Ostatni raz
Wszystko było dobrze – myślał, obserwując świat po dwóch latach. Nadal był Żniwiarzem, Hope nadal żyła, funkcjonując na własną rękę, zarabiając na własne życie i walcząc o własne marzenia, walcząc z przeznaczeniem, śmiercią i wszystkimi przeciwnościami.
Wszystko było dobrze – myślał, obserwując Nicholasa, z którym przyszło jej studiować ratownictwo medyczne. – Czemu więc mam nieodparte przeczucie, że coś jest nie tak?
– Vincent! – krzyknęła Hope, zbiegając po schodach pokaźnego budynku, ciągnąc za rękaw swojego towarzysza. – Poznaj Nicka.
– Miło mi – powiedział niewysoki chłopak z bujną, rudą czupryną i okularami na nosie. – Muszę już uciekać, wiesz, jak moja mama się nie cierpliwi, gdy spóźniam się na obiad. Pamiętaj, żeby wysłać mi wieczorem notatki!
Odprowadził go spojrzeniem do samochodu, a Hope w tym czasie ułożyła brodę na jego ramieniu, obejmując go od tyłu. Z tej odległości mógł poczuć jej perfumy, ale to nieważne. Gdyby jego serce biło, przyspieszyłoby, ale to też nie było ważne.
Ważny był jej uśmiech, gdy zza czarnego płaszcza wyciągnął bukiet białych róż, a ona z niemal dziecięcym zachwytem przytuliła je do siebie.
– Ile ty masz lat? – zapytała wreszcie z rozbawieniem. – Nie jesteśmy za starszy na takie gesty?
– A na ile wyglądam?
– Według moich koleżanek wyglądasz staro – zaśmiała się, ujmując jego dłoń. – Mówią, że musisz pracować w MI6. Albo że jesteś moim sponsorem.
– Wyglądam staro, bo ciągle się o ciebie martwię. Nie powinnaś biegać po schodach.
Jak zwykle wywróciła oczami na jego matkowanie, po czym jak gdyby nigdy nic puściła się biegiem jedną z ulic, ciągnąc go za sobą. Była już zdyszana, gdy dotarli do wynajmowanego przez nią pokoju w starej kamienicy, ale nie przeszkadzało jej to przeskakiwać co dwa stopnie, byleby tylko znaleźć się szybciej w środku.
Rzuciła się na łóżko, zdejmując ze stóp zniszczone tenisówki i tylko cudem uniknął trafienia jedną z nich, kiedy rzuciła je w kąt ze śmiechem.
– Orientuj się, Vincent.
W ciągu następnych kilku godzin zjedli razem późny obiad, leżeli w łóżku przez kilka godzin, opowiadając o swoim dniu i bawili się swoimi włosami, choć Hope odznaczała się złym nawykiem ciągnięcia za ich pojedyncze pasma ku jego oburzeniu.
Tego dnia wyglądała na zmęczoną, więc nie zdziwił się, kiedy w końcu zasnęła, śliniąc się na jego koszulę przez otwarte usta. Następny ranek również powitali razem i pozwolił sobie nawet na serię kilkunastu pocałunków, których Hope nieustannie się domagała. W liceum stanowiły one przykład mocnego czynnika motywującego w jej życiu.
Kiedy jednak odsunął się od niej, była blada, jej oddech urywany, a bicie serca wolne. Mimo wszystko uśmiechała się w sposób, który poruszał jego serce i chociaż to nie było poprawne, to nie było dobre, pozwalał sobie na to, mówiąc, że to ostatni raz.
(Ale jakimś cudem po każdym ostatnim razie następował kolejny.)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top