Rozdział XIII
Milczałem, patrząc się w jego oczy, które zaczął przymykać, albo odwracać wzrok. Widocznie był speszony moją chwilową ciszą. Ja na jego miejscu wyszedłbym jak najszybciej z tego domu i nigdy więcej tu nie wrócił.
- Odejdźcie - odezwał się Zabini, a ja odwróciłem głowę tak gwałtownie w jego stronę, że aż strzyknęło mi boleśnie w karku. Szmalcownicy odeszli pospiesznie, a ja obawiałem się, że zaraz zrobię mojemu przyjacielowi jakąś niezwykle bolesną krzywdę.
- Co ty robisz?! Zmusiłbym ich, żeby usunęli ją z listy! - żachnąłem się, gestykulując przy tym odrobinę zbyt zamaszyście.
- Czy ty nie rozumiesz? To nazwiska z MINISTERSTWA. Jak każesz im to wymazać, a wcześniej dostali jasne polecenia, to ktoś u góry, typu Bellatrix odkryją, że Dowell została usunięta na czyjeś polecenia. Chyba sobie wyobrażasz, co mogłoby się wtedy wydarzyć? Nie dość, że za wszelką cenę chcieliby ja odnaleźć, to poszukiwali by tego, kto nakazał tym idiotom zapomnieć o tym, że mają szukać Dowell - Powoli wszystko to do mnie docierało, jakby ktoś wylewał na mnie ostrożnie kubeł zimnej wody, czekając na moją opóźnioną reakcję. Nie mogę tego zrobić. Wtedy nie dość, że pogorszę jej sytuację, to jeszcze ja ucierpię. Nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie, ale jeśli jeszcze taki problem będę miał na głowie, to na pewno jej nie uratuję.
*
- NIE! - krzyknęłam rozpaczliwie wręcz na cały dom, a Wallace spojrzał na mnie z niepokojem.
- Coś...
- TAK! Tak, stało się! - Zaczęłam chodzić po pokoju w kółko, łapiąc się za głowę i ciężko oddychając. To nie może się zdarzyć. Jeśli on jest już na takim szczeblu "jego chwały" to co będzie potem? Prawa ręka Voldemorta? Czy może jego nos?
Nie potrafiłam zapanować nad emocjami, które wybuchły wręcz jak wulkan. Wallace widząc mój opłakany stan, po prostu podszedł od tyłu i objął mnie ramionami. Nadal nie mogłam wyrównać oddechu, ale czując, że mam kogoś przy sobie w tej sytuacji, dodawało mi otuchy. Czułam jak jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała, a jego ręce znajdują się na moich palcach i splatają je razem. Zapewniał mi poczucie bezpieczeństwa, czego właśnie potrzebowałam.
Kiedyś zawsze dostawałam je od Draco.
Próbuję to zakryć, zatuszować moje emocje. Wolę tego nie wyciągać, żeby uniknąć zbędnych pytań. Ale tęsknie za nim. Mimo wszystko. Mimo jego kłamstw.
Tak bardzo tęsknie.
*
Zabini poszedł sprawdzić co u tej Nerey, czy jak jej tam, a ja po prostu musiałem dzisiaj dostać się do Chamonix. Bez nikogo. Sam.
Westchnąłem ciężko. Może już jej tam nie ma? Przetarłem ręką twarz. Ale przecież nie mogę jej o tym nie zawiadomić. Mógłbym wysłać list... Jednak ja chyba...
Nie chcę wysyłać pieprzonego listu.
Chcę ją zobaczyć. Chcę w końcu ujrzeć tą łagodną twarz, niebieskie oczy, która zawsze odgadywały wszystkie moje uczucia, które w sobie kryłem, te delikatne ręce, długie, puszyste i miękkie w dotyku włosy...
Poprzednim razem mi się nie udało, prawie zginąłem. Teraz, choćbym miał użyć siły, muszę ją zobaczyć. Nabazgrałem kilka kluczowych słów na skrawku pergaminu, zaczarowałem go i zanim się obejrzałem, miniaturowy samolocik wzbił się w powietrze i tyle go widziałem.
Powtórka z rozrywki, co? Nie poddam się tak łatwo. Muszę ją nareszcie ujrzeć. Czy o tak wiele proszę? Pochwyciłem szklankę, nalałem ognistej, i błyskawicznie ją opróżniłem. Oby chociaż to pomogło.
*
Zaczęło się ściemniać, więc czym prędzej przechodziłem przez korytarze i zaułki szukając Nerey. Ci debile zamykają Pokoje Wspólne na noc, więc nawet jakbym chciał, to się tam nigdy nie dostanę. Gdzie ona mogła się podziać? Przyspieszyłem, prawie biegnąc po marmurowej posadzce. Nagle ku mnie zaczęła się poruszać drobna sylwetka. Uśmiechnąłem się półgębkiem, kiedy niska dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Wtuliłem się w nią i nie puszczałem przez jakiś czas. Stęskniłem się za tą kruszynką. Trochę kołysałem się z nią na boki, a ona swoimi małymi rączkami głaskała moje plecy. Jednak niespotykany widok przykuł moją uwagę. Czy to..?
Nie... To są kurwa jakieś żarty.
- Witaj Zabini, miło cię widzieć. Romansujemy po kątach, co? - zaśmiał się cwanie, a Rachel spochmurniała, stawając trochę za mną, trzymając mnie za przedramię. Jak można zepsuć mi humor i bardzo piękną chwilę? Właśnie tak.
- Chyba sobie jaja robisz. Prefektem? TY? - spytałem z kpiną powstrzymując się od sztucznego śmiechu.
- Cóż to za zdziwienie Blaise? - zadał mi pytanie McDonald, wykrzywiając swoją krzywą gębę w cwanym uśmiechu. Niech on zniknie z mojego widnokręgu w jak najszybszym tempie.
- Masz słaby gust do dziewczyn, Diable. wyszedłeś z formy? - prychnął, a ja miałbym odruch prawego sierpowego, gdyby nie Nerey, trzymająca mnie właśnie za tą rękę. Uratowała jego szczękę i resztki godności.
- O ile mnie moja doskonała pamięć nie myli, ty miałeś podobny - uśmiechnąłem się do tego szczura sztucznie, próbując zapanować nad nerwami.
- Jak to mówią, każdy popełnia błędy, nie? - wyciągnął różdżkę z tylniej kieszeni spodni i zaczął się nią bawić, wcześniej poprawiając odznakę Naczelnego Prefekta. Pajac.
- Błąd to Astoria, która nie wie co to znaczy "szacunek do samej siebie" i "zasada moralności". Dobraliście się, nie ma co - puściłem mu oczko, a w nim się zagotowało. W mgnieniu oka opanował wszystkie swoja emocje i zrobił krok w naszą stronę.
- Przyznaj się, Blaise. Ona to tylko odskocznia i nic dla ciebie nie znaczy. Zadajesz się z nią tylko z powodu tej waszej wojny, musisz mieć jakąś rozrywkę. Bawisz się nią - uznałem, że nie uderzę go. Wymyśliłem coś o wiele lepszego.
- Daniel, Daniel... Możesz mieć każdą łatwą dziewczynę. Możesz mieć taką, która sama wejdzie ci do łóżka. Możesz mieć zdzirę, która będzie cię zdradzać na prawo i lewo. Możesz mieć taką co cię okłamuje. Bo na nic innego nie zasługujesz. I wiesz co? - Daniel przegryzał wargę ze złości, zaciskając palce na swojej głogowej różdżce.
Podszedłem do Rachel, uniosłem delikatnie jej podbródek i czule pocałowałem ją w usta. Przez moje ciało przeszły dreszcze, a motylki w brzuchu zaczęły dopominać się o sobie. Następnie odwróciłem się do bruneta i rzuciłem w jego stronę:
- Właśnie tego, nigdy nie będziesz mieć.
Jedyne co po tym usłyszałem to charakterystyczne pyknięcie, które wskazywało na to, że McDonald deportował się w inną część Hogwartu.
*
Park o tej porze wydawał mi się strasznie ponury. Oparłem się łokciami o uda przypatrując się drzewom i krzewom o tej porze. Widziałem je tylko dzięki światłu księżyca, które było dziś wyjątkowo intensywne. Na szczęście nie ma dzisiaj pełni. Przeczesałem ręką włosy i próbowałem wyrównać oddech. Denerwowałem się o wiele bardziej niż poprzednim razem. Teraz mam pewność, że albo nie przyjdzie w ogóle, albo przyjdzie w postaci człowieka. Zacząłem pstrykać palcami i trząść prawą nogą, bo nie mogłem w spokoju usiedzieć w miejscu. Już było pięć minut, po umówionej godzinie, więc zacząłem się zastanawiać, czy denerwowanie się w tym miejscu, mimo że czas upłynął ma sens. Co prawda, jestem natrętny, ale co w tym złego, że chcę ją w końcu zobaczyć? Dlaczego miałaby nie przyjść? Może po prostu.. już jej nie zależy? Zapomniała o mnie, albo znienawidziła i rzuciła wspomnienia w kąt. Co mi się należy, utajałem przed nią fakt, że jestem śmierciożercą i razem z moim koleżkami mamy zamiar zabić starego dyrka. Gdyby to było takie proste, dowiedziałaby się o wszystkim. Ale jak już była moją dziewczyną.. Za bardzo się bałem, że ją stracę. Że mnie zostawi. Jednak wyszło na to, że to ja zostawiłem ją. Na co ja liczyłem? Jestem idiotą, jeśli myślałem, że da się cokolwiek zrobić z tą sytuacją, naprawić to. Przeze mnie to wszystko się stało. Jak mogę sądzić, że będzie chciała się umówić ze mną na spotkanie w takich okolicznościach? Chyba wszelkiej nadzieje przysłoniły mi racjonalne myślenie. To koniec.
Gwałtownie wstałem z ławki, wkładając ręce do kieszeni płaszcza i ze spuszczoną głową, Pomyślałem gdzie mógłbym się teleportować, żeby w spokoju się upić próbując odciągnąć myśli od tego wszystkiego. W tym samym momencie ktoś zrobił to w tym parku. Wszędzie rozpoznam ten dźwięk teleportacji. Czyżby to...?
- D-Draco?
Znowu tak późno.. jestem straszna. Czemu tak mała liczba komentarzy? :( Stęskniłam się za wami drodzy czytelnicy! A za tak długo przerwę, proszę bardzo, możecie mnie wychłostać. Pamiętajcie, jeden komentarz lub gwiazdka to +10 do weny, haha! xx Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, bo mi tak nie za bardzo :( Z góry dziękuję za Waszą aktywność! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top