Rozdział X

Adrenalina wzrastała. Byłem w tym cholernym Chamonix i wciąż nie wiedziałem gdzie zacząć. Mogła znajdować się wszędzie. Ale już jestem bliżej niż dalej, to pewne. Zrobiliśmy błąd, że przylecieliśmy tu wieczorem, kiedy nie ma przechodniów. Zapytałbym się o nią, może powiedzieliby mi coś o jakiejś blondynce. Oczywiście nie mogę pytać czarodziejów, bo na pewno mnie rozpoznają. To wszystko jest trudniejsze niż mi się wydawało mimo, że znam jej miejsce zamieszkania. Na szczęście to małe miasteczko, chyba nie spotkamy się z większym problemem. 

Miasto składało się głównie z przytulnych o architekturze śródziemnomorskiej, domków, położonych bardzo blisko siebie. Widok na góry był z każdej strony wręcz doskonały. Ośnieżone szczyty i lasy tuż pod nimi wprowadzały mnie w zachwyt. Staliśmy właśnie przed przysadzistym domem, z drzewami cytrynowymi przy płocie. Zapach docierał do moich nozdrzy i nabrałem ochoty na lemoniadę. Ale nie będę się teraz zajmować jakimiś górami, czy lemoniadą. Nie po to tutaj jestem.

- Patrzcie jaki słodki piesek! - szepnął Zab z uwielbieniem i podbiegł do niezwykle pięknego husky'ego. Jego czarna, a miejscami czarna sierść odznaczała się w mroku panującym wokoło. Pies był przestraszony, ale dał się głaskać Blaise'owi. Nie mogłem się oprzeć, by również nie podejść do zwierzęcia. Coś ciągnęło mnie w jego stronę, coś chciało, żebym właśnie do niego podszedł. Ukucnąłem, a husky utkwił we mnie wzrok. Miał cudowne, głębokie niebieskie oczy. Kolor idealnie się zgadzał z tęczówkami Melissy. Dziwne... Polubiłem tego psa. Chyba nawet zabiorę go do domu, bo nie ma obroży. Rodzice i tak mają gdzieś to co robię, więc dlaczego by nie?

- Ej stary, wziąłbym go ze sobą. Ładny jest - Zabini pokiwał głową i nadal drapał psa za uchem. Pies zaskomlił i usiadł. Jednak nie odrywał ode mnie wzroku. Mam jakieś jedzenie po kieszeniach? Chyba nie...  Podeszli do nas Isis i Nott. Isis zapiszczała i również rozpoczęła pieszczoty. Ten pies zdecydowanie coś w sobie miał. Na gacie Merlina, nie mogłem odgadnąć co to takiego. Nie ma opcji żebym go tutaj zostawił.

- Biorę cię do domu, mały - Nim się obejrzałem, puścił się pędem przez chodnik. Bez słowa ruszyliśmy za nim. Przecież to zwierzę, jak mogło zrozumieć co mówię? Dyszeliśmy, ale nie odpuszczaliśmy gonitwy. Tu zdecydowanie coś było nie tak.

- Jak to się stało, że zrozumiał? - zapytałem ich, nadal biegnąc.

- Nie rozumiesz Malfoy? To pieprzony animag! - wrzasnęła Isis, a ja przełknąłem ślinę. To prawda, wszystko by pasowało. Zrozumiał to co powiedziałem i spanikował. Tylko dlaczego się we mnie tak wpatrywał? Kto to jest? Jaki ma cel? Jak nas znalazł?

*

Cholera, cholera, cholera. Usłyszałam tą rudą. Już wiedzą, że jestem animagiem. Jestem szybka, ale męczę się jak człowiek i za długo nie pociągnę. Jasny gwint, co teraz? Serce biło mi tak, jakby chciało się przebić przez skórę i wyskoczyć z mojej piersi. Zdecydowanie zareagowałam zbyt pochopnie. Ale co by się stało, jakby nagle mnie złapał i teleportował do Hogwartu? Zdecydowanie wolałam teraźniejszą opcję. Mimo, że krzyczą za mną, że mam się zatrzymać, bo wiedzą kim jestem i nie odpuszczą. Albo ucieknę, albo będę musiała się im pokazać. Zdecydowanie wolę pierwszą opcję. Zaczęłam biec jeszcze szybciej, wbiegając w osiedla aby zgubić ich jak najszybciej. Nie mogą mnie dorwać. Nie ma opcji. 

*

- Zatrzymajcie się! - wrzasnął Diabeł, a ja przystanąłem wyrównując oddech. Co on wyczynia? Upadł na głowę? Prawie go mieliśmy!

- Zgubimy go! - zaprotestował Nott, a Isis oparła się o jego ramię i oddychała ciężko. Miałem ochotę wydrzeć się na nich i ponaglić, ale Zabini musiał jakoś usprawiedliwić swój bezgraniczny debilizm w tym momencie. Przeczesałem włosy ręką i spojrzałem na niego znacząco.

- A niech to szlag, że dopiero na to wpadłem! Kiedyś przyłapałem Melissę w bibliotece, jak czytała książki o animagach! Czaicie? To mogła być ona! - Nagle cały świat wywrócił mi się do góry nogami. Stałem metr od niej. Dlatego tak na mnie patrzyła. Dlatego zaczęła uciekać. 

- Ja pierdole! - krzyknąłem zapewne budząc pobliskich mieszkańców. Złapałem się za głowę i ukucnąłem na chodniku. Czemu życie mnie tak karze? Za każdym razem jestem o krok od spotkania jej i mi się nie udaje! Co ja takiego zrobiłem? Może od razu wbijcie mi nóż w serce, to nie będę musiał się tak męczyć.

- Te oczy... Coś mi nie pasowało. Husky takich nie mają, Melissa miała podobne - mruknął do siebie Zabini, a ja przyznałem mu stuprocentową rację. Głównie dlatego chciałem go zatrzymać. Przetarłem twarz ręką i miałem ochotę zniszczyć płot, dom, najlepiej całe to przeklęte miasto.

- Draco, chyba nadal nie rozumiesz. Nie ukryje się przed nami. Znamy jej postać. Teraz wystarczy znaleźć jej adres - rzekła Isis spokojnym głosem. Trochę mnie uspokoiła, ale nie na tyle, bym zupełnie miał gdzieś tą sytuację.

- Świat jest mały, Malfoy. Prędzej czy później ją znajdziemy.

Nie spocznę, póki tego nie zrobię.

*

Założyłam na siebie długi sweter sięgający do kolan i wyszłam z dormitorium dobrze sprawdzając czy nikogo nie ma na korytarzu. Ginny chce być sama, nie mogę jej tego zabronić. Ona liczyła, że Harry nigdzie nie pójdzie, że się ukryje i cały czas się martwi. Najpewniej teraz płacze. Ale co ja mogę zrobić? Bez Melissy jestem jak cień. Ona jest pewna siebie, była dla mnie tym oparciem, bo zawsze kiedy coś mi było, ona stawała w mojej obronie. Pełniła rolę mojego anioła stróża, plus dzięki niej pozyskiwałam trochę odwagi. Z kim przystajesz, takim się stajesz, prawda? Tyle, że jej nie ma, a ja wciąż jestem tą zamkniętą w sobie Rachel. Ginny też staje się taka jak ja, ale wiem, że w końcu wstanie na nogi. Ale ja? Z zamyśleń wyrwał mnie czyiś zirytowany głos. Podskoczyłam ze strachu.

- Kurwa - wycedził najprawdopodobniej Malfoy, wnioskując po głosie.

- Draco, teraz skoro wiesz w jakim mieście jest, możesz wysłać jej list. Jak odpisze, wbijasz, jak nie, no to nie - Ten ciepły głos, to zapewne Blaise'a. Polubiłam go, jest miły, nie tak jak wszyscy inni. Różni się od nich. Jest bezinteresowny. Czy to mnie urzekło? Chyba nie tylko to. Potrząsnęłam głową, chcąc wyrwać się do tych myśli.

- To dobry pomysł, ale wątpię, że po tej całej zabawie w gonianego ona będzie chciała utrzymać ze mną jakiś kontakt. O, Nerey. - Nie sądziłam, że mnie zauważył, bo stałam w cieniu filaru. A jednak. Spięłam się i przełknęłam ślinę. 

- No cześć, słoneczko. Znaleźliśmy Melissę - Nie mogę wytłumaczyć czemu, ale uwielbiam jak tak do mnie mówi, od razu robi mi ciepło na sercu. Ach, to nie miało znaczenia. Odnaleźli ją!

- Jak to? - zadałam pytanie roztrzęsionym głosem. Nie wiem jak tego dokonali, ale to wspaniałe!

- Jeśli Melissa odpowie na list Malfoy'a, pojedziesz do niej z nami, okej? - zapytał niezwykle przyjemnym głosem, patrząc na mnie troskliwie. 

- Tak! - pisnęłam z podekscytowaniem. Tak bardzo chciałam mu podziękować za tą propozycję, ale widząc jak Malfoy wywraca oczami, zamilkłam.

- Najpierw to w ogóle musi odpowiedzieć - prychnął niezadowolony. Rok temu on wyglądał zupełnie inaczej. To właśnie pokazuje, jak wielki wpływ na niego miała Melissa. Lecz jej tu nie ma...

- A-Ale przecież nie można opuszczać szkoły w ciągu roku...- Malfoy podniósł brwi jakbym była skończoną idiotką i popukał się w lewe przedramię. Ach, no tak...

- Mamy, że tak powiem... Większe przywileje - przełknął ślinę i wzdrygnął się, jakby brzydził się tym co właśnie powiedział. Współczuje mu za to, co musi robić.

- To co? Będziemy tu tak stać, czy zaczniemy działać?

*

Nie mogłam się pozbierać po tym, co właśnie się stało. Od bardzo dawna nie byłam tak blisko niego. Czemu nie cofnęłam się od razu? Czemu nie uciekłam? Zapatrzyłam się w jego twarz nie posiadającą żadnej skazy, idealnie ułożone włosy... Jednak w oczach? Pustka. Brak uczuć. Chociaż nie do końca. Nadzieja, może troska? 

Szukał mnie... Po co? Zapewne, aby wyjaśnić wszystko. Nie ma nic do wyjaśniania. Stało się. Okłamał mnie w tak ważnej sprawie. Mimo wszystko, cząstka mnie prosi o choć trochę zrozumienia. Nie potrafię. Druga sprawa, która nim kieruje, to te wyssane z palca, kłamstwa Daniela. Mam nadzieję, że nie uwierzył mu całkowicie w to wszystko. Jeśliby tak było, nie miałby ochoty, żeby mnie oglądać i nie zjawiłby się tutaj. To utrzymywało mnie w przekonaniu, że nie jestem na straconej pozycji.

Coś pukało w okno, a ja podskoczyłam ze strachu. To samolocik. Jest to ostatnio popularne w Ministerstwie Magii, zamiast sów. Albo Daniel, albo Malfoy. Zaczęłam szybko oddychać, a następnie uspokajać się. Wszystko będzie dobrze Melissa, tylko nie panikuj. Uchyliłam okno delikatnie, aby samolocik mógł wlecieć do pomieszczenia. Błyskawicznie go pochwyciłam i drżącymi rękoma zaczęłam go rozwijać. 

Będę dzisiaj w lasku między dwoma wzgórzami. Chcę wyjaśnić wszystko. O północy. Czekam godzinę.

D.M.

To samo miejsce, gdzie stałam się animagiem. Zostało tylko parę godzin do spotkania. 

Odważę się tam pójść?


Jak wam się podoba okładka? Zostawić czy zmienić na starą? ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top