41. "Nat, czy ze mną jest coś nie tak?"
*Ally*
- To jak? - po raz kolejny spytał mój brat.
- Nat, nie, nie mam ochoty.
- Jesteś wstrętna - skrzyżował ręce na torsie i udawał obrażonego.
Chciał, abyśmy dzisiaj wsiedli na konie i pojechali na miejsce piknikowe, około dwa kilometry stąd. Można było tam także jeździć konno.
Jechaliśmy tam zawsze, od dziecka. Ale tego dnia nie miałam na to kompletnej ochoty. Od dobrej godziny leżałam na łóżku i słuchałam muzyki.
- Ally, wakacje są od zabawy, a nie leżenia plackiem - wypomniał mi. - Błagam cię, nie daj się prosić.
Westchnęłam głęboko. Nie chciało mi się ruszać się z domu, ale w końcu mnie przekonał.
- Niech ci będzie - uśmiechnęłam się.
- Wreszcie! - ucieszył się. - Idę przygotować konie, a ty idź do kuchni przygotować coś do jedzenia.
- Aha, fajnie, kobieta jak zwykle do kuchni - zaśmiałem się.
- Nie przesadzaj.
W końcu zeszliśmy na dół. Nat poszedł do stodoły, żeby założyć Scarlet oraz Nevilowi siodła i uprzęże, a ja udałam się do kuchni, przygotować kanapki.
- Zgłodniałaś? - usłyszałam głos dziadka.
Był to wysoki mężczyzna, mający siwe włosy i brązowe oczy. Ubrany był w koszulę w niebiesko-czarną kratę oraz ciemne spodnie.
- Nie do końca - wyjęłam z lodówki potrzebne produkty. - Jedziemy z Natem na przejażdżkę konną i potrzebujemy prowiantu. Oczywiście mnie wywalił do kuchni - zaakcentowałam słowo "mnie".
Dziadek się zaśmiał.
- Ach, te stereotypy. Poza tym, nie dziwię mu się. Żeby to kobieta zaprzęgała konie, a mężczyzna przygotował jedzenie... Tego jeszcze nie widziałem.
- W sumie racja.
Ostatecznie udało mi się skończyć jedzenie. Spakowałam je do papierowych torebek. Zabrałam także dla mnie i dla brata po dwa kawałki ciasta kokosowego. Następnie pożegnałam się z dziadkiem i wyszłam na zewnątrz. Nat już tam na mnie czekał. Siedział dumnie na Nevilu, a w dłoni trzymał uprząż Scarlet. Do siodeł były przymocowane małe plecaczki. Do każdego z nich włożyłam po jednej torebce. Chwilę później wskoczyłam na klacz i odebrałam uprząż od brata.
- Gotowa? - spytał.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się.
Wstrząsnęliśmy uprzężami, a konie ruszyły kłusem. Mimo wszystko jednak nie cieszyłam się z tej wycieczki. W mojej głowie ciągle pulsowały słowa, które wczoraj wypowiedział do mnie Kastiel.
Nie słyszysz, co się do ciebie mówi!? Odejdź!
- Ally? - usłyszałam głos brata. - Co się stało, skarbie? Źle wyglądasz.
- I tak się czuję - schyliłam głowę.
- Coś jest nie tak, prawda?
- Prawda... Wczoraj rozmawiałam z Kastielem.
- Jak to? - zdziwił się. - Czemu nic nie powiedziałaś?
- Po prostu nie miałam na to ochoty.
- Nieważne. O czym rozmawialiście?
- Spytał, czemu... Czemu uciekłam od niego po dniu westernowym.
- I co mu powiedziałaś?
- Prawdę. Że po prostu go nie kocham. A on się wściekł i kazał odejść - pociągnęłam uprząż w swoją stronę, sprawiając, że Scarlet się zatrzymała. Schyliłam głowę.
Chwilę później Nat zatrzymał się obok mnie. Spojrzał na mnie smutno.
- Tęsknisz za nim, prawda? - spytał.
- No właśnie nie. Nie tęsknię. Jedyne, co przy nim czuję, to żal... I smutek, gdy każe mi odejść. Ale nie tęsknię za nim.
- Przecież to nie ma sensu. Jesteś smutna, gdy każe ci odejść, ale nie tęsknisz? Tak się nie da.
- Wszystko się da, Nat. Wszystko.
Wstrząsnęłam uprzężą i ruszyłam do przodu. Co parę chwil powtarzałam tę czynność, sprawiając, że Scarlet biegła coraz szybciej. W końcu dotarliśmy na miejsce, które było celem naszej małej wycieczki. Mocno pociągnęłam uprząż w swoją stronę, powodując, że klaczka gwałtownie się zatrzymała. Mało co nie spadłam.
- Aż tak mnie nie lubisz? - zaśmiałam się, schodząc z grzbietu konia i patrząc w jej oczy. - Uspokój się, kochanie.
Patrzyła na mnie spokojnie. Gdy skończyłam mówić, stanęła na tylnych nogach i machnęła przednimi do przodu. Gwałtownie się cofnęłam.
- Boże drogi, Scarlet! - krzyknęłam. - Co w ciebie wstąpiło!?
Odwróciła się i zaczęła biec przed siebie.
- Wracaj tu! Natychmiast! - krzyknęłam, przypominając sobie, że w plecaczku doczepionym do siodła znajduje się moje drugie śniadanie.
Jednakże Scarlet mnie nie słuchała. Biegła przed siebie, nawet nie oglądając się do tyłu. Opadłam na kolana.
- No i pięknie. Umrę z głodu - powiedziałam do siebie.
Chwilę później obok zatrzymał się mój brat. Zszedł z konia i kucnął obok mnie.
- Gdzie jest Scarlet? - spytał.
- Uciekła mi. Pociągnęłam mocniej za uprząż, mało mnie nie zrzuciła i uciekła, jak tylko z niej zeszłam.
Nevil zarżał na moje słowa, jakby zrozumiał, co powiedziałam. Natomiast po chwili już go nie było. Pobiegł dokładnie w tę samą stronę, co Scarlet.
- Wracaj tu natychmiast! - krzyczał.
Jednakże ogier ani trochę go nie słuchał. Zachowywał się dokładnie tak, jak moja klacz. Wyglądało to tak, jakby doskonale wiedział, gdzie się ona znajduje i chciał jak najszybciej do niej dotrzeć. Westchnęłam, zaraz po mnie mój brat.
- Nie dość, że nam uciekli, to jeszcze zabrali drugie śniadanie - powiedziałam.
Położyłam się na trawie. Wsunęłam dłonie pod głowę i skrzyżowałam nogi w kostkach, po czym zamknęłam oczy. Słońce świeciło dosyć mocno, ale nie przeszkadzało mi to. Jedyne, co mi przeszkadzało, to nieustanne burczenie w brzuchu, który starał się wyprosić ode mnie jakiekolwiek pożywienie.
Po nieco ponad godzinie miałam dosyć.
- Nie wytrzymam. Albo zaraz tutaj wrócą, albo pójdę ich poszukać. Nie mam zamiaru czekać na nich pół dnia z pustym żołądkiem.
Minęło parę minut, aż nagle usłyszałam rżenie koni. Z niedowierzaniem otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu. Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Nevila i Scarlet, idących obok siebie. Natychmiast potrząsnęłam Nataniela za ramię.
- Nat, oni wrócili - powiedziałam.
Chwilę później zobaczyłam, że konie nie są same. Obok nich stała dziewczyna, mniej więcej w naszym wieku. Rozpoznałam w niej Lily - moją dobrą koleżankę. Poznałyśmy się pięć lat wcześniej i od tamtej pory spotykałyśmy się w każde wakacje.
Lily była dosyć drobną i chudą dziewczyną - kciukiem i najmniejszym palcem jednej ręki można było objąć jej nadgarstek. Miała piękne, lśniące czarne włosy i fiołkowe oczy. Trzymała uprzęże ogiera i klaczy i uśmiechała się do nas.
- To wasze konie, prawda? - spytała.
- Zgadza się - wstałam, podeszłam do niej i przytuliłam ją. - Witaj.
- Cześć - powiedziała.
Chwilę później podszedł do nas Nat. Przywitał się z Lily, po czym zaczęliśmy rozmawiać. Dopiero po dwóch godzinach zorientowaliśmy się, ile czasu upłynęło.
- Już piętnasta? - spojrzałam na godzinę w telefonie. - Sorki, Lily, ale musimy już powoli uciekać. Mieliśmy przyjść tutaj tylko na lunch, a w domu pewnie minął już obiad.
- Nie ma problemu - uśmiechnęła się dziewczyna. - Ja też muszę już iść. Obiecałam mamie, że pomogę jej w ogrodzie.
Pożegnaliśmy się z Lily, a następnie wskoczyliśmy na konie i delikatnie wstrząsnęliśmy uprzężami. Konie ruszyły. Tym razem woleliśmy nie szaleć. Patrząc na to, co wydarzyło się wcześniej, mogliśmy być pewni, że gdybyśmy ciągle pospieszali Scarlet i Nevila, mogło by dojść do wypadku. Rozmawiając i śmiejąc się, dotarliśmy do domu. Nat zaprowadził konie do stajni, a ja weszłam do mieszkania, uprzednio zabierając z plecaków torebki z jedzeniem. Odłożyłam je na blat w kuchni, a następnie opadłam na kanapę w salonie.
Westchnęłam cicho. Nie wiedząc czemu, byłam zmęczona. Położyłam się wygodnie i dosyć szybko zasnęłam.
***
Gdy zobaczyłam TO, szklanka wypadła mi z rąk. Sok się rozlał, a samo naczynie rozbiło się na miliony kawałków... Tak, jak moje serce.
To byli Kastiel i moja siostra.
CAŁOWALI SIĘ.
- Kurwa, co!? - wrzasnęłam, zwracając na siebie uwagę wszystkich osób obecnych na zabawie.
Kastiela i Amber również. Spojrzeli na mnie, zaskoczeni. Podeszłam do chłopaka z zaciśniętymi pięściami, czując łzy pojawiające się pod moimi powiekami. Stanęłam naprzeciwko czerwonowłosego i wymierzyłam mu celny bolący policzek. Gwałtownie odwrócił głowę w prawo i dotknął pulsującej części twarzy. Spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.
***
- Boże, nie! - wrzasnęłam, podnosząc się.
Zobaczyłam, że dookoła mnie kucają Nat, babcia i dziadek. Czułam także, że na moim czole pojawiają się kropelki potu. Przetarłam je. Dodatkowo, moje policzki również były mokre.
- Ally, wszystko w porządku? - spytał mój brat z troską w oczach.
Natychmiast wstałam z kanapy i poszłam do łazienki. Przepłukałam twarz lodowatą wodą i spojrzałam w lustro. Byłam blada i miałam szeroko otwarte oczy.
- Coś jest ze mną nie tak? - szeptałam do siebie. - Przecież to było tak dawno temu...
Usiadłam na toalecie i objęłam twarz dłońmi, podpierając łokcie na kolanach. Ta kłótnia była ponad pół roku temu. Powinnam już o niej zapomnieć. A zamiast tego śnię o niej. Coś jest naprawdę nie tak...
***
- Jak się czujesz? - spytał mój brat, wchodząc do sypialni.
Gdy tylko opuściłam łazienkę, poszłam do sypialni, zabrałam ze sobą bieliznę i piżamę, wzięło prysznic, założyłam ubrania i wskoczyłam pod kołdrę.
- Dziwnie - wyznałam, przykrywając pościelą głowę.
Poczułam, jak Nata siada obok mnie i zdejmuje kołdrę z mojej głowy.
- Co się dzieje, skarbie? - spytał.
Podniosłam się do siadu i spojrzałam na brata.
- Nat, czy ze mną jest coś nie tak?
Chłopak dokładnie się mi przyjrzał, po czym otworzył usta.
- Nie, wszystko jest w porządku. Czemu pytasz?
- Bo mam wrażenie, że coś dziwnego się ze mną dzieje. Śniło mi się kłótnia z Kastielem. Wiesz, ta z dyskoteki. Zerwaliśmy wtedy. Ale ta kłótnia była ponad pół roku temu!
- Moim zdaniem to normalne - zgiął prawą nogę w kolanie i ułożył stopę na kołdrze, opierając prawy łokieć o ugięty staw kolanowy. - Wiesz.. Gdy ojciec uderzył mnie pierwszy raz, śniłem ten dzień prawie co noc przez ponad pół roku. Z czasem się to uspokoiło. Wiesz, przyzwyczaiłem się. Ale... Teraz też zdarza mi się o tym śnić. Rzadko, ale zdarza. I boli tak samo - gdy o tym mówił, widziałam w jego oczach ból. Wiedziałam, że trudno mu o tym mówić.
- Nie dziwię ci się - powiedziałam szczerze. - Sama nie wiem, co mam ci na to odpowiedzieć.
- Po prostu nic nie mów - dał mi szybkiego całusa w usta, po czym mnie przytulił. - Uspokój się. Spróbuj o tym nie myśleć.
Westchnęłam. Wyswobodziłam się z ramion brata i przykryłam się kołdrą po szyję. Potem poczułam, jak Nat kładzie się obok mnie i przytula mnie od tyłu. Wyszeptał do mnie ciche "dobranoc". Po pół godzinie już spałam. Jednakże wcześniej bałam się, że powtórzy się sen sprzed godziny lub będzie jeszcze gorzej.
**********
Hejka kochani!
Kolejny rozdział za nami. Niestety, już niedługo koniec książki. Jeszcze 4-5 rozdziałów i dwuczęściowy epilog :<
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał.
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Marylin Manson - "Sweet Dreams" (zakochałam się *-* xD)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top