Rozdział IX
Jutro wracam do Hogwartu. To ten moment kiedy skaczę z radości? W moim przypadku, chyba z mostu. Jednak zrobienie krzywdy pewnemu człowiekowi, brzmi bardziej zachęcająco. Rodzice nie odzywają się do mnie nawet słowem, a ja jestem im za to dozgonnie wdzięczny. Najchętniej to do nikogo bym się nie odzywał. Nie chcę tam jechać, bo skoro Isis powiadomiła Theo, że nie ma jej w swoim domu, to oznacza że uciekli i się ukrywają, więc ona nie wróci do szkoły. Przecież chroniłbym ją... Ale tak, ona nie chce mnie znać. Całowała się z tym śmieciem... Jednak coś mi tu nie pasuje. To ona go sprała w naszym Pokoju Wspólnym i teraz miałaby go całować? Jest tu sens? To przekręt, gdyby nie był, McDonald nie zmieniłby wspomnienia. Tak bardzo za nią tęsknię. Ten tydzień całkowicie wystarczył, żebym pokochał ją bezgranicznie i się do niej przyzwyczaił. Czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę? Czy może los nie pozwoli nam na to?
**
Siedziałem już w przedziale czekając na Diabła i Theo. Teraz Snape jest dyrektorem i ma za sobą jakiś dwóch sługusów śmierciożerców ale co do ich imion nie jestem pewny. Na pewno nie są warci nawet złamanego grosza, o to nie muszę się martwić. Wpatrywałem się w szybę mając jeszcze w głębi duszy nadzieję. Obracałem w dłoni wisiorek, który znalazłem w kopertówce Mel. Tak, ten ode mnie. Trzymała go przy sobie. Nie mam pojęcia jak do tego doszło. Ale dobrze, że jest w moich rękach a nie tego obślizgłego gada. Postanowiłem sobie zachować zawartość torebki wraz z nią. Były tam chusteczki, pomadka, no i karteczka w której wyznałem jej co nieco. Atrament się rozmazał, z czego wywnioskowałem, że płakała, kiedy to czytała. To mnie podniosło na duchu. Szansa może być nawet najmniejsza, ale wykorzystam ją. Tego jestem pewny.
*
Przeciskałem się przez tłum przestraszonych dzieciaków, sam nie wiedząc co ja do cholery robię w tej farsie. Ale kumpli się nie zostawia, toteż dlatego tu jestem. Zdarzyło mi się popchnąć niektórych smarkatych przygłupów szukając tych dwóch kretynów po wagonach. Ktoś wpadł na mnie i wysypał swoje cukierki na podłogę. Dziewczyna machnęła różdżką i westchnęła cicho. Po cukierkach nie było śladu. Przecież to Nerey. Była przybita. Nawet bardzo. Jakby ktoś właśnie pozbawił ją wszelkiego szczęścia z jej życia. Nerey kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z moim snem. Była łudząco podobna do tamtej dziewczyny.
- Prze-Przepraszam - szepnęła ledwie słyszalnie w tym gwarze. Może ona wie coś o zaginięciu Melissy?
- Słońce, masz może chwilkę? Draco ma kilka pytań - spięła się słysząc "słońce" i zakryła twarz włosami. Czemu tak do niej powiedziałem? Ale cholera, ona jest przesłodka. Kiwnęła głową i ruszyła za mną poszukując Blondaska. Jest i on! Siedział rozwalony na całej kanapie, a na przeciw niego Nott ględził o czymś zawzięcie. Czy ja zawsze muszę za nich myśleć?
- Cześć dziubaski, mam towarzystwo - Rachel wyszła lekko zza moich pleców pokazując się im. Zna już tych typków, więc nie powinna się bać.
- Blaise, twój geniusz ostatnio mnie onieśmiela! Najpierw wspomnienia, teraz to... - sztucznie zachwycał się Malfoy a ja przewróciłem oczami. Nott usiadł obok Malfoya, a my zajęliśmy miejsce obok siebie.
- No słoneczko, mów co wiesz o Dowell, jej kochaś bardzo chciałby to wiedzieć - Na gacie Merlina, spodobała mi się ta ksywka. Założyła kosmyk włosów za ucho i wzięła głęboki oddech.
- Ona uciekła nie po to, żeby ją znale...
- Moja droga, czy ja ci wyglądam na kogoś kto by ją wydał? - zadał pytanie dziwnie spokojnie arystokrata. Pokręciła przecząco głową i spuściła wzrok. Mój słodki dyniowy paszteciku, przecież ta dziewczyna to wrak. Wygląda na roztrzęsioną.
- Jest u rodziny, nie wiem dokładnie u kogo. Przepraszam, nie wiem nic więcej - powiedziała smutnym głosem i objąłem ją ramieniem patrząc z oburzeniem na dwójkę siedzącą naprzeciw nas. Nott podniósł ręce w obronnym geście, a Draco wzruszył ramionami. Widząc, że brunetka lekko się we mnie wtuliła, nie zabrałem ramienia.
- Muszę cię przeprosić za niego. Oszalał z miłości, sama rozumiesz - zaśmiała się cicho, a ja powstrzymałem Dracona spojrzeniem, od dodania jakiegoś komentarza.
- Wiesz może coś o... więcej niż przyjaznych stosunkach jej i Daniela? - podniosła głowę w jego stronę, a na jej twarzy malowało się zdziwienie.
- Oni się nienawidzą. Od wtedy.. - Znowu przybrała smutny ton, a ja ręką którą miałem wolną, pokazałem Blondynowi środkowy palec. Zmierzył mnie wzrokiem i zastanawiał się nad kolejnym pytaniem.
- No to ostatnie.. Melissa wróci do szkoły? - Sam bał się odpowiedzi na to pytanie, ale wiedziałem, że dobrze je znał. Biedaczysko chce się upewnić.
- N-Nie - słychać było, że również z tego powodu bardzo cierpiała. Pogłaskałem ją po plecach, żeby ją uspokoić.
- To wszystko słoneczko, możesz już iść - Rachel powstała i ruszyła ku wyjściu. Przez szybę jeszcze spojrzała w moją stronę, a ja puściłem jej oczko.
- Zab, ty zwierzu - Nott poruszył dwa razy brwiami w moją stronę a ja klepnąłem się w czoło.
- Oboje jesteście debilami. No i co Draczuś? Dało ci to coś?
- Wiem, że ten chuj Daniel chce mnie wkurwić. Wiem też, że nie wróci. I nadal nie wiem gdzie ona do jasnej cholery jest - Kiedy to powiedział, w okno zastukała sowa. Leciała razem z pociągiem niosąc malutki pergamin. Błyskawicznie uchyliłem okno. Sowa wrzuciła liścik do przedziału i odfrunęła czym prędzej.
- Do kogo to? - wypalił Theodore drapiąc się po karku.
- A bo ja wiem? Przeczytajcie to lepiej - mruknął naburmuszony Malfoy, a ja rozwinąłem tajemniczy papierek i zacząłem czytać na głos:
Chamonix, nie musicie dziękować.
I.
- Isis! Znalazła ją! - krzyknął rozradowany Nott. Malfoy'owi zaświeciły się oczy, a następnie wypalił tylko:
- To jak? Dziś wypad do Francji, chłopcy?
*
Musiałam przyzwyczaić się do postaci psa. Postanowiłam, że będę przechadzać się wieczorami po miasteczku, aby nabrać pewności siebie. Zaczęłam dostrzegać, że wzrosły mi trochę umiejętności, z których muszę umieć korzystać. Merdając ogonem, przechadzałam się po chodnikach rozglądając się za czymś ciekawym.
- Ej patrz! Fajne te góry nie? - zawołał ktoś z oddali, mając bardzo, ale to bardzo znajomy głos. Stwierdziłam, że to zapewne przez ten ulepszony słuch, więc nie zwracając na to większej uwagi, spacerowałam dalej.
- Zab, zamknij się, bo jeszcze ktoś nas zauważy - Przystanęłam i momentalnie serce stanęło mi w piersi.
Zab?
Ten głos... To niemożliwe... Zaczęłam skradać się w tamtą stronę. Za osłonę wybrałam sobie żywopłot i delikatnie wychodziłam zza rogu, by zobaczyć z kim mam do czynienia. To nie może być on... Nie znalazłby mnie.. Prawda? Nie ma opcji..
Nagle ujrzałam ich. Trzech chłopaków, jeden tleniony blondyn ubrany w długi, elegancki płaszcz, drugi ciemnoskóry chłopak, a ostatni brunet obok rudowłosej dziewczyny.
To oni. Znaleźli mnie.
A co mi tam! Kolejny rozdział, częstujcie się!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top