19. "Jej krew spływa czerwono w dół ulicy"

*Ally*

Podniosłam się z łóżka. Zdjęłam piżamę i założyłam białą koszulę, dżinsy i szpilki. Cicho opuściłam pokój. Wyszłam z mieszkania i zaczęłam kierować się do swojego. Przestraszona i zniszczona psychicznie szłam ulicami, wstrzymując płacz. W końcu dotarłam do domu. Okazało się, że okno do pokoju mojego i Nata jest otwarte. Musiałam tylko bardzo wejść na drzewo i wskoczyć do pomieszczenia. Zdjęłam szpilki, wzięłam głęboki wdech, a następnie podskoczyłam i chwyciłam gałąź. Modliłam się, aby nie spaść. Na szczęście do tego nie doszło. Wspinałam się coraz wyżej, aż trafiłam na właściwą wysokość. Powoli postawiłam stopę na zimnym parapecie, a następnie weszłam do pokoju. Cicho, starając się nie obudzić domowników, przemieszczałam się po domu, aż trafiłam do salonu. Tam był sejf, w którym tata trzymał broń. Był ochroniarzem w jakiejś firmie. Na szczęście pamiętałam kod.

1202

To data urodzin mnie i mojego rodzeństwa. Zerknęłam do środka. Rzeczywiście, w środku był pistolet. Od razu go wyciągnęłam. Dzięki oglądaniu seriali kryminalnych wiedziałam, jak należy go odbezpieczyć, by oddać strzał. Usiadłam na zimnych panelach i dokładnie przyjrzałam się narzędziu. Zwykły czarny pistolet TT33 o kalibrze 7,62 milimetra z ośmionabojowym, jednorzędowym, pudełkowym magazynkiem, przyjmujący zasięg 50 metrów i pozwalający pociskom na rozwinięcie prędkości do 420 m/s. W mojej głowie pojawiło się jedno zdanie.

Ach, kochany. Nawet nie wiesz, jak mi pomożesz.

Westchnęłam cicho, po czym podniosłam się i wróciłam do pokoju. Pocałowałam Nata w policzek, po czym wyskoczyłam przez okno na gałąź i zeszłam na dół. Wróciłam do domu Kasa. Usiadłam na łóżku. W tamtej chwili nie marzyłam już o niczym innym, jak o mieniu świętego spokoju.

On ciągnie ją za włosy po ulicy

Jest wolny od innych oczu,

Nikt nie patrzy

Ona płacze o pomoc z pistoletem przy policzku

Ale nikt nie nadchodzi,

Nikt nie słucha

Jej krew spływa czerwono w dół ulicy

Wypłakujesz się w bólu

Ale nikt nie wie, jak cię znaleźć

Jesteś zgubiona w ciemności

Wypłakujesz się daremnie

Ale nikt nie wie, jak cię dosięgnąć

Jesteś zgubiona w ciemności

Znowu jesteś zgubiona w ciemności

Delikatnie ucałowałam mojego chłopaka w policzek i przyłożyłam broń do swojej skroni. Zobaczyłam, jak coraz bliżej mnie podchodzi Demon. Patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie powstrzymać od swojej decyzji. Ale nic nie mogło mnie od niej odwieść. Spojrzałam na zwierzaka, który podszedł do Kastiela.

- Mam dość... to koniec - wyszeptałam, pozwalając łzom spływać po policzkach.

Mój palec wskazujący prawej dłoni już prawie nacisnął spust, gdy nagle...

*Kastiel*

Poczułem, jak ktoś trąca czymś mokrym moją twarz. Gdy otworzyłem oczy, ujrzałem łeb mojego psa. Spojrzałem na niego pytająco i już miałem otworzyć usta i wyszeptać "Co się stało?", gdy Demon odwrócił głowę. Spojrzałem w tamtą stronę. Tamten widok mnie przeraził. Widziałem swoją ukochaną, siedzącą na łóżku i trzymającą pistolet przy głowie. Powoli się podniosłem.

- Mam dość... to koniec - usłyszałem szept.

Widziałem, że zaraz pociągnie za spust i odbierze sobie to, co jest najcenniejsze. Dlatego od razu chwyciłem broń, wyrwałem ją z jej ręki i odrzuciłem na bok, a następnie pociągnąłem ją do tyłu i mocno przytuliłem. Zaczęła płakać. Zacząłem uspokajająco głaskać ją po włosach i nucić cicho do ucha piosenkę "Wish you were here" autorstwa Avril Lavigne. Jednakże to nic nie dawało.

- Skarbie, nie wytrzymasz tak dłużej - powiedziałem. - Musisz zapisać się do psychologa, jeśli nie chcesz skończyć w psychiatryku.

- Chcę po prostu stąd odejść - odpowiedziała, wciąż płacząc. - Chcę umrzeć i mieć w końcu święty spokój.

- Misia, nie ma mowy. Nie pozwolę na to. Zostaniesz ze mną, pomogę ci znaleźć dobrego psychologa. Pójdę tam z tobą. Ale proszę, nie odchodź.

Pociągnęła nosem. Powoli kołysałem ją w ramionach i nuciłem przeróżne piosenki. A to "I'd come for you", "Miss you" lub "Lullaby" od Nickelbacka, a to "Lost on you" od LP, a to znowu "Wish you were here". W końcu udało jej się zasnąć. Spojrzałem na zegarek. Było grubo po północy, za kilka minut miała być pierwsza. Przebrałem ją w piżamę i przykryłem kołdrą. Wstałem z łóżka i chwyciłem pistolet, ciągle leżący pod ścianą. Zabrałem go do salonu i położyłem na stole. Wróciłem do pokoju, położyłem się na łóżku i mocno przytuliłem Ally, aby, gdyby chciała ponownie wziąć broń do ręki, musiała mnie obudzić, wiercąc się w celu wyswobodzenia się z moich ramion. W końcu zasnąłem, czując bijące od dziewczyny ciepło.

*Następnego dnia*

- Kastiel, obudź się - usłyszałem głos zdenerwowanej matki.

- Mamo, ty wiesz, która jest godzina?

- Tak, wiem, siódma rano. A to znaczy, że masz się zbierać do szkoły. Ale zanim co, to odpowiedz mi na jedno pytanie. Co na stole w naszym robi prawdziwy pistolet?

- A, to.

Powoli się podniosłem, starając się na razie nie budzić Al. Opowiedziałem mamie, co działo się dzisiaj w nocy. Spojrzała wyraźnie zasmucona na blondynkę.

- Ta dziewczyna naprawdę dużo przeszła. Dobrze, że Demon cię obudził - pogłaskała po łbie psa, który chwilę wcześniej wszedł do sypialni.

- To prawda. Gdyby nie on, pewnie teraz Al leżałaby martwa na moim łóżku - potrząsnąłem głową, wyrzucając z głowy obraz mojej dziewczyny, całej we krwi.

Mama powiedziała, że jej koleżanka chodziła kiedyś do psychologa, który bardzo jej pomógł. Dodała, że pamięta adres i nazwisko i może tam dzisiaj zabrać mnie i Ally. Zgodziłem się. Obudziłem złotooką i od razu wpakowałem się do łazienki. Po krótkim prysznicu, w sypialni wciągnąłem na siebie czarną koszulkę z białym logiem Winged Skull, czarne spodnie ze srebrnym łańcuchem i czerwoną koszulę w kratę. Gdy do pokoju wróciła Ally, była owinięta białym puchatym ręcznikiem. Przejrzała całą torbę w poszukiwaniu ubrań, jakie mogłaby założyć do szkoły, ale nie znalazła nic. Pozwoliłem jej zajrzeć do mojej szafy. Znalazła czerwoną koszulkę z czarnym napisem "Shut up assholes", która sięgała jej do połowy ud. Do tego zabrała ze swojej torby czerwoną spódnicę w kratę do kolan. Wyglądała mega seksownie w moich ciuchach. Dotknąłem jej policzka, ale ona natychmiast się odsunęła. Było mi przykro. Zarzuciłem torbę na ramię, założyłem ulubione znoszone czarne adidasy i wyszedłem z mieszkania, uprzednio zabierając z kuchni jabłko i żegnając się z rodzicami. Do szkoły dotarłem sam, Al mnie nie dogoniła. Usiadłem na ławce na dziedzińcu. Blondynka przyszła dziesięć minut później, ale nawet na mnie nie spojrzała. Od razu gdzieś poszła. Westchnąłem. Miałem tego dość. Ale zależało mi głównie na jej szczęściu. Nie mogłem narzekać. Zadzwonił ten diabeł wcielony, nazywany przez niektórych dzwonkiem na lekcje.

- Kurwa, nie chce mi się... - powiedziałem sam do siebie.

Ostatecznie jednak wstałem z ławki i poszedłem na spotkanie z Delanay. Spojrzałem na Ally, która usiadła z tyłu sali i była, jak na nią, bardzo mało aktywna. Kurwa, coś jest nie tak...

***

Po lekcjach, gdy tylko wyszliśmy z sali, złapałem Al za rękę i zabrałem na zewnątrz, na dziedziniec. Usiedliśmy na ławce. Spojrzałem w jej pięknie oczy.

- Al - zacząłem. - coś jest nie tak. I nie mów mi, że tak nie jest. Możesz robić w ciula swoich rodziców. Możesz robić w ciula swoje rodzeństwo. Możesz robić w ciula swoich przyjaciół. Ale nie mnie. Powiedz mi, co się dzieje. Może będę mógł ci pomóc.

- Nikt nie może mi pomóc - wyszeptała.

- Dlaczego?

**********

Hejka kochani!

Jak tam życie? Mam nadzieję, rozdział się Wam podobał. Jak myślicie, czemu Ally​ twierdzi, że nie da się jej pomóc?

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS.: W mediach: Escape The Fate - Lost Into Darkness

PPS.: Z serii: kiedy Twój telefon myśli, że jesteś zboczona o_O





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top