27. Koniec jest bliski część 2
{1199}
Maya była u mnie kilka minut po telefonie. Razem czekaliśmy na Stefana, który miał się niedługo zjawić.
Jak tylko się pojawił, musiał zażartować, że pod nieobecność Michaela sprowadzam sobie panienki. Dogadał się z Mayą, więc oboje sobie żartowali.
Przewracałem tylko oczami na ich docinki.
Kiedy Stefan pojechał, schowałem dokumenty od samochodu, a kluczyki rzuciłem na komodę.
- Wezmę prysznic, ogarnę się i możemy wychodzić - rzuciłem i spojrzałem na zegarek który wskazywał 20:40.
- Dobra - odparła i usiadła na łóżku w sypialni, włączając telewizor. Poszedłem do łazienki. Umyłem się szybko i wysuszyłem włosy. Ubrałem bieliznę i ciemne dżinsy, które zostawiłem wcześniej w łazience i wróciłem do sypialni. - Tak idziesz? - zapytała Maya. - Michael może być zazdrosny.
- Na pewno upiłbym się za darmo - zaśmiałem się. - Ta - wyciągnąłem z szafy ciemnozieloną koszulę - czy ta? - i czarną.
- Czarna - oznajmiła. - Bardziej podkreśli ramiona. Wydasz się bardziej umięśniony.
- Spoko - założyłem koszulę.
- A ta błękitna - wskazała na szafę - twoja czy Michaela?
- Michiego. Ja nie noszę takich kolorów - zauważyłem.
- Fakt... Mam wścibskie pytanie - oznajmiła, kiedy wywijałem rękawy koszuli.
- Dawaj - uśmiechnąłem się.
- Zrobiłeś mu kiedyś loda? - zapytała. Czułem jak moje policzki robią się gorące.
- Nie - pokręciłem głową. - Nie zrobiłem.
- A masz zamiar? W sensie, czy chcesz spróbować?
- Nie zastanawiałem się nas tym... - zamknąłem szafę. - Chociaż... W sumie to tak. Chciałbym spróbować.
- I mam jeszcze jedno pytanie - powiedziała, a ja się zaśmiałem. - No co? Ty mnie o wszystko wypytałeś - przypomniała jaki ja potrafię być wścibski.
- Pytaj.
- Używacie prezerwatyw?
- Nie. Po co? Nie boimy się, że zarazimy się czymś nawzajem... W ciążę też nie zajdę... Po co?
- No tak, fakt - przyznała. - Idziemy?
- Tak, moment - złożyłem skarpetki, a potem czarne adidasy. Ubraliśmy kurtki, wziąłem portfel i klucze i wyszliśmy z mieszkania. Maya nie chciała jechać taksówką i stwierdziła, że to ona nas zawiezie. Było mi to na rękę, bo nie chciałem jechać Subaru Michaela. Zwłaszcza bez niego. Maya się z tego śmiała, ale odkąd mieszkam z Michim mało prowadzę, nie licząc pracy. Ale i to się zmieni niedługo, bo znalazłem inna pracę. Mała firma telekomunikacyjna szukała kogoś, nawet bez doświadczenia. Pomyślałem, że warto spróbować i dostałem ta pracę. Zaczynam za dwa tygodnie. Michi uważał tak jak ja, że trzeba wykorzystywać sznase, zwłaszcza, że to praca związana z moimi studiami i nabiorę doświadczenia.
Maya zaparkowała pod klubem, gdzie ledwo znalazła miejsce. Jak zawsze w sumie. Dlatego chciałem jechać taksówką. Weszliśmy do klubu bez kolejki, bo bramkarz to dobry kumpel Michaela. Kupiliśmy bilety, zostawiliśmy kurtki w szatni i weszliśmy na salę.
- Idę do łazienki - Maya powiedziała mi do ucha.
- Będę przy barze - odparłem, a on pokiwała głową.
Podszedłem do baru i usiadłem na stołku. Michi uśmiechnął się do mnie, a po chwili podszedł.
- Cześć, tęskniłeś? - zaśmiałem się.
- Bardzo... Pijesz coś? - uśmiechnął się.
- Ale coś lekkiego - odparłem.
- Dobrze.
- Pokaż trochę sztuczek - rzuciłem, mając na myśli sztuczki z shakerem. Michi zaśmiał się, ale wykonał miną prośbę podczas mieszania alkoholu z sokiem. Lubiłem na niego wtedy patrzeć, był bardzo skupiony na tym co robi. Gdy skończył podrzucać shaker został nagrodzony brawami przez kilka dziewczyn z drugiego końca blatu barowego, uśmiechnął się do nich i podał mi drinka. - Dzięki. Jak się nazywa?
- Nie ma nazwy. Wymyśliłem teraz.
- Zacznę się przyzwyczajać, że wymyślasz drinki specjalnie dla mnie.
- Dla kogo mam wymyślać, jeśli nie dla ciebie? - uśmiechnął się. - Muszę iść - kiwnął głową na klientów. Pochylił się w moją stronę i dodał cicho. - Dziewiątka jest wolna możecie tam siedzieć - odsunął się i poszedł. Maya przyszła do mnie po chwili. Przekazałem jej, że loża 9 jest wolna i tam poszliśmy. Wypiłem drinka i przenieśliśmy się na parkiet.
Koło północy siedzieliśmy w loży rozmawiając i śmiejąc się z Mayą i jej koleżanką, na którą wpadliśmy, kiedy stwierdziłem, że muszę iść do łazienki, więc zostawiłem dziewczyny na chwilę same.
*MICHAEL*
Gdy trochę się przeluźniło zostawiłem Niko, drugiego barmana, na chwilę samego i poszedłem do Mai i Stefana.
- Hej - rzuciłem siadając w loży, gdzie była tylko Maya z jakąś dziewczyną.
- Cześć - uśmiechnęła się do mnie ta druga.
- Gdzie Stefan? - zapytałem rudowłosej.
- Poszedł do łazienki, zaraz wróci... Zawsze tu jest tyle ludzi? Masakra jest... Ostatnio jak byliśmy to było mniej.
- Byliście w Sylwestra. Wtedy zawsze jest mniej - odparłem.
- Hej - Stefan padł na kanapę przy mnie i przytulił się. - Nie powinieneś stać za barem?
- A co? Psuję ci podryw? - objąłem go ramieniem.
- Trochę... Tamten blondyn jest całkiem fajny - odwrócił się. Pokręciłem głową.
- Ty masz tutaj swojego fajnego blondyna - złapałem go z brodę i pocałowałem go lekko.
- Bardzo fajnego - przyznał, a ja się zaśmiałem. Zerknąłem na bar, Niko dawał sobie radę. - Zatańczymy?
- Nie mogę, skarbie... Jak by mnie szefowa zobaczyła to by mi głowę urwała - znowu go pocałowałem. - Muszę wracać za bar.
- A zrobisz mi tego różowo - pomarańczowego drinka? - zapytał.
- Zrobię... Tylko sam będziesz musiał po niego przyjść.
- Ok.
Pocałowałem chłopaka ostatni raz i wstałem, aby odejść. Wróciłem za bar, gdzie zrobiłem mu drinka, po którego przyszedł chwilę później.
Potem zniknął mi z oczu, ale nie martwiłem się. Wiem, że jest odpowiedzialny. No i jest z nim Maya.
Koło drugiej roześmiana Maya podeszła do baru.
- My już jedziemy - śmiała się. Spojrzałem, że miała już na sobie kurtkę.
- Ok, a gdzie Stefan?
- On już jest w samochodzie - roześmiała się.
- Czemu? Nie...?
- Zobaczysz w domu - znowu się zaśmiała.
Popatrzyłem na nią nierozumiejąc. Przecież wypił trzy drinki, nie mógł się tym tak upić. Pewnie coś odstawił, co w sumie by mnie wcale nie zdziwiło.
Maya odeszła rzucając jakieś słowa pożegnania, a ja wróciłem do pracy.
Do domu wróciłem kilka minut przed szóstą rano. Nawet nie wziąłem prysznica, bo stwierdziłem, że zrobię to jak wstanę. Poszedłem do sypialni, rozebrałem i padłem do łóżka. Przytuliłem się delikatnie do Stefana, nie chcąc go obudzić, ale mi się to jej udało. Chłopak gwałtownie odwrócił się do tyłu, prawie uderzając mnie łokciem.
- Hej kochanie - wymamrotał, kładąc mi rękę na piersi.
- Hej. Nie chciałem cię obudzić.
- Ok... - westchnął. Sądziłem, że pójdziemy spać, myliłem się.
- Michi - usłyszałem.
- Mmm...?
- Nie chce mi się spać - pogłaskał mnie po policzku.
- Ale mi się chce... Ledwie patrzę na oczy.
- Nie musisz patrzeć. Możesz mieć zamknięte oczy - oznajmił i zaśmiał się. Popatrzyłem na niego. - No co? - znowu się zaśmiał.
- Boże... Ty jesteś kompletnie pijany - patrzyłem na niego.
- Tylko trochę - przylgnął do mnie.
- Kiedy ty się tak urządziłeś? Jak?
- Nie pytaj, jak nie chcesz znać odpowiedzi.
- Chcę znać.
- Maya mi kiedyś powiedziała, że sztuką jest nie wydać kasy i się upić... Miała rację... Tyle frajerów mi postawiło drinka, bo myśleli, że się z nimi umówię, albo nawet wyjdę z klubu - zaśmiał się.
- No nie znałem cię z tej strony, skarbie - pokręciłem głową.
- To chyba dobrze - przesunął ręką po mojej piersi i znowu się zaśmiał. - Kocham cię.
- Wiem - pokręciłem głową. - Ja ciebie też... Ale teraz idziemy spać.
- Nie chcę spać... - odsunął się się mnie, kładąc na plecach, ale założył nogi na moje uda. - Pogadaj ze mną.
- Więc mówiłeś, że nie wydałeś nic żeby się upić...
- Daniel tam był - oznajmił. - Rozmawiałem z nim.
- Co ci powiedział?
- W sumie to prawie od razu się zorientował, że jestem pijany, więc chciał mnie odwieźć do domu, ale mu nie pozwoliłem. Przecież mógłby mi coś zrobić.
- Co ci mówił?
- Przepraszał, że się we mnie zakochał - wymamrotał. - Powiedział, że nie wie jak sobie z tym poradzić i że nie umie odpuścić.
- Załatwię to - mruknąłem.
Nie będzie mi, pieprzony frajer, próbował odbić chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top