Rozdział VIII
- Jeszcze jedno słowo i przysięgam, że ci przywalę - Na szczęście, że Blaise zszedł na dół, bo nie ręczę za siebie, jeśli miałbym słuchać jeszcze jednego jego słowa. Zab zaśmiał się kpiąco.
- Wystarczy dobre zaklęcie, by ominąć Veritaserum. Spodziewałeś się, że będziemy chcieli go użyć, więc je zastosowałeś. Jesteś kretynem, jeśli myślisz, że nas nabierzesz - wycedził gorzko Diabeł, a ja cieszyłem się, że mam go obok siebie. Bez niego, już dawno rzucił bym się na tego kutasa.
- To skąd mam to? - Zza płaszcza wyjął kopertówkę, ze złotą zapinką. Wyjął z niej różdżkę. Jej różdżkę. I nagle wszystko co powiedział Zabini przestało mieć sens.
- A co do twojego... Zaklęcia, używają go tylko najbardziej utalentowani czarodzieje. Wiesz, oczywiście, że jestem świetny, ale tego to nawet ja nie potrafię Zabisiu. Jeszcze jakieś uwagi, co do Veritaserum? - Moje serce? A miałem jeszcze coś takiego? Melissa całowała się z Danielem. Z pierdolonym Danielem, który miał na swojej twarzy ten pierdolony uśmieszek. Jak śmiał ją tknąć? Ach tak.
Już nie była moja.
Już chyba nigdy nie będzie. Aż przypomniał mi się poniedziałek, pierwszy dzień tego pięknego tygodnia spędzonego z nią.
Wstała z łóżka, a ja mruknąłem niezadowolony. Już mnie opuszcza?
- Chodź tu - wychrypiałem i wyciągnąłem rękę, ale spotkałem na swojej drodze tylko powietrze. Nie otwierałem oczu, ale poczułem jej ciepłe wargi na moim policzku. Korzystając z jej bliskości, złapałem ją za biodra i przyciągnąłem do siebie. Okryłem ją kołdrą i zacząłem łaskotać. Chichotała, miotając się po całym łóżku, a ja śmiałem się z jej bezradności. Przestałem, a ona dyszała zmęczona i przytuliła się do mojego torsu.
- Nie można było tak od razu, skarbie? - spojrzała w moje oczy, a ja nie mogłem się nadziwić, że ona jest moją dziewczyną. To graniczyło z niemożliwością, że takie szczęście spotkało właśnie mnie.
- Wyjdź - szepnąłem, wstając nagle z fotela. Jeszcze raz, będę zmuszony na niego spojrzeć, a dojdzie do rękoczynów.
- Może jednak eliksirek Draconku, nie chcesz usłyszeć prawdy? - odwróciłem się gwałtownie i zanim się powstrzymałem, McDonald dostał zaklęciem oszałamiającym. Zabini podszedł do niego i przyłożył różdżkę do jego skroni. Za jej końcem, ciągnęła się jasnoniebieska mgiełka.
Wspomnienia.
Zabini jest geniuszem! Mamy jego wspomnienia, możemy sami się dowiedzieć, ile jest w tym prawdy.
- Mógł je zmodyfikować. Ale jeśli to zrobił, będzie to widoczne. Głosy są wtedy dziwnie głębokie, a scena jest lekko rozmazana. Będziemy widzieli, kiedy skurwiel zmienił rzeczywistość - kiwnąłem głową i skierowaliśmy się do Myślodsiewni, a ja modliłem się, by to co mówił było jakąś pomyłką.
**
Theo przyszedł do nas w błyskawicznym tempie. Tak, skurwiel wszystko zmienił. Było pokazane tylko jak się całują, nic co było przed tym, ani po tym, ani w między czasie. Pierdolony kłamca mi za to zapłaci. Paznokciami przeciąłem sobie skórę, kiedy oglądałem to wszystko i po dłoniach ciekła mi wolno krew. Niech on się modli, żeby tylko taką ilość krwi stracił przy następnym spotkaniu ze mną. Bo kiedy wróciliśmy do salonu, jego już nie było. Chuj rozpłynął się, mimo, że był oszołomiony. Na jego miejscu już szykowałbym sobie trumnę. Nigdy jeszcze nie byłem tak wściekły.
- Dobra, nie musicie nic mówić. Isis to załatwi - mruknął w naprędce, a ja zastanawiałem się, kto to do kurwy nędzy jest Isis.
- Stary, kto to? - spytał głupio Zab, a ja sam chciałem znać odpowiedź. Jak to jakaś płatna zabójczyni, to wchodzę w to bez mrugnięcia okiem.
- Proponuję znaleźć Melissę. Zemsta poczeka, myślę, że wolałbyś się najpierw spotkać z nią. Isis to moja dziewczyna - To ta piękna, zniewalająca Irlandka, o której on ciągle gada? Na prawdę?
- Bez obrazy Theo, ale jak twoja dziewczyna ma zamiar odszukać Melissę? - Blaise chyba czytał mi dziś w myślach.
- Jeśli nie jesteście pewni co do niej, zaraz z nią przylecę - Teleportował się, a ja spojrzałem na Diabła a on na mnie.
- Co on pieprzy? - zadałem mu pytanie, a on wzruszył ramionami i usiadł na fotelu. Zrobiłem to samo, kiedy Theo zjawił się z tą jego życiową partnerką. Miała długie, rude włosy do pasa, była szczupła, wysoka i kipiała pewnością siebie. Szła pewniej niż sam Theo. Wysunęła do mnie rękę, nawet nie wstałem i lekką potrząsnąłem jej małą dłonią. Nawet się nie umywa do Melissy. Zabini zerwał się z fotela, i z promiennym uśmiechem uścisnął jej dłoń. Wazeliniarz.
- Isis znajdzie wam kogo tylko chcecie. Jej rodzice pracują jako aurorzy i nieco ja nauczyli, jak poszukać ludzi. - Cały czas miała wymalowany na twarzy ten cwany uśmieszek co mnie niesamowicie denerwowało. Tylko ja tak mogę.
- Skąd mogę wiedzieć, że serio ją znajdziesz? - prychnąłem nagle, nikt mi nie wmówi, że ona ją może odszukać a ja nie. Próbowałem wszystkiego.
- Gwarancji nie masz - jej ton zbyt przepełniony pychą, nie mogłem wytrzymać tego, że miała tyle pewności siebie co trzech mnie.
- Dobra. Nazywa sie Melissa Dowell i...
- Więcej informacji nie potrzebuję - puściła mi oczko i deportowała się nie wiadomo gdzie. Co to za dziewczyna? Skąd Theo ją wytrzasnął? Czy rzeczywiście znajdzie Dowell?
*
Upewniając się, że w lasku nie znajduję się nikt inny, aniżeli ja przeszłam do działania. Już nikt nigdy mnie tak nie zaatakuje. Tata miał rację, muszę mieć coś, dzięki czemu będę mogła się bronić. Przy Danielu byłam bezradna. Do tego nie może dojść drugi raz. Trzymałam pergamin z zaklęciem i kilka razy powiedziałam to w myślach by zapamiętać. To nie czas na żadne pomyłki. Schowałam papier to tylniej kieszeni dżinsów i odetchnęłam ciężko.
No dalej Melissa, raz, a dobrze.
- Transmutatio - szepnęłam do siebie i wyobraziłam sobie siebie jako Husky'ego. Przez moje ciało przeszedł niesamowicie ciepły dreszcz i zaczęłam się kurczyć. Moje ciało zaczęła porastać sierść, a moja skóra była znacznie grubsza. Najbardziej bolesna była przemiana kości, jednak w podręczniku pisało, ze to sprawia ból tylko za pierwszym razem. Na całe szczęście. Powstrzymywałam się, żeby nie krzyknąć z bólu. W końcu stałam na czterech łapach. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dziwnie. Przecież jestem do cholery psem! Zauważyłam, że mam o wiele lepszy słuch, a węch jest prawie, że doskonały. Przejechałam łapą po moim pysku. Był podłużny, z wąsami, a moje uszy sterczały wyłapując każdy dźwięk. Zaczęłam merdać ogonem, nie mogąc wyjść z podziwu, że tego dokonałam! Postanowiłam sprawdzić moje zęby. Złapał jakiś przypadkowy kij i bezproblemowo złamałam go na dwie części. To niemożliwe! Teraz zostało ostatnie. Szybkość. Jako człowiek byłam szybka, ale kto wie, jaka byłam jako pies? Rozpędziłam się i sama nie wierzyłam w to, z jaką szybkością pokonałam ten mały lasek stoją przed stawem otoczonym drzewami. Podeszłam do wody by zobaczyć swoje odbicie. Miałam takie same oczy jakie miałam na co dzień. Ten sam kolor, wygląd się trochę różnił. Wyglądałam jak rodowity husky, co mnie niezmiernie cieszyło. Udało mi się.
Jestem animagiem.
*
Przemierzałam uliczki małego francuskiego miasteczka w poszukiwaniu jakiegoś wyróżniającego się z tłumu domu. Czarodzieje nigdy nie nauczą się dyskretności. Poprawiłam swoje długie, rude włosy i pewnym krokiem weszłam do pobliskiego baru. Usiadłam przy barku, gdzie siedział jakiś brunet popijając whiskey.
- Jestem tu nowa, szukam mojej koleżanki, może pomógłbyś mi ją znaleźć? - zatrzepotałam rzęsami wymawiając to zdanie bardzo przesłodzonym głosem. Zmieszał się i odstawił szklankę szeroko się do mnie uśmiechając. Oni są tacy prości w obsłudze.
- Jestem Isis, a ty? - Drążącymi dłonią, uścisnął moją rękę, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie. To nie było nic trudnego.
- Victor - słysząc jego imię puściłam mu oczko. Theo nie mógł mi dać łatwiejszego zadania. Znajdę tą dziewczynę, zanim Malfoy zdąży poprawić swoje tlenione włosy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top