43 (November 17th, 1975)


ROGER POV

Uśmiechnąłem się z powodu Johna, aby go uspokoić i zobaczyłem, że czuł się bardzo niekomfortowo we własnej skórze - czy też raczej zmieszany co ze sobą robi.
'To przecież nie koniec świata, prawda?' Próbowałem podnieść go na duchu. Westchnął i wzruszył ramionami. 'Trochę jest, wiesz..' Pozwolił sobie upaść plecami na łóżko. 'Jestem katolickim gejem, który jest zakochany w kimś, kto nigdy z nim nie będzie.' Spojrzał na mnie, prawdopodobnie oczekując, że powiem mu, że jest inaczej. Nie wiedziałem szczerze co powiedzieć, więc pozostałem w ciszy.
Jego nieznacznie rozczarowany wzrok zawędrował z powrotem do sufitu.

Miałem dylemat.
Dalej kochałem Briana, jednak Deaky był przesłodki oraz bardzo przystojny i miły. I powiedział, że mnie kocha. Nie tak jak Brian, który obściskiwał się ze nieznajomymi, zawstydzając mnie.
Cóż, Brian powiedział, że mnie kocha z kilka razy mimo to, że nie był otwarty na swoje uczucia i był naprawdę słodki jeśliby się postarał... I pomógł mi tyle razy, ocalił mi nawet życie.
Deaky również zawsze był przy mnie.

'Aahh, co za gówno!' Zgrzytnąłem zębami.

John zmarszczył brwi. 'Tak, wiem, mówiłem? Gówno. Jak ja teraz to powiem mamie?' Sapnął. 'Jak ja teraz powiem o tym mojemu tacie?'

'Deaky, mam teraz większe problemy niż ty!' Przeniosłem kilka pasem włosów z mojej twarzy i westchnąłem.

Byłem jak najwspanialsze trofeum, które każdy pożądał. Jedyny, który zamieniał wszystkich w gejów, piekielnie przystojny Roger.
Mogłem wybrać sobie chłopaka, mogłem mieć wszystkich, których sobie zapragnąłem.
Oczywiście, że wszyscy mnie pożądali!
Co w tym przypadku było to jakimś przekleństwem.

I jako bonus wiedziałem, że oboje zmagali się ze swoim zdrowiem psychicznym i bardzo łatwo można było ich zranić i obrazić. To jeszcze bardziej utrudniało sprawę.

Nie chciałem wybierać między nimi.

Położyłem się obok Deaky'ego, gapiąc się w sufit tak jak on to robił. Chwila ciszy minęła.
Po chwili, poczułem jak zagląda na mnie z boku.
Przechyliłem nieznacznie głowę i spojrzałem na niego, który sprawił, że ponownie zarumienił się lekko. 'Dziękuję Ci, Roger..'
'Za co?'
'Za pocałunek..'
Zaśmiałem się. 'Yeah, to by było dziesięć funtów!' Zaśmiał się również, potem jednak niepewnie 'Naprawdę?' było słychać. Prychnąłem i zaśmiałem się.

Nie mógłbym mu odmówić. To zniszczyłoby jego duszę, zwłaszcza wtedy od kiedy dowiedziałem się, że tak naprawdę nie jest szczęśliwy w żadnym wypadku. I tak brał antydepresanty.
Nie chciał nikomu mówić o swoim psychicznym samopoczuciu, jednak widziałem tabletki na jego stoliku nocnym na naszej pierwszej trasie i od tego czasu próbowałem obchodzić się nim ostrożnie, nie mówiąc niczego co mógł zinterpretować jako coś wrednego.

BRIAN POV

Następną rzeczą, którą pamiętałem było to kiedy obudziłem się na dworze, leżąc na ziemi. Było zimno. Nie wiedziałem gdzie jestem. Bolała mnie głowa tak samo jak nos. Dotknąłem go i dostrzegłem krew na moich palcach. - krwawiłem! Rozejrzałem się dookoła, szukając co mogło sprawić okropny ból głowy. Zmrużyłem oczy i przyłożyłem dłoń do mojej skroni.
Wyglądało na to, że wyrzucili mnie z klubu. Katastrofa!
Próbowałem wstać, przytrzymując się ściany. W końcu udało mi się to i stałem tam chwiejąc się na lewą stronę.

Byłem sam, nie wiedziałem jak mam dotrzeć do busa.
Nigdy więcej nie wypije tyle. Dlaczego w ogóle to zrobiłem? Nie mogłem sobie przypomnieć. Zacząłem cicho przeklinać, tocząc się wzdłuż drogi, szukając czegoś co mogłoby mi pomóc przywrócić wspomnienia, jednak na nic. Wszystko było dla mnie obce.
Gdzie ja w ogóle byłem?
Liverpool, ah tak.
Nie, Convetry!
Albo i nie..?

Drogi były prawie puste. Nie było żadnych ludzi, których mogłem zapytać o pomoc.
O co bym zapytał tak na marginesie?

Jak mam się dostać z powrotem do tourbusu?
Wiesz może, gdzie podziewa się Freddie?

Świetnie Brian.
Zgubiłeś się.

ROGER POV

Leżałem na łóżku, jednak nie potrafiłem zasnąć.
Była właśnie trzecia w nocy i byłem zmęczony, ale moje myśli nie dawały mi spokoju.
Mój wzrok był rozdzielony od sufitu i wędrował w kierunku Deaky'ego, który miał głęboki sen w innym łóżku po drugiej stronie pokoju.
Wyglądał spokojnie kiedy spał - tak samo jak Brian.

Prawdopodobnie wszyscy wyglądają spokojnie kiedy śpią. Wszyscy wyłącznie Paul. On pewnie wygląda głupio.

Wstałem i zakradłem się do okno, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
Była to pochmurna noc i panowała całkowita cisza.
Rozejrzałem się wokoło; wiatr owiewał ulice, mogłem usłyszeć szelest liści i biały szum miasta był tej nocy dość głośny.

Mój wzrok dryfował po ulicach tuż przed pokojem hotelowym mogłem dostrzec ciemną postać chwiejącą się na nogach tuż pod okryciem nocy. Trochę dziwne ponieważ obszar, w którym znajdował się hotel był pusty w porównaniu z obszarem wokół klubu.

Światło uliczne finalnie padło na twarz postaci, ujawniając jej twarz - mogłem dostrzec, że był to Brian!

'Bri?!' Krzyknąłem. Brian podskoczył z zaskoczenia i prawie przewrócił się do tyłu.
'Oh Roger! Dzięki Bogu!' Rozłożył ramiona w moim kierunku.
Wyglądał okropnie; jego nos krwawił i miał śliwę pod okiem.

'Co do diabła się stało, Brian?' Zamiast czekać na odpowiedź, zdecydowałem go wziąć do naszego pokoju.
'Czekaj tam!'
Zamknąłem okno i zbiegłem na dół.

Naprawdę nie chciałem go widzieć, ale nie potrafiłem go zostawić na ulicy w takim stanie.
Na pewno nie pozwolę mu spać w jednym łóżku jak on miał to w zwyczaju. Byłem na niego za bardzo wkurzony.

*************************
kto by się spodziewał, ze dam dzisiaj rozdział? na pewno nie ja heheheh, łapcie i czytajcie!! do następnego❤️

con x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top