5." Bo cię kocham!"

*Ally*

Obudziłam się około ósmej rano, na szczęście była sobota. Chciałam odwrócić się w stronę brata i go obudzić w celu przeproszenia go za to, że wczoraj się martwił, ale nie czułam obok siebie jego ciała. Myślałam, że już wstał, ale gdy otworzyłam oczy okazało się, że jestem w kompletnie innym pokoju! Leżałam na jednoosobowym łóżku z sosnowego drewna pokrytym białą pościelą. Obok stała mała szafka nocna, na której leżała złożona na pół kartka. Naprzeciwko stała duża szafa oraz biblioteczka, w której znajdowała się TYLKO jedna książka! Oprócz tego, w pokoju była także toaletka z grzebieniem, biurko z krzesłem i lampką... i tyle. Wzięłam do ręki kartkę i przeczytałam wiadomość.

Ally.

Stwierdziłem, że ograniczenie Twojego kontaktu z ludźmi przez dwa tygodnie powinno Ci przypomnieć, że masz się mnie słuchać. Dlatego na ten czas konfiskuję Twój laptop i telefon. Myślę, że dzięki temu choć trochę się nauczysz.

Tata.

Przez chwilę siedziałam na łóżku, analizując wiadomość i zgniatając kartkę w kulkę. Nie wytrzymałam. Wydałam z siebie głośny wrzask i zaczęłam płakać. I nie chodziło tu tylko o telefon i komputer. Nie mogłam kontaktować się z przyjaciółmi ani spotykać z nimi! Usłyszałam głośne tupanie na schodach. Od razu wiedziałam, kto to, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam odzyskać tę dawno już utraconą wolność! Drzwi do pokoju się otworzyły, a obok łóżka stanął mój ojciec.

- Widzę, że przeczytałaś wiadomość - to, że cierpiałam, nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.

- To jest nie fair! - zaczęłam krzyczeć. - zrozumiałabym dwutygodniowy zakaz wychodzenia. Ale ten pokój to kompletna izolatka! Nie mogę się kontaktować ze światem! Tato!

- Zamknij się, rozumiesz!? - uderzył mnie w twarz. - oszukałaś mnie i mamę. Dodatkowo, wkręciłaś w to Nataniela! Dobrze, że chociaż Amber do was nie dołączyła.

- Tato, nie rozumiesz... - coraz trudniej jest mi nazywać go "tatą". - przyjaciele to całe moje życie. Nie wytrzymam bez spotkań z nimi. Proszę, odpuść...

- Nie ma mowy. Z rodzeństwem też będziesz się widywać rzadko. Jedynie Nat będzie mógł przychodzić na godzinę dziennie. Ale ani minuty więcej. Dopilnuję tego.

Przesunął dłonią po mojej twarzy, potem po szyi i barku i uśmiechnął się jak jakiś psychopata.

- Ładna z ciebie panienka. Ładna i pomysłowa. Jestem ciekaw, który z chłopców będzie cię chciał, gdy się dowiedzą, jak ta panienka podpada rodzicom.

Wyszedł z pokoju, a ja najchętniej poszłabym do łazienki i zaczęła wymiotować. Ale powstrzymałam się. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam stamtąd białą wiązaną na brzuchu bluzkę i spódnicę, którą miałam na sobie wczoraj podczas koncertu. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Chciałam płakać. Głośno płakać. Na biurku zobaczyłam nożyczki. Wzięłam je do ręki i przyłożyłam do nogi, w miejsce znajdujące się pod spódnicą. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to zrobić. Słyszałam, że to boli, ale przynosi ulgę. Postanowiłam zaryzykować. Wbiłam ostrze udo i od razu tego pożałowałam. Cholernie bolało. Jednak przesunęłam nożyczki w prawo, tworząc w nodze szkarłatną cienką szczelinę. Płakałam. Tym razem się nie powstrzymywałam. Wyjęłam ostrza i zrzuciłam je na podłogę. Nie miałam siły teraz tego sprzątać. Parę chwil później krew na nodze zaschła, a rana zakrzepła. Ostatni raz poprawiłam się w lustrze i zeszłam na dół, gdzie błyskawicznie zjadłam śniadanie, a następnie gwałtownie wstałam od stołu i chciałam pobiec do pokoju. Postawiłam stopę na schodach, gdy usłyszałam głos brata.

- Al?

Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Opierał się o balustradę, a w jego oczach widziałam troskę.

- Tak? Co się dzieje? - spytałam.

- To raczej ja powinienem cię o to spytać. Byłaś taka nieobecna, a po śniadaniu od razu odeszłaś. Dodatkowo, dzisiaj rano nie było cię obok mnie. Gdzie byłaś?

Westchnęłam i poczułam łzy pod powiekami.

- Tata stwierdził, że nie będę mogła się spotykać ze znajomymi przez dwa tygodnie, na ten czas skonfiskuje mi telefon i laptopa, a z tobą będę mogła widzieć się tylko godzinę dziennie. Dlatego przerzucił mnie do innego pokoju. Tam nie ma prawie nic! - po mojej twarzy spłynęła łza.

- On naprawdę zgłupiał do reszty - przyłożył dłoń do czoła, a po chwili mnie przytulił. Zawsze był dla mnie jak kochający ojciec. Skoro biologiczny tata nie chciał, bym była szczęśliwa i nie obchodziło go to, że sprawia mi ból, ktoś musiał mi go zastąpić...

Tą osobą był Nataniel. To z nim mogłam o wszystkim porozmawiać, zwierzyć się, pośmiać... tak właściwie, to on był jedną osobą, dla której żyłam. Nawet przyjaciele w szkole mi tak bardzo nie pomagali. Oni po prostu nie wiedzieli, co ja przeżywam... nikt tego nie wiedział. Mama, Amber, nawet tata. Tylko Nataniel. On doskonale wie, co ja czuję. Jego ojciec również bije, ale znacznie dłużej. Trzy lata dłużej ode mnie. Za pierwszym razem protestował, ale z czasem mówił coraz mniej, aż w końcu przestał się odzywać. Znosił to i znosi dalej. Był, jest i będzie dla mnie opoką. Zawsze mi pomagał, gdy czegoś nie rozumiałam. Gdy płakałam, przytulał mnie i starał się pocieszyć lub rozbawić. Gdy się cieszyłam, cieszył się ze mną. Rozmawiał ze mną o wszystkim, co mnie trapiło lub cieszyło. Gdyby nie on, nigdy bym nie zrozumiała, czym tak naprawdę jest braterska miłość. Był dla mnie jak dobry, mocno mnie kochający ojciec. Wiem, że nigdy by mnie nie uderzył. Byłby kompletnym przeciwieństwem naszego biologicznego taty. Dlaczego... dlaczego on nie może nim być?

- Płaczesz? - spytał.

- Co? - dotknęłam policzka. Był mokry. - wow... nawet nie zauważyłam...

- Wszystko w porządku? - objął moją twarz dłońmi.

- Nie. Nic nie jest w porządku - odepchnęłam go i wbiegłam na górę, do mojej izolatki.

Położyłam się na łóżku i mocno przytuliłam do piersi poduszkę. Dlaczego moje życie się tak sypie?

*Poniedziałek, rano*

Ze snu wybudził mnie głośno dzwoniący budzik. Dziękowałam za to Bogu. Śniła mi się sobota... nie chciałam tego dalej przeżywać. Gdy tylko zwlekłam się z łóżka, podeszłam do szafy. Wyjęłam stamtąd białą koszulkę z serduszkiem galaxy i napisem "Never Give Up", niebieskie dżinsy i czarne tenisówki. Wszystko na siebie założyłam. Włosy rozczesałam i spięłam w luźnego koka w kształcie kokardki. Pomalowałam usta błyszczykiem, zarzuciłam na ramię torbę i zeszłam na dół. Przy stole siedziała już cała rodzina i zajadała zrobione przez mamę kanapki. Przywitałam się cicho i usiadłam obok brata. Wzięłam do ręki jedną kanapkę i zaczęłam ją powoli jeść.

- Nie smakuje ci? - spytała mama.

- Smakuje, tylko się nie wyspałam.

- Skoro tak, to do której wyście z Natanielem rozmawiali?

Zatkało mnie. Ona o niczym nie wie...? Spojrzałam na brata. Jego wzrok był obojętny, ale po jego spiętych na ramionach mięśniach poznałam, że też jest w szoku. Zwróciłam wzrok na mamę.

- Nie wiem, chyba jakoś do dwudziestej trzeciej - gdyby tylko wiedziała, co tak naprawdę się za tym wszystkim kryje...

- Następnym razem rozmawiajcie mniej, bo będziecie codziennie tacy niewyspani.

- Dobrze - skończyłam jeść.

Wstałam od stołu i od razu ruszyłam do wyjścia. Usłyszałam pisk krzesła, a następnie ciche "przepraszam". Wyszłam z domu, nie zwracając na to wszystko zbyt wielkiej uwagi. Szłam przed siebie, olewając wszystko, co było wokół mnie. Nie chciałam z kimkolwiek rozmawiać. Weszłam na dziedziniec.

- Hej, mała - usłyszałam za sobą głos Kastiela. Odwróciłam się.

- Coś się stało? - spytałam.

- Czy zawsze, gdy staram się być dla ciebie miły, coś musi się dziać? - skrzyżował ręce na torsie.

- Po prostu pytam, dobra? - zmrużyłam oczy.

- Co ci się stało? W sobotę rzuciłaś mi się na szyję, a teraz co? Warczysz kompletnie bez powodu. Gorzej, niż mój pies, słowo daje.

- Nie mam ochoty o tym gadać. A swoją drogą, kiepski tekst, jak na podryw.

- Cholera, dziewczyno, ogarnij się! - chwycił mnie za nadgarstek.

- Spadaj! - wyswobodziłam rękę i wbiegłam do szkoły, kierując się do pokoju gospodarzy.

W środku był mój brat. Siedział na miękkiej kanapie i coś czytał. Usiadłam obok, wcześniej kładąc torbę obok stolika.

- Co to za książka? - spytałam.

- "Klątwa starej stróżki" Agaty Christie. Świetne, naprawdę.

- Dasz później poczytać, prawda, Panie Starszy Bracie? - uśmiechnęłam się.

- Oczywiście, Pani Młodsza Siostrzyczko - ucałował moje czoło.

Zaśmiałam się. Zawsze mnie przytulał lub całował, ilekroć nazwałam go Panem Starszym Bratem. Spojrzał na mnie.

- Wiesz, co ci powiem? - spytał. Pokręciłam głową. - dziwię się, że jeszcze nie masz chłopaka. Twój uśmiech jest piękny. W twoich oczach można się zgubić. Twoje włosy dosłownie błyszczą. Cholera, Al, jesteś słodka. I mówię ci to jako chłopak.

- I tym samym moim bratem. Nie jesteś zbyt obiektywny, przecież jesteśmy rodziną. Zresztą, dla większości chłopaków u dziewcząt najważniejsze są wielkie cycki. Wiesz, ile razy Kas nazwał mnie "płaską deską"?

- Kretyn. Nie wiem, co mówi. I co traci - przytulił mnie mocno. - chociaż... - puścił mnie. - jesteś pewna, że mu się nie podobasz?

- Nat, przestań, mówisz jak Chad.

- Kto?

- Wiesz, główny wokalista Nickelback. On mi powiedział to samo. Stwierdził, że na pewno Kas nie dałby tego biletu pierwszej lepszej osobie.

- I miał rację! A właśnie, nie opowiedziałaś mi o tym koncercie. Mów, chcę usłyszeć wszystkie szczegóły.

A więc zaczęłam mówić. Opowiedziałam mu o wszystkim, O przybyciu, o wyborze mnie i Kasa na dodatkowych piosenkarzy, o tym, jak Chad mnie przytulił, o śpiewaniu z Kastielem i całym zespołem oraz o rozmowie z Kroegerem bezpośrednio po koncercie.

- Wow... - to była jego reakcja. - no to miałaś zabawę, mała. I widzisz, jak dobrze czasem umieć angielski?

- Ja to od zawsze wiedziałam, geniuszu - dałam mu kuksańca w ramię.

- Naprawdę? Już nie pamiętasz, jak w podstawówce nie umiałaś zapamiętać, że "dessert" to pustynia, a "desert" to deser i wyklinałaś każdą odmianę angielskiego?

- Ale... Nat... "dessert" to deser, a "desert" to pustynia...

- Co? - spojrzał na mnie jak na wariatkę.

Zaczęłam się śmiać. Nie umiałam się opanować.

- Pstro, kretynie! Prawdę ci mówię!

- No okej - westchnął. - mądralo.

Po prostu nie wytrzymałam. Rzuciłam się na niego (aut. To tak źle brzmi T_T) i zaczęłam łaskotać. Mimo że chciał mnie z siebie zrzucić, nie poddawałam się. Gdy spadałam, mocno zaciskałam dłonie na jego koszuli, a później kontynuowałam zaczętą czynność. Przestałam, gdy mnie przeprosił. Gdy ciężko wziął wdech, zaśmiałam się cicho. Po chwili, drzwi do pokoju się otworzyły, a do środka weszła Tam.

- Hi Al, hi Nath - powiedziała z uśmiechem.

- Hi! - odpowiedzieliśmy.

- Have you heard about Nickelback's concert last Saturday?

- Of course - powiedziałam. - I even was there.

- Really? Why didn't you invite me?

- Because... I got one ticket from Cas. His friend won them but he doesn't like Nickelback, so he gave it to Castiel. Anyway, I didn't know that you like them.

- Like? I love them! They're awesome! Did you hear their new song, "Feed the machine"?

- Of course I heard! I even sang their songs with them!

- Lucky you!

- Yeah, I know - uśmiechnęłam się.

Zadzwonił dzwonek na lekcję. Poszliśmy do sali historycznej.

***

Do końca dnia unikałam Kasa. Wiem, że to jest dziecinne, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nat musiał jeszcze trochę zostać i kazał mi iść do domu. Więc poszłam. A raczej... chciałam pójść. Zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku. Odwróciłam się i od razu tego pożałowałam.

- Do jasnej cholery, możesz mi powiedzieć, czemu mnie unikasz? - spytał Kastiel.

- Bo nie chcę z tobą gadać. A teraz zostaw mnie, chcę iść do domu!

- Nie ma mowy!

Zaciągnął mnie na tył szkoły i przycisnął do ściany. Chwycił mój drugi nadgarstek i położył oba tak, aby moja głowa pomiędzy nimi.

- Nie rozumiesz, że mi na tobie zależy? - spytał surowo.

- Dlaczego aż tak?

- Bo cię kocham!

**********
Jestę Polsatę! ;D

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top