Rozdział 3
Adrien
Stojąc pod drzwiami swojego nauczyciela, nie zdążył nawet zapukać. Niski staruszek w hawajskiej koszuli otworzył mu drzwi i pokłonił się z lekkim uśmiechem.
-Nǐ hǎo*, Adrien.- Powiedział i wyprostował się, patrząc wyczekująco na swojego ucznia. Chłopak w szoku spojrzał na swego nauczyciela. Nie umiał zrozumieć jak mistrz Fu wyczuwał, że jest pod drzwiami. Szybko się zreflektował. Pokłonił się oraz przywitał, używając chińskiego. Chłopak naprawdę lubił swojego mistrza, pomimo że staruszek czasami zachowywał się dziwnie. No i pił dużo herbaty. Przez tą herbatę dużo sikał. Bardzo dużo sikał. Hěnduō sāniào.** Chciałby powiedzieć, że było to na swój sposób urocze, ale nie do końca tak myślał. Irytowało go to, bo robił co chwile przerwy, przez co Adrien miał lekkie problemy ze skupieniem. Z drugiej strony, te chwile w których Mistrz Fu go uczył były najciekawszymi momentami w całym tygodniu... Do czasu dostania tego SMSa.
-Nǐ hǎo ma?***- Z zamyślenia wyrwał go uprzejmy ton staruszka. Blondyn obdarzył uśmiechem swojego nauczyciela i wszedł do małego pokoju urządzonego w tradycyjnym chińskim stylu.
-Wǒ hěn hǎo, xièxie.****- Odpowiedział. Zajęcia bardzo szybko minęły oraz w przyjemnej atmosferze. To było naprawdę miłe dwie godziny. Następnie miał szermierkę z Kagami. Kiedyś fantastycznie im się walczyło, a teraz... Teraz on się męczy. Jak wygrywa, jego dziewczyna obraża się. Jak przegrywa, krzyczy na niego, ze robi to specjalnie. Tak czy siak jest źle i nie ma dobrego wyjścia. Po drodze zatrzymał się przy piekarni i kupił trzy croissanty u miłej czarnowłosej Chinki. Podziękował w jej ojczystym języku, a ona odpowiedziała mu lekkim uśmiechem i kiwnęła głową. Wsiadł do swojego kochanego autka i pojechał za zajęcia, które już nie miały być tak przyjemne jak język chiński.
Marinette
Ubrana w czarne krótkie spodenki z wysokim stanem i kwiecistą bluzkę włożoną w nie, pakowała potrzebne rzeczy do sporej torby, szykując się na zakupy ze swoją przyjaciółką. Spakowała między innymi materiałową torbę, ponieważ była przeciwniczką plastikowych reklamówek. Nagle, ktoś mocno zapukał w drzwi i bezczelnie nie czekając na żadną odpowiedź, wpakował się jej do małej kawalerki. Była to po części jej wina, bo ich nie zamknęła.
- Laska, gdzie jesteś? - Usłyszała znany jej radosny głos jej najlepszej przyjaciółki. Marinette wybuchła śmiechem z salonu. Tylko Alya mogła wparować do jej mieszkania bez dzwonienia, bez czekania. - Dobra, słyszę cię, idę do kibelka!- Krzyknęła na tyle głośno, że starsza sąsiadka obok postanowiła zapukać zirytowana laską w ścianę.- Ja pierdolę! Nie ma jeszcze ciszy nocnej, gdybym chciała mogłabym zamówić sobie prywatny koncert rockowy!
Marinette dopakowała ostanie rzeczy z myślą, że babuszka z mieszkanka obok znienawidziła jej do końca i nigdy więcej nie pożyczy jej jajek. Westchnęła cicho i zapukała do łazienki, ale nie dostała odpowiedzi, więc niepewnie otworzyła drzwi, a w środku było pusto.
- Alya? Gdzie jesteś?- Spytała rozglądając się na około, ale w odpowiedzi dostała jakieś niewyraźne pomruki z korytarza. Złapała torbę z salonu i ruszyła w stronę źródła dźwięku. Zobaczyła tam mulatkę, która trzymała w ustach kawałek sajgonki sprzed trzech dni, którą musiała na szybko odmrozić sobie w mikrofali i jednocześnie zakładała czarne tenisówki. Próbowała wcisnąć na swoją nogę małe tenisówki Marinette, ponieważ dzisiaj postanowiła ubrać akurat te, które kupiły sobie rok temu na targu - identyczne, ale w różnych rozmiarach- więc pewnie się pomyliła. Marinette złapała za szarą bluzę.
- Wiesz, że te są moje?- Zarzuciła nonszalancko bluzę na ramiona oraz włożyła ręce w rękawy, gdy Alya upuściła buta z dłoni i odwróciła głowę, patrząc rozszerzonymi w szoku oczyma na swoją przyjaciółkę i z tą cholerną, trzydniową sajgonką w ustach. Wyprostowała się. Ugryzła przysmak, złapała to co zostało na zewnątrz w prawą rękę, a resztę połknęła.
- Sorki.- Powiedziała i ubrała już swoje, a Mari ubrała te w które Alya próbowała się wcisnąć. Dzień zapowiadał się zabawnie, a to nawet nie była połowa.
Adrien
Pokonał ją cztery razy i dał jej wygrać sześć. Za każdym razem była zła, więc nie robiło mu to żadnej różnicy. Lubił przypominać sobie jak cudownie było na początku. Jak się poznawali w liceum, powoli i delikatnie. Gdy przebierali się w szatni, pierwszy raz dziękował za to, że ma szafkę tak blisko. Gdyby był dalej, w życiu nie odważyłby się do niej podejść i odezwać. A tak bez podchodzenia, nie miał czasu na myślenie i odwrót.
- Kochanie, pamiętasz jak walczyło nam się na początku? Gdy potrafiliśmy parować się kilkanaście minut?- Spytał i spojrzał na nią, aby zobaczyć jak bardzo tego pożałuje. O dziwo zobaczył jak lekko się zarumieniła oraz jej kąciki usta na chwilę podniosły się do góry. Były to ułamki sekund i już myślał, że wróciła jego stara, kochana dziewczyna. Którą zabierał do innej kawiarni na różnych randkach. Która śmiała się z jego najgorszych żartów. Która głaskała go po głowie, gdy wspólnie oglądali telewizję. Niestety nie. Po chwili na jej twarz znów wstąpił grymas złości.
- Tak było, póki nie zacząłeś dawać mi wygrywać!- Powiedziała wściekła i trzasnęła drzwiczkami od swojej szafki. Wzięła kilka głębokich wdechów.- Trzeba kupić nowe poszewki na pościel, pójdziesz do galerii. Czerwone i w paski.- Powiedziała po czym wyszła. A nadzieje chłopaka na wolne popołudnie wyparowały. Chłopak pojechał swoją Mitsu do galerii i... I zaczął po niej błądzić w panice. Gdzie ma kupić te poszewki? Co to poszewki? Zadawał sobie pytania w głowie. Chodził po tej galerii, rozglądał się, ale nie wiedział nawet co miał kupić, więc nie wiele mu to dało. Nagle w tłumie zauważył dość znane mu dwa kitki. Co prawda nie miał stuprocentowej pewności, że to jest ta dziewczyna, nie miał nawet dwudziestu procent pewności, ale kto nie ryzykuje ten nie zyskuje.
- Hej! Dziewczyno z Kitkami!- Krzyknął i zobaczył jak zatrzymuje się w pół kroku. Złapała się za swoją fryzurę i spojrzała na kobietę stojącą obok niej w podobnej pozycji. Następnie odwróciły się, a On im pomachał. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w niego w skupieniu, a potem chciała coś krzyknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Powiedziała coś swojej towarzyszce na ucho i ruszyła w jego stronę. Z przyjemnością przyglądał się jak jej kitki śmiesznie podskakują z każdym krokiem, chociaż jego zdaniem to oczy miała najbardziej hipnotyzujące. Przeniósł wzrok na jej przyjaciółkę i zobaczył jakiś dziwny uśmieszek. Jakby coś sugerowała.
Marinette
Ten model z parku zawołał ją w dość zabawny sposób, więc tylko dlatego postanowiła do niego podejść. Gdy była na tyle blisko, aby usłyszeć o co chodzi, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i uniosła brwi i zaczęła tupać głową.
- Hmmm?- Spytała z irytacją, a chłopak podrapał się po potylicy pokazując swoje zdenerwowanie.
- Wybacz. Ja... Pamiętam cię z parku, a kitki to coś co cię wyróżniało.- Powiedział i zaśmiał się zażenowany. Westchnął.- Wybacz, ale chciałem po prostu cię o coś poprosić.
- Ta? O co?- Spytała, a Alya, oparła się o jej ramię z ciekawością wpatrując w Adriena. Widziały malujące się na jego twarzy zażenowanie. Nagle jego policzki oblał rumieniec, który szybko pokrył całą twarz, uszy, a nawet szyję. Marinette opuściła ręce, a mulatka się wyprostowała.
- Moja dziewczyna poprosiła mnie o kupienie poszewek, ale w sumie... Ja tak naprawdę nie wiem co to jest.- Wyszeptał i spuścił głowę.
*Dzień Dobry, Adrien.
**Bardzo dużo sika.
***Jak się masz?
****Dziękuję, mam się dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top