Czwartek (26 dni PRZED)
W czwartek po lekcjach przeglądając ubrania w mojej szafie przeżyłam załamanie nerwowe. Jutro jest impreza u Jennifer, a ja nie mam co na siebie włożyć. Jakie to typowe… Dochodziła szesnasta, więc jeszcze nie ma co wszczynać alarmu. Usiadłam na łóżku z komórką w dłoni i napisałam smsa do Grace, bo nie chciałam jak ten lamus łazić sama po sklepach, a poza tym wolałam nie brać ze sobą Adama. Był gorszy niż mój ojciec. Czego bym na siebie nie założyła według niego wyglądałam zbyt wyzywająco i po wyjściu z domu moja cnota byłaby zagrożona. Różnica między nim jest taka, że mój tata, by mi czegoś takiego w życiu nie powiedział, a jedynie delikatnie dał do zrozumienia, że tak jest. Natomiast Adam to Adam. Jego motto życiowe to: „Mów co myślisz”.
Z Grace umówiłyśmy się na siedemnastą w galerii Manhattan.
Wzięłam torbę, do której schowałam telefon i portfel, a potem zeszłam na dół. W salonie mama siedziała w fotelu opatulona kocem w papugi. Tak, w papugi. Jej ciemne włosy były upięte w niedbałego i już trochę rozwalonego koka. Kiedy weszłam odłożyła książkę, którą czytała i uśmiechnęła się.
-A dokąd to?
-Idę z koleżanką na małe zakupy. To znaczy zmusiłam ją, żeby pomogła mi wybrać jakąś sukienkę na jutro. No wiesz: impreza u Jennifer i te sprawy. –Powiedziałam stojąc na jednej nodze, a zakładając na drugą trampek.
-Dobra, ale przed dziesiątą masz być w domu. To, że masz osiemnaście lat nie znaczy, że możesz się szlajać po mieście do późna. I to w środku tygodnia.
Zapięłam moją skórzaną kurtkę. –Okay, ogarniam. Brak pracy – brak kasy. Brak kasy – brak mieszkania. Brak mieszkania – mieszkam z wami. Mieszkam z wami – stosuję się do zasad. Łapię.
Mama westchnęła i wróciła do czytania książki. –Baw się dobrze. –Usłyszałam będąc już przy drzwiach.
Wyszłam z domu i złapałam pierwszą taksówkę jaka przejeżdżała obok.
-Gdzie jedziemy? –Zapytał czarnoskóry kierowca.
-Centrum handlowe Manhattan.
Mieszkając w Nowym Yorku trzeba być nieźle postrzelonym. Bo, aby złapać jakąkolwiek taksówkę, trzeba niemalże wpaść pod jej koła co wymaga nie lada odwagi, ale również choroby psychicznej w małym (ale jednak) stopniu.
***
Czterdzieści minut później mknęłam żółtą taksówką ulicami tego wiecznie zakorkowanego miasta. Przejechaliśmy dziewięćdziesiątą ulicę i już byłam na miejscu. Dałam kierowcy pieniądze i weszłam do wielkiego budynku galerii. Stwierdziłam, że skoro mam jeszcze trochę czasu to skoczę na jakiś koktajl.
Punktualnie o siedemnastej dostałam wiadomość od Grace, która jak się okazało jest w sklepie obok. Wyrzuciłam pusty kubek po owocowym napoju i ruszyłam w jej stronę. Ciemnowłosa dziewczyna stała już przy jednym z wieszaków, a w rękach trzymała czarną sukienkę, której się przyglądała.
-Cześć, widzę, że już coś upolowałaś, a jesteśmy tu od niecałych pięciu minut. -Powiedziałam z uśmiechem, na co ta się odwróciła.
-No hej. Tak, właśnie coś znalazłam i chyba trafiłam w dziesiątkę. A teraz dość gadania i marsz do szatni, moja droga! –Wręczyła mi ubranie, tym samym mnie odprawiając.
Skierowałam się do przymierzalni na końcu w lewym rogu. Powiesiłam kurtkę i torbę na małym wieszaku koło lustra i włożyłam sukienkę. Muszę powiedzieć, że nawet nie wyglądałam w niej tak źle. Była na cieniutkich ramiączkach, które delikatnie połyskiwały tak jak cała sukienka. Czarny materiał opinał i jednocześnie podkreślał to czego nie miałam, czyli biust. Dół był rozkloszowany i zwiewny. Pomimo ciemnego koloru, była delikatna i bardzo dziewczęca.
Pooglądałam się z każdej strony i doszłam do wniosku, że to jest to. Zdjęłam sukienkę i odwiesiłam ją, a potem się przebrałam. Kiedy zakładałam buty siedząc na pufie przy lustrze, usłyszałam jakieś dziwne dźwięki wydobywające się z przymierzalni obok. Stanęłam na pufie, dodatkowo musiałam stanąć na palcach i od razu pożałowałam tego co zrobiłam, a w myślach przeklęłam swoją ciekawość. W sąsiedniej przymierzalni para jakichś nastolatków w bardzo sugestywny sposób okazywała jak bardzo się lubi.
Wręcz wybiegłam stamtąd z obrzydzeniem na twarzy. Miłość jest piękna i w ogóle, ale błagam, nie chciałam być jej naocznym świadkiem.
Grace czekała na mnie przy stoisku z butami, a w dłoni trzymała parę czerwonych szpilek.
-Ta sukienka jest świetna! Po prostu ideał. –Powiedziałam kiedy otrząsnęłam się z szoku.
-Wiem –pomachała mi przed twarzą parą butów. –A te skarby są do niej. Bierzesz wszystko i idziemy do kasy.
-Grace, jesteś moim aniołem. Wiszę ci kawę.
Dziewczyna zaśmiała się.
-No ja myślę. Dla siebie też coś wzięłam. –Pokazała mi niebieską sukienkę, w kroju przypominającą moją.
-Wow, jest śliczna. Czy to znaczy, że jutro będziesz?
-Zabiorę się z Colinem.
-Nie, no fajnie. –Powiedziałam podchodząc do kasy.
Zapłaciłam i mogłyśmy wychodzić. Dochodziła dziewiąta, a na ulicach ruch w ogóle się nie zmniejszył.
Wsiadłyśmy do taksówki i najpierw pojechałyśmy do Grace, a potem ja wróciłam do siebie.
***
Ja: Zgadnij co mam.
Adam: Opryszczkę? Boże, Lion, mówiłem ci, żebyś uważała. Nie wszyscy faceci dbają o higienę tak jak ja.
Ja: Ha. Ha. Bardzo śmieszne. Leżę i nie wstaję -,- A tak na serio to kupiłam sobie sukienkę ^^
Adam: Super. Ta wiadomość odwróciła moje życie do góry nogami.
Ja: Adamson, masz okres? Dziwnie się zachowujesz dzisiaj.
Adam: Nieważne. Przepraszam. Pogadamy jutro xx
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i poszłam wysuszyć włosy. Kiedy wróciłam, ustawiłam sobie budzik na jutro i położyłam się. Zasnęłam myśląc o dziwnym zachowaniu Adama.
____________________________________________
Rozdział miał być wczoraj wieczorem, ale Wattpad to głupi dzieciuch, który usunął połowę rozdziału :( Taka niefajna sytuacja... Następny rozdział powinien pojawić się w piątek lub sobotę... Albo wcześniej? Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top