Long long time

———————————————————
a/n :
Okładka została wykonana przez : -Westana- ❤️
W pomocy z błędami, pomogła mi : Zafiksowana ❤️
Mam nadzieję, że wam się spodoba ❤️
Piszcie co sądzicie <3
Wesołych walentynek, trzymajcie się ciepło 💕
happinessxz <3
———————————————————

— Już, chwileczkę! — rozległ się głos, gdy ktoś zapukał do drzwi.

Młoda, ubrana w piękną czerwoną sukienkę kobieta, podbiegła do drzwi. Swoje krótkie, brązowe włosy, pozostawiła delikatnie zakręcone jak zawsze. Jej szyję zdobił piękny, lecz nieprzytłaczający, złoty naszyjnik, a w uszach miała kolczyki. Zapewne były one częścią tego samego kompletu. Na nogach miała ciemne szpilki na średnim obcasie. Na pewno niejeden, który by ją zobaczył, zachwyciłby się jej wspaniałym wyglądem.

Kobieta otworzyła drzwi i powoli na jej usta, potraktowane szminką, wkradł się delikatny, a zarazem subtelny uśmiech.

Po drugiej stronie drzwi stał wysoki mężczyzna. Jego blond włosy zostały delikatnie ułożone, jednak parę niesfornych kosmyków potargało się lekko. Ubrany był w mundur. Tak, w ciemnozielony mundur, jaki nosi wojsko. W dłoniach trzymał piękny, choć niewielki bukiet czerwonych róż, które idealnie pasowały do stroju kobiety. Na jego ustach również pojawił się delikatny i równie subtelny uśmiech, jednak w ciemnoniebieskich oczach czaiły się iskierki, czyżby radości? Oczarowania? Czegoś na pewno... Ale tylko one potrafiły sprawić, że kobieta czuła ciepło w środku serca.

— Moja ukochana, wesołych Walentynek — powiedział mężczyzna, wręczając kobiecie kwiaty, które ta przyjęła, śmiejąc się cicho.

— Spóźniłeś się, najdroższy — odpowiedziała, wchodząc w głąb swojego niewielkiego mieszkania. Mężczyzna zamknął drzwi i zdjął buty, nie chcąc pobrudzić niczego w domu kobiety, po czym bez słowa udał się za nią.
Brązowowłosa poszła do kuchni, gdzie znalazła prowizoryczny wazon, do którego wlała wodę i włożyła bukiet. Pozostawiła czerwone kwiaty na środku stołu, po czym wróciła do swojego gościa.

— Tylko dwie minuty — posłał jej niewinny uśmiech.

— To robi różnicę — odparła, równie niewinnie się uśmiechając, na co mężczyzna zaśmiał się pod nosem.

— Ale jednak już jestem — powiedział, podchodząc do niej i patrząc w jej prosto w oczy. Kobieta odwzajemniła spojrzenie.

Przez cały czas, gdy patrzeli w swoje oczy, można było dostrzec, jak bardzo zależy im na sobie. Zdradzała to reakcja ich ciał za każdym razem, kiedy oboje są blisko. Mężczyzna nieśmiało położył dłonie na jej talii, natomiast kobieta ułożyła swoje na jego ramionach. Blondwłosy mężczyzna nachylił się w jej stronę i z wielką delikatnością, ale i uczuciem złączył ich usta w słodkim, czułym pocałunku. Serce kobiety niekontrolowanie przyśpieszyło, a w środku czuła uścisk, jakby motyle w brzuchu.
Czuła to zawsze, ilekroć Steve ją całował. Jego usta idealnie wpasowywały się w jej, a uczucie, jakie przekładał w ten pocałunek, tylko potęgowały ich doznania. Steve odczuwał te emocje, równie intensywnie. Gdy trzymał ją blisko przy sobie, wracał do niego spokój. Uczucie, że ma kogoś bliskiego. W ramionach trzymał miłość swojego życia i nie chciał jej wypuścić. Nie sądził, że kiedyś będzie mu dane poczuć coś równie wspaniałego.

W końcu, po dłuższej chwili oboje odsunęli się od siebie, jednak bliskość między nimi pozostała. Nie chcieli się jej pozbywać.

— Co teraz najdroższy? — spytała Peggy, głaszcząc jego policzek. Steve rozpływał się pod jej dotykiem, był taki delikatny. Ktoś obserwujący tę scenę z boku, zapewne nie powiedziałby, że ta kobieta nieraz potrafiła przywalić, a wbrew pozorom miała niebywałą siłę.

Na jej pytanie mężczyzna uśmiechnął się nieco tajemniczo.

— Zapraszam za mną — powiedział z uśmiechem, łapiąc ją za dłoń i kierując się w stronę wyjścia. Założył swoje buty i czekał, aż kobieta skończy się szykować. Ona jedynie, zarzuciła na siebie płaszcz, oczywiście nie obyło się bez pomocy Steve'a, który przytrzymywał jej płaszcz, jak porządny dżentelmen. Gdy para, ogarnęła się, blondyn zaproponował swoje ramię, które kobieta z chęcią przyjęła i po chwili wyszli z mieszkania.

Ulice, Brooklynu były delikatnie oświetlane przez lampy stojące na chodnikach. Nie dało się ukryć, że miało to swój klimat, zwłaszcza że na niebie widać było gwiazdy.

Wokół panowała cisza, mało osób postanowiło wybrać się na wieczorny spacer w Walentynki, najpewniej zakochani siedzieli w domu, wspólnie jedząc kolację. 

Steven tak nie potrafił. Miał już swój plan, wszystko zostało przygotowane z dużym wyprzedzeniem. Chciał, aby te Walentynki były wyjątkowe, zwłaszcza że miał dla ukochanej, pewną niespodziankę, ukrytą w górnej kieszeni munduru, niewielkie pudełeczko. Nie wiedział jednak, że i kobieta ma dla niego pewną radosną nowinę.

Po miłych rozmowach czy nawet lekkich docinkach, w końcu znaleźli się niedaleko wejścia do parku. Mężczyzna spojrzał na swoją ukochaną z miłością w oczach. Nie potrafił inaczej, ta kobieta znaczyła więcej niż ktokolwiek inny. Stanął przed nią. Brązowowłosa patrzyła na mężczyznę z ciekawością. Wiedziała, że Steve bywa pełen niespodzianek, więc czuła lekkie podekscytowanie. Nie dała go jednak po sobie poznać. W milczeniu oczekiwała tego, co ma jej do powiedzenia.

— Teraz chciałbym, abyś zamknęła oczy i nie podglądała, to bardzo ważne, dobrze? — poprosił z tajemniczym uśmiechem.

— Ale nie masz zamiaru mnie zabić i ukryć gdzieś ciała? — spytała. Steve pokręcił głową rozbawiony.

— To, zrobimy innym razem — puścił jej oczko. — Teraz, zamknij oczy, a ja cię poprowadzę, ufasz mi, prawda? — spytał. Peggy zamknęła oczy, po czym skinęła głową.

Oczywiście, że mu ufała, był dla niej najważniejszy.

Złapała go za rękę i pozwoliła się poprowadzić, gdy tylko jego większa i cieplejsza dłoń, oplotła tą jej.

Szli tak parę chwil, aż w końcu mężczyzna stanął w miejscu i poprosił, by Peggy otworzyła oczy.

Gdy to zrobiła, jej oczom ukazał się piękny widok. Na trawie, przy tafli błękitnego jeziora, stał stolik z dwoma krzesłami, przykryty obrusem. Na nim stały świecie, jeszcze niezapalone, czekające tylko na nich. Klimatu natomiast dodawały niewielkie lampki, jakie świeciły przy stoliku, tylko dopełniały stworzony klimat.
Cała ta sceneria bardzo spodobała się Carter i nie mogła wyjść z podziwu, że Steve wpadł na tak genialny pomysł i wszystko przygotował. Za każdym razem zaskakiwał ją czymś nowym.

— Podoba ci się? — spytał, patrząc na nią z niepewnym uśmiechem, w którym Peggy znalazła coś bardzo uroczego i niewinnego.

— Jest cudownie, kochanie. Naprawdę cudownie — powiedziała i podeszła do niego, po czym stając na palcach, pocałowała go w miękkie usta. Steve od razu odwzajemnił zapoczątkowany pocałunek, pogłębiając go czule i jedną dłonią, gładził jej policzek, by pokazać, ile dla niego znaczy. Uwielbiał takie chwile, gdy mógł być z nią blisko, czuć jej ciepło przy sobie. Nie sądził, że jeszcze kiedyś będzie mu dane, a jednak los okazał się dla niego łaskawy.

Stała się częścią jego życia, czyniąc z niego najszczęśliwszego faceta na świecie. Po pięknej chwili mężczyzna odsunął dla niej krzesło, zapraszając do stołu. Szatynka podziękowała i spojrzała w jego oczy, gdy usiadł naprzeciwko.

— Co teraz? Zamówiłeś jakiegoś kelnera?— zaśmiała się cicho, na co żołnierz jej wtórował.

— Mhm — zdążył, tylko powiedzieć, a już po chwili w ich stronę, szedł nie kto inny jak, Howard Stark. Peggy otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

— Howard? Zgodziłeś się na to?— spytała rozbawiona, a mężczyzna, tylko zaśmiał się, posyłając w jej stronę ciepłe spojrzenie.

— Gdy Kapitan o coś prosi, nie można odmówić. Po za tym wybaczcie za spóźnienie, ale możecie sobie wyobrazić, jak to jest, gdy kobieta w ciąży — uśmiechnął się, co Peggy również uczyniła i gdy tamci coś ustalali, ona delikatnie pogłaskała swój brzuch.

— Myślę, że founde będzie jak najbardziej na miejscu, mam rację skarbie? — spytał Steve.

— Oczywiście, nie może tego zabraknąć — zaśmiała się, a Howard poszedł zapewne po ich jedzenie.

Po czasie, gdy zjedli i wypili po kieliszku wina, Steve wystawił w jej stronę dłoń, którą Carter od razu przyjęła. Włączył muzykę i po chwili dało się usłyszeć, spokojny ton saksofonu. Steve objął ją delikatnie w talii, a Peggy zarzuciła mu ręce na kark. Poruszali się w rytm piosenki.

— To najlepsze walentynki, jakie mogłam sobie wymarzyć — powiedziała kobieta, wtulając się w niego, gdy poruszali się powoli.
Czuła jak jego serce bije, to jej wystarczało, by odnalazła spokój. Rogers spojrzał na nią, a po chwili uklęknął na jedno kolano i ujął dłoń kobiety. Peggy zakryła usta, gdy patrzyła w głęboko, niebieskie oczy.

— Peggy, od pierwszej chwili, gdy cię spotkałem, zakochałem się w tobie. Wszystko w tobie kocham, począwszy od odwagi, której niejednemu, żołnierzowi brakuje, po twoje piękne wnętrze i chęć niesienia pomocy. Jesteś całym moim światem i właśnie dziś, chciałbym poprosić cię o rękę, żebym już zawsze mógł sprawiać ci niespodzianki i cieszyć z każdego dnia, budząc się przy tobie. Chcę dać ci cały świat, ofiarować całego siebie... Margaret Carter czy uczynisz mi zaszczyt i zostaniesz moją narzeczoną a w przyszłości żoną? — spytał z uśmiechem i zdecydowaniem w oczach. Margaret patrzyła na niego z uśmiechem, ledwo powstrzymując łzy, jakie cisnęły się do jej oczu. Pokiwała głową.

— Tak, zgadzam się — powiedziała, a Steve odetchnął z ulgą i założył na jej palec, niewielki, srebrny pierścionek z małym, zielonym kryształem. Podniósł się i porwał ją w swoje ramiona, przytulając i okręcając wokół własnej osi. Kobieta zaśmiała się głośno i złapała go za ręce, gdy postawił ją.

— Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na świecie — powiedział z czułością.

— Wiesz, Steve muszę ci coś powiedzieć— powiedziała spokojnie, przez cały czas trzymając jego dłonie. Mężczyzna patrzył na nią, wyczekująco. — Dowiedziałam się dziś, że za dziewięć miesięcy powiększymy naszą małą rodzinę — powiedziała ale Steve nie zrozumiał chyba do końca o co chodzi, bo patrzył na nią, zdezorientowany.

— To znaczy?— spytał. Widać, to wszystko co się działo, trochę mu myślenie spowolniło, dopiero po chwili doszło do niego znaczenie tych słów. Jego oczy, zaczęły się napełniać łzami a na ustach pojawił się uśmiech. — Jesteś w ciąży?— spytał głaszcząc jej dłonie. Peggy pokiwała głową, ścierając delikatnie dłonią, jego łzy.

Steve zaraz uklęknął i przybliżył się do jej brzucha. Pogłaskał go.

— Pewnie jeszcze cię tam nie ma, ale wiedz, że tata i mama już nie mogą się doczekać, aż pojawisz się u nas. Kochamy cię — powiedział podnosząc się. Peggy zrobiło się ciepło, w sercu była to najbardziej urocza rzecz, jaką Steve zrobił. Żołnierz położył dłonie na jej policzkach i pocałował ją z uśmiechem.
Kobieta, nie pozostała mu dłużna.. odwzajemniła ten gest.

— Te walentynki już nie mogą być lepsze— powiedział Steve, gdy po dłuższej chwili odsunęli się od siebie. Margaret zastanowiła się chwilę.

— Pewnie by się jeszcze coś znalazło— zachichotała. Steve pokręcił głową i ponownie wziął ją do tańca, gdy piosenka włączyła się jeszcze raz.

"It's been a long long time..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top