Złość
Od tamtego dnia często zauważał ją zupełnie przypadkiem. Zawsze w otoczeniu świeżo zmarłych dusz i choć starał się ją ignorować, to nigdy mu się to nie udawało. Miała zaskakujący dar pochłaniała jego uwagi, więc kiedy pewnego razu spotkali się na łące, kiedy przyszło mu zabrać duszę towarzyszącej jej piętnastolatki, nawet nie udawał zdziwionego.
– Co ty tu robisz? – spytała i po raz pierwszy wydawała się być zirytowana. – Veronica nie umrze. Słyszysz mnie? Nie pozwolę ci na to.
– Nie potrzebuję twojego pozwolenia – odpowiedział zgodnie z prawdą, nie będąc zaskoczonym, że czarnoskóra dziewczyna go nie widzi. – To nie ja podejmuję decyzję o tym, kto umiera, a kto żyje. Ja je tylko wykonuję. Bez śmierci na świecie panowałby chaos.
– Od kiedy chaos to coś złego? – spytała niewinnie. – Proszę...
– Spokojnie – wtrąciła się wreszcie Veronica, ściskając jej dłonie. – Jestem gotowa.
Kiedy ciało dziewczyny osunęło się bezwiednie na łąkę pełną stokrotek, a dusza Veronici zamieniła się w pył, odetchnął z ulgą. Miał zamiar odejść bez słowa, ale wpatrując się w szlochającą dziewczynę, nie potrafił się do tego zmusić.
– Nienawidzę cię – powiedziała zagniewana. – Naprawdę cię teraz nienawidzę.
– Wiem – odparł lekko, przyciągając ją do siebie ramieniem.
– To nie fair. Jaki jest pożytek z tego wszystkiego?
– Czy ze wszystkiego musi być jakiś pożytek?
– Ale jeśli widzisz, ile zostało komuś czasu, to powinnam móc chociaż raz komuś pomóc i go uratować! – wykrzyknęła mu wreszcie prosto w twarz, wstając z zajmowanego miejsca. – Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć!
Spodziewał się tego w pewnym momencie. Nie sądził tylko, że nastąpi to tak szybko i tak gwałtownie, a wraz z jej krzykiem oraz słowami ostrymi jak szkło, poczuje coś, czego od dawna nie czuł.
Irracjonalną złość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top