-2-
Stałam tam jak słup tępo wpatrując się w mojego psa, który najwidoczniej był zadowolony ze swojego pomysłu. Zdziwiło mnie to, że obsługa go nie wyrzuciła, a cała kadra zareagowała tak pozytywnie. Nie krzyczeli, nie próbowali wyprowadzić zwierzaka za drzwi, a śmiali się i głaskali Pączka który był wniebowzięty. Co jak co ale głaskanie to on uwielbiał. Zdziwiło mnie tylko, że jeszcze się nie położył na grzbiecie i nie kazał głaskać po brzuchu.
Po chwili dopiero zorientowałam się, że muszę trochę dziwnie wyglądać stojąc na środku i patrząc się z lekko otwartą buzią na niemiecką drużynę. Spuściłam lekko głowę zakrywając włosami piekące i zapewne czerwone jak burak policzki, po czym niepewnie ruszyłam w stronę stolika skoczków.
- Um... Ja... - zaczełam, a wszystkie spojrzenia spoczęły na mojej osobie przez co moją twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, o ile było to jeszcze możliwe. Muszę zapamiętać, żeby pomalować się na każdy spacer z psem, bo to kogo spotkam na swojej drodze jest jedną wielką niewiadomą.
- Ja... Bardzo przepraszam za mojego psa... Ale uciekł mi i zanim zdążyłam go złapać to jakoś tutaj wszedł i przez niego musieliście przerwać swój posiłek... Jest mi teraz tak głupio, że nie wiem co powiedzieć... - powiedzialam na jednym wydechu i chwyciłam szybko za smycz, a gdy już miałam ciągnąć psa za sobą przerwał mi czyiś głos.
- Nic się nie stało, bardzo sympatyczny ten twój zwierzak - powiedział Stephan drapiąc z uśmiechem Pączka, który nie miał najwidoczniej ochoty opuszczać swojego nowego przyjaciela.
- Taak, przynajmniej jakieś atrakcje tu mamy - Andreas wybuchnął śmiechem a zaraz za nim cała reszta - Wiedziałem, że Zakopane jest pełne niespodzianek, ale nie takich jak ta.
- Zgadzam się jest sympatyczny, czasem nawet aż za bardzo i to prawda w Zakopanem zawsze jest pełno niespodzianek - zaśmiałam się rozluźniając nieco spięte mięśnie i schyliłam się aby poprawić zawiniętą smycz - To ja już go zabieram i nie będę wam dłużej przeszkadzać. Życzę powodzenia wam wszystkim na jutrzejszych kwalifikacjach.
- Dziękujemy - powiedzieli wszyscy razem i pomachali mi na pożegnanie.
Opuściłam lokal i oparłam się drewnianą barierkę głośno wypuszczając powietrze. Nie pomyślałabym, że rozmowa z nimi pójdzie mi tak łatwo i, że będą oni tak przyjaźnie nastawieni. Bardziej spodziewałam się oburzenia i krzyku, jaka to ja jestem nieodpowiedzialna i, że powinnam pilnować takiego dużego psa, bo jeszcze komuś mogla się stać krzywda. Spojrzałam na psa i pogłaskałam go czule po głowie.
- Ty to naprawdę masz głupie pomysły - powiedziałam cicho do niego, a on spojrzał na mnie, pomerdał ogonem i szarpnął za smycz ciągnąc mnie tym samym za sobą.
- Hej! Zaczekaj! - odwróciłam się słysząc czyiś głos.
- Coś się stało ? - zapytałam spoglądając na bruneta stojącego przede mną. Zmrużyłam lekko oczy próbując rozpoznać twarz chłopaka w ciemnościach, jednak nawet słabe światło latarni mi tego nie ułatwiało . Dopiero po chwili, gdy był bliżej mnie udało mi się przypisać twarz chłopaka do jednego ze skoczków siedzących w restauracji.
- Nie... Znaczy tak, telefon wypadł ci z kieszeni - wyciągnął rękę w moją stronę podając mi urządzenie.
- Ah, jak mogłam tego nie zauważyć - przybiłam sobie piątkę z czołem i odebrałam od niego swoją własność - Bardzo ci dziękuję...
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się lekko i podrapał po karku, a następnie ponownie wyciągnął dłoń w moją stronę - Nawet się nie przedstawiłem, jestem Constantin.
- Tak, wiem - zaśmiałam się jednak po chwili całkowicie spoważniałam widząc zmieszanie chłopaka. No tak zawsze muszę palnąć coś głupiego. Spuściłam wzrok lekko zażenowana ale uścisnęłam dłoń chłopaka - Miło mi cię poznać, ja jestem Amber.
- Ładne imię - uśmiechnął się, a na jego policzki wpłynął delikatny rumieniec - Mieszkasz tutaj?
- Nie, przyjechałam specjalnie na skoki, teraz nocuję u cioci a w poniedziałek wracam do siebie - wytłumaczyłam i spojrzałam na krążącego wokół moich nóg psa
- O, czyli będziesz jutro na skoczni? - rozpromienił się i przeczesał włosy palcami.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się - W sobotę i niedzielę też.
- To może się zobaczymy - powiedział niepewnie i spojrzał na olbrzyma siedzącego przy mojej nodze - Jak się nazywa?
- Pączek - powiedziałam a na moje policzki znów przybrały odcień czerwieni. Nigdy nie pomyślałabym, że niemiecki skoczek, którego zna prawie cała "rodzinka" fanów skoków narciarskich pozna jakże kreatywne imię mojego psa.
- Pasuje do niego - zaśmiał się, ukucnął przed zwierzakiem i zaczął drapać go za uszkami. Szczerze mówiąc wyglądało to całkiem uroczo, uśmiechnięty chłopak i Pączek, który wpatrywał się w niego jak w obrazek. Mogłabym patrzeć na nich całą wieczność, ale nie było mi to dane.
- Wiem Constantin, że spodobał ci się ten pies i jego właścicielka również, ale no ktoś musi zapłacić za tą kolację, zrobiliśmy głosowanie i wszyscy głosowali na ciebie, więc przykro mi ale nie masz wyjścia - krzyknął uśmiechnięty Stephan oparty o drewnianą barierkę. Chłopak momentalnie wstał i spojrzał z lekkim wyrzutem na starszego kolegę, a ten tylko poruszył zabawnie brwiami i zniknął za drzwiami budynku.
- Przepraszam, ale muszę już iść - mruknął lekko zawstydzony spoglądając na mnie - Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy...
Po tych słowach pogłaskał szybko mojego pupila za uchem i pobiegł w stronę wejścia do restauracji, jednak zanim wszedł pomachał mi, a ja zrobiłam to samo i ruszyłam w stronę domu.
Gdy dotarłam do domu, zdjęłam zwierzakowi szelki i ruszyłam schodami do mojego tymczasowego pokoju, uprzednio krzycząc do cioci, że już wróciłam. Zdjęłam moją bluzę i spodnie i założyłam pidżamę składającą się z jakiejś za dużej koszulki i krótkich spodenek. Następnie rzuciłam się na łóżko i otulając się szczelnie kołdrą wlepiłam swój wzrok w biały sufit.
Leżałam tak przez kilkanaście minut rozmyślając o swoim jakże ciekawym życiu. Dotychczas nic się w nim nie działo ciekawego, było ono dosyć nudne, czasem moje szczęście mnie opuszczało i zaliczałam jakieś wtopy, które były ciekawe dla wszystkich oprócz mnie samej. Cóż teraz jak to wspominam to się śmieje, ale wtedy niestety nie było mi do śmiechu, ale przynajmniej zrobiłam jakieś widowisko i inni mogli się pośmiać.
Nigdy nie spodziewałabym się, że spotkam skoczka, a co dopiero kilku naraz i, że z moim angielskim na poziomie trochę wyższym niż podstawowy będę w stanie z kimkolwiek porozmawiać. Mogłam jeszcze użyć niemieckiego, ale o tym na jakim poziomie jestem to nawet nie wspomnę. Wracając, zawsze marzyłam o tym, żeby spotkać jakiegoś skoczka, porozmawiać z nim i zrobić pamiątkowe zdjęcie czy też zdobyć autograf, niestety nigdy mi się to nie udawało i zawsze zazdrościłam wszystkim tym którzy mieli tą wolę walki i próbowali zdobyć ten autograf wpychając się do kolejki przy pierwszej barierce. No i co? Dzisiaj dzięki mojemu psu poznałam praktycznie całą kadrę niemiecką i porozmawiałam z Constantinem. Czego chcieć więcej?
Moje rozmyślania przerwało skrobanie o drzwi i ciche szczeknięcie. Wypełzłam spod kołdry i uprzednio wsuwając stopy w kapcie ruszyłam w stronę drzwi. Ledwo nacisnęłam klamkę a mój pies przez najmniejszą szparę wcisnął swój nos do środka a zaraz za nim swój wielki zad. Roześmiałam się widząc tą wielką kulkę szczęścia i wskoczyłam spowrotem pod kołdrę. Pączek widząc to położył się na dywanie leżącym zaraz obok łóżka i spojrzał na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami.
- Nie Pączek, nie pozwolę ci wejść do łóżka - zaśmiałam się, bo ten wzrok oznaczał tylko jedno - Chociaż za to co dzisiaj zrobiłeś to by ci się należało... Dobra wskakuj...
Poklepałam miejsce obok siebie, a pies momentalnie znalazł się na łóżku i wesoło merdając ogonem ułożył się przy moich stopach.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła... - zaśmiałam się gasząc lampkę i przekręciłam się na prawy bok zamykając oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top