29. Kolejne podejście Daniela
{1273}
Byłem już zmęczony tym wszystkim. Może i nowa praca była dla mnie łatwiejsza, i z pewnością bardziej pasowała do moich studiów, ale była za biurkiem, a to mnie męczyło, ale zarabiałem lepiej.
Dowiedziałem się, że moja firma może przesunąć mnie jako pracownika do fili w Salzburgu i to nawet w odpowiadającym mi terminie, co było mi bardzo na rękę. Michi też był z tego zadowolony.
Wieczorami, kiedy nie pisał znienawidzonego już przez siebie ostatniego rozdziału pracy magisterskiej, szukaliśmy jakiegoś mieszkania... A w sumie raczej po prostu rozglądaliśmy się co było w ofercie.
Mieliśmy spokój. I naprawdę podobała mi się ta monotonia, przerywana tylko wyjściami na jakieś randki, czy spotkaniami z przyjaciółmi.
Ale jak wiadomo, nic nie trwa wiecznie i w końcu musiało się coś popsuć.
Więc gdy wracałem z pracy pod klatką wpadłem na Daniela, który mnie zatrzymał i nie pozwolił wejść do budynku.
- Stefan, ja naprawdę...
- Nie. Przestań - przerwałem mu. - Jestem zaręczony... Kocham mojego narzeczonego... Nie rozwalaj mi tego. Nie rozwalaj mi życia, kiedy dopiero je poskładałem.
- Kocham cię.
- Ja i Michi bierzemy ślub - skłamałem, bo nawet słowem o tym nie wspominaliśmy. - Kocham jego i tylko jego. To się nigdy nie zmieni.
- Jesteś pewien, że on kocha cię tak samo mocno, jak ty jego? - założył ręce na piersi.
- Jestem. On świata poza mną nie widzi - oznajmiłem pewnie.
- Ja na twoim miejscu bym go trochę sprawdził... A raczej pogadał z jego eks... Nie jest taki idealny jak myślisz.
- Nie myślę, że jest idealny. Ale jego wady mi nie przeszkadzają... Nie zniechęcisz mnie. Nie jesteś w stanie wywołać moich wątpliwości. Jestem pewien Michaela.
- Obyś miał rację... Ale pamiętaj, że cię ostrzegałem, Stefan - oznajmił i odszedł.
Popatrzyłem za nim przez chwilę, a potem skierowałem się do domu.
- Hej! - rzuciłem wchodząc do mieszkania.
- Cześć, skarbie - odparł Michi wychodząc z salonu. - Wszystko dobrze? - zbliżył się do mnie.
- Miałem dziwną rozmowę z Danielem - zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją. - Naprawdę dziwną... Zmienił taktykę, już nie próbuje mnie poderwać, ale zniechęcić do ciebie - powiedziałem.
- Czy on nie rozumie po ludzku? Chyba siłą muszę mu to wyjaśnić - założył ręce na piersi.
- Powiedział, że powinienem pogadać z twoim eks, bo nie jesteś tak idealny jak myślę...
- Z Markusem? - zdziwił się. - Nawet dziś możesz iść z nim na piwo - zaśmiał się. - O ile jest w Wiedniu, co w sumie jest mało prawdopodobne.
- Dlaczego?
- Bo wyjechał do Niemiec. Mieszka w Monachium... W sumie mógłby na mnie ponarzekać, bo często się kłóciliśmy, ale to z tego względu, że mamy bardzo podobne charaktery - oznajmił.
- Dlaczego się rozstaliście? - objąłem go w pasie.
- Bo wyjechał na stałe do Niemiec.
- Masz z nim kontakt?
- Wysyłamy sobie SMSy z życzeniami na święta i urodziny - przeczesał palcami moje włosy. - Odzywa się jak jest w mieście... Mamy dobre relacje.
- Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli kumplujesz się ze swoim eks to...
- Nadal go kochasz, albo nigdy nie kochałeś. Znam to - pocałował mnie w czoło. - W naszym przypadku to było tak, że zaczęliśmy spotkać się pod koniec szkoły średniej... Wiesz, taki pierwszy poważny związek... Byliśmy razem kilka lat... To było... Fajne, naprawdę... Zależało mi na nim, ale chyba nie kochałem wystarczająco, bo... Markus grał w piłkę, nadal gra i zajebiście mu idzie, robi karierę... Gdy mieliśmy po 22 lata, dostał propozycję, dlatego wyjechał... Za tobą pojechałbym bez wahania, ale wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło żeby z nim jechać... Wniosek?
- Mnie kochasz bardziej - wtuliłem się w niego.
- Ciebie kocham najbardziej na świecie - pocałował mnie w czoło.
- W takim razie dziś ja zapraszam cię na kolację - stanąłem na palcach i pocałowałem go lekko.
- Dobrze.
- Więc ogarniamy się i wychodzimy - odsunąłem się, a kiedy go mijałem klepnąłem go w tyłek, na co się tylko zaśmiał.
- Oddam - rzucił za mną.
- Na to liczę - roześmiałem się i poszedłem do sypialni. Przebrałem się, tak samo jak Michi, który do mnie dołączył i wyszliśmy.
- Wiesz co musimy zrobić? - zapytał, gdy odpalił samochód.
- Co takiego? - położyłem dłoń na jego udzie.
- Jechać do Salzburga w wolny weekend. Pokażę ci coś fajnego - wyjechał z miejsca parkingowego.
- Chcesz jechać 300 kilometrów żeby pokazać mi coś fajnego? - spojrzałem na niego.
Michael potrafił mnie zaskoczyć, zawsze w ten pozytywny sposób.
- Tak... Chociaż myślę, że ja będę miał z tego większą frajdę... Gdzie jedziemy?
- Tam gdzie zawsze? - uśmiechnąłem się.
- Jak sobie życzysz.
- Przyznaj, że chcesz przejechać się tym samochodem.
- Chcę zabrać cię na tor wyścigowy... Mam licencję rajdową, zapomniałeś?
- Pamiętam o tym, ale są tory położone bliżej.
- Ale ja chcę na tamten - zatrzymał się na światłach i spojrzał na mnie.
- A Red Bull Ring? Jest bliżej.
- To ponad 200 kilometrów.
- Sto mniej niż do Salzburga.
- Ale ja chcę tam... Mam tam samochód - ruszył.
- Jaki samochód? - zdziwiłem się.
- Firma ojca sponsoruje jeden z teamów. I przy każdej zmianie auta, te stare trafiają na tor, uczą się na nich młodziki, albo są kursy na licencje rajdowe. Dlatego chcę jechać tam.
- Ok - westchnąłem.
- Ale tym też się przejadę po torze.
- Jak dziecko. Masz nową zabawkę, więc musisz się nacieszyć?
- Dokładnie tak - przyznał z uśmiechem.
Pokręciłem głową z uśmiechem i wyjrzałem przez szybę. Michi złapał moją dłoń, która leżała na jego udzie i splótł nasze palce.
- Toyota miała jeden zasadniczy plus... Była w automacie - westchnął i nie puszczając mojej ręki zmienił bieg.
- Jak Stefan sobie z nią radzi?
- Mówił, że nie wie jak ja jeździłem tym samochodem i że go nienawidzi - zaśmiał się. - Za to Mia ją uwielbia.... Dlatego jeszcze nie dostałem jej z powrotem.
- Chyba wolę Toyotę... Jest większa... I ma ładniejszy kolor.
- Kolor? - zerknął na mnie zaskoczony.
- Tak - zaśmiałem się, a Michi wjechał na parking. - Myślisz, że jak rozpoznawałem ją na parkingu? Po kolorze... Toyoty w takim bordowym kolorze nie widziałem drugiej w okolicy.
- Nawet nie zwracałem uwagi - wzruszył ramionami i zaparkował. - Idziemy?
- Tak.
Wysiedliśmy z auta i poszliśmy do knajpy. Zajęliśmy stolik ten co zawsze i przeglądaliśmy kary, które znamy na pamięć.
- Dzień dobry, mogę przyjąć zamówienie?
- Dzień... - zaczął Michi, ale urwał gdy spojrzał na dziewczynę. - Ana - uśmiechnął się do niej. - Nie wiedziałem, że tu pracujesz.
- Oczywiście, że nie wiedziałeś. Inaczej byś tu nie przyszedł - zauważyła.
- Przecież wiesz, że...
- Wiem - przerwała mu. - Nie jestem już na ciebie zła - uśmiechnęła się do niego. - nie otruję ani ciebie, ani - spojrzała na mnie - twojego przyjaciela.
- To mój narzeczony - poprawił ją. - Stefan.
- Ana - uśmiechnęła się do mnie. - To jak? Mogę przyjąć zamówienie?
Dziewczyna zapisała co chcemy, zabrała karty i odeszła.
- Kto to jest? - zapytałem jak tylko zostaliśmy sami. Michi się zaśmiał.
Czułem lekki niepokój, chociaż wiedziałem, że nie mam czym się martwić.
- Ana Schwarz. Studiujemy na jednej uczelni... Kręciłem z nią przez chwilę... To znaczy ona tak myślała. Nie wysyłałem jej żadnych sygnałów. Po prostu byłem miły, bo naprawdę ją lubię... Była taka sytuacja - zaśmiał się cicho. - Gdzie Ana błędnie zinterpretowała moje zainteresowanie jej osobą, że się tak wyrażę...
- Co zrobiłeś?
- Zaprosiłem ja do kina... Jak znajomą, ale ona pomyślała, że chodzi o coś więcej... Chciała ode mnie więcej niż mogłem jej dać... Powiedziałem jej, że wolę facetów... Od tamtej pory nie rozmawialiśmy... Ona zaczęła mnie unikać, więc też nie szukałem kontaktu... Potem poznałem ciebie, zakochałem się na zabój - uśmiechnął się, a ja się zaśmiałem - i się ze sobą męczymy.
- I jeszcze się ze mną pomęczysz... Teraz cię nie oddam - oznajmiłem ze śmiechem, w chwili, gdy Ana przyniosła nasze zamówienie.
Uśmiechnęła się i życzyła nam smacznego, poczym odeszła.
- Myślisz, że już jej przeszło?
- Tak, tak myślę - odparł.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz, bo strasznie lubię to miejsce.
Michi spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zagryzł dolną wargę żeby się nie zaśmiać.
- Na pewno mam rację... Jesteś zazdrosny? - zdziwił się.
- Nie. Nie o to chodzi... Ale... Co? - zapytałem, gdy blondyn się śmiał. - Dobra, jestem trochę zazdrosny.
- Kocham cię, wiesz? - uśmiechał się.
- Wiem. Ja ciebie też kocham - na moje usta wpłyną uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top