Rozdział 41

Marinette

Rozpuściła włosy z koka i po raz kolejny przejrzała się w lustrze. Obejrzała się z każdej strony. Poprawiła swoją czerwona szminkę  i ponownie spięła włosy, ale tym razem w dwa krótkie warkocze. Delikatnie psiknęła przeguby swoim owocowym perfumami. 

- Może zamiast do pracy... - Usłyszała Lukę w drzwiach łazienki. - Zostaniesz i nie wyjdziesz z łóżka do przyszłego lata?

- Niezła próba. - Powiedziała z uśmiechem. - Niestety dla ciebie, ale to ważne praktyki.  - Ucałował ja w czoło i oboje ruszyli na korytarz, gdzie dziewczyna zakładała czarne szpilki. 

- Wyglądasz za dobrze. - Powiedział, marszcząc brwi. Dziewczyna uśmiechnęła się pobłażliwie. 

- Proszę cię. - Westchnęła. - To śmieszne. 

- Niby dlaczego? - Zapytał. - Wyglądasz jak jedna z modelek, a nie stażystka projektanta. 

- Kochanie. - Prychnęła śmiechem i znów przejrzała się w lustrze. Chwile się zastanowiła. - No dobra, może masz odrobinę racji.

- Jakby to było coś dziwnego. - Mruknął pod nosem, krzyżując ręce. Westchnęła lekko poirytowana i zaczęła zmywać szminkę z ust. 

- Wolę, aby nie uznał przypadkiem, że chce zdać praktyki przez lóżko. - Luka zaczął kaszleć. 

- Skąd w ogóle taka myśl? - Zapytał. 

- No... - Uśmiechnęła się. - Kojarzysz Lilę, opowiadałam ci o niej. Z literaturoznawstwa. 

- Ta "suka", która non stop podkłada ci wszędzie świnie? - Zapytał.

- Tak. - Odpowiedziała, biorąc matową, brązowa szminkę. - I ona serio robi mi okropne rzeczy. Sam wiesz z resztą, zabiera mi książki z biblioteki...

- Jest na takim kierunku.. - Wtrącił się. 

- Podbiera mi ostatni budyń na stołówce. - Wymieniała dalej.

- No, chęć na deser nie jest zakazania. - Wzdrygnął ramionami.

- Oblała mnie kawą na korytarzu. - Mówiła dalej.

- I jeśli dobrze pamiętam. - Westchnął ciężko. - Przeprosiła.

- Nieszczerze! - Warknęła, wyciągając telefon, gdy poczuła przychodzący SMS. - Tak czy siak, chodzi o to, że przespała się z wykładowcą od praktyk, aby załatwił jej w wydawnictwie Uniwersytetu.

- No cóż... - Mruknął. - A skąd to wiesz?

- Od Chloe. - Mari coraz bardziej marszczyła brwi, czytając wiadomość na małym ekraniku. 

- Od największej plotkary jaką znamy? - Zapytał, a dziewczyna tylko wzdrygnęła ramionami.

- I tak nie ważne. - Westchnęła, zdejmując marynarkę. - Odwołali mi dzisiejszy dzień. Sprawy osobiste. 

- Szkoda. - Stwierdził chłopak, odgarniając jej kosmyk włosów z twarzy. - A tak się wypiękniłaś. 

- No właśnie! - Kąciki jej ust smutno opadły. - Oby to była jednorazowa sytuacja. Nie chce mieć sytuacji Mylene. 

- Opowiesz mi wszystko na lunchu. - Stwierdził, łapiąc jej dłoń. - Szkoda, aby ten strój się zmarnował. Tylko się przebiorę. - Marinette łagodnie się uśmiechnęła i kiwnęła głową. 

Adrien

- Mój mały kochany syneczek. Moja bułeczka cynamonowa! - Jego matka chodziła nad nim i tarła sobie policzki, a kobieta z karetki wpatrywała się w blondynkę z nieukrywanym współczuciem. Chłopak szczerze zastanawiał się nad tym jak Kylie z jego tragedii zrobiła swoją. Okryli go kocem, ale jak tylko na miejscu zdarzenia zjawiła się ta kobieta zapomnieli, że chłopak był przetrzymywany przez mordercę w pomieszczeniu z trupem.

- Proszę cię, mamo. - Szepnął żałośnie, chcąc jedynie spokoju. 

- Och, moje kochanie. - Odgarnęła mu spocone kosmyki z twarzy, a potem z lekkim obrzydzeniem na twarzy wytarła dłonie o spodnie Adriena. - Mój biedny synuś. Ile musiałeś przeżyć. 

- Matko.- Łzy ciekły jej po policzkach, ale wcale nie ujmowało jej to uroku. Tylko ona potrafiła sprawić, że człowiek wzdychał na jej widok nawet, gdy łkała. 

- Pani Agreste, proszę się nie martwić. - Powiedziała jedna z ratowniczek. - Weźmiemy Adriena na obserwacje, czy nie ma przypadkiem traumy.

- TRAUMY!? - Zapytała ze zgrozą, blednąc.  Opadła na miejsce obok swojego syna, wachlując się dłonią intensywnie. - Mój biedny syn. 

- Może dam Pani coś na uspokojenie? - Zapytała kobieta. - Gabriel rozmawiający z policją, spoglądał na to z wyraźnym politowaniem. Doskonale znał swoją żonę i jej wszystkie sztuczki. Kochał ją za jej zalety jak i wady, więc nawet jej delikatne histeryzowanie mu nie przeszkadzało. Świadom, że to tylko pokaz, westchnął głęboko i wykonał telefon do asystentki. 

- Nathalie? - Zapytał do telefonu. - Umów nas z adwokatem, pozwiemy tego chłopaka. 

Alix

Kolejny placek ziemniaczany trafił na podłogę. Przeklęła głośno i wyłączyła gaz, rezygnując z obiadu niespodzianki. Złapała ulotkę z lodówki i zadzwoniła po pizzę z pieczarkami. Nie ma co się oszukiwać, Pizza COT lepiej sobie poradzi z gotowaniem niż ona. Natomiast postanowiła przygotować stół. 

Pozbierała wszystkie śmieci z pokoju i okryła blat czerwonym obrusem. Postawiła na środku złoty świecznik. Zapaliła trzy beżowe świece. Potem dała dwa talerze po przeciwległych stołach, dwie łyżeczki do sosów i nóż z widelcem, aby dobrze wyglądało. Pizza była pół godziny po tym jak zamówiła, a Nino pięć minut po niej. 

- Cze... - Nie zdążyła się przywitać, gdy w progu, złapał ją w biodrach, pochylił się i przycisnął swoje usta do jej, zamykając drzwi za sobą. 

- Przepraszam. - Szeptał między pocałunkami, a ku zdziwieniu dziewczyny, nie mogła w żaden sposób zareagować. Mulat był zbyt silny. 

- Stop! - Warknęła w końcu, gryząc go mocno w wargę. - Pizza nam stygnie, a ja nie rozumiem o co chodzi.

- To zjedzmy, a ja ci wszystko opowiem. - Westchnął ciężko. Usiedli przy stole i zajadali się swoim obiadem na grubym cieście.  - Alya mnie pocałowała. - Przerwał ciszę. Alix zaczęła krztusić serem z pieczarkami.

- Kurwa! - Krzyknęła. - Kiedy?

- Jak byłem w XYZ. - Westchnął i odłożył kawałek pizzy. - Przepraszam, nie odepchnąłem jej od razu, nie umiałem. Tyle razem byliśmy, a ona mnie zaskoczyła.

- I zdradziła! - Krzyknęła Alix, czerwona ze złości co dość zabawnie kontrastowało z kolorem jej włosów. - Z reszta nie ty zacząłeś, jebana dziwka. - Zerwała się z krzesła. 

-Alix. - Szepnął skruszony i zawstydzony. - Proszę, zastanów się.

- Przemodeluje jej ten śliczny ryjek! - Ruszyła gwałtowanie do korytarza, odsuwając krzesło. Trzasnęła drzewami, nie pamiętając o butach i kurtce. Czuła jak łzy napływają jej do oczu. Mocno zapukała do drzwi mulatki, aż jej rywalka jej otworzyła. - Czy serio nie mogę być szczęśliwa? Czy ni możesz odpuścić? To ty zrezygnowałaś!

- Nikt nie zakazuje ci szukać szczęścia. - Dużo wyższa dziewczyna oparła się o framugę i uśmiechnęła pobłażliwie. - Wiem, że zrobiłam głupotę i postaram się go odzyskać. Teraz wiem, że mam szansę. 

- Niby jaką? - Zapytała, zaciskając dłonie w pięści. 

- Oddał ten pocałunek. Odwzajemnił go. - Powiedziała.- Całuje cudnie.

- Ty suko! - Alix zamachnęła się, ale uderzyła pięścią w zamknięte już w drzwi. O wiele bardziej polało ją serce niż ręka. 









*Kto pierwszy dotrze do czego nawiązaniem jest Pizzeria COT oraz w jaki sposób wpadłam na te nazwę będzie miał dedykowany kolejny rozdział :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top