#5# To jest wieczne
Nie miałam wyboru, posłuchałam przyjaciela.
Z pamięci odtworzyłam drogę do gabinetu Agnes. Kilka razy skręciłam w zły zaułek, ale ostatecznie odnalazłam mały pokoik.
Stojąc przed drzwiami jeszcze raz przypomniałam sobie wszystkie argumenty, jakie mi i Remingtonowi udało się wymyślić. Były tak niedorzeczne, że wątpiłam, czy psychiatra w ogóle zechce mnie wysłuchać. Ale wiedziałam, jak zainteresować człowieka.
Trzy razy lekko stuknęłam w drzwi, a po chwili pojawiła się w nich kobieta.
- Mellie, jest już późno. Za dwie godziny zaczyna się cisza nocna na wszystkich oddziałach. - Powiedziała Agnes.
- Muszę z panią porozmawiać teraz. - Nie zamierzałam odpuścić. Z całych sił starałam się mówić spokojnym tonem, który okazuje pewność siebie.
Pracowniczka szpitala otworzyła drzwi szerzej, dając mi znak do wejścia.
Wyglądała na zmęczoną. Na standardowy strój personelu miała narzucony przyduży polar, a w ręku trzymała filiżankę z kawą.
Gdy weszłam do pokoju, zobaczyłam, że jej biurko zawalone jest różnego rodzaju papierami. Widocznie nad czymś pracowała.
- Niech zgadnę, przyszłaś w sprawie Olivera. - Zauważyła. - To, co właśnie widzisz, to jego dokumenty.
Usiadła na krześle i zaczęła składać kartki w równy stosik. Robiła to z niesamowitą precyzją, chociaż cały czas patrzyła na mnie. Jak owady, perfekcyjnie nauczone swoich zadań. Pozbawione wolnej woli.
- Właśnie podpisałam wniosek o przeniesienie go do skrzydła otwartego. Będzie miał pokój koło ciebie.
- Czy może zostać przeniesiony jeszcze dziś? - Wtrąciłam się.
- Jesteś w stanie mu w tym pomóc? Pokój już czeka, więc jeśli dałabyś radę teraz go tam przeprowadzić, to nie widzę problemu.
Byłam mocno zdziwiona faktem, że poszło mi tak łatwo. Może jednak Agnes była dobrym lekarzem.
***
Oliver jak zwykle siedział w rogu łóżka. Kiedy otworzyłam drzwi, gwałtownie odwrócił się w moją stronę. Poczekał, aż je zamknę, a następnie lekko się uśmiechnął.
- To znowu ty. Dlaczego pozwalają ci tu tak często być? Czyżby nagle obchodziło ich moje zdanie? - Zapytał swoim charakterystycznym przyciszonym, zmęczonym głosem.
- Lepiej. Pozwolili mi cię stąd zabrać.
Chłopak szybko usiadł i spuścił nogi na ziemię. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Wyglądał na przestraszonego.
Podeszłam do jego łóżka i wyjęłam dużą, szarą bluzę z płóciennej torby, którą dała mi Agnes. Pomogłam Oliverowi ją założyć. Wyglądała obco na jego chudej sylwetce i białych, cieniutkich ubraniach.
Złapałam jego rękę i razem wstaliśmy z łóżka.
- Ja... - Zaczął chłopak. Mówił jeszcze ciszej niż zwykle. Widać było, że sprawiało mu to ogromną trudność.
- Nie musisz nic mówić. Posiedzę z tobą dziś w nocy. Nie będziesz sam w nowym miejscu. Nie musisz teraz puszczać mojej ręki. Nie zostawię cię. - Powiedziałam to najbardziej uspokajającym tonem, na jaki było mnie stać.
Oliver nieco się rozluźnił i pozwolił mi wyprowadzić go na korytarz. Czekała tam pani psycholog uśmiechając się przyjaźnie. Gdy przystanęliśmy koło niej, w milczeniu zaczęła iść przed siebie w stronę mojego oddziału.
***
Przez całą drogę mijaliśmy tylko białe ściany. Wszystkie w tym samym odcieniu bieli. Tak schludne, że bolały mnie od tego oczy.
Nie rozumiałam, jakim cudem dla Olivera mogły być ciekawe. Wpatrywał się w nie wręcz gorączkowo, zatrzymując wzrok na każdym zagięciu gipsu. Jakby próbował chłonąć każdy aspekt względnej wolności. Jego nowy wielki przywilej - chodzenie korytarzami.
Zastanawiałam się, czy rzeczywiście brakowało mu korytarzy, czy po prostu uporczywie oczekiwał miejsca, do którego szliśmy.
Byłam tak pochłonięta obserwacją chłopaka, że ledwo zauważyłam, jak Agnes stanęła i wyciągnęła klucz.
Gdy się rozejrzałam, zauważyła, że znajdowaliśmy się około pięciu metrów od mojego pokoju. Staliśmy przed drzwiami takimi jak inne. Oliver jednak dużo mocniej ściskał moją rękę. Jakby bał się tego, co może znajdować się po ich drugiej stronie.
Psychiatra włożyła klucz z powrotem do kieszeni i szybko otworzyła drzwi.
Naszym oczom ukazał się pokój podobny do mojego. Był chyba tylko trochę mniejszy. Chłopak od razu zaczął go oglądać. Był bardzo zaciekawiony. Zgadywałam, że od wypadku nie widział normalnie umeblowanego miejsca. Podczas, gdy on pochłaniał wzrokiem szafę, Agnes spojrzała na nas i powiedziała:
- Mellie, pomóż Oliverowi się rozgościć i przygotować do snu. Ja na dziś was zostawiam. Jutro po śniadaniu widzimy się w pokoju terapii grupowych. Liczę, że ty wiesz, gdzie to jest. - Spojrzała na mnie wymownie. - Miłej nocy, dzieci.
Po tych słowach zostawiła klucz na stoliku i opuściła pokój.
Jak tylko wyszła, Oliver pociągnął mnie do krawędzi łóżka, a następnie usiadł. Wciąż się rozglądał, ale z jego spojrzenia zniknęła panika.
- Czyli... - Zaczął swoim normalnym głosem. - Teraz będę mieszkał tutaj?
Kiwnęłam głową.
- Bez ograniczeń? - zapytał.
- Powiedzmy. Od dziś posiłki jesz na stołówce, możesz odwiedzać innych pacjentów, samodzielnie poruszać się po ośrodku i nawet wychodzić na podwórko. - Sprecyzowałam odpowiedź. - Oczywiście dalej musisz się widywać z psycholog, ale częściej chodził będziesz na terapie grupowe, lub z poszczególnymi osobami, które według personelu mają na ciebie dobry wpływ.
Chłopak patrzył na mnie ze szczęściem w oczach. Na jego twarzy gościł prawdziwy, niestłumiony uśmiech. W mgnieniu oka Oliver objął mnie rękami i mocno przytulił. Byłam zdziwiona, ale czułam się z tym dobrze. Nawet byłam trochę dowartościowana.
- Dziękuję za wszystko. - Powiedział już dość głośno. - Bez ciebie by mnie tu nie było. Tylko chcę o coś zapytać. Nie zostawisz mnie teraz, prawda?
- Jasne, że nie. Zostanę tu dopóki nie zaśniesz, a później przyjdę do ciebie rano i razem pójdziemy na śniadanie. Dobrze? - Zapytałam, a on przytaknął ruchem głowy. - Późnej, po terapii postaram się pokazać ci najciekawsze miejsca, do których mamy dostęp. Na te nielegalne jeszcze przyjdzie czas. A teraz rozejrzyj się po swoim pokoju.
- Dobrze. - odpowiedział z pewnością siebie.
Wstał z łóżka puszczając moją rękę i udał się w kierunku szafy. Otworzył ją i dokładnie oglądał wszystkie ubrania. Powoli przestawałam go poznawać. Od wyjścia ze swojego zamkniętego pokoju zrobił się otwarty na dotyk, słowa, miejsca i czynności. Jakby to właśnie to miejsce go ograniczało. Jakby wypuszczając go, Agnes otworzyła mu drogę do spokoju.
Po chwili Oliver wziął mały stosik ubrań i udał się w nimi do toalety. Gdy z niej wyszedł, ledwo go poznałam. Musiał znaleźć przybory do higieny, bo umył twarz, a jego włosy były uczesane.
Miał na sobie czarny t-shirt i krótkie spodnie. Podejrzewałam, że wybrał ten zestaw, jako piżamę.
Podszedł do łóżka, z którego szybko wstałam, pozwalając chłopakowi się położyć.
- Pomóc ci? - Zapytałam.
W jego wzroku wyczytałam, że dziś wyczerpał się zapas słów. Dlatego dalej w milczeniu okryłam go kołdrą i usiadłam na krawędzi pościeli.
Oliver spojrzał na mnie z wdzięcznością i chwycił moją dłoń. Splótł nasze palce i zamknął oczy odpływając w krainę snu.
__________________
Teraz rozdziały pojawiały się będą częściej, ponieważ odkryłam w sobie gwałtowny napad weny, jaki dały mi dwie nowe postacie. Remington i jeszcze ktoś, kogo tożsamości narazie wam nie zdradzę.
Pozdrawiam wszystkich uczniów i życzę powodzenia pierwszego dnia szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top