4. "We don't bite."

*Ally*

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Gdy próbowałam się podnieść, od razu opadałam na miękkie poduszki. Jęknęłam cicho. Niestety, przy okazji obudziłam brata. Natychmiast spojrzał na mnie z troską.

- Wszystko w porządku? - spytał. Kiedy jego wzrok się wyostrzył, wciągnął głęboko powietrze. - co ty masz na twarzy?

Powoli podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy, do której drzwi było wbudowane lustro. Przeraziłam się. Mój policzek był cały fioletowy. Natychmiast podeszłam do leżącej przy ścianie torby i posmarowałam twarz maścią na siniaki. Przyjemnie chłodziła. Schowałam tubkę do torby. Podeszłam do szafy i zaczęłam wybierać ubrania. Z racji tego, że była sobota, zdecydowałam się na czarną bluzkę na ramiączkach wiązaną na brzuchu oraz pastelowobłękitne spodenki. Rozczesałam włosy i spięłam je w luźnego koka. Wzięłam do ręki książkę i zaczęłam czytać. Po chwili, Nat usiadł obok mnie. Miał na sobie białą koszulkę i ciemne spodenki. Zaczęliśmy rozmawiać. Przerwał nam dopiero dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało imię Kastiela. Odebrałam.

- Halo? - oparłam się o biurko.

- Hej, mała - wrr, nienawidzę, gdy tak do mnie mówi. Pomijając już w ogóle to, że rzeczywiście nie należę do najwyższych, Nat jest ode mnie wyższy o dwadzieścia centymetrów. - mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.

- A dokładnie jaką? To JA ocenię, czy nie do odrzucenia.

- Wiem, że kochasz jeden zespół... Nickelback, tak?, więc chciałbym cię zaprosić na ich koncert. Mój znajomy wygrał w jakimś konkursie bilety, tyle że nie lubi tego zespołu, więc dał je mi. A ja chciałby, abyś poszła ze mną.

- Żartujesz chyba!? - krzyknęłam, uśmiechając się.

- Nie żartuję. A więc? Chcesz przyjść?

- A kiedy?

- Dzisiaj. Zaczyna się o 18:30, więc przyjadę po ciebie o 18:00. Co ty na to?

- Bardzo chęt...

Przerwał mi dźwięk otwierania drzwi. Stał w nich tata.

- Poczekaj, kochana, zaraz oddzwonię - rozłączyłam się, robiąc się czerwona na twarzy.

- Razem z matką wychodzimy dzisiaj, wrócimy do domu koło dwudziestej drugiej. Liczymy na to, że dacie sobie radę i będziecie wiedzieć, jak się zachować - zmrużył oczy i spojrzał na mnie.

- Dobrze, tato. Na pewno damy radę - odpowiedziałam, obdarowując go najmniejszym z możliwych uśmiechów.

- Liczę na to - wymruczał surowo. - do zobaczenia.

Wyszedł z pokoju. Zapiszczałam cicho. Natychmiast wybrałam numer do Kasa. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Czyli od dzisiaj jestem "kochana", tak? - niemal usłyszałam, jak się uśmiecha.

- Sory, tata wszedł do pokoju, właśnie wychodzi z mamą, wrócą koło dwudziestej drugiej. A co do koncertu, to BARDZO chętnie pójdę.

- Super.

- Okej - uśmiechnęłam się. - to do zobaczenia.

- Nara - rozłączył się.

Zaczęłam piszczeć ze szczęścia. Nat patrzył na mnie jak na idiotkę.

- Co się stało? - spytał.

- Kas zaprosił mnie na koncert!

- Po pierwsze, czyj? A po drugie, zakochałaś się, że tak się cieszysz? - uśmiechnął się

- Po pierwsze, Nickelback - na mojej twarzy pojawił się ogromny banan. - a po drugie, nie, nie zakochałam się.

- Ally - usiadł na łóżku i złapał mnie za ręce, zmuszając mnie do wykonania tej samej czynności. - wiesz, że szczerze go nienawidzę. Ale jeśli jesteś w nim zakochana, to po prostu mi powiedz. Może będzie mi łatwiej go tolerować.

- Nie rozumiesz? Nie zakochałam się w nim.

- Dobrze, okej. O której idziesz na ten koncert?

- Kas przyjedzie po mnie o osiemnastej. Do dwudziestej pierwszej powinniśmy się wyrobić.

- Rozumiem.

Zmieniliśmy temat. Rozmawialiśmy aż do obiadu. Byłam tak głodna, że najchętniej zjadłabym mojego brata i siostrę i jeszcze było by mi mało. W lodówce była reszta wczorajszego obiadu, czyli trochę zapiekanki ze słodkich ziemniaków. Natychmiast się do niej dobraliśmy. Po posiłku, wróciłam do pokoju i słuchałam muzyki. Jakimś cudem zasnęłam. Obudziło mnie szturchanie w ramię.

- Wstawaj, młoda, bo spóźnisz się na koncert.

- Dobra, już wstaję, Panie Starszy Bracie - uśmiechnęłam się i posłusznie zsunęłam się z łóżka.

Podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarną bluzkę z czerwonym napisem "NICKELBACK", czerwoną spódnicę do kolan składającą się z kilku warstw koronki i czarne wysokie szpilki. Włosy spięłam w koka i psiknęłam się perfumami, które dostałam kiedyś od brata na urodziny. Do tego założyłam łańcuszek z otwieranym sercem.

- Gdybym nie wiedział, że to tylko koncert, stwierdziłbym, że idziesz na randkę - usłyszałam głos Nataniela.

- Tak, z Kastielem, pewnie - spojrzałam na niego z chęcią mordu w oczach.

- Rozchmurz się, siostrzyczko - przytulił mnie. Odwzajemniłam to. - złość piękności szkodzi.

Usłyszałam dzwonek telefonu. Odebrałam, nawet nie sprawdzając, kto to.

- Halo?

- Cześć, mała - chyba jeszcze nikt go nie zabił. - jestem pod twoim domem. Zbieraj się albo pojadę sam.

- Idę, idę. Będę za dwie minuty.

Rozłączyłam się. Zarzuciłam na siebie swoją czarną skórzaną kurtkę i pożegnałam się z bratem. Jedyne, o co mnie poprosił, to to, abym wróciła przed dwudziestą drugą. Obiecałam mu to. Ale nie wiedziałam, że tak naprawdę nie spełnię tej obietnicy...

Przed furtką prowadzącą na terytorium mojej rodziny stał Kastiel. Przywitałam się z nim całusem w policzek. Spojrzałam na nasz środek transportu. Był nim... motor! Był cały czarny, na kierownicy miał mały czerwony napis NICKELBACK, a na uchwytach wisiały dwa kaski. Z przodu i z tyłu były światła. Dodatkowo, w maszynę było wbudowane małe radio, z którego cicho leciały piosenki zespołu, na którego koncert jedziemy. Uśmiechnęłam się szeroko.

- To twoje? - spytałam.

- A co, myślisz że ukradłem?

- Nie ukrywam, widziałabym cię w roli złodzieja pojazdów - kocham się z nim droczyć.

- Nie jestem aż taki głupi, żeby z nudów zacząć kraść. Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Głupia - słysząc ostatnie słowo, wzdrygnęłam się.

- Jeszcze wczoraj nie byłam głupia, nie? Tłumaczyłam wam wszystko, co mówiła Tam tylko dlatego, że jesteście tępe strzały i nie ogarniacie angielskiego - odwróciłam się, udając obrażoną.

- Ej, ale nie obrażaj się, desko - owinął wokół mojej talii swoje ręce. Poczułam na swoim karku jego ciepły oddech. Przeszły po mnie dreszcze. - jeszcze nic nie zrobiłem, a już się podnieca - zaśmiał się.

Odwróciłam się. Spojrzałam na niego zła.

- Jeszcze raz nazwiesz mnie deską, to nigdzie z tobą nie jadę. I jak, do jasnej, miałabym być podniecona, skoro nawet nie jesteś moim chłopakiem?

- Nie komplikuj wszystkiego, dobra? Wsiadaj, bo inaczej się spóźnimy.

Podał mi kask, który posłusznie założyłam. Mimo moich wcześniejszych słów, nie byłam na niego zła. Wręcz przeciwnie, chciałam się śmiać. Ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Po chwili silnik maszyny zaharczał.

- Trzymaj się, jeśli nie chcesz spaść - powiedział Kas.

Chcąc nie chcąc, owinęłam wokół jego pasa swoje ręce. Dodał gazu i po chwili ruszyliśmy. Podkręcił głośniki w radiu i już po chwili śpiewaliśmy razem z zespołem. W pewnym momencie zaczęła lecieć piosenka, której nie znałam.

- Nie znasz tego? - spytał czerwonowłosy.

- Skąd wiesz?

- Bo nie śpiewasz. To ich nowa piosenka, nazywa się "Feed the machine". Wyszła dopiero parę dni. Słyszałem, że podczas jej wykonywania Chad Kroeger* weźmie na scenę dwie osoby, aby zaśpiewały z nimi.

- Ile bym dała, żebym to była ja...

- Wiem, mała. Ja też - gdyby nie to, że to dzięki niemu jadę na ten koncert, dokładnie w tym momencie leżałby martwy.

W końcu dotarliśmy na miejsce imprezy. Ludzi jest wielu. Ucierzyłam się, gdy zauważyłam, że razem z Kasem mamy miejsca tuż przed sceną. Poszliśmy tam. Parę chwil później, zapaliły się światła oświetlające ją, a na scenę wyszedł Chad razem ze swoim bratem, kuzynem i przyjacielem. Każdy z nich chwycił swój instrument. Główny wokalista podszedł do mikrofonu i zaczął swoją mowę powitalną.

- Welcome everyone! - na sam dźwięk jego głosu, w moich oczach zebrały się łzy. Zawsze chciałam go zobaczyć naprawdę, a tego dnia miałam taką okazję. Zaczęliśmy bić brawo. - we are so happy that you arrived here for our concert. I hope you will have fun with us. The first song will be our the newest song, called "Feed the machine". But we've got surprise for you. Now I will choose two people who will sing with us during the concert. They'll sing with us all the songs that we - wskazał na brata, kuzyna i przyjaciela. - decided to sing tonight. Maybe I will choose...

Mocno zacisnęłam pięści i przygryzłam dolną wargę. Miałam cichą nadzieję, że wybierze mnie. Usłyszałam w końcu jego głos.

- Maybe you.

Patrzył na mnie... wskazałam na siebie, niepewnie.

- Yes, you. Come on, don't be scared, we don't bite - uśmiechnął się.

Odwzajemniłam to. Podał mi dłoń. Chwyciłam ją i, wraz z jego pomocą, stanęłam na scenie.

- And the second person will be... you - wskazał Kastiela. W jego oczach widziałam ogromną radość, mimo że okazał ją tylko szerokim uśmiechem. Wszedł na scenę i stanął koło mnie, ściskając lekko moją dłoń. - what are your names?

- Kastiel - powiedział Kas.

- Ally - wyszeptałam drżącym głosem.

- What's going on? - spytał mnie Chad. - why are you crying?

- Because... - szybko wytarłam oczy. - I've always wanted to see and hear you in real life, not only in Internet and this is probably my first and the last one chance in my life.

Mężczyzna zaśmiał się cicho.

- Do you want me to hug you?

Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć. Już po chwili znalazłam się w jego ramionach. Zazdrościłam sama sobie i zastanawiałam się, co by było, gdyby Kastiel mnie nie zaprosił na ten koncert. Myślałam, że się rozpłynę. W końcu Chad mnie puścił, wcześniej dając mi całusa w policzek. Nigdy więcej go nie umyję. Dał nam przyczepiane do uszu małe mikrofony. Założyliśmy je. Na dużym ekranie był zwrotkami wyświetlany tekst każdej piosenki. Zaczęliśmy od, wspomnianej wcześniej, "Feed the Machine". Na szczęście znałam melodię, a po angielsku mówię i czytam tak dobrze, jak w rodowitym języku. Gdy piosenka się skończyła, usłyszeliśmy głośne brawa. Potem, śpiewaliśmy jeszcze optymistyczne "Photograph"
"What are you waiting for?" i "When we stand together", nieco nostalgiczne "Lullaby", "Savin' me" i "How you remind me", piękne "Someday" i "Far away" oraz wiele innych. Po całym koncercie, miałam lekką chrypę w gardle. Wyszliśmy za kulisy, gdzie wszyscy rzucili się na wykonawców, błagając o autografy, zdjęcia oraz krótkie rozmowy. Gdy kolejki się skończyły, Kas powiedział, że idzie po motor i zaraz tu przyjdzie. Daliśmy sobie nawzajem całusa na to krótkie pożegnanie, a następnie czerwonowłosy odszedł, zostawiając mnie samą z ulubionym zespołem.

- Is this your boyfriend? - spytał Chad.

- No, he isn't. He's just one of my best friends. I really like him. Now even more because without him... I couldn't be here today.

- I understand, but... are you sure it's only friendship?

- What do you mean?

- I mean that I'm sure he wouldn't give ticket for anyone.

- He gave it to me because he knows that I love your band. You're awesome!

- You're our the biggest fan, I see. Maybe I can give you my email address? You will can text me whenever and wherever you will want.

- That sounds great!

Napisałam na kartce swój email i dałam go Chadowi, a ten dał mi kartkę z jego emailem. Schowałam ją do kieszeni kurtki i obiecałam sobie, że nigdy jej nie zgubię. Po chwili, wrócił Kas zrobiliśmy sobie wszyscy jedno zdjęcie, później mój przyjaciel z nimi, a potem ja. Na koniec, każdy członek zespołu dał nam po autografie. Pożegnaliśmy się z nimi i podeszliśmy do motoru. Nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam się Kasowi na szyję.

- Dziękuję - wyszeptałam. - gdyby nie ty, dzisiaj by mnie tutaj nie było.

- Nie ma za co, mała - odwzajemnił uścisk. Nawet nie przeszło mi przez myśl, by być złą za tą "małą".

Wsiedliśmy na motor, założyliśmy kaski i ruszyliśmy w drogę powrotną. Znowu śpiewaliśmy piosenki Nickelback. Jednak w połowie drogi, silnik dziwnie zaharczał...

- Kas, co się dzieje? - spytałam zaniepokojona.

- Nie wiem właśnie... - spojrzał na wyświetlacz. - cholera, nie mamy paliwa!

- Co, kurwa!?

Po chwili, motor stanął w miejscu. Nie było szans, żeby wrócić do domu. Chciałam zadzwonić do brata, ale akurat w tym miejscu nie było zasięgu. Byłam zarówno wkurzona, jak i przerażona. Powoli zbliżała się dwudziesta druga. Rodzice mieli wrócić do domu. Na pewno Nataniel dostanie przeze mnie ochrzan, a ojciec może mu coś zrobić... usiadłam zrezygnowana na trawie. Po chwili, Kas usiadł obok.

- Sory - powiedział.

- Za co? - spytałam, zaskoczona.

- To moja wina. Zanim wyjechałem z domu, nie sprawdziłem stanu baku. Gdybym to zrobił, byłabyś już w domu.

- Nie zadręczaj się tym - nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale dotknęłam jego policzka. - to naprawdę nie jest twoja wina.

Wstał gwałtownie.

- Połóż się i idź spać. Nie męcz się. Ja spróbuję się do kogoś dodzwonić.

- Okej - wyszeptałam.

Położyłam się na trawie, zwinęłam się w kłębek i prawie natychmiast zasnęłam.

*Nataniel*

Byłem przerażony. Wiedziałem, że pojechała z Kastielem na koncert, ale powinna już dawno wrócić. Dodatkowo, niedługo mają też wrócić rodzice... próbowałem się do niej dodzwonić wiele razy, ale nie miała zasięgu. Usłyszałem otwieranie drzwi i głośne "Wróciliśmy!". Teraz na pewno się nam nie upiecze... parę chwil później, ktoś zaczął stawiać głośne kroki na schodach. To na pewno był ojciec. Najpierw zajrzał do Amber, a potem... do mnie. Wziąłem z półki pierwszą lepszą książkę i otworzyłem na losowej stronie. Drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a do środka wszedł... on.

- Gdzie jest Ally? - spytał.

Nie odpowiedziałem. Nie chciałem, żeby Ally miała problemy przez to, że mu powiem. Chociaż... i tak już się nam nie upiecze.

- Gdzie jest Ally!? - siłą wyciągnął mnie z łóżka, a następnie przycisnął do ściany. Czułem się trochę jak Rudy z "Kamieni na szaniec".

- Pojechała na koncert...

- Kogo? Gdzie? Z kim?

- Nickelback, to jej ulubiony zespół. Nie wiem, gdzie, wiem, że jechała z naszym znajomym ze szkoły...

- Miałeś jej pilnować! - uderzył mnie w twarz. Mocno. Bolało.

- Przepraszam, naprawdę... mówiła, że do dwudziestej drugiej się wyrobi...

- Gdzie ona teraz jest!?

- Nie wiem... dzwoniłem wiele razy, ale ona nie ma zasięgu...

- CHOLERA! - znowu uderza mnie w twarz, a następnie zbiega na dół.

Upadłem na podłogę. Ból jest mniejszy niż się spodziewałem. To na pewno przez przyzwyczajenie. Usłyszałem, jak ojciec mówi mamie, że Ally wybyła z domu i jedzie jej szukać. Podniosłem się powoli. Zabrałem z szuflady bokserki i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Potem, wróciłem do sypialni i położyłem się na łóżku. Miałem tylko ogromną nadzieję, że mojej siostrze nie oberwie się za bardzo...

*Kastiel*

Na telefonie ciągle nie było zasięgu. Zacząłem się denerwować. Wiele aut przejeżdżało obok, ale nikt się nie zatrzymał. W końcu się poddałem. Usiadłem obok niej. Spała. Jej twarz była tak spokojna... na jej powieki opadła grzywka. Zsunąłem ją. Patrzyłem na jej twarz, uśmiechając się lekko. Głaskałem jej włosy. Nagle, usłyszałem klakson samochodowy. Spojrzałem na drogę. Z samochodu wyszedł czarnowłosy mężczyzna z oczami trochę ciemniejszymi od Ally. Wziął ją na ręce.

- A ty to kto? - spytał, patrząc na mnie surowo.

- Jestem Kastiel, Al pojechała ze mną na koncert.

- Powinniśmy byli razem z żoną nie wychodzić dzisiaj z domu. Nie chcę więcej słyszeć, że kręcisz się koło mojej córki. Mam nadzieję, że to zrozumiałe.

- Ale proszę pana, to nie jej wina. To ja ją zaprosiłem. Nie sprawdziłem stanu baku przed wyjazdem, no i niestety skończyło się paliwo. Proszę jej za to nie karać, zabraniając jej spotkań ze mną.

- Nie mam zamiaru karać jej, tylko ciebie.

- W ten sam sposób skrzywdzi pan również ją. Bardzo dobrze się z nią dogaduję, nie chcę stracić jej przyjaźni.

- Mimo wszystko, może w ten sposób nauczy się, żeby nie wychodzić wtedy, kiedy nie może. Żegnam.

Otworzył tylne drzwi i włożył do środka wciąż śpiącą dziewczynę. Zamknął drzwi z trzaskiem i zajął miejsce za kierownicą. Odjechał z piskiem opon. Było widać, że jest strasznie wściekły. Nawet nie próbowałem go pytać, czy przypadkiem nie ma zapasu benzyny. Na pewno tylko pogorszyłbym sprawę. Usiadłem na trawie i schowałem twarz w kolanach. Usłyszałem, jak ktoś znowu zatrzymuje się obok. Gdy spojrzałem na tę osobę, byłem zaskoczony. To był Chad.

- Kastiel? What are you doing here? - spytał.

- I... you know... I have... no paliwo - tak, wiedziałem, że robię z siebie idiotę. Ale nie wiedziałem, jak sklecić to zdanie.

- What?

- You know, this something here - wskazałem bak.

- Oh, yeah. It's "petrol". Do you want me to lent you some?

- Yes, please...

- No problem - podszedł do bagażnika, wyjął stamtąd kanister i podszedł do mnie.

Napełnił bak mojego motoru i uśmiechnął się. Odłożył go do auta.

- Where is Ally? - spytał.

- Her father... take home...

- Her father took her home?

- Yeah.

- I understand. Okay. I gave her my email address. If you want, you can text me - puścił mi oczko.

- Okay. Thanks. And thanks for petrol. Goodbye!

- Goodbye, Kastiel!

Odjechał, a ja wciąż tkwiłem tam, stojąc i zastanawiając się, co tam się właśnie stało...

*Ally*

- Chodź, Al, nie bądź baba! - zawołał Kas, chwytając mnie za rękę.

- Nie chcę, okej? - odpowiedziałam.

- Ale marudzisz - mimo wszystko, zaciągnął mnie do swojego mieszkania.

Mieliśmy wtedy koło szesnastu lat. Poszliśmy do niego do pokoju. Już wtedy było wiadome, że Kastiel to buntownik. Rzadko słuchał rodziców, często się z nimi kłócił. Jedyną osobą, która mogła go skłonić do posłuszeństwa, byłam ja.

- Matka znowu mi truje dupę, że dostałem pałę z matmy. Nie ogarniam tego, cholera jasna.

- Chcesz, to mogę ci wytłumaczyć.

Usiedliśmy przy biurku i zaczęłam objaśniać Kasowi wszystko, co było ważne, a zarazem trudne w wyrażeniach algebraicznych. Gdy skończyliśmy, westchnął głęboko.

- Dzięki, mała - już od gimnazjum nazywał mnie "małą".

- Nie ma za co, ale czekam na nagrodę - splotłam ręce na klatce piersiowej.

- Może coś niezobowiązującego? - dotknął mojego policzka i uśmiechnął się w ten swój sposób.

Po chwili, jego usta już były przytwierdzone do moich. Były ciepłe i kuszące... odwzajemniałam pocałunek. Parę chwil później poczułam, jak mnie podnosi i rzuca na łóżko. Zawisł nade mną na kilka sekund, po czym znowu połączył nasze usta. Jedną dłoń wsunął pod moją bluzkę. Chwyciłam go za nadgarstek.

- Co ty robisz, idioto? - spytałam z wyrzutem.

- Zawsze chciałem to zrobić. Od kiedy się poznaliśmy. Daj mi w końcu taką okazję.

- Kas, nie - natychmiast się podniosłam i poprawiłam swoją białą koszulę w niebiesko-białą kratę. - nie jestem na to gotowa.

- Kiedy będziesz? - skrzyżował ręce na torsie.

- Nie wiem. Prawdopodobnie za parę lat.

Potem, nasza rozmowa zeszła na inne tory. Mimo wszystko jednak wiedziałam, że Kas jest lekko urażony. Ale nie mogliśmy tego zrobić wtedy. Nie byłam gotowa na to, co mogło wtedy nastąpić. Z czasem jednak nasze relacje coraz bardziej się zacieśniały. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Przytulaliśmy się na powitania i pożegnania. Zapomnieliśmy o tym, co tamtego dnia się wydarzyło. I żadne z nas sobie o tym nie przypomniało, mimo że minęły już dwa lata od tego wydarzenia...

***

Powoli się podniosłam budząc się ze snu. Zdziwiło mnie to, że się poruszam. Przeciągnęłam się. Zauważyłam, że jestem w samochodzie... z tatą. Wzięłam głęboki wdech. Nie odzywałam się, tak samo, jak on. Gdy wróciliśmy do domu, od razu weszłam do środka. Gdy poszłam do kuchni, mama rzuciła mi się na szyję.

- Al, nawet nie wiesz, jak się martwiliśmy! Gdzie byłaś?

- Kolega zaprosił mnie na koncert, byłam pewna, że wszystko będzie okej, ale zabrakło paliwa i nie było zasięgu... ale najlepsze jest to, że wokalista wybrał MNIE, żebym zaśpiewała z zespołem wszystkie piosenki.

- To bardzo pięknie, skarbie, ale to nie zmienia faktu, że powinnaś ponieść konsekwencje.

- Wiem, mamo...

- Moim zdaniem - wtrącił się ojciec. - dwutygodniowy zakaz wychodzenia gdziekolwiek wystarczy.

- Masz rację - odpowiedziała mama. - dzisiaj, Al, idź już spać.

- Dobranoc! - powiedziałam na odchodnym.

Natychmiast poszłam do pokoju. Nataniel już spał. Na jego twarzy był dziwny grymas, a jego policzek był fioletowy. Szybko zmieniłam bieliznę i założyłam piżamę, po czym wskoczyłam do łóżka.

- Przepraszam, że musiałeś się martwić - wyszeptałam, całując jego pokiereszowaną twarz.

Na jego usta wypłynął delikatny uśmiech. Zgasiłam światło, wtuliłam się w brata i zasnęłam.

***
* - wszelkie informacje o zespole podane w tym rozdziale są prawdziwe, oczywiście oprócz pomocy Kasowi oraz rozmowy z nim i Al ;)

**********

Hejka kochani! Kolejny rozdział za nami! Mam nadzieję, że się podoba! ;D

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy!  =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top