Nadzieja

Wkrótce w całej siedzibie głównej pojawiły się plotki o nim i szesnastolatce, których nawet nie zamierzał komentować. W gruncie rzeczy dlatego, że były one prawdziwe, a ich znajomość stała się jeszcze bardziej zagmatwana, niż początkowo przypuszczał. Jedynie Dominic uśmiechał się pod nosem za każdym razem, kiedy ktoś o niej wspomniał.

– Historia godna dramatu Sofoklesa, nie sądzisz? – zapytał go pewnego czwartkowego popołudnia. – Ostatnio jesteś bardziej ponury niż zwykle.

– Czego oczekujesz od Ponurego Żniwiarza? Tęczy i nalepek z jednorożcami?

– Mówię tylko, że jeśli chciałbyś z nią porozmawiać, to nie powinieneś zwlekać. Ludzkie życia są bardzo kruche i wiemy o tym najlepiej.

Za to właśnie Dominica nienawidził najbardziej. Po rozmowie z nim odnosiło się wrażenie, że wie on o wszystkich tajemnicach wszechświata, jakby jedno spojrzenie w jego oczu, pozwalało mu poznać twoje serce.

Swoją decyzję o rozmowie z nią zwalał właśnie na niego.

Nie miał tylko pojęcia, jak mieliby się spotkać. Wtedy też dotarło do niego, jak niewiele o niej wiedział. Z każdym życiem starał się odsuwać od niej bardziej, ograniczając ich kontakty do minimum, a tym razem łamał swoją niepisaną zasadę. Wybrał się na cmentarz, na którym pochowano jej dziadka, mając zamiar poszukać tam jakichkolwiek informacji. Został przyjemnie zaskoczony, zastając ją pod kwitnącym krzewem jaśminu.

– Nie odchodź – wypalił pospiesznie, widząc, jak się zbierała. – Proszę.

Przyjemnie go zaskoczyła, kiedy naprawdę przystanęła w miejscu i spojrzała na niego z oczekiwaniem.

– Chciałbym z tobą porozmawiać.

– Mamy o czym rozmawiać?

– Chciałbym przeprosić za to, że zdarzało mi się bycie nieprzyjemnym. Od dawna nie rozmawiałem z ludźmi i być może faktycznie zapomniałem, jak to jest być żywym.

Przez chwilę wpatrywała się w niego uważnie, oceniając jego szczerość, aż drobny uśmiech wkradł się na jej twarz, a ona chwyciła jego zimną dłoń.

– Wybaczam ci – powiedziała wreszcie, ciągnąc go do przodu. – Przy okazji... myślę, że chyba powinieneś poznać moje imię. Mam dosyć tych bezosobowych zwrotów.

– Więc jak masz na imię?

– Hope.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top