Rozdział 3
Weszłam do domu, a ojciec oglądał jakieś wiadomości na starym telewizorze. Tradycyjnie na stoliku było pełno pustych butelek, a na podłodze kilka resztek po papierosach.
- Panie Ojcze... - zaczęłam cicho, bojąc się jego reakcji.
- Czego chcesz, suko? - spytał warcząc niewyraźnie, a ja już wiedziałam, że nie jest dobrze. Westchnęłam cicho.
- Tu mam wypłatę - powiedziałam, wyciągając w jego stronę pliczek banknotów. Ojciec zerwał się chwiejnie z kanapy i wyrwał mi pieniądze z dłoni.
- Tylko tyle!? - krzyknął, a ja się skuliłam.
- Zawsze tyle dostaję - powiedziałam cicho.
- To zdecydowanie za mało, masz się bardziej postarać!
- Dobrze Panie Ojcze - powiedziałam cicho i szybko ruszyłam w stronę swojego pokoju. Jak najdalej od tego mężczyzny.
- Czekaj, dziwko - powiedział i popchnął mnie na ścianę. Chwycił moje nadgarstki jedną ręką, a drugą dostałam w policzek, potem w brzuch.
- Proszę, przestań... - wychrypiałam.
- Nie jesteśmy na ty - warknął.
Kolejne uderzenie.
- Przepraszam... - wyszeptałam przez łzy.
Następny cios.
- Przepraszaj, przepraszaj i tak nic ci to nie da.
Kolejna fala bólu.
- Jesteś tak słaba jak twoja matka!
Jęknęłam, czując kolejne uderzenie.
- A skoro już dostałem pieniądze, myślę, że nie jesteś mi potrzebna - warknął i znowu uderzył mnie w brzuch. Zgięłam się w pół.
- Wynoś się z mojego domu! - wrzasnął, puszczając moje nadgarstki, a ja osunęłam się na ziemię z płaczem.
Słyszałam, jak wychodzi z domu. Trzasnął drzwiami. Leżałam tak chwilę, ciężko oddychając.
Znowu. Znowu mi to zrobił...
Nie wiem, jakim cudem wstałam na nogi i doszłam do mojego pokoju. Zamknęłam się na klucz i schowałam twarz w dłoniach. Łzy znaczyły swoje ścieżki na moich policzkach.
Jak chce, to niech ma. Zresztą, jeśli nawet wytrzymam z nim psychicznie, moje ciało w końcu też ma granice. Prędzej czy później skończę tak jak mama. Mam dosyć zarabiania na nasze życie. Płacenia czynszów. Pilnowania, abyśmy nie umarli z głodu. Mam dosyć takiego życia. Chcę być normalnym dzieckiem. Niech teraz ojciec sobie sam.
Zacisnęłam zęby, patrząc na bransoletkę mamy. Czy tego by chciała? Nie wiedziałam, ale jednego byłam pewna. Nie chciałaby, abym cierpiała.
Chwiejnym krokiem doszłam do szafy, chwyciłam wszystko, co tam się znajdowało. A że nie było tego dużo, wszystko zmieściło się w moim starym plecaku. Spodnie, bluzki i kurtka. Oderwałam deskę z podłogi i wyjęłam wszystkie pieniądze ze skrytki. Sięgnęłam po szkicownik i go także wrzuciłam do plecaka. Ściągnęłam z łóżka koc.
Rozejrzałam się po pustym pokoju i stwierdziłam, że mimo wszystko mojemu ojcu należy się jakieś wyjaśnienie. Może w końcu zrozumie i się zmieni, chociaż w to wątpię.
Sięgnęłam po długopis i zaczęłam pisać.
Odchodzę. Wiem, że jesteś teraz wściekły, ale mam Ci coś do przekazania. Mam dosyć tego jak mnie traktujesz. Tego, jak z każdym dniem się na mnie wyżywasz, krzyczysz i bijesz. Przez Ciebie umarła mama. Ona Cię kiedyś kochała, tak jak ja. Ale Ty wszystko zniszczyłeś. Są tylko dwie rzeczy za które Ci dziękuję. Po pierwsze, dziękuję za to, że nigdy nie próbowałeś mnie zgwałcić. Po drugie, dziękuję, że sam pozwoliłeś mi odejść. Od dzisiaj musisz radzić sobie sam. Życzę Ci, abyś w końcu cokolwiek zrozumiał. Wyciągnął wnioski i się zmienił. Nie wiem czy nadal Cię kocham i nie wiem czy wrócę. Nie próbuj się ze mną kontaktować, do czasu aż się nie zmienisz. Żegnaj, Panie Ojcze.
Kiedyś kochająca Cię córka
Emily
Poczułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku i kapie na kartkę. Zamrugałam oczami i szybko starłam resztę cieczy wierzchem ręki.
Wyszłam z pokoju i położyłam list na stole. Ostatni raz spojrzałam na dom. Zamknęłam drzwi i wyszłam. Z dala od ojca, z dala od mojego starego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top