It's A Date! [One Shot PL]

Notka od tłumacza: Przyjemny do tłumaczenia jak i czytania one shot z gatunku "x Reader". Głównym bohaterem jesteś Ty - Czytelniku lub Czytelniczko. Sans x Reader, czyli Sans x Ty. Tyle.

Uprzedzając pytania - nie będzie kontynuacji.

To jest one shot. I to tłumaczony.

~z3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- CZŁOWIEEEEEKU! MUSISZ ZAPEWNIĆ WSPANIAŁEMU SANSOWI PRZEJAŻDŻKĘ NA BARANA!

Zanim w ogóle zdążyłeś/łaś powiedzieć "co", poczułeś/łaś jak ktoś wskoczył na Ciebie. Gdyby nie wcześniejsze ostrzeżenie, z pewnością wywróciłbyś/łabyś się.

- Sans, o mój Boże... jesteś... taki... ciężki - mruknąłeś/łaś, gdy niski szkielet zachichotał i owinął ramiona wokół Twojej szyi.

- Naprawdę? - zapytał Cię zmieszany. - Jestem stworzony z kości, więc powinienem być lekki jak pió-

- TO WSZYSTKO WINA TEJ ZBROI, KTÓRĄ MASZ NA SOBIE, BLUEBERRY! Jest dla mnie za ciężka! Nie możesz po prostu jej zdjąć? - jęknąłeś/łaś. Sans jedynie spojrzał na Ciebie zszokowany.

- Zdjąć mój strój bohatera?! Nie ma mowy!!

Jęcząc wewnętrznie, zastanawiałeś/łaś się dlaczego on zawsze musiał być taki uparty.

- Poważnie, [T/I]... to nie takie złe. - Spojrzałeś/łaś na jego starszego brata, Papyrusa, który siedział w swojej stacji i robił dla siebie hot-doga. Ilość ketchupu jaką w niego wlał sprawiła, że aż się zakrztusiłeś/łaś. - Musisz po prostu włożyć w to większą siłę kości. Nyeheheh~

- Paps, nie pomagasz-

- NO DALEJ, CZŁOWIEKU! IDŹ! KIERUJ SIĘ DROGĄ DO ZWYCIĘSTWA! - krzyknął Sans, wskazując na losowe miejsce, jakim było miasteczko Snowdin.

- Dooobrze - westchnąłeś/łaś, łapiąc jego nogi, aby nie spadł. - Jeśli to cię uciszy... - Szkielet tylko zachichotał, trzęsąc się z podniecenia, kiedy szedłeś/szłaś prze śnieg prosto do miasteczka. Papyrus pomachał Ci na pożegnanie i kontynuował robienie swojego hot-doga.

...

- Sans! Czy ja cię tego uczyłam? Stajesz się leniwą kupą kości jak twój brat?

Zamarłeś/łaś na środku swojej drogi, zauważając pancerz Alphys nim jej wzrok napełniło zniesmaczenie i gniew.

- Mweheheh... Przepraszam, pani Alphys. - Sans zarumienił się na niebiesko, kiedy zszedł z Twoich pleców. - Słyszałem, że [T/I] chce dołączyć do Straży Królewskiej.

Zdziwiony/na popatrzyłeś/łaś z powrotem na szkieleta.

- NIE powiedziałem/łam czegoś ta-

- I-i uczyłem go/ją um... aby był/a w stanie nosić ciężkie rzeczy! Ta, to właśnie robiłem!

- Czyżby? - Alphys, wzdrygnęła się, krzyżując ręce na swojej klatce piersiowej zanim spojrzała na Ciebie swoim jednym, sprawnym okiem. - Jeśli chcesz dołączyć do Straży, będziesz musiał/a pogadać ze mną. Nadal trenuję Sansa, zatem nie jest... najlepszą osobą do rozmowy o tym.

- Ale kiedy mnie przyjmiesz? - Sans ścisnął razem dłonie, patrząc na nią z nadzieją. - J-już ci pokazałem moje nowe techniki-!

- Potrzebują więcej oceny. Teraz, jeżeli mi wybaczycie, muszę iść. - Ze swoją bitewną siekierą na ramieniu Alphys przeszła obok Was, znikając w lesie.

Słysząc westchnięcie, spojrzałeś/łaś na Sansa, który siedział na kamieniu, wyglądając jakoś ponuro.

- Sans... Czy coś nie tak? - Zapytałeś/łaś, siadając na miejscu obok niego i kładąc dłoń na jego ramieniu.

- N-nie rozumiem - dąsał się. - Ja po prostu ch-chcę stać się tak silny i popularny jak ona... Ja... ja po prostu chcę mieć więcej przyjaciół! Cz-czy to naprawdę jest t-tak wiele? - W tym momencie łzy zbierały się w jego oczodołach, sprawiając, że zabolało Cię serce.

- Sans, już jesteś popularny! - powiedziałeś/łaś nim zaczął płakać.

Pociągając "nosem", szkielet zerknął na Ciebie zaskoczony.

- C-co?

- Znaczy się... wszyscy w miasteczku znają twoje imię! Niektórzy z nich patrzą na ciebie jak na swój wzór do naśladowania! I już ze swoimi niebieskimi atakami jesteś tak silny jak jesteś w stanie być.

- Poważnie? - Oczodoły Sansa rozszerzyły się, a niebieskie gwiazdki pojawiły się w nich, gdy wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Ta. - Kiwnąłeś/łaś głową, uśmiechając się. - Wspaniały Sans nie może być już... bardziej wspaniały niż jest, prawda?

- Hmm... Myślę, że masz rację, człowieku. - zgodził się szkielet, przytulając cię jak miśka. - Dziękuję ci za podniesienie na duchu! Zwyczajnie muszę bardziej się starać!

Jedynie zachichotałeś/łaś, przez chwilę odwzajemniając przytulasa. 'Rany... Podziwiam jego ambicje. Chciałbym/łabym być tak odważny/a jak on-'

- Nyeheheh. - Usłyszałeś/łaś chichot drugiego szkieleta. - Mój bro wreszcie jest na randce?

- P-P-Paps?! - pisnął Sans, odsuwając się od Ciebie, niebieski rumieniec obsypał jego policzki, gdy wpatrzył się w swojego brata. - Czy ty szpiegujesz mnie i człowieka-?!

- Spokojnie, bro. - Papyrus wyciągnął swoje ręce, pokazując Wam, że miał w nich dwa hot-dogi. - Zrobiłem je dla was.

- Dzięki, Papyrus. - Uśmiechnąłeś/łaś się, biorąc jedzenie jak Sans, który zmarszczył "brwi". - Cóż, przynajmniej raz możesz zrobić coś użytecznego. 

Wyższy szkielet zachichotał, zapalając kolejnego papierosa.

- Tak czy siak, wychodzę do Muffet's. Chcecie dołączyć?

- Nie, dzięki, Paps - odrzuciłeś/łaś propozycję. - Znajdziemy cię później.

- Cóż, bawcie się dobrze. - Wzruszając ramionami, Papyrus odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojej ulubionej restauracji, zostawiając Ciebie i Sansa samotnie.

Przez następne kilka minut oboje rozkoszowaliście się jedzeniem swoim hot-dogów. Sans opowiedział Ci historię o swoim pierwszym spotkaniu z poprzednim człowiekiem - Charą - i kilka zabawnych rzeczy, które zdarzyły się podczas jego treningu z Alphys i Strażą Królewską.

Nie będziesz kłamać: Sans, tak bardzo narcystyczny i porywisty jak jest w stanie być, był prawdziwym niewiniątkiem, które potrafiło zdobywać nowych przyjaciół w każdej chwili. Uważałeś/łaś, że to jak młode potwory patrzyły na niego jak na swojego bohatera, było słodkie.

Wstałeś/łaś, gdy skończyliście swoje hot-dogi.

- To było pyszne, ale co ty na to, abyśmy poszli po jakieś napoje? Jestem spragnio-

Kiedy odwróciłeś/łaś się, poczułeś/łaś dłoń na końcu swojej koszuli.

- ...Sans? - Patrząc w dół, zobaczyłeś/łaś lekko zarumionego szkieleta, który puścił Twoje ubrania.

- Umm... hu- znaczy się... [T/I]. - Uniosłeś/łaś brew. To był pierwszy raz, gdy wymówił Twoje imię. - Cz-czy ty... um... ch-chcesz... ah... n-nie patrz na mnie tak dziwnie! - zamilknął, wpatrując się w Ciebie, co uczyniło go bardziej słodkim niż złym... przynajmniej w Twoich oczach.

- Wybacz, Sans. Ale o co chodzi? - zapytałeś/łaś, znowu siadając. - Możesz powiedzieć-

- Czychceszsięwybraćzemnąnarandkę?

- ...pardon?

- Czy chcesz... pójść ze mną na r-randkę? - spytał Cię powoli, spoglądając w dół na swoje kolana. - Po prostu... spełniłeś/łaś WSZYSTKIE moje standardy. Nie tylko dlatego, ale trochę... ja... ty... ah...

- Myślę, że wiem o co ci chodzi, Sans. - Uśmiechnąłeś/łaś się. Sans podniósł swoją głowę, jego oczodoły rozszerzyły się, kiedy cmoknąłeś/łaś go w policzek. - Tak, pójdę z tobą na randkę-

- W-W-Wowie! - Zachichotał, przykładając dłoń do miejsca, w które go pocałowałeś/łaś zanim na Ciebie spojrzał. - Musimy powiedzieć Papyrusowi, że teraz to jest randka!!

Sans podskoczył i odwrócił się do Ciebie, wystawiając swą dłoń. 'Jaki gentleman' - pomyślałeś/łaś, uśmiechając się przy chwytaniu jego dłoni... a on natychmiast zaczął sprintować do Muffet's.

- WOAH, JEZU, SANS, ZWOLNIJ!!

- NIE MA CZASU, CZŁOWIEKU! WIELKOŚĆ NA NAS CZEKA!!

'Mam taką nadzieję' - pomyślałeś/łaś, będąc w połowie zaburzony/a w śniegu, zastanawiając się co sprawiło, że zakochałeś/łaś się w tym dziecinnym, bohaterskim i wielkodusznym szkielecie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top