając ją. Michael się śmiał, ale nie skomentował tego.

- Kocham cię - pocałował mnie lekko.

- Ja ciebie też - odparłem i odsunąłem się od niego, a blondyn niechętnie wypuścił mnie z ramion.  - Do zobaczenia wieczorem.

- Na razie, słońce - rzucił, a ja wyszedłem.

Tak jak powiedziałem Hayboeckowi, pojechałem do mieszkania Mai, która już na mnie czekała.

- No mów już - przewróciłem oczami. - Aż się trzęsiesz z ekscytacji.

- Co tu mówić - rzuciła i pokazała mi rękę. Zobaczyłem pierścionek na serdecznym palcu.

- O kurwa - złapałem jej dłoń i przyjrzałem się biżuterii. - Ale wielki - przeniosłem wzrok na twarz przyjaciółki. - Kiedy się oświadczył?

- Dwa dni temu... Boże! Jestem taka szczęśliwa - uśmiechnęła się szeroko.

- Widzę - zaśmiałem się. - Cieszę się z tego.

Rozmawiało nam się dobrze jak zawsze. Czas też leciał szybko jak zawsze i nim się spostrzegłem było już po 18.

- O Boże - jęknąłem. - Michi mnie zabije... Miałem być przed 9 w Salzburgu - wstałem z kanapy.

- Dlaczego?

- Nie lubi, gdy jeżdżę w nocy. Martwi się.

- Słodko... Od półtora roku czekam, aż przestaniecie być tacy słodcy i się chyba nie doczekam.

- Nie jesteśmy tacy słodcy... Daj spokój.

- Nie widzisz tego z boku - oznajmiła, gdy zakładałem buty. - Michael patrzy na ciebie jak na ósmy cud świata... Wpatrzony w ciebie jak w obrazek... Ale ty w niego mniej niż on ciebie... - zauważyła.

- Bo ja już widzę jego wady, on moich jeszcze nie - zaśmiałem się. - Ale go kocham - dodałem.

- I bardzo dobrze. Lepszy nie mógł ci się trafić.

- To prawda - westchnąłem. - Nie wyobrażam już sobie, że może go nie być w moim życiu... Jest... Idealny...

- Ja pierdolę... Ja też tak mówiłam o Maćku na początku?

- Tak - potwierdziłem. - Teraz na niego narzekasz - zaśmiałem się. - Lecę już - pocałowałem ją w policzek. - Na razie.

- Cześć, jedź ostrożnie - poprosiła.

- Ok.

Wyszedłem przed blok na ogromny parking. Było ciemno, jak cholera, a ja miałem samochód pod inną klatką. Szedłem powoli chodnikiem, szukając kluczy w kieszeniach spodni.

Po kilku chwilach dotarłem do auta, nadal grzebiąc w kieszeniach. W końcu znalazłem kluczyki, a gdy miałem otworzyć auto, usłyszałem jakiś hałas za sobą. Odwróciłem się, ale nie zdążyłem nic zobaczyć. Poczułem ogromy ból w okolicach skroni i ktoś złapał mnie za ramiona odwracając tyłem do siebie.

Nie straciłem przytomność, ale byłem zamroczony. Nie kontaktowałem do końca co się dzieje. Czułem jak ta osoba zaciągnęła mnie gdzieś i wpakowała go bagażnika auta, gdzie zostały mi zawiązane oczy, zaklejone usta i związane nadgarstki. I w tym momencie musiałem stracić przytomność.

MICHAEL

Kolejny już raz wybierałem numer Stefana. Po raz kolejny włączyła się poczta. Byłem już bardzo zaniepokojony tym, że ciągle nie dotarł do Salzburga.

Dochodziła już północ, a miał być najpóźniej o dwudziestej pierwszej.

Ojciec próbował mnie uspokajać, ale to nic nie dawało. Martwiłem się o niego.

Doskonale wiedziałem, że gdyby zasiedział się z Mayą to napisałby mi chociaż SMSa, że będzie trochę później.

Gdyby miał stłuczkę, czy wypadek to na pewno by zadzwonił, więc nie mam pojęcia co się z nim dzieje.

Zaczynałem świrować. Chodziłem w kółko po pokoju, cały czas do niego dzwoniąc.  Miałem nadzieję, że w końcu odbierze i wyjaśni mi co się tutaj dzieje, ale nic takiego nie miało miejsca.

Dzwoniłem do Mai, ale powiedziała, że wyszedł z jej mieszkania chwilę przed dziewiętnastą. Miał jechać do Salzburga. Ale tu nie dotarł.

Zaczynałem panikować coraz bardziej. Nie spałem całą noc. Myślałem tylko o nim i o tym co się z nim dzieje.

Rano chciałem iść na policję, ale ojciec mi to odradził. Powiedział, że teraz i tak nic nie zrobią. Że jest za wcześnie. Że musi minąć 48 godzin od zaginięcia, aby wszczeli śledztwo. Ale ja nie mogłem tyle czekać. Chciałem zacząć działać, szukać go.

Byłem pewny, że coś się stało, sam z siebie by nie zniknął.

Sam z siebie by mnie nie zostawił.

Dałby chociaż znać, że żyje, bo wie, że zawsze się o niego martwię.

- Policja musi zacząć go szukać - mruknąłem, siedząc przy stole.

- Mają przepisy, synku. Nie zaczną od razu - odparł tata.

Westchnąłem głośno.

- Nie mogę tak siedzieć bezczynnie.

- Policja nie może jeszcze nic zrobić. Możesz zgłosić zaginięcie, ale zaczną dopiero jutro... Na razie możemy wynająć detektywa, bo nikt inny nie zacznie teraz poszukiwać, ani śledztwa...

- A znasz jakiegoś?

- Mam wiele znajomości - położył mi dłoń na ramieniu. - Zaraz gdzieś zadzwonię.

- Dziękuję - posłałem mu uśmiech pełen wdzięczności.

- Nie dziękuj - poczochrał mi włosy. - Ten chłopak jest dla mnie jak czwarty syn - wyszedł z kuchni, a ja znowu skupiłem wzrok na moich dłoniach.

I nagle mnie olśniło.

Daniel.

Kurwa, Daniel.

On na pewno ma coś z tym wspólnego. Dam sobie rękę uciąć, że maczał w tym palce.

Tylko po co?

Czego on chce?

Oprócz tego, że chce Stefana dla siebie, ale przecież chyba ma świadomość, że Stef nigdy z własnej woli z nim nie będzie.

- Hans wpadnie za godzinę to z nim pogadasz - rzucił ojciec wchodząc do kuchni. - Zgłosisz mu wszystko i w ogóle opowiesz co i jak... Wszystko może być ważne, pamiętaj o tym... Ja muszę już iść... Nie zadręczaj się tak, Michael. Na pewno nic mu nie jest - zapewnił mnie.

- Mam nadzieję - westchnąłem.

#RESPECT

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top