Dzieci
Witajcie! Dawno mnie tutaj nie było, ponieważ przez naukę w klasie maturalnej ,w tygodniu czas dla siebie znajduję jedynie wieczorami, ale dobre i to, ponieważ inaczej całkiem bym oszalała. Z natury jestem nerwowym i energicznym człowiekiem, z tendencją do wyszukiwania sobie zajęć. Dlaczego to robię? Z takiego względu, że muszę mieć czymś zajęty umysł, w przeciwnym razie odpala mi się overthinking, a on jest dla mnie najgorszą zmorą i powodem moich huśtawek nastroju, które mam od jakiegoś czasu. Oczywiście obiecałam sobie, że będę dbała o siebie tak bardzo jak tylko mogę, by w miarę normalnie funkcjonować, dlatego podejmuję się różnych zajęć, aby skierować myśli na "właściwe" tory i pozwolić mózgowi odpocząć od nadmiernego myślenia i wybiegania w przyszłość. Nadmierne myślenie i wybieganie do przodu jest jednak przypadłością ludzi inteligentnych, ponieważ chcą być przygotowani na różne okoliczności, aby możliwie najlepiej sobie z nimi poradzić. W moim przypadku to się zgadza, ponieważ jestem inteligentnym człowiekiem,ale.... ja to tak kuźwa przeklinam momentami, że to się absolutnie w pale nie mieści. Czasem naprawdę chciałabym nie rozumieć pewnych rzeczy i nie łączyć faktów ze sobą, jednakże nic nie poradzę w tej kwestii. Dodatkowo jestem obdarzona umiejętnością przyglądnięcia się różnym sprawom i ludziom "z boku"a wtedy widzę najwięcej. Dostrzegam i zapamiętuję rzeczy, których nie zauważają, bądź też ignorują inni, stąd też jestem w stanie spierdolić we właściwym momencie, zanim coś się grubo popsuje, a ja będę bardzo cierpieć. Wracając jednak do kwestii "zajęcia czymś mózgu" to myślałam ostatnio o dzieciakach. Nie o ewentualnym byciu matką w przyszłości,tylko ogólnie o istotach ludzkich zwanymi dziećmi. Wiadomo, każdy egzystencję na świecie rozpoczyna jako dziecko. Właściwie to jako noworodek, potem wchodzi w okres niemowlęctwa, a po niemowlęctwie nastaje dzieciństwo. Te pierwsze etapy życia mają znaczący wpływ na nasz rozwój, to jakimi ludźmi będziemy później, jak ukształtuje się nasza osobowość. Dla naszych rodziców dziećmi będziemy zawsze, niezależnie od wieku, jednakże nie na tym się koncentruję, to było takie tylko uzupełnienie myśli zanim przejdę do głównej treści dzisiejszego wpisu. Dzieci. No właśnie DZIECI. Momentami są zdecydowanie mądrzejsze od nastolatków i dorosłych, chociażby z tego względu, że nie są uprzedzone, bo cholera jasna, skąd miały te uprzedzenia nabyć? Dzieciaki mają tą łatwość w nawiązywaniu kontaktów z innymi dziećmi, co można dostrzec przykładowo przy ich wspólnych zabawach na placu zabaw czy w innych miejscach. Oczywistym, jest że każde dziecko jest inne, jedne są bardziej, drugie mniej śmiałe, ale mimo wszystko zdecydowanie łatwiej jest im wchodzić w interakcje z innymi. Dzieciaki nie patrzą ani na kolor skóry, ani na wygląd. Cudowne jest to, że one nawet mimo bariery językowej są w stanie "chwycić się" z innymi i świetnie się bawić. Jedyne "problemy" wówczas występujące to "bo ona/on nie chce się ze mną bawić!", lekki foszek, trochę łezek poleci, ale mimo takich "spinek" między nimi występujących są w stanie prędko się pogodzić, przytulić i dalej lecą do wspólnej zabawy. Nie mówię oczywiście, że wszyscy nastolatkowie i dorośli są uprzedzeni wobec innych, bo wcale tak nie jest, jednakże część ludzi taka jest, co jest moim zdaniem niesamowicie przykre i zamyka możliwość poznania perspektywy innego człowieka, kultury, obyczajów, jeśli uprzedzenia dotyczą obcokrajowców. Winne tego stanu rzeczy są wszechobecne stereotypy. Naturalnie są osoby idealnie potwierdzające uproszczenia i błędne przekonania dotyczące określonych grup społecznych, nacji, lecz musimy mieć na względzie ,że nie wszyscy tacy są. To przykre zamknięcie na drugiego człowieka, wiąże się też z brakiem ciekawości, a dzieciaki są właśnie ciekawe wszystkiego, stąd chociażby to nie raz już denerwujące pytanie "dlaczego?". Naturalnie rodzice, czy też inni ludzie, w starszym niż dzieci wieku nie są w stanie czasami odpowiedzieć na pytania stawiane przez dzieci, to z braku wiedzy czy też doświadczenia i to jest w porządku, bo cholera jasna nie da się wiedzieć wszystkiego, zawsze wyjdzie coś , nawet drobnego , co nam przysłowiowego ćwieka zabije. Ważne jest w takiej sytuacji jednak to co my z tym zrobimy? Czy zbędziemy młodszą istotę, która zadała nam pytanie i olejemy sprawę, czy jednak przyznamy się do niewiedzy , a co za tym idzie pokażemy, że nie jest wstydem czegoś nie wiedzieć i podejmiemy się próby znalezienia odpowiedzi. Jeśli postąpi się w ten drugi sposób, to uważam to za sukces. Bo nie tylko odpowiemy dziecku na nurtujące je pytanie, ale też sami się czegoś dowiemy i dołożymy następną, nawet drobną, ale jednak cegiełkę do naszego rozwoju. U dzieciaków też podoba mi się fakt, że bywają bardzo uparte i nie poddają się mimo nierzadko łez i niepowodzeń. Tutaj mam na myśli chociażby moje kuzynki, zatem mój przykład na wyciągnięcie ręki. Są w wieku sześciu i dziesięciu lat, a właśnie odkąd pamiętam były i są uparte, szczególnie ta młodsza, co jak się na coś uprze to robi i kombinuje póki się nie uda.. i to jest zajebiste, ponieważ uczy się od najmłodszych lat wytrwałości i dążenia do celu, a co za tym idzie też rozwija swój mózg, bo myśli i kombinuje na różne sposoby. Wspominałam na początku rozdziału, że dzieciństwo jest jednym z kluczowych etapów dla naszego rozwoju i to jest prawda, zważywszy chociażby na to, że mózg dziecka chłonie wszystko niczym gąbka. Weźmy pod uwagę przykładowo dziecko urodzone w mieszanym związku. Taki maluch jest moim zdaniem w dobrej sytuacji jeśli chodzi o dajmy na to sam język. Już na starcie jest wystawione na przynajmniej dwa języki : ojczysty język matki i ojczysty język ojca, a często też dochodzi język używany w państwie, w którym żyje dana rodzina (rozumnym jest, że jeżeli nie bierzemy pod uwagę przypadku, kiedy dajmy na to jeden rodzic jest z Polski, z drugi z innego kraju, a rodzina mieszka w Polsce). Ważne jest tutaj jednak też to, aby nie zbombardować dziecka przesadnie językami, ponieważ może dojść do sytuacji, gdzie maluch się zamknie i przez jakiś czas w ogóle nie będzie mówił, nawet jeżeli już zaczął. O takiej sytuacji opowiadała jakiś czas temu moja ciocia: o ile dobrze pamiętam było to polsko-francuskie małżeństwo, dodatkowo posługujące się również językiem angielskim i niemieckim. Państwo Ci popełnili niestety ten błąd, że zaczęli ładować dziecku te wszystkie języki na raz, więc małe się zblokowało do tego stopnia, że przez dłuższy czas nie mówiło nic. Ten mały mózg zwyczajnie zdurniał, pogubił się i nie mógł przeforsować blokady. Z biegiem czasu wszystko w miarę wyszło na prostą , dziecko mówiło już po polsku i francusku, a potem włączony został angielski. Kiedy dziecko zaczyna mówić, ale też jeszcze przed ważne jest, aby rodzice do niego dużo mówili, by po prostu opowiadać, albo bajki, albo chociaż o tym co krok po kroku się mu ubiera, albo że się pójdzie na plac zabaw, a małe (kiedy już jest większe i chodzi) będzie się super bawić. Cokolwiek w sumie przyjdzie na myśl (ale wiadomo,rozsądnie haha) to gadać do malucha. Ogromnym plusem u maleńkich dzieci jest też to, że na starcie życia potrafią pływać, z wiadomego faktu przebywania wcześniej w wodach w brzuchu matki. Jeżeli więc rodzice w odpowiednim momencie podejmą decyzję o tym, by ich pociecha, nawet mała, uczyła się pływać, a ona się przełamie to jest spora szansa, że bardzo wcześnie załapie co i jak, a w starszym wieku będzie zapierdzielać w wodzie. Swego czasu w telewizji widziałam materiał dotyczący małej dziewuszki,z któregoś z anglojęzycznych krajów popieprzającej w basenie niczym ryba. Nie pamiętam dokładnie ile ona miała lat, ale chyba tak między dwa a trzy, a pływała już bardzo pewnie i nawet nurkowała. Zdumiewające, czyż nie? Tak,ale prawdziwe! A to przez to, że rodzice wyłapali moment i postawili na rozwijanie..jakby nie patrzeć wrodzonej umiejętności pływania swojej córki. Dlatego też rodzice często zapisują swoje pociechy już nawet kilkuletnie na rozmaite zajęcia, aby dać możliwość rozwijania ważnych umiejętności, czy też talentów, które później są niesamowicie cenne i przydatne. Wedle myśli, że tego co wiemy i potrafimy nikt nam nie zabierze. Tylko trzeba stawiać na rozwój, to nie ulega wątpliwości, bo bez tego ani rusz. Mózg dziecka jest jak gąbka. Chłonie rzeczy na które jest wyeksponowany, słowa które słyszy, czy ogólnie sposób w jaki rodzice do niego mówią. To jak rodzice mówią, czy też mówili do dziecka, stanie się, lub stało się jego wewnętrznym głosem i to się sprawdza. Zwróciłam uwagę na słowa, no nie? Właśnie..dzieci wysławiania uczą się przede wszystkim od rodziców. Zarówno tego "dobrego" , jak i "złego" xD Zaśmiałam się, ponieważ w dalszym ciągu mnie bawią przejęzyczenia i przekleństwa wychodzące z ust dzieci. Tutaj znowu zamieszczę kilka historii, których albo doświadczyłam, albo o których słyszałam od członków mojej najbliższej rodziny. Przed Świętami Bożego Narodzenia, bodajże w 2018 roku, dostał od swojego kumpla nagranie. W tym nagraniu Karolek, syn właśnie tego pana, który wysłał wujkowi tą wiadomość, śpiewał kolędę "Przybieżeli do Betlejem Pasterze". Wszyscy cholera wiemy ,że refren brzmi "Chwała na wysokości, chwała na wysokości, a POKÓJ NA ZIEMI". Co zrobił, sześcioletni wówczas Karolek? Jak to dziecko, przekręcił tekst ... obstawiam, że na bank się domyślacie w jaki sposób to młody zrobił..
"Przybieżeli do Betlejem PA STE RZE! Grają skocznie dzieciąteczku NA LI RZE! Chwała na wysokości, chwała na wysokości.. A PO CHUJ NA ZIE MI!"
W tle było słychać śmiejącego się tatę Karola, co nie powinno mieć miejsca, bo dzieciak zaczai ,że jak padło takie a nie inne słowo ,to na przykład tata się śmiał, co znaczy,że to było fajne, zabawne, więc dlaczego tego nie powtórzyć innym razem też przy kimś, ale wiadomo jak to jest w praktyce xd To jest istny TRY NOT TO LAUGH CHALLENGE, momentami IMPOSSIBLE TO WIN..
Karolek na setę wcześniej słyszał od taty słowo "chuj", albo od innych dzieci w przedszkolu, bo wiadomo jak to jest kiedy rodzice bluzgają przy swoich pociechach, zatem przejęzyczenie plus znajomość tego słowa ,poskutkowały jakże wspaniałym popisem wokalnym... xD To było prawie cztery lata temu, a ja pamiętam po dziś dzień.
Inna historia dotyczy kilkuletniego Jędrka, który wraz z babcią jechał tym samym wagonem Pendolino co ja i moja mama w jedne wakacje. W wagonie była względna cisza, tylko Jędruś pod koniec podróży zaczął "rozrabiać" jak pijany zając: gadał ciągle do innych pasażerów, ściągnął butki, stanął na siedzeniu, gapił się w okno, babcia go asekurowała aby nie poleciał i nie zapierdzielił w stolik, albo szybę, gdyby stracił równowagę. Jędrulka też podśpiewywał sobie dość głośno to pioseneczki z przedszkola xd , to z bajek, ale babcia jedynie troszkę go uciszała, aby nie przeszkadzał innym podróżnym, aż tu nagle wnuk wyskoczył : "Do widzenia, beleelelelelelelee DU PA!" Babcia, taka z tego co pamiętam dość konkretna kobieta wówczas : JĘDREK.
Odpowiednio zaakcentowane imię wystarczyło, by młody zaczaił, że no trochę przesadził i się uspokoił. Lecz no... bądźmy szczerzy, jak jesteśmy coraz starsi to "dupa" staje się już łagodnym, takim normalnym słowem, nie ma już rangi "brzydkiego słowa" jak wtedy kiedy jest się dzieckiem. Lecz przecież rozsądnie do sprawy podchodząc : "dupa" w języku staropolskim oznaczała po prostu "dziurę". W sensie chociażby : "Czy spostrzegłeś waćpanie, tą zacną dupę w drzewie?" . Albo pochodne słowa "dupa" : dupny, po śląsku oznacza zwyczajnie "duży". Biorąc te aspekty pod uwagę, nie uważam słowa "dupa" za wulgarne, po prostu jest takie...normalne. Lecz wiadomo, w dzieciństwie to rodzice z zasady chcą nas uczyć ładnego wysławiania się i nie chcą nam wpajać wyrazów uważanych za nieodpowiednie, mogące zasiać zgorszenie (jakkolwiek to brzmi xD), lecz to potem wychodzi dopiero jak się człowiek będzie rzeczywiście wyrażał.
Teraz kolej na opowieść z bieżącego roku. Po zakończeniu roku szkolnego i powrocie z Urzędu Miasta spotkałam się z przyjaciółką i korzystając ze wspaniałego ciepła poszłyśmy.. na plac zabaw, ale by sobie posiedzieć na hamaku. Rozmawiamy sobie, pijemy energetyki na spółkę, wcinamy przekąski, które wcześniej sobie ogarnęłyśmy sobie ze sklepu. W pewnym momencie tak po prostu nasza uwaga skupiła się na gromadce dziewczynek głośno bawiących się w pobliżu nas. Takie 7-9 lat maksymalnie, śmieją się, biegają, nawijają i po jakiejś chwili ładują się wszystkie na karuzelę. Dalej rozrabiają niczym wcześniej wspomniane "pijane zające" i nagle jedna z mniejszych, ubrana cała na różowo krzyczy "JA PIERDOLE!", bo prawie zleciała z tej karuzeli. Potem z bestie miałyśmy piękną polewkę z tego czego doświadczyłyśmy. Ja tam od razu do niej mówię, łapiąc oddech, że nie powinnyśmy się z tego śmiać, lecz obie wiedziałyśmy, że po prostu się nie dało. TRY NOT TO LAUGH CHALLENGE FAILED.
Nadszedł czas na przytoczenie ostatniej anegdotki, do której powstania w pewnym sensie sama się przyczyniłam. Zarysuję jednak najpierw sytuację: od jakichś dwóch lat z kawałkiem słucham Maty i to wyjątkowo często. Odpalam sobie jego tracki kiedy się uczę, coś piszę , czytam albo czilluję, słowem koncentruje się na czymś inny, więc na teksty już za bardzo nie zwracam uwagi. Tak też było w te ferie, kiedy byłam u kuzynek. Siedziałyśmy we trzy, w pokoju tej dziesięciolatki, gadałyśmy, a z jbl leciała nam muzyka. W chwili przerwy od gadania wyłapałam, że wleciała "Patoreakcja", ale że mnie zagadały to nie zmieniłam kawałka, po prostu zapomniałam. Przypomniałam sobie dopiero, kiedy wjechał fragment "Ktoś straszy mnie pozwem o zniesławienie, ktoś protokołem, nie czuję się dobrze.. JA PIERDOLE." Jak się kapnęłam? Bo sześciolatka wypaliła : "Mata powiedział ja pierdole :D " Ja od razu sarkastycznie "Tak i koniecznie trzeba było powtórzyć, bo nie byłoby ważne". A że miałam w pamięci "Jebać telewizję polską....." to wyłączyłam track zanim przeszło do tego tekstu. Jak potem opowiadałam mamie o tym to nie mogła przestać się śmiać.
Niesamowicie przyjemnie pisało mi się ten rozdział, uporządkowałam sobie dokładnie przemyślenia związane z tematem dzieci, myśli rzeczywiście skierowałam na właściwe tory, a co za tym idzie zrelaksowałam się i to jest świetne. Wypadałoby podsumować nieco moje rozkminy,a przynajmniej spróbować, więc tak: dzieci są naprawdę niesamowitymi istotami, odważnymi, upartymi, pięknie ciekawymi otaczającego je świata, często o mądrzejszymi od nas, dorosłych i zdolnymi do cieszenia się drobnostkami, jak np świecące słonko, padający śnieg, prezent, który dostaną i sprawi im niesamowitą frajdę, czy chociażby "durna" zabawa z innymi dziećmi, lub rodzicami, co daje świetną możliwość zacieśniania więzi. Tego przede wszystkim powinniśmy się uczyć od dzieci : cieszenia się drobnostkami, bo to one mogą sprawić , że każdy nasz dzień mimo wszystko będzie lżejszy, pozytywniejszy, co jest bardzo istotne dla zdrowia psychicznego, szczególnie teraz, w dwudziestym pierwszym wieku, gdzie presja sukcesu, zapierdziel, otaczający nas przymus różnych rzeczy są ogromne. Najważniejsze do w tym całym chaosie nie zgubić siebie, ani SWOJEGO WEWNĘTRZNEGO DZIECKA.
Trzymajcie się ciepło, dobrego tygodnia/dnia i do następnego rozdziału ;)
Gabrielle
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top