-4-

          Dochodziła dziesiąta, kiedy Seth w końcu wybudził się z krainy snów. Niby nic dziwnego, bo przecież były wakacje, ale zazwyczaj promienie słońca budziły chłopaka około szóstej lub siódmej rano. W pokoju było też nienaturalnie ciemno, lecz kiedy Seth zerknął przez okno, wszystko się wyjaśniło — niebo zakrywały ciemne chmury i wyglądało to tak, jakby tylko na chwilę przestało padać.

          Chłopak westchnął. Taka pogoda raczej nie była zbyt odpowiednia do łowienia w Asfaltowym Jeziorze i podkradania skarbów jakimś mieszkańcom rezerwatu.

          Seth zwlekł się z łóżka i zaczął się ubierać, zastanawiając się przy okazji, o czym rozmawiali dziadek, Kendra i Paprot poprzedniego dnia. Po zjedzeniu kolacji nie miał już okazji podsłuchiwać pod drzwiami gabinetu, bo babcia obserwowała go z kuchni. Musiał więc pójść spać, zadręczając się przy okazji rozmową dziadka, Paprota i Kendry.

          Kiedy Seth w końcu doprowadził się do w miarę dobrego stanu, wyszedł z pokoju i skierował się schodami na parter. Pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę, było to, że wszędzie panowała cisza. Nigdzie też Seth nie zauważył żywej duszy.

          Zaintrygowany chłopak ruszył w kierunku kuchni. Jak tylko przekroczył jej próg, zobaczył stojący na stole talerz z tostami oraz leżącą obok niego kartkę.

          Seth usiadł przy stole, wziął tosta do ręki i szybko przestudiował wzrokiem tekst zapisany na kartce:

Jesteśmy w starej rezydencji. Jak już wstaniesz, możesz do nas dołączyć. Kendra

          Chłopak szybko zjadł tosty, umył talerz i ruszył w kierunku drzwi wejściowych, ciekawy, co takiego reszta może robić w starej rezydencji. Podejrzewał, że może mieć to związek z wcześniejszą rozmową, którą podsłuchał, ale nie był tego pewien.

          Kiedy Seth wyszedł z domu, od razu pożałował, że jednak nie został w środku. Na zewnątrz było zimno, za zimno jak na początek lata. Seth przez chwilę rozważał pójście do domu i wzięcie bluzy, ale w końcu stwierdził, że nie jest tak późno i że w ciągu dnia może się jeszcze ocieplić.

           Chłopak ruszył ścieżką w stronę starej rezydencji i po parunastu minutach był już obok niej. Wszedł do środka i od razu zalała go fala ciepła. Przez chwilę zastanawiał się, gdzie pójść, a gdy wreszcie zdecydował się pójść do salonu, z kuchni wyszła babcia Larsen z tacą pełną kubków z gorącą czekoladą.

          — O, Seth, jesteś już. Chodź, zaprowadzę cię do reszty — powiedziała kobieta z uśmiechem na ustach. Ruszyła korytarzem, a Seth dotrzymywał jej kroku. W końcu babcia otworzyła łokciem jedne z drzwi i weszła do środka. Seth wszedł tuż za nią i oprócz dziadków (Sorensonów i Larsenów), Kendry, Paprota, Warrena, Vanessy i Dale'a zobaczył siedzącego przy oknie Agada. Widocznie czarodziej musiał przybyć do Baśnioboru wcześniej rano lub późnym wieczorem.

          — Witaj, Secie. Znowu się spotykamy — powiedział z uśmiechem mężczyzna. — A skoro już do nas dołączyłeś, to skrócę ci to, o czym rozmawialiśmy przez ostatnią godzinę. Ogólnie mówiliśmy o pewnym demonie o imieniu Rhadaumon. Jako jeden z nielicznych uniknął on zamknięcia w więzieniu.

          — A dlaczego uniknął zamknięcia? — przerwał mu Seth.

          — Zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Nikt nie mógł go znaleźć — wytłumaczył Paprot.

          — Zgadza się — przytaknął Agad. — Później okazało się, że od zawsze planował zapanować nad światem, a uwięzienie reszty demonów było dla niego idealną okazją. Jakiś czas później zaczął atakować. Zanim czarodziejom udało się go uwięzić, zdołał zniszczyć wiele rezerwatów.

          — Czyli go uwięzili. Nie mogli go po prostu zabić?

          — Próbowali. Niestety był za silny. I mimo, że posiadali broń zdolną go pokonać, dali radę jedynie go zranić. Najpewniej była to wina nieumarłych, których Rhadaumon zwerbował.

          — Czarodzieje nie mogli pokonać nieumarłych? — zdziwił się Seth.

          — To nie byli zwykli nieumarli — wytłumaczyła Kendra. — Podobno Rhadaumon ich jakoś zmodyfikował.

          — Zmodyfikował?

          — Rhadaumon potrafi ulepszać i zmieniać magiczne istoty. Na przykład potrafi sprawić, że wróżka stanie się istotą mroku — powiedział Paprot.

          — Tak jak podczas Plagi Cieni?

          — Tak — powiedział Agad. — Wracając do tematu. Teraz ten demon zdołał się wydostać z swojego więzienia i zmierza w stronę Baśnioboru, bo jest to rezerwat, który znajduje się najbliżej. Najpewniej dalej ma zamiar zawładnąć światem.

          — Ile mamy czasu, dopóki on tu nie przybędzie? — spytał Stan.

          — Tydzień, może dwa. Musimy być czujni. Nie wiadomo, czy Rhadaumon nie będzie próbował wysyłać jakiś nieumarłych do rezerwatu zanim w ogóle zaatakuje. I wydaje mi się, że powiedziałem już o wszystkim. Także możecie już iść, ale zwracajcie uwagę na wszystko, co niezwykłe. Ah, no i jeszcze jedno. Po południu przyjedzie tutaj paru członków Rycerzy Świtu, aby nam pomóc.

          Kendra, Seth i Paprot wyszli z salonu. Reszta jeszcze została, pewnie aby omówić jeszcze jakieś kwestie.

          Przyjaciele ruszyli przez las w stronę głównego domu w milczeniu.

          — Jak myślicie, uda nam się pokonać tego demona? — spytała Kendra, jakoś w połowie drogi.

          — Zamknęliśmy demony w nowym więzieniu. Zabiliśmy parę z nich. Gdzie widzisz problem w pokonaniu jednego? — spytał Seth.

          — Tylko że tamte nie miały armii nieumarłych na posyłki — mruknęła dziewczyna.

          — Kendra, nie bądź pesymistką!

          — Eh, a wy jak zwykle się kłócicie — stwierdził Paprot, przewracając oczami.

          — Ogólnie, Seth, chciałbyś może z nami pooglądać zdjęcia? — spytała Kendra.

          — Nie, dzięki. Wolę pooglądać telewizję. Poza tym, pozwolę miłości rozkwitać. — chłopak zrobił serce dłońmi, po czym odwrócił się i pognał w stronę chatki satyrów. Zdołał jeszcze usłyszeć śmiech Paprota i jego słowa „A nie mówiłem?”. Seth uśmiechnął się do siebie.

          Po paru minutach chłopak dobiegł do chatki satyrów. Zapukał do drzwi i po chwili otworzył mu Doren.

          — Cześć, Seth. Masz może chipsy? — satyr wpuścił go środka.

          — Niestety nie miałem okazji wybrać się do sklepu — odpowiedział chłopak.

          — No cóż, czyli dzisiaj bez chipsów — stwierdził Nowel. — No a co tam u ciebie? Czemu nie przyszedłeś rano?

          — Wstałem dosyć późno, a potem Agad mówił o tym, że możemy spodziewać się ataku pewnego demona. Więc nie miałem czasu — wytłumaczył Seth.

          — Dobrze. No ale zajmijmy się już ważniejszymi rzeczami. Jaki film dziś oglądamy?

          — Nie wiem. Może jakąś komedię? — zaproponował Seth.

          — Komedię to my mamy patrząc na Verla, który próbuje zaprosić Kendrę na randkę. — zaśmiał się Doren, po czym dołączyli do niego Seth i Nowel. — No ale komedia brzmi spoko, więc możemy obejrzeć.

          — No to nie traćmy czasu i oglądajmy! — Seth zajął miejsce obok satyrów i razem zaczęli oglądać film.

~~~

          Seth spędził u satyrów parę godzin. Kiedy wreszcie postanowił wrócić do głównego domu, był już wieczór.

          — Cóż, trochę ciemno jest — stwierdził chłopak, kiedy wyszedł z chatki i gdziekolwiek spojrzał, widział tylko na parę kroków.

          — Chciałbym zauważyć, że dzisiaj przez cały dzień było ciemno — powiedział Nowel.

          — Ale teraz jest jakoś ciemniej. — Seth westchnął. — No ale cóż. Jakoś wrócę do domu. Do zobaczenia!

          Chłopak pomachał w stronę satyrów, po czym ruszył przez las. Trochę mu zajęło znalezienie właściwej drogi, ale w końcu udało mu się dojść do domu. Kiedy był już w ogródku, poczuł na głowie krople deszcze. Seth westchnął, ruszając w stronę wejścia.

          Piętnastolatek przekroczył próg domu i zamknął za sobą drzwi. Jedyne światło dochodziło z kuchni i chłopak, niezbyt głodny, postanowił zawiadomić dziadków o swoim powrocie przed pójściem spać.

          — Już jes... — zaczął Seth, stając w progu kuchni. Przerwał jednak, kiedy zobaczył, kto, oprócz dziadków, znajduje się w pomieszczeniu.

          Przy stole siedziało sześć osób: Warren, Kendra, Tanu, dwóch nieznanych Sethowi mężczyzn i rudowłosa dziewczyna. Naomi.

           — Co ty tu robisz? — spytał zdumiony Seth po chwili wpatrywania się w dziewczynę. Naomi uśmiechnęła się i już miała mu odpowiedzieć, kiedy siedzący obok niej Warren zerwał się z krzesła, krzycząc:

          — Seth, uważaj!

          Piętnastolatek odskoczył dosłownie w ostatniej chwili — szara ręka zombie właśnie miała zacisnąć się na jego ramieniu. Zanim ktokolwiek zdołał wykonać jakikolwiek ruch, nieumarły został przebity mieczem i rozpadł się w pył.

          — Cóż, Rhadaumon już zaczął atak — stwierdził Agad, wchodząc do kuchni. W jednej ręce trzymał miecz. — Teraz ataki nieumarłych mogą stać się codziennością.

          — Ale jak on w ogóle dostał się do domu? — spytała zdezorientowana Kendra.

          — Rhadaumon może manipulować przy magicznych stworzeniach. Pewnie udało mu się stworzyć takiego zombie, który może dostać się do domu. Sami zresztą widzieliście, jak rozpadł się w pył. Nie był normalny. No ale zmieńmy temat. Seth — Agad zwrócił się do chłopaka. — Poznaj Petera, Oscara oraz Naomi. Przyjechali tutaj, aby nam pomóc.

          — Cześć — przywitał się chłopak. — No ale pójdę już do pokoju. Jestem trochę zmęczony.

          — Cały dzień oglądałeś telewizję z satyrami i jesteś zmęczony? — zaśmiał się Warren.

          — Tak. Oglądanie telewizji to bardzo męczące zajęcie — odparł Seth, uśmiechając się.

          — Moim zdaniem powinieneś spędzać wakacje w bardziej aktywne sposób — stwierdziła Ruth, kładąc przed Peterem talerz z tostami.

          — Niestety pogoda nie dopisuje na uciekanie przed potworami, więc nie mam wyjścia i muszę oglądać telewizję. A teraz dobranoc.

          — Seth, a co jeśli jakiś zombie cię zaatakuje? Moim zdaniem powinniśmy trzymać się razem — powiedziała Kendra.

          — Kendro, nic mi nie będzie. — Seth przewrócił oczami. — A nawet jeśli taki umarlak mnie zaatakuje, to odrobię mu rękę i położę ci na poduszkę — powiedział chłopak, wychodząc z kuchni. Wspiął się po schodach na piętro i od razu po wejściu położył się do łóżka. Przez jakiś czas wpatrywał się w sufit, zastanawiając się nad wydarzeniami z minionego dnia. W końcu zasnął.

~~~

          Seth obudził się, czując wszechogarniający chłód. Przez chwilę obawiał się, że to znowu jakieś zombie, ale gdy oświecił lampkę nocną, zorientował się, że to jakieś widmo. Po chwili rozpoznał w nim widmo, które dwa lata wcześniej podarował Śpiewającym Siostrom razem z Vasilisem.

          — Coś się stało? — spytał Seth.

          Siostry mają dla ciebie zadanie — chłopak usłyszał w głowie odpowiedź.

          — Mogłem się spodziewać. Co mam zrobić?

          Przed bramą Baśnioboru jest schowana mapa. Wskazuje ona drogę do pewnej świątyni. Musisz z niej przynieść pewien naszyjnik.

          — Dobrze. To wszystko?

          Tak. Zdobyty naszyjnik, razem z mapą, masz przynieść Śpiewającym Siostrom.

          Po tych słowach widmo zniknęło, a Seth ponownie został sam. Zgasił lampkę i zamknął oczy. Było pewne, że Siostry w końcu postanowią zlecić mu jakieś zadanie. Tylko po co im był ten naszyjnik? Oczywiście mógł być jakimś magicznym artefaktem, ale równie dobrze Siostry zleciły mu go zdobyć, bo nie mogły wymyślić niczego lepszego. Niby ta druga teoria była mało prawdopodobna, ale Seth tak czy siak rozważał wszystkie za i przeciw tych teorii dopóki nie udało mu się ponownie zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top