-13-
Seth obudził się w łóżku. Początkowo nie wiedział, gdzie jest ani co się stało. Dopiero później przypomniał sobie walkę z Rhadaumonem. Opanowała go ulga, bo, skoro leżał w łóżku, udało im się pokonać demona i Baśniobór był już bezpieczny.
Chłopak przez chwilę leżał w łóżku, wpatrując się w sufit, po czym stwierdził, że wstanie. Usiadł na łóżku i jedną ręką chciał ściągnąć z siebie kołdrę, a drugą się podeprzeć, jednak od razu poczuł w jednej ręce straszny ból. Od razu opadł z powrotem na poduszki i spojrzał na rękę. Była ona zabandażowana, a piętnastolatek przypomniał sobie, jak Rhadaumon zdołał zranić go swoim mieczem.
Seth westchnął, po czym spróbował wstać z łóżka bez opierania się na rękach. Trochę mu to zajęło, ale w końcu stanął na podłodze i ruszył po schodach.
Kiedy chłopak stanął na dole schodów i chciał ruszyć w stronę kuchni, usłyszał rozmowę dobiegającą z salonu. Zaciekawiony ruszył w tamtym kierunku i gdy stanął w progu, zobaczył Paprota, Ronodina, Agada i Sfinksa siedzących na fotelach.
— O, Seth, jak miło cię widzieć! Właśnie rozmawiamy sobie o wczorajszej bitwie. Może siądziesz z nami i napijesz się herbatki? — zaproponował Ronodin.
Seth wpatrywał się w niego zdumiony. Mroczny jednorożec zdecydowanie był tutaj więźniem, a zachowywał się, jakby to był jego dom.
— Tak właściwie, to oznajmiamy mojemu drogiemu kuzynowi, że resztę życia najpewniej spędzi w baśnioborskiej Skrzyni Ciszy — powiedział Paprot, na co Ronodin tylko wzruszył ramionami.
— Jak kto woli — odpowiedział mroczny jednorożec.
— To ja już pójdę — oznajmił Seth, po czym odwrócił się i pomaszerował do kuchni. Zastał tam babcię zmywającą naczynia.
— Dzień dobry, Seth — powitała go. — Jak się czujesz?
— Dobrze. Jedynie ręka mnie trochę boli — odparł piętnastolatek, siadając do stołu. Chwilę później babcia postawiła przed nim talerz pełen ciepłych naleśników.
— Smacznego — powiedziała, wracając do zmywania talerzy. Seth kiwnął głową i zaczął jeść naleśniki. Były naprawdę dobre i chłopak nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy jadł taki posiłek. Ostatnimi czasy jadał tylko i wyłącznie kanapki.
— Warren, prawda, że... — zaczął Seth i dopiero puste krzesło obok przypomniało mi, że jego przyjaciel już nigdy nie zasiądzie do stołu. Łzy pociekły mu z oczu, kiedy na nowo próbował skupić się na jedzeniu. Szybko otarł je dłonią.
— Coś mówiłeś? — spytała Ruth, wycierając garnek ścierką.
— Nie, nic — powiedział Seth, ledwo panując nad głosem. Szybko dokończył posiłek, po czym podziękował i wyszedł na podwórko. Ruszył w stronę lasu z zamiarem odwiedzenia satyrów i podglądania telewizji, ale w połowie drogi zatrzymał się, niepewny, czy na pewno ma na to ochotę. Nowel i Doren na pewno od razu zauważyliby jego zły nastrój, a on nie miał ochoty odpowiadać na ich pytania.
Po chwili namysłu Seth ruszył znowu w stronę lasu, ale nie z zamiarem odwiedzenia satyrów, tylko pójścia nad staw. Z niewiadomego powodu chłopak miał wrażenie, że będzie miał szansę pobyć tam trochę sam.
Po paru minutach piętnastolatek doszedł do żywopłotu i przecisnął się pod nim. Rozejrzał się po ogrodzie i zorientował się, że nikogo (oprócz paru wróżek) nie ma w pobliżu. Odetchnął z ulgą, po czym podszedł do najbliższej altanki i usiadł obok niej. Chwilę wpatrywał się w nieruchomą powierzchnię jeziora, po czym chwycił leżący obok kamień i rzucił nim w taflę. Powstały niewielkie fale, a Seth wziął następny kamień i nim rzucił. Takie, z pozoru niewinne, zajęcie pozwoliło mu przez chwilę nie myśleć o śmierci dziadka i Warrena.
— Wszystko w porządku? — Seth wzdrygnął się na dźwięk głosu. Obrócił głowę i zobaczył stojącą niedaleko Naomi.
— Tak. Znaczy nie. Nie wiem. — chłopak westchnął, wrzucając do wody kolejny kamień. Z wody wynurzyła się najada, cisnęła w niego kamieniem,po czym ponownie zniknęła pod powierzchnią. Seth ledwo uchylił się przed pociskiem.
— Nie powinieneś ich denerwować — stwierdziła Naomi, siadając obok niego.
— Możliwe.
— Seth, widzę, że coś cię gryzie. Co się stało?
Chłopak westchnął.
— Parę lat temu uzdrowiłem pewnego demona, przez co zginął mój przyjaciel, Coulter — zaczął. — Teraz zginął Warren, mimo że go wcale nie powinno być w tej świątyni. I jeszcze dziadek. Mogłem go uratować. Prawdę mówiąc żaden z nich nie musiał zginąć. Ale zginęli, przeze mnie.
— Seth, nie obwiniaj się — powiedziała dziewczyna, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.
Przez parę następnych chwil panowała cisza, którą przerwała Naomi.
— Ja już pójdę. Peter powiedział, żebym wróciła przed południem, bo wtedy zamierzają dać Ronodina do Skrzyni Ciszy — powiedziała, wstając. Seth wstał razem z nią.
Przyjaciele ruszyli w ciszy przez las i po paru minutach doszli do domu. Naomi pożegnała się z Sethem w korytarzu i ruszyła do swojego pokoju. Chłopak w milczeniu czekał na Agada, Paprota, Ruth, Vanessę, Kendrę i Ronodina, którzy pojawili się chwilę później, i razem z nimi zszedł do lochów. Po chwili doszli do Skrzyni Ciszy.
— Ronodinie, jakieś ostatnie słowo przed wiekami milczenia? — spytał Agad.
— Tak — odparł mroczny jednorożec. — Paprocie, mógłbyś mi przedstawić twoją dziewczynę? Bardzo chciałbym ją poznać.
— Znasz ją. To Kendra — odpowiedział Paprota.
— Kendra? No cóż, miło było poznać. Życzę nieszczęścia. Do widzenia. — mroczny jednorożec wszedł do Skrzyni Ciszy. Podczas, gdy ona się obracała, Seth poczuł ulgę, bo świat magiczny był bezpieczny i na razie nic nie wskazywało, by to się w najbliższym czasie miało zmienić.
~~~
No i to koniec tej serii
Będzie kontynuacja, ale kiedy, to wam nie powiem, bo dopiero zaczęłam ją pisać na SQ
Jakby ktoś chciał przeczytać tam, to link do mojego profilu jest w moim o mnie, a opowiadanie nazywa się Czas Zagłady
Miłego dnia ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top