28.

*Nataniel*

Obudziłem się około szóstej rano. Odwróciłem głowę w lewo i zobaczyłem twarz ukochanej dziewczyny. Natomiast gdy poniosłem się do siadu, ujrzałem rozwalone po podłodze ubrania. Dopiero wtedy przypomniało mi się, co się tutaj wydarzyło. W tym momencie do pokoju weszła moja mama. Natychmiast zagryzłem wargę ze wstydu.

- Widzę, że dobrze się bawiłeś, gdy nas nie było - powiedziała z lekkim uśmiechem.

- No, powiedzmy - odwzajemniłem uśmiech. - Gdzie Amber?

- Właśnie idę ją budzić. A czy mogę wiedzieć, kim...

Przerwała, ponieważ zobaczyła, jak Rin się rusza. Gdy blondynka na mnie spojrzała, kiwnąłem głową w stronę drzwi. Ujrzała moją mamę i gwałtownie podciągnęła kołdrę po samą szyję.

- Dzień dobry... - wyszeptała cichutko.

- Dzień dobry - rodzicielka spojrzała na nią przyjaźnie. - Jak się ubierzecie, zejdźcie na śniadanie.

Wyszła z pokoju. Rin popatrzyła na mnie, przerażona.

- Czego się boisz? - dotknąłem jej policzka.

- Twoja mama przecież w ogóle mnie nie zna. Co, jeśli mnie nie zaakceptuje?

- Nie martw się, kochanie - ucałowałem jej delikatną szyję. Przeszedł ją dreszcz. - Na pewno cię zaakceptuje - zszedłem z pocałunkami na obojczyk. Westchnęła cicho. - Szkoda, że ona i Amber tutaj są. Inaczej porobiliśmy coś ciekawszego niż zwykła rozmowa - zrobiłem jej malinkę.

- Nat, błagam - jęknęła. - Przestań tak mówić, bo... - zagryzła wargę.

- Bo co? - położyłem dłoń na jej biuście.

- Ty już dobrze wiesz, co - ścisnąłem jej cycki.

- Teraz się nie powstrzymam - wpiłem się gwałtownie w jej usta.

Całowaliśmy się, błądząc nawzajem po swoich ciałach. Gdy zahaczyłem palcami o wzgórek łonowy złotookiej, jęknęła, poruszając biodrami. Przykryłem naszą dwójkę kołdrą. Rin odwróciła nas tak, że teraz to ona nade mną górowała. Uśmiechnąłem się. Kto by pomyślał, że już po pierwszym razie taka nieśmiała dziewczyna przemieni się w prawdziwą lwicę. Od razu wzięła mojego członka do ust i zaczęła poruszać językiem. Wplotłem palce w jej piękne blond włosy, pociągając za nie, gdy wykonywała mocniejsze ruchy. W końcu doszedłem, wyplątując dłonie z włosów dziewczyny i oddychając ciężko. Ona natomiast chwyciła moją rękę i przyłożyła ją do swojego brzucha i powoli zsuwała ją niżej. Już się nie powstrzymywałem. Natychmiast zacząłem poruszać palcami wokół jej wilgotnej dziurki. Dziewczyna oddychała ciężko.

- Nat, błagam... - wyjęczała.

- Co? Co mam zrobić, kotek?

- Dotknij mnie...

- Przecież cię dotykam.

- Ale nie tak, kretynie! - sama przesunęła się tak, że moje palce znalazły się w jej wnętrzu.

Jęknęliśmy w tym samym czasie. W końcu wyjąłem z niej palce i wszedłem w nią. Syknęła cicho, jednak zaraz później z jej głosu zniknął ból, a pojawiło się ogromne pożądanie i podniecenie. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy zaczęliśmy wołać nawzajem swoje imiona. Doszliśmy w tym samym czasie. Wyszedłem z niej. Uspokajając oddechy, wciągnęliśmy na siebie wczorajsze ubrania. Zeszliśmy na śniadanie. Gdy tylko weszliśmy do kuchni, mama i Amber słyszały na nas dwuznacznie. Coś czuję, że ta rozmowa nie będzie należeć do przyjemnych...

Usiedliśmy przy stole, chwytając piętrzące się na talerzu kanapki z warzywami i zatapiając w nich zęby.

- I jak, braciszku? - zaczęła Amber. - Podobało ci się?

- Nie wiem, o co ci chodzi - poczułem, jak na moją twarz wypływa soczysty rumieniec.

Moja siostra wywróciła oczami.

- Matko, pieprzy się z dziewczyną i udaje, że tego pamięta. Nat, nie rób ze mnie idiotki.

- A jak ci powiem, że było zajebiście, to się odczepisz?

- Ej, spokojnie, nie obruszaj się tak. Wiesz, dziwię się, że nie uciekła, jak zdjąłeś spodnie - zaśmiała się.

Spojrzałem na twarz ukochanej dziewczyny. Zobaczyłem w jej oczach łzy. Złapałem ją za dłoń i wyszliśmy z kuchni, udając się do mojego pokoju.

- Co się dzieje, skarbie? - spytałem, dotykając jej policzka.

- Możecie przestać o mnie mówić tak, jakbym była zwykłym przedmiotem? - strąciła moją dłoń.

- O co ci chodzi?

- Nat, nie widzisz tego? Ona bawi się moimi uczuciami. Też jestem człowiekiem i wiem, jak to jest być smutnym lub wściekłym. Nie mam zamiaru dłużej brać udziału w tym śniadaniu. Sory.

Opuściła pokój i zeszła na dół. Natychmiast zbiegłem za nią. Chwyciłem ją za nadgarstek, próbując ją powstrzymać. Ale ta wyrwała rękę z mojego uścisku i opuściła mieszkanie, nawet się nie żegnając.

- Rinka! Wróć, proszę! - krzyknąłem za nią.

Ta jednak się nie odwróciła. Gdy zniknęła mi z pola widzenia, uderzyłem pięścią w futrynę drzwi. Byłem wściekły na swoją siostrę. Nagle zauważyłem, że zaczyna sypać śnieg. I to porządnie. A moja dziewczyna miała na sobie tylko bluzkę, spódnicę, baleriny i cienki sweterek. Natychmiast założyłem na siebie grubą kurtkę i zimowe buty, natomiast z szafki w pokoju wydobyłem czapkę, szalik i rękawiczki. Natomiast z pokoju siostry zabrałem ten sam zestaw, aby dać go Rin. Szybko wybiegłem z domu i zacząłem biegać po okolicy w poszukiwaniu dziewczyny.

*Narrator*

Nataniel błądził po całej dzielnicy. Odwiedził wszystkich swoich znajomych z klasy, łącznie z Kastielem. Jednak u żadnego z nich nie zatrzymała się jego wybrana serca. Postanowił więc pójść do jej mieszkania. Pomyślał, że może szczęśliwie dotarła do domu, a on, jak ostatni idiota, biega po okolicy z myślą, że Rin właśnie zamarza. Jednakże nikt nie otworzył mu drzwi. Sam już nie wiedział, co ma robić. Idąc przez park, myślał tylko o tym, gdzie jego ukochana może być. Nagle, zauważył kogoś leżącego na parkowej ławeczce. Z przerażeniem odkrył, że była to jego dziewczyna. Miała delikatnie zaczerwienione palce u rąk, nos, uszy i nogi. Leżała na niej całkiem porządna warstwa śniegu. Na szczęście oddychała. Nataniel wziął dziewczynę na ręce i pobiegł do domu z nadzieją, że uda mu się ogrzać dziewczynę, zanim ta kompletnie przemarznie. Nie miał nawet siły na kłótnię z Amber. Szybko położył ukochaną na swoim łóżku. Zdjął z niej ubrania, zostawiając ją w samej bieliźnie. Bluzkę, spódnicę i sweterek położył na krześle, a buty - obok. Przykrył ją kołdrą po samą szyję. Kaloryfery podkręcił na maksimum. Usiadł przy Rin i trzymał ją za rękę, starając się jej nie masować. Wiedział, że takie działanie może spowodować zatrzymanie krążenia. Z czasem widział, jak jego wybranka zaczyna otwierać oczy. Wstrzymał oddech, gdy spojrzała na niego i uśmiechnęła się blado. Zszedł do kuchni i przygotował dla niej ciepłą malinową herbatę.

- Gdzie byłeś? - spytała go matka, martwiąca się nieobecnością syna.

- Rin uciekła, więc poszedłem za nią. Jak ją znalazłem, leżała na ławce, zmarznięta. Zabrałem ją tutaj.

- Dobrze zrobiłeś - uśmiechnęła się.

- Masz szczęście - powiedział do Amber, wciąż siedzącej obok Adelaide. - że się obudziła. Inaczej naprawdę nie wiem, co bym ci zrobił.

- Nic jej nie zrobiłam! - odpowiedziała oburzona dziewczyna. Uważała, że nie była niczemu winna. Myliła się.

- Wiesz co, nawet nie chce mi się z tobą gadać - zakończył, idąc na górę, do swojego skarbu, który teraz bardzo go potrzebował.

*Ally*

- Dziękuję - powiedziałam do Kastiela, gdy usiadł obok mnie i podał mi do rąk kubek z ciepłym kakaem. Wzięłam łyk, po czym zaciągnęłam się zapachem.

- Nie ma za co, księżniczko - odpowiedział, całując mnie delikatnie w szyję. - Coś jeszcze mogę dla ciebie zrobić?

- Kas, przecież nie musisz ciągle przy mnie siedzieć. Nie mogę cię trzymać pod pantoflem. Masz swoje życie.

- Masz rację - powiedział miękko. - Ale ty jesteś jego częścią. A że jesteś chora, to powinienem się tobą zająć najlepiej, jak umiem.

- Debra też kiedyś była częścią twojego życia - zauważyłam.

Kastiel opowiedział mi tę historię. Mówił, że, gdy Debra była chora, odwróciła wszystko na swoją korzyść i zrobiła z ukochanego "chłopaka na posyłki". Musiał robić wszystko, co chciała, o każdej porze dnia i nocy. Czasem nawet w ogóle nie spał, ciągle przy niej siedząc, bo wiedział, że nie wiadomo kiedy może się obudzić i czegoś zażądać. Nie chciałam być taka sama jak ta szmata.

Kas od razu zrozumiał, że właśnie tę sytuację miałam na myśli, mówiąc, że Debra również kiedyś była jego życiem.

- Tu też masz rację. Ale wtedy to były wysługiwanie. Ona chciała to - musiałem to zrobić. Chciała tamto - musiałem tamto zrobić. A ty... Jesteś inna - przytulił mnie delikatnie. - Ty mi nie rozkazujesz. Bo nie musisz. Robię to wszystko z własnej woli - zabrał mi kubek z ręki i odłożył go na szafkę nocną, po czym wpił się w moje usta.

Zarzuciłam mu ręce na szyję i położyłam się, pociągając go za sobą. Było mi cholernie dobrze z nim, górującym nade mną. Ujął moją twarz w dłonie. Polizał moją wargę, prosząc o pozwolenie. Chcąc się z nim podroczyć, nie zgodziłam się. Ugryzł wargę. Jęknęłam, przez co wdarł się językiem do mojej jamy ustnej. Oboje walczyliśmy o dominację, jednak walkę tę bezkonkurencyjnie wygrał Kastiel.

- Co powiesz na szybki numerek? - spytałam, biorąc oddech.

- Mała, musisz wypoczywać.

- Nie obchodzi mnie to - znowu zatopiłam wargi w jego słodkich ustach.

- Sory, mała, nie dzisiaj - oderwał się ode mnie i podniósł do siadu.

- Kastiel - jęknęłam.

- No co? Musisz wypoczywać. Ale obiecuję ci, że gdy tylko wyzdrowiejesz, to zrobimy to tak ostro, że nigdy tego nie zapomnisz - uśmiechnął się tym swoim chamskim uśmiechem.

- W takim razie będę robić wszystko, żeby wyzdrowieć jak najszybciej - mrugnęłam do niego.

- Od kiedy zrobiłaś się taka niewyżyta? - złapał mnie za ręce i podniósł mnie do siadu.

- Od momentu, w którym pierwszy raz cię w sobie poczułam - starałam się użyć jak najbardziej uwodzicielskiego głosu.

- Jeśli chcesz mnie uwieść, to coś ci nie wychodzi. Dzisiaj się nie ugnę. A jeśli będziesz grzeczna i odpuścisz, to zrobię dla ciebie niespodziankę.

- A mogłabym wiedzieć, jaką?

- Przykro mi, mała. Niespodzianka to niespodzianka.

- Kretyn. Za co ja cię w ogóle kocham?

- Już ci kiedyś mówiłem. Za tę moją zajebistość.

- Jak zawsze skromny - wywróciłam oczami, mimo że wiedziałam, że ma rację. To prawda, że kochałam go za to, że był taki zajebisty.

- Nie udawaj. Dobra, ja na razie muszę uciekać, bo obiecałem Lysandrowi, że przyjdę dzisiaj na próbę. Wrócę późno, nie czekaj na mnie - pocałował mnie na pożegnanie, po czym zabrał swoją elektryczną gitarę i wyszedł z pokoju.

Westchnęłam, chwytając do ręki kubek z parującym w środku kakaem i wzięłam łyk. Zdążyło już troszeczkę ostygnąć. Po wypiciu napoju, odłożyłam kubek na szafkę i zasnęłam.

*Kastiel*

- I jak tam opieka nad twoją księżniczką? - spytał Lys, przeglądając kartki ze słowami piosenek i szukając tej właściwej.

- W sumie w porządku - odpowiedziałem, strojąc swoje dziecko. - Przynajmniej co chwila mnie po coś nie wysyła. Nie to, co Debra. Ona wiecznie chciała mieć wszystko podane na tacy.

- Ciężko mi uwierzyć, że kiedyś byłeś aż takim idiotą, że z nią chodziłeś - gdyby to był ktoś inny, pewnie bym się wkurzył. Ale... Lysander ma rację.

- Sam w to nie wierzę. To była zwykła szmata. A Al... Kompletnie mnie zmieniła. To dobra, kochana dziewczyna. Sam wiesz, ile wycierpiała przez ojca. I nie poskarżyła się ani słowem. Dopiero wtedy, gdy sam zacząłem wiercić jej dziurę w brzuchu.

- Masz rację. To dobra dziewczyna. Dobrze, że na nią trafiłeś. Zmieniła cię i otworzyła ci oczy. I lepiej jej nie skrzywdź. Drugiej takiej ze świecą szukać.

- To prawda - spojrzałem w niebo rozpościerające się nad naszymi głowami. - Nawet te gwiazdy nie potrafią wyrazić, jak bardzo ją kocham.

- Poeta - zaśmiał się Lys.

- Nawet w tym mnie zmieniła. Za niedługo stracimy gitarzystę i zyskamy drugiego piosenkarza.

- Poeta i sadysta.

**********

Hejka kochani!

Widziałam, że pewna osoba się zbuntowała i stwierdziła, że chce rozdziała, a nie o-s'a. A więc ma rozdziała!

Ona i reszta czytelników! <3

Pozdrawiam, wera9737.

Enjoy! =^.^=

PS: W mediach: Gym Class Heroes ft. Adam Levine - Stereo Heart (wersja Nightcore)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top