Rozdział 28

 Marinette 

 Po oswojeniu się z tym, że jej kot przed chwilą zmienił się w ludzkopodobną istotę czekała na resztę gości, biorąc głębokie oddechy. Luka podał jej szklankę wody z lodem, a ciemnowłosa najpierw przytuliła ją sobie do policzka, a potem napiła się z niej, nie odwracając wzroku od niebieskich oczu swojego gościa.

- Nazywasz się Tikki? - Zapytała. - Faktycznie? - Kobieta kiwnęła głową. - Kto dokładnie jeszcze przyjdzie? - Zadała kolejne pytanie.

- Sass i Mullo, Mój najbliższy współpracownik i przyjaciel oraz jego żona. No i Plagg. - Odpowiedział Luka, a Tikki podniosła wzrok znad sałaty z oliwą. 

-Plagg?- Zapytała. - Czarno to widzę. - Jęknęła, gdy zabrzmiał pierwszy dzwonek. 

- Będą wchodzić pojedynczo, abyś mogła się oswajać, dobrze? - Marinette kiwnęła głową na jego słowa, a chłopak ruszył po kolejnych gości. Przyprowadził wysokiego mężczyznę ubranego w czarny płaszcz. Gdy zdjął kaptur zauważyła zielonkawą skórę, a Luka w tym samym czasie z proszącym uśmiechem zatrzymał kogoś na korytarzu. Dopiero po dłuższym przyjrzeniu zwróciła uwagę na to, że to nie skóra osobnika była zielona, a jego ciało okrywały łuski. 

- Dzień dobry. - Mężczyzna bardzo skupiał się na swoich słowach, ale ciemnowłosa i tak poczuła gorąc, gdy zobaczyła kły wystające z jego ust. - Nazwyam sssssię Sass.- Przedstawił się, a Marinette spoglądała na niego w szoku.

- Jesteś wężem. - Jęknęła. 

- Ciężko zaprzeczyć. Chociaż to nie do końca prawda.- Odpowiedział, a kobieta wstała, ledwo trzymając się na nogach i wskazała mu jego miejsce.  Po trzech minutach uznała, że jest gotowa na kolejną osobę. Nie wiedziała kto musiałby wpaść, aby ją bardziej zaskoczyć. 

- Oto Mullo, małżonka Sassa. - Przedstawił dziewczynie kolejnego gościa. Kobieta była niziutka, a spod sukienki wystawał jej różowy, mysi ogon. Zamiast zwykłych uszu, miała szare i półokragłe, które zobaczyła dopiero, gdy ta zdjęła czapkę.

- Mysz... - Szepnęła do siebie Marinette. - Mysz wyszła za węża, a ja straciłam wszystkie argumenty i wiarę w naukę. 

- Ja... - Zaczęła Mullo niepewnie, ale Luka jedynie westchnął i zaprowadził ją do krzesła obok Sassa. 

- Został jeszcze Pla...- Zaczął, ale drzwi nagle otworzyły się, przypominając Luce, że zapomniał je zamknąć i do pomieszczenia wszedł czarnoskóry chłopak z futerkiem wokół szyi i rąk. Długi ogon i kocie uszy dość mocno się odznaczały. Marinette spoglądała na niego w szoku. 

- No dobrze, jestem. - Powiedział dumnie. - Mam nadzieje, że wszystko gotowe. Mięso, kuweta.- Powiedział radośnie, a ciemnowłosa poczuła jak traci grunt pod nogami i kontakt ze światem.

- Kurwa, Plagg!- Usłyszała głos Tikki jak przez mgłę, nim zemdlała. 

Nino

- Ej! - Alix wpadła do jego pokoju bez pukania z siatką zakupów. Dopiero po chwili zauważył, że trzyma torbę z jedzeniem na wynos, KFT. - Mam dla ciebie indyka, ty cholerny alkoholiku!- Wrzasnęła, rzucając torbę na jego brzuch, a sama usiadła na krześle przy biurku i zaczęła rozwiązywać rolki.

- Al, proszę. - Jęknął. - Moja głowa.

- Gdybyś nie wychlał wczoraj połowy monopolowego...- Mruknął lekceważąco, a chłopak uśmiechnął się, sięgając do szuflady i wyciągając pudełko z tabletkami przeciwbólowymi, a następnie dwie pastylki popił wodą. 

- Rozumiem, ostatni raz piję. - Westchnął, siadając, po czym wyjął z torby ulubionego burgera. - Jak ty mnie znasz.

- W końcu bawimy się od dziecka. - Powiedziała, biorąc frytki. - Pamiętasz jak się pochorowałeś w podstawówce, a ja przynosiłam ci słodycze?

- Pewnie, jeszcze musiałaś je chować pod bluzkę, bo moja mama w życiu by się nie zgodziła. - Odpowiedział, pomiędzy kęsami. - O wiele bardziej wolę KFT niż MacDonnell czy Maxi Queen. 

- Coooo?- Zapytała zaskoczona. - Serio? Nie zgadłabym. - Po chwili przyglądania mu się, cicho westchnęła. - Czy teraz opowiesz mi o co chodzi? Czemu od paru dni nic tylko chlejesz?

- Alya...- Jęknął, kończąc bułkę i chowając twarz w brudnych od sosu dłoniach. - Zdradziła mnie.

- Czekaj. - Szepnęła, popijając colę z kubka. - Jak to?

- Normalnie... - Oparł głowę o biurko i spojrzał na kobietę jak zbity pies. - Oświadczyłem się jej, a ona... Ona powiedziała, że mnie zdradza. Z kobietą. 

- Z kobietą?- Prychnęła, przysłaniając dłonią usta, aby ukryć śmiech. 

- Co w tym zabawnego? - Zapytał wściekły, a brązowowłosa wzdrygnęła ramionami. 

- Wiesz. Jakoś słabo musiało ci iść, skoro poszła do baby.- Powiedziała bez ogródek, mocno raniąc dumę Nino. Mulat zirytowany wstał i złapał dziewczynę za obie dłonie, jedocześnie ją do siebie przyciągając.

- Udowodnić ci jak się nadaje?- Zapytał wściekły, a Alix popatrzyła na niego chwilę zaskoczona, po czym uśmiechnęła się pobłażliwie.

- Zanim zaczniesz cokolwiek udowadniać, idź proszę pod prysznic. - Stwierdziła. - Jebiesz.

- Ta. - Nino puścił dziewczynę. - A może faktycznie się do niczego nie nadaje.

Chloe

Popijała swoje sojowe latte w jednej w swoich ulubionych cukierni, Puchaczu, i czekała na Nathaniela. Nie chciała umawiać się w szpitalu, ani u siebie. Wolała jakieś bardziej obojętne miejsce. Upiła łyk, letniego już napoju, karcąc się w myślach za przyjście, aż tak wcześnie. 

- Cześć pszczółko. - Usłyszała jego głos, gdy siadał na przeciwko niej. Szybko zamówił czarna herbatę.

- Nie nazywaj mnie tak. - Powiedziała oschle. - Straciłeś do tego prawo. - Dodała, prostując się dumnie

- Chloe. - Jęknął, wyciągając drżące dłonie w jej stronę. - Wysłuchaj mnie.

- Tak też mnie nie nazywaj.- Warknęła. - Do tego też nie masz prawa.

- Marc był moim najlepszym przyjacielem. - Powiedział chłopak. - Jedynym tak bliskim. I ja, też coś do niego czułem. 

- No to nie wyjaśnia, czemu nazwałeś mnie jego imieniem. - Wtrąciła się. 

- Proszę, nie przerywaj mi. - Jęknął. - Tego dnia, gdy zdarzył się ten wypadek. Marc mnie pocałował. To było tak niepewne, delikatne i radosne. Ja uciekłem. Gonił mnie do ulicy, a resztę można przeczytać w Internecie. 

- Pijany kierowca wjechał na pasy, a Marc rzucił się, aby cię odepchnąć. Oboje jednak zostaliście potrąceni. - Powiedziała blondynka, po czym skończyła swoją kawę. 

- On całował jak ty. - Stwierdził. - Poczułem wtedy to samo, zauroczyłem się w tobie, pszczółko. 

- Nie. - Warknęła. - Chyba coś ci się pomyliło. Nie ważne co to by była za historia. Nie jestem żadnym zamiennikiem.  - Rzuciła banknot na stół. - Nie chcę cię więcej widzieć. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top