Śmiał się

Śmiał się. Woda przesiąkała krwią, rozświetlała się histerycznymi błyskami i kotłowała od kakofonii chaosu, a on się śmiał.

Tutaj, w zimnej toni, każdy dźwięk był bliski. Każde skrobnięcie po skale, każde szurnięcie ogonem po piasku czy wrzask cudem wydobyty z zalanego cieczą gardła, było słychać jak zaraz przy uchu. Zwykle, oprócz podwodnego szumu takie dźwięki stanowiły jedynie nieznaczny dodatek do chłodnej głębi, jednak teraz były kolejnym pociskiem, który szarpał przerażone smoki.

A on potrafił się tylko śmiać. W całej tej kipieli, pełnej sadzy i krzyków, on tulił do siebie śliskie, zielonkawe łuski i się śmiał. Gdzieś na obrzeżach przyćmionej świadomości majaczyła mu myśl, że ten jego histeryczny śmiech jest dla innych, przerażonych sytuacją Morskoskrzydłych kolejną drzazgą, która bezlitośnie wydziera im resztki zdrowej psychiki, drapieżnie krążąc wszędzie wokół. Ale nie obchodziło go to.

Znaleźli nas. Znaleźli nas. Znaleźli. 

Powinien walczyć. Powinien być na górze, powinien rzucać się do gardeł nieboskrzydłych najeźdźców, którzy właśnie mordowali setki innych smoków.

Ale to też go nie obchodziło. Śmierć innych istnień była dla niego niczym, skoro to jedno było już martwe.

......

Początkowo miało to być o Szczupaku, bo lubię takie angry postacie, a w szczególności tę mokrą kluchę, ale teraz to chyba po prostu shot o jakimś Morskoskrzydłym przeżywającym break down podczas ataku na Pałac Letni.

W sumie, to mogłab to nawet podciągnąć pod Pelikana, z którego tak właściwie zrobiłam smoczą wersję Wertera, hah

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top