-2-
Drzewa przemykały za oknem pędzącego samochodu. Na zewnątrz panował już mrok i Seth dostrzegał tylko ich sylwetki oświetlane przez chwilę przez światła auta.
Jechali już parę godzin, zatrzymując się tylko dwa razy. Sethowi zdążyły już ścierpnąć nogi od zbyt długiego siedzenia w jednej pozycji, a tego, jak bardzo się nudził, nie dało się opisać słowami.
Chłopak zerknął na zegarek; dochodziła dwudziesta trzecia. Gdyby jechał razem z rodzicami, pewnie nawet nie byłby w połowie drogi do dziadków, ale znając styl jazdy Vanessy, będą na miejscu za maksymalnie dwadzieścia minut.
— Warren, dziadek coś mówił o tym, kto potrzebuje mojej pomocy? — spytał Seth. Chłopak nie doczekał się odpowiedzi, więc powtórzył jeszcze raz jego imię i szturchnął przyjaciela w ramię.
— Co... Kto... — wymamrotał mężczyzna zaspanym głosem.
— Czy dziadek mówił coś o tym, kto potrzebuje mojej pomocy? — ponowił swoje pytanie Seth.
— Co? Nie, chyba nic nie mówił. — Warren przeciągnął się, widocznie nadal nie do końca rozbudzony.
— Aha — mruknął w odpowiedzi Seth, ponownie zerkając przez okno. Cieszył się, że już prawie dotarli, bo nie chciał dłużej się zadręczać, o co chodziło dziadkowi.
Po jakimś czasie auto skręciło i wjechało w las. W ciemności Seth nie mógł dostrzec tabliczek ostrzegających nieproszonych gości, ale wiedział, że tam są. Doskonale pamiętał, jak parę lat wcześniej jechał tędy pierwszy raz i myślał, że dziadek ma paranoję. Teraz taka myśl wydawała mu się po prostu śmieszna.
W końcu przejechali przez bramę i chwilę później znaleźli się przed domem — główną rezydencją opiekunów Baśnioboru. Auto zatrzymało się, a Seth od razu rozpiął pasy i wyszedł, aby rozprostować nogi.
Od razu uderzył go chłód nocnego powietrza. Powietrze było świeże i zupełnie różne od miejskiego powietrza, do którego chłopak przywykł.
Seth mimowolnie się uśmiechnął, po czym chwycił torbę ze swoimi rzeczami i ruszył do domu. Otworzył drzwi i wszedł do pogrążonego w ciemności korytarza. Jedyne światło dochodziło z kuchni, gdzie — jak podejrzewał Seth — czekali na niego dziadkowie i Kendra. Chłopak ruszył w tamtym kierunku, stanął w progu kuchni i ze zdziwieniem odkrył, że oprócz dziadków, Kendry i Dale'a znajduje się tam jeszcze Paprot.
— Seth! Jak dobrze cię widzieć! — wykrzyknęła Kendra, podbiegając do chłopaka i przytulając go.
— Ciebie też miło widzieć, ale puść mnie, bo zaraz się duszę — wymamrotał Seth. Dziewczyna od razu go puściła, a do chłopaka podeszła babcia. Przytuliła go, witając się z nim, po czym kazała mu usiąść. Podstawiła mu pod nos talerz z owsianką, mówiąc, że podczas roku strasznie schudł.
Podczas posiłku rodzina prowadziła rozmowę na temat minionego roku. Dopiero pod koniec posiłku Sethowi udało się zadać pytanie, które dręczyło go od jakiegoś czasu.
— Dziadku, kto potrzebuje mojej pomocy? — spytał, lecz zanim Stan zdołał otworzyć usta, odezwała się Kendra.
— Nowel i Doren coś tam od ciebie chcieli. Z tej ich paplaniny zrozumiałam coś o Laysach i maratonie filmów — powiedziała dziewczyna. — A że wszyscy się za tobą stęsknili, dziadek postanowił sprowadzić cię wcześniej.
Ręka Setha wraz z łyżką owsianki zatrzymała się w połowie drogi do buzi. Chłopak patrzył tępo na Kendrę, próbując przetworzyć słowa, które właśnie usłyszał. Jakoś do niego nie docierało, że nie pożegnał się z Naomi tylko dlatego, że Nowelowi i Dorenowi zachciało się maratonu filmowego z paczką Laysów.
— Em, Seth? Wszytko okej? — głos Kendry wytrącił go z zamyślenia. Chłopak parę razy zamrugał, starając się powrócić do rzeczywistości, i właśnie miał odpowiedzieć siostrze, kiedy odezwał się Warren.
— Seth chciał dzisiejsze popołudnie spędzić z przyjaciółmi na lodach — powiedział mężczyzna. — Pewnie nie jest zbyt zachwycony faktem, że nie zjadł lodów tylko dlatego, że satyrom się chipsów zachciało.
— Nie martw się, Seth. Mamy w lodówce trochę lodów, możesz zjeść na deser — powiedziała babcia, uśmiechając się do niego.
— Nie, dziękuję. — Seth odsunął od siebie miskę z resztką owsianki. — Nie jestem już głodny. Może jutro. Teraz pójdę już spać. Dobranoc!
Chłopak chwycił torbę ze swoimi rzeczami i popędził po schodach na strych. Mieszkał tam sam; odkąd Kendra została Wieczną, dziadkowie rodzeństwa dali jej własny pokój na parterze.
Seth przekroczył próg pokoju i rozejrzał się po nim. Rzucił torbę na pierwszy lepszy taboret, po czym zamknął za sobą drzwi i rzucił się na łóżko. Zasnął niemal od razu.
~~~
Następnego ranka po obfitym śniadaniu, składającym się z dziewięciu parówek i pięciu tostów (które babcia wepchnęła mu do ust niemal siłą), Seth spacerował po ogrodzie, przyglądając się wróżkom. Mimo że odkąd odkrył magię minęło już parę lat, chłopak nadal się nią fascynował.
W pewnej chwili piętnastolatek dostrzegł na jednym z krzaków róż czerwoną wróżkę. Po chwili przyglądania się jej stwierdził, że była to wróżka, którą przez przypadek, podczas swojego pierwszego pobytu w Baśnioborze, zamienił w diablika. Niezbyt szczęśliwie skończyła się dla niego tamta przygoda, ale przynajmniej nauczył się jednej ważnej rzeczy: wróżek się nie łapie.
Chociaż parę lat wcześniej przysiągł sobie, że nie będzie już łapał wróżek, to teraz, przypatrując się czerwonej wróżce latającej wokół krzaka róży, nabrał ochoty na złapanie kolejnej wróżki. Miał już więcej doświadczenia; wiedział, że wróżki nie mogą spędzać nocy pod dachem, a skoro udało mu się złapać leprechauna, złapanie paru wróżek nie może być wielkim problemem. Może by się nawet z jakąś zaprzyjaźnił...?
— Hej, Seth! — rozmyślania chłopaka przerwał głos. Seth obrócił się i zobaczył Nowela i Dorena stojących na skraju ogrodu i machających w jego stronę. Piętnastolatek uśmiechnął się lekko, po czym ruszył w stronę satyrów.
— Cześć — przywitał się Seth, stając przed przyjaciółmi.
— Cześć, Seth. Strasznie miło cię widzieć. Dostałeś może wiadomość od nas? — spytał Doren.
— Cóż, Kendra coś tam mówiła o jakimś maratonie filmowym i Laysach.
— O, właśnie o to nam chodziło! — wykrzyknął Nowel. — No to wpadniesz do nas na maraton filmowy z chipsami?
— Oczywiście. — chłopak się uśmiechnął. — Ale obejrzę z wami raczej tylko jeden film, bo mam też parę innych rzeczy do załatwienia.
— Na przykład?
— Na przykład denerwowanie Kendry. Do zobaczenia później.
— Do zobaczenia — powiedział Doren, po czym satyrowie zniknęli w lesie. Seth przez chwilę wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą stali jego przyjaciele, po czym odwrócił się i ponownie ruszył przez ogród.
Z jakiegoś powodu chłopakowi przypomniała się Naomi. Miał on wyrzuty sumienia, że nie powiedział jej chociaż „Do zobaczenia”. A to wszystko przez zachcianki Nowela i Dorena.
— Seth, powiedz mi coś. — rozmyślania Setha ponownie przerwał głos Kendry. — Jak to jest, że jesteś w Baśnioborze dopiero parę godzin, a już umawiasz się z satyrami?
— Nie wiem. — Seth wzruszył ramionami, po czym odszedł od Kendry. Nie miał ochoty na rozmowy. Chciał tylko pospacerować po ogrodzie i przypatrywać się wróżkom.
~~~
Kendra wpatrywała się w odchodzącego Setha. Jego zachowanie trochę ją zaskoczyło. Zazwyczaj jego odpowiedzi były typu „A jak to jest, że ty mieszkasz w Baśnioborze, a jedyne magiczne stworzenia, z którymi utrzymujesz kontakt, to wróżki i jednorożec?”, więc zwykłe „Nie wiem” nie było w jego stylu.
Dziewczyna otrząsnęła się z zamyślenia. Gdyby nie to, że była umówiona z Paprotem, pewnie stałaby tam przez następne kilkanaście minut i zastanawiałaby się nad dziwnym zachowaniem brata. A tak to odwróciła się w stronę lasu i ruszyła ścieżką w stronę stawu najad.
Baśnioborski las jak zwykle zachwycał swoją urodą. Promienie słońca prześwitywały pomiędzy liśćmi. Nie było nawet najlżejszego wiatru i jeśli taki stan rzeczy utrzymałby się przez cały dzień, to można się było spodziewać upalnego dnia.
Kendra była już przy żywopłocie okrążającym staw i przystanęła na chwilę, przyglądając się chochlikom, kiedy nagle ktoś zasłonił jej oczy dłońmi.
— Zgadnij, kim jestem. — dziewczyna usłyszała szept przy swoim uchu. Od razu rozpoznała ten głos.
— Paprot! — wykrzyknęła dziewczyna, po czym odwróciła się i rzuciła się jednorożcowi na szyję. Przez chwilę trwali w uścisku, po czym Kendra się odsunęła.
— Miło cię widzieć — powiedziała.
— Ciebie też. Idziemy?
Kendra pokiwała głową i para ruszyła wzdłuż żywopłotu. Szli w milczeniu, ciesząc się z własnego towarzystwa.
— Wiesz, mogę się mylić, ale wydaje mi się, że jesteś dzisiaj jakoś przygaszona — zagadnął Paprot, kiedy doszli do wejścia. Kendra westchnęła.
— Chodzi o Setha — wyznała dziewczyna. — Dziwnie się dzisiaj zachowywał. — Kendra opowiedziała Paprotowi o porannej rozmowie z bratem.
— Nic mu nie będzie. Pewnie dalej rozpacza po tych lodach. — jednorożec się zaśmiał. — Zobaczysz, obejrzy z satyrami parę filmów, złamie parę zasad i omal nie zginie i z powrotem będzie taki jak dawniej.
— Miejmy nadzieję — mruknęła Kendra.
— Mogę cię o coś prosić? — spytał Paprot, a gdy Kendra pokiwała głową, jednorożec kontynuował:
— Zamknij oczy.
Kendra, mimo że była zdziwiona, wykonała polecenie, po czym Paprot poprowadził ją przez ogród. Dziewczyna parę razy prawie się przewróciła, ale mężczyzna ją przytrzymał. W końcu oboje się zatrzymali, a Paprot pozwolił dziewczynie otworzyć oczy.
Kiedy Wieczna otworzyła oczy, jej oczom ukazał się koc piknikowy, a także koszyk.
— Podoba ci się? — spytał Paprot z uśmiechem.
— Tak — odpowiedziała Kendra, zaglądając do koszyka. Zobaczyła tam owoce, parę kanapek oraz butelki z jakimś jasnym napojem. — Sam to wszystko przygotowałeś?
— Warren mi trochę pomógł — wyznał Paprot. — Podobno często zaprasza Vanessę na takie pikniki. Może pomarańczy?
— Bardzo chętnie — powiedziała Kendra. Oboje siedli na kocu i zaczęli rozmawiać, równocześnie jedząc jedzenie przygotowane przez Paprota. Nikt ani nic nie mogło zepsuć wesołej atmosfery panującej w rezerwacie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top