4.
Barry był zdecydowanie nieprzytomny. Miał w domu wypocząć, ale to mu absolutnie nie wyszło. Domyślał się, że Caitlin będzie zmartwiona, ale nic nie mógł na to poradzić. Tak po prostu wyszło. Starał się jednak zajmować pracą. Jakoś to szło, choć miewał momenty, że przysypiał. Jednak, gdy w S.T.A.R. Labs pojawiły się inne osoby, starał się jakoś trzymać.
- Stary, nie spodziewałem się tutaj ciebie tak z rana – zauważył Cisco.
- Coś nowego na temat meta-człowieka?
Ramon zmarszczył nieco brwi, ale nie skomentował. Przysiadł przy komputerze.
- Jeszcze nie znamy jego tożsamości. Z tego co ustaliła policja, gość nie zostawił żadnych odcisków palców.
- Tak podejrzewałem. Miał rękawiczki.
- Właśnie. Nie obślinił się też, ani nie spocił. I nie zgubił włosa, więc DNA też nie mamy.
- A wiadomo co ukradł? – zapytał Allen.
- Same kamyczki. Były w specjalnych skrytkach. Wiesz, brylanty, diamenty i tym podobne.
Flash odetchnął cicho. Naprawdę? Akurat to musiał ukraść? Czy oni się zmówili? Coraz ciężej było mu to odgadnąć.
- Jak tylko ustalisz coś jeszcze to daj znać, Cisco. Muszę dorwać tego gościa.
- Jasne. – Cisco ponownie zmarszczył nieco brwi. Przyglądał się przyjacielowi uważnie i naprawdę zaczynał się niepokoić. – Barr, spałeś?
- Co? – Chłopak wydawał się wyrwany z zamyślenia. – Tak, spałem.
- Nie za dużo chyba, co? – podpytał Ramon.
- Daję radę – odpowiedział tylko brunet, po czym podniósł się z krzesła. – Lecę, Cisco. Będziemy w kontakcie. – Klepnął Ramona po ramieniu i ruszył do wyjścia.
Gdy tylko wszedł na korytarz natknął się na Caitlin.
- Hej Barry. – Uśmiechnęła się do niego Snow. Zaraz jednak nieco spoważniała. – Nie odpocząłeś, prawda?
- Odpocząłem... Trochę... - odpowiedział nieco znużonym głosem.
- Widać, że trochę. Martwię się o ciebie. Wszyscy się martwimy.
- Dzięki. – Barry posłał jej wdzięczny uśmiech.
- Może poprawię ci nastrój mówiąc, jaką mam dla ciebie niespodziankę.
Allen uśmiechnął się lekko, unosząc nieznacznie brwi.
- Caitlin Snow, od kiedy to szczegóły niespodzianki się zdradza?
- Oh Barry. Daj spokój. Już się zresztą nie mogę doczekać.
Flash roześmiał się cicho, widząc jej podekscytowanie.
- W porządku, mów.
- To randka!
Caitlin wyglądała tak, jakby powiedziała mu w tym momencie coś najcudowniejszego na świecie. Chłopak za to, jakby oberwał czymś ciężkim.
- Randka? – wydukał.
- Tak. Z najfajniejszą dziewczyną pod słońcem. Nie licząc oczywiście mnie. Ale nie! To nie jest randka ze mną! – dodała prędko dla wyjaśnienia.
- Cait... Nie... - szepnął wyjątkowo skonsternowany brunet, czym bardzo zaskoczył kobietę.
- Nie...? Jak to... nie?
- Po prostu... Nie. Nie mogę...
- Ale... Dlaczego? Masz kogoś?
Jej spojrzenie całkowicie zbiło go z tropu.
- Co? Nie... To znaczy, ja... Przepraszam, muszę lecieć. Do pracy.
- Ale...
Barry prędko wyminął Caitlin, kierując się do wyjścia. Chciał jak najszybciej się stąd wydostać. Uciec. Zapaść się najlepiej pod ziemię. Ciężko było znieść zawiedzione spojrzenie przyjaciółki, ale nie potrafił inaczej. Nie mógł się zgodzić. To by było zdecydowanie wbrew temu, co czuł. Mimo wszystko, czuł się okropnie, że odmówił. Nie miał pojęcia dlaczego, ale odniósł wrażenie, że będzie jeszcze gorzej.
~
Na posterunku panowało poruszenie, gdy tylko Barry tam dotarł. Nie dało się tego nie zauważyć. Było głośniej niż zwykle, policjanci krzątali się jak w ukropie, kapitan Singh wydawał jakieś polecenia kilku gliniarzom. W tym rozgardiaszu Allen dostrzegł detektywa Westa. Mężczyzna był jednak czymś bardzo zajęty, więc Flash postanowił mu chwilowo nie przeszkadzać. Ruszył powoli do siebie, ale rozmowa dwóch policjantów przykuła jego uwagę. Okazało się, że gliniarze wpadli na trop Snarta. Stąd to poruszenie. Chłopak momentalnie znalazł się u siebie i od razu wyciągnął telefon. Zawahał się jednak. Co właśnie chciał zrobić? Ostrzec Colda przed nalotem gliniarzy? Naprawdę?
- Odbiło mi... - szepnął sam do siebie. Czuł przyśpieszone bicie serca, adrenalinę krążącą w żyłach. Musiał to zrobić! Wybrał numer i przyłożył telefon do ucha. – Leo? Policja cię namierzyła. Uciekaj – szepnął do słuchawki. Odetchnął cicho, przymykając na moment oczy. Co on najlepszego robił? Właśnie ostrzegł Snarta przed policyjnym nalotem. Jeżeli do tej pory naginał zasady, tak teraz poważnie złamał prawo.
- Barry?
Brunet zamarł, ale wiedział, że musi się wziąć w garść. I to we Flashowym tempie. Odwrócił się, chowając telefon.
- Cześć, Joe. Co tam?
West miał lekko zmrużone oczy. Obserwował Barry'ego dość uważnie. Miał wrażenie, jakby na czymś go przyłapał. Nie bardzo tylko wiedział, o co mogło chodzić.
- Namierzyliśmy Snarta – odpowiedział, podając mu przy okazji adres jednego ze starych magazynów na przedmieściach. – Myślę jednak, że Flash byłby tam szybciej – zasugerował.
- Jasne. Już się zbieram. – Allen skinął głową, wybiegając z pomieszczenia.
~
Przy starych magazynach był w kilka chwil. Snart właśnie wyjeżdżał. Siedział na motorze, gdy Barry pojawił się naprzeciwko niego. Widział, że Lisa wyjeżdżała z magazynu jakimś autem. Po jej prawej stronie siedział Mick.
- Flash... - mruknął Cold pod nosem. – Dzięki za cynk, dzieciaku.
- Jedź już. Policja będzie tu lada chwila.
- Ile już przepisów dla mnie złamałeś? – Na ustach Snarta pojawił się zawadiacki uśmiech. Widział, że Allenowi łatwo nie było, ale nie byłby sobą, gdyby trochę go nie podręczył.
Flash odetchnął ciężko, przewracając nieco oczami. Już czasami nie miał słów na zaczepki Colda.
- Jedź... - szepnął, ściągając delikatnie brwi.
- Na razie, Mały – mruknął Snart odpalając motor. Odjechał spod magazynu, zostawiając tam chłopaka.
Brunet wiedział, że powinien zaczekać na policję, a przynajmniej na Westa. Spóźniłem się, to mu powie. Bo co innego by mógł? Superbohater z superszybkością, który dopada superzłoczyńców z supermocami spóźnia się do... złodzieja. Co za ironia losu. W oddali słyszał już syreny policyjne. Byle tylko Joe nie zaczął czegoś podejrzewać.
Barry usunął się nieco, kiedy wozy policyjne zaczęły parkować pod magazynami. West jednak go dojrzał. I widział, jak Allen pokręcił przecząco głową na znak, że nikogo tam nie ma. Po chwili antyterroryści rzeczywiście wkroczyli do budynku. Nie znaleźli niczego. Detektyw porozmawiał chwilę z ich dowódcą, po czym skierował się w stronę innego magazynu, za którego rogiem ukrywał się Flash.
- Co jest? – zaczął od razu, gdy tylko podszedł bliżej chłopaka. – Dlaczego Snarta nie było w środku?
- Nie wiem... Spóźniłem się. – Brunet starał się patrzeć na Westa, ale nie było to takie łatwe, kiedy musiał kłamać. – Muszę wracać.
- Zaczekaj. – Joe chwycił go za ramię. – Co jest Barr? Co się z tobą ostatnio dzieje?
- Nie rozumiem... - Barry zmarszczył mocniej brwi.
- Jesteś jakiś nieobecny. Unikasz mnie. Wyglądasz na zmęczonego. Co jest, Barry? Porozmawiaj ze mną.
- Joe... Nie teraz. W domu, później. Okej? Muszę lecieć.
West niechętnie kiwnął głową i puścił rękę Allena.
- Nie myśl, że daruję ci tę rozmowę.
- Jasne. – Flash uśmiechnął się lekko i ulotnił się spod magazynu. Wcale nie miał ochoty rozmawiać i miał zamiar zrobić wszystko, żeby do tej rozmowy nie doszło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top