-12-

          Kendra siedziała przy stole jedząc kanapkę z szynką. Przez cały czas walczyła z chęcią położenia się na stole i zaśnięcia na nim. Przez całą noc źle spała, a gdy w końcu udało jej się porządnie zasnąć, Paprot obudził ją z wiadomością, że wszędzie panuje mrok i że w każdej chwili muszą być gotowi na niespodziewany atak.

          Dziewczyna westchnęła, odsuwając pusty talerz. Wstała od stołu, po czym wyszła z kuchni. W drodze na taras natknęła się na Paprota.

          — Wszystko dobrze? — spytał jednorożec patrząc na nią z troską.

          — Tak. Chyba tak. — dziewczyna przez chwilę się wahała, po czym zadała pytanie, które dręczyło ją od poprzedniego wieczoru. — Raczej przegramy, prawda?

          Paprot przytulił ją i ucałował w czoło.

          — Nie martw się. Jesteśmy dobrze przygotowani i postaramy się wygrać — powiedział. Kendra kiwnęła głową, po czym odsunęła się i zerknęła ponad ramieniem mężczyzny na pogrążony w ciemności ogród.

          — Paprot — powiedziała w pewnej chwili. — Na skraju lasu ktoś jest.

          Jednorożec odwrócił się i spojrzał w tym samym kierunku, co dziewczyna. Na jego twarzy malował się niepokój.

          — Idź po Agada — polecił. — Ja sprawdzę, kto tam jest.

          Kendra kiwnęła głową i ruszyła na poszukiwanie czarodzieja. Na początku udała się do gabinetu dziadka i na szczęście zastała tam Agada z dziadkami.

          — Ktoś jest w ogrodzie — oznajmiła Wieczna bez długich wstępów.

          — Ktoś? — Agad zmarszczył czoło. — Chodźmy to sprawdzić.

          Wszyscy wyszli z gabinetu i ruszyli w stronę tarasu. Kendra zamarła ze strachu, kiedy zobaczyła Paprota walczącego z jakimś szarym centaurem. Widać było, że jednorożec najpewniej przegra, więc dziewczynę opanowała wielka ulga, kiedy koniec końców Paprot przeciął centaura mieczem, przez co ten rozpadł się w pył.

          — Musimy uważać — powiedział Paprot, kiedy reszta do niego dołączyła. — Atak może rozpocząć się w każdej chwili.

          — Chce się ktoś założyć o wynik tego starcia? Ja obstawiam, że przegracie. — Kendra wzdrygnęła się na dźwięk nowego głosu i odwróciła się w stronę, z której dobiegał. Na skraju lasu zobaczyła opierającego się o drzewo Ronodina. Nawet nie zauważyła, kiedy się pojawił.

          — Mam dla was ostatnią propozycję — kontynuował mroczny jednorożec. — Poddajcie się, a was oszczędzimy. A jeśli pozwolicie mi porozmawiać z zaklinaczem cieni, to może w ogóle zostawimy Baśniobór w spokoju.

          — Nie zamierzamy się poddać — odparł Agad. — Ale skoro jesteś taki chętny do niedopuszczenia do walki, to może wy się poddacie? Obiecuję, że będziemy łaskawi.

          — Phi, nie potrzebujemy łaski. Miłej walki. — Ronodin zniknął w mroku lasu.

          — Musimy uważać. Atak może nastąpić... — Agad nie zdążył dokończyć, bo w tej samej chwili do ogrodu wbiegły szare driady. Za nimi znajdowali się tacy sami centaurzy, satyrowie i skrzaty. Niespodziewanie towarzyszy rozdzielili wychodzący z ziemi zombie. Kendra krzyknęła z przerażenia, kiedy jeden z nieumarłych chwycił ją za kostkę. Udało jej się wyrwać nogę, ale prawie przewróciła się na ziemię. Wyjęła miecz z pochwy i, starając się nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby zostawiła go w kuchni, zaczęła przebijać nim każdego napotkanego zombie.

          — Kendra, uważaj! — dziewczyna usłyszała w pewnej chwili krzyk brata. Zobaczyła go biegnącego przez taras z przerażeniem wypisanym na twarzy.

          Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła za sobą centaura, który unosił swój miecz. Odskoczyła w momencie, kiedy miał ją ugodzić. Przez chwilę udawało jej się bronić przed atakami centaura, ale później zdołał on wytrącić jej miecz z ręki. Przerażona dziewczyna wpatrywała się w centaura, pewna, że to jej koniec, aż nagle strzała wbiła się w stworzenie, przez co rozpadło się ono w pył. Kendra zdumiona rozejrzała się w poszukiwaniu osoby, która wypuściła strzałę i dostrzegła biegnącego w jej stronę Sfinksa.

          — Wszystko dobrze? — spytał mężczyzna.

          — Chyba tak. Dziękuję — odparła dziewczyna. — Gdzie byłeś przez ostatnie pół roku?

          — Później pogadamy. — mężczyzna zablokował miecz jakiejś driady, po czym ją przebił. — Teraz musimy walczyć z Rhadaumonem.

          Kendra kiwnęła głową, po czym wróciła do walki.

~~~

          Seth z ulgą zobaczył, jak strzała Sfinksa ratuje jego siostrę przed centaurem, ale nie za długo cieszył się spokojem. Już po chwili zaatakowała go szara hamadriada. Chłopak z trudem bronił się przed jej atakami, ale koniec końców udało mu się przebić ją mieczem.

          Seth przystanął na chwilę i rozejrzał się po polu bitwy, poszukując członków rodziny. Pierwszą osobą, którą dostrzegł, był dziadek walczący z jakąś driadą. Stan radził sobie całkiem nieźle, ale Seth, wiedziony złym przeczuciem, ruszył w jego stronę. W pewnej chwili potknął się i stracił równowagę. Od razu ruszył dalej, ale w tym samym czasie driada, z którą walczył Stan, zdołała wytrącić mu miecz z ręki i przebić dziadka swoim.

          — Nie! — wykrzyknął chłopak, kiedy zobaczył ciało dziadka upadające na ziemię. W oczach czuł łzy, ale zdołał wbić w miecz w szarą driadę i uklęknąć przy dziadku. Trzymał się resztek nadziei, że Stan jednak nie umarł i że będzie szansa go uratować, ale kiedy spojrzał w puste oczy dziadka, zrozumiał, że nic już mu go nie przywróci.

          Pogrążony w żałobie Seth przestał zwracać na cokolwiek uwagę. Odgłosy walki dochodziły do niego jak przez mgłę, a łzy sprawiały, że obraz był zamazany.

          Mógł go uratować. Gdyby tylko się wtedy nie potknął! Dlaczego kolejna bliska mu osoba ginęła z jego winy? Dlaczego to zawsze inni ginęli, a nie on? Zasługiwał na śmierć bardziej niż reszta.

          Chłopak był tak pochłonięty użalaniem się nad sobą, że nawet nie zauważył, kiedy podszedł do niego jakiś centaur i chciał przebić go mieczem. Otrzeźwił go dopiero szczęk mieczy, kiedy ów centaur zaczął walczyć z Paprotem, który stanął w jego obronie.

          — Seth! Nie pora na żałobę! — wykrzyknął jednorożec, przebijając centaura mieczem. — Wiem, że jesteś zdruzgotany, ale nie możesz się poddać. Stan by tego nie chciał.

          Seth kiwnął głową i wstał z ziemi, ocierając oczy rękawem. Ponownie ruszył do walki, chociaż teraz częściej się bronił niż atakował.

          W pewnej chwili piętnastolatek zauważył stojącą na skraju lasu postać. Od razu rozpoznał Rhadaumona.

          — Paprot! — krzyknął do przyjaciela, wiedząc, że jest on w posiadaniu miecza, którym można pokonać demona. — Tam, na skraju lasu, stoi Rhadaumon! Widzisz go?

          — Tak! — odkrzyknął jednorożec. Pech chciał, że w tej samej chwili jakiś mroczny skrzat zranił Kendrę w rękę i Paprot od razu ruszył jej na pomoc.

          — Paprot! Podaj mi miecz! — wykrzyknęła stojącą niedaleko Setha Vanessa. Jednorożec rzucił, starając się nikogo nie zranić, miecz, po czym wyjął swój róg i walczył dalej.

          Miecz upadł parę kroków od Setha. Wystarczyło, że chłopak zabiłby paru nieumarłych i zyskałby dostęp do broni.

          Nie myśląc, co tak właściwie chce zrobić, chłopak utorował sobie drogę do miecza, po czym ruszył w kierunku demona. Zadziwiające było to, że zombie, driady i inne magiczne stworzenia pozwalały mu przejść. Zupełnie, jakby Rhadaumon chciał walczyć z młodym zaklinaczem cieni.

          — Seth, nie rób głupstw i podaj mi miecz! — jak przez mgłę piętnastolatek usłyszał głos Vanessy. Zignorował jej prośbę; obecnie liczył się tylko demon oraz to, jak jego słudzy odebrali mu dziadka.

          Kiedy był już dostatecznie blisko, Rhadaumon wyjął schowany dotąd miecz i rzucił się na Setha. Chłopak z trudem obronił się przed jego atakiem. Nie był przygotowany na tak szybkie rozpoczęcie się pojedynku.

          Z każdą chwilą Seth był coraz bardziej przekonany, że to był zły pomysł. Rhadaumon radził sobie o wiele lepiej od niego, a on dodatkowo był zmęczony wcześniejszą walką z przemienionymi istotami.

          W pewnej chwili Seth nie zdołał się obronić i miecz demona przeciął mu ramię. Chłopak syknął z bólu, czując rozchodzący się od ramienia chłód. Z trudem udało mu się ponownie skupić na walce. Każdy ruch mieczem wymagał od niego sporego wysiłku.

          Miecz był przeklęty. Ta myśl dotarła do Setha dopiero po chwili i chłopak zrozumiał, że już pewnie nie przeżyje dzisiejszego dnia. Ale skoro tak się miało stać, musiał dokończyć to, co zaczął. Musiał zabić Rhadaumona.

         Ostatkiem sił Seth spróbował zaatakować. Demon, widocznie nie spodziewając się tego, nawet nie próbował się obronić. Miecz przeszedł gładko przez jego ciało, a jakaś siła odepchnęła piętnastolatka od demona.

          To było jego ostatnie wspomnienie. Później nastała ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top