Rozdział 1
Wpadające przez okno promienie, nieprzyjemnie wpadały na twarz Marinette, wybudzając ją z przyjemnego snu. Odwróciła głowę na bok, nadal czując ciepłe słońce na uchu i otworzyła oczy. Pierwsze co zobaczyła to czarno-niebieskie włosy swojego chłopaka. Zjechała wzrokiem niżej na jego zamknięte oczy i pogrążone w śnie usta. Był taki przystojny, gdy nie miał tej swojej wiecznie zmartwionej miny. Podniosła się lekko, podpierając na łokciach i odkryła, że Luka obejmuje ją ręką w pasie. Jakby miała mu w każdej chwili uciec. Słońce nadal nieprzyjemnie świeciło, a ona musiała się nakombinować, aby się uwolnić i nie obudzić gitarzysty. W końcu wstała, przeciągnęła się i zaczęła szukać swojej koszuli nocnej albo chociaż majtek.
Znalazła swoje czarne koronkowe majtki, ale koszuli nocnej niestety nie. Najprawdopodobniej są nią te skrawki materiału pod łóżkiem, bo coś kojarzyła niecierpliwe dłonie na swoim ciele. Szkoda, lubiła ją. Była to bardzo wygodna koszula nocna. Westchnęła i postanowiła ubrać cokolwiek co znajdzie w szafie oraz zrobić śniadanie. Póki Luka śpi. Znalazła w jego szafie swoją sukienkę i postanowiła ją ubrać. Lekko za kolano w kolorze pudrowego różu. Może nie była specjalnie dojrzała, ale kto by się tym martwił. Sama ją uszyła, więc nikt takiej nie miał. W bieliźnie chłopaka znalazła nawet swój stanik, nie od kompletu, ale czego się spodziewać po pomieszkiwaniu w tym miejscu od czasu do czasu. Włosy upieła w dwa urocze kucyki, aby dopełnić strój i uśmiechnęła się do odbicia w lustrze. Ruszyła na kuchnie swojego chłopaka.
Zaczęła przeszukiwać szafki i lodówkę, aby wymyślić co by tu zrobić na śniadanie, aż przypomniało jej się jak mama często robiła jajecznicę. Ciche i niewymagające. Nie powinno obudzić Luki, póki nie skończy i mu nie przyniesie. Znalazła jajka na drugiej półce, a masło na blacie. Zabrała się za bełtanie jajek w misce, gdy poczuła ciepłe dłonie w tali, które bez większego problemu ją obróciły i uniosły. Z zaskoczenia upuściła widelec na podłogę, a chłopak jedynie odkopnął go w kąt. Cholerny bałaganiarz. Pomyślała. Chłopak usadził ją na blacie obok jajek, które przed chwilą szykowała na pyszne śniadanko, a on je odsunął jak jakiś niepotrzebny przedmiot pod ścianę. Zbliżył swoje przyjemnie gładkie usta do jej szyi i zaczął obdarowywać ją pocałunkami, nadal mocno trzymając ją w talii.
- Co robisz?- Spytał, nie oddalając ust od jej skóry nawet na centymetr. Marinette zamruczała pod wpływem tej dziwnej pieszczoty.
- Śniadanie. Zwykła jajecznica. Nic specjalnego, ale zaraz muszę iść pomagać w piekarni.- Odpowiedziała, a chłopak odsunął się od niej nagle z niezadowolonym wyrazem twarzy. Spojrzał na jajka, potem na patelnię i leżące obok masło. Odsunął się od dziewczyny, która już widziała jego zmartwiony wzrok.
- A gdybyś zrobiła sobie krzywdę?- spytał.
- Czym? Drewnianą szpachelka podetnę se żyły?- Odpowiedziała ironicznie, a chłopak zmarszczył czoło. Znów ją uniósł i tym razem posadził przy stole w jadalni.
- Ja dokończę, a ty możesz sobie odpocząć przed pracą. - Powiedział, chociaż Marinette dobrze wiedziała co pod tymi słowami się kryło. Chłopak najzwyczajniej w świcie nadmiernie się o nią martwił. Przez pierwsze dwa miesiące związku uważała to za urocze, ale teraz. Po roku jest to strasznie męczące. Kocha jego muzykę, lubi rozmawiać z nim przy kawie o Grze o sedes, a to jaki jest w łóżku. Mrau! Walnęła głową w stół, zmęczona już na samym początku dnia zachowaniem Luki.
- Uderzyłaś się?- Usłyszała głos z kuchni. Westchnęła i mruknęła, że nie. W końcu przyszedł z śniadaniem, które zjedli w błogiej ciszy. No bo cholera wie, może obraził się, że Mari naraziła się na takie niebezpieczeństwo jakim jest smażenie jajecznicy. W końcu któż to wie, mogła umrzeć. Pałaszowała swoje śniadanie, aby jak najszybciej wyjść z tego mieszkania. Może w piekarni będzie jej przyjemniej.
W sumie nawet było. Zapachy różnych wypieków mieszały się ze sobą tworząc iście morderczo przyjemną dla zmysłów mieszankę. Jak ona kochała to miejsce. Już od dziecka lubiła pomagać ojcu w kuchni, chociaż Tom nigdy jej specjalnie nie potrzebował. Samo spędzanie czasu z córką sprawiało mu taką przyjemność, że jej na to pozwalał.No i wypiekali razem chleb, muffinki, makaroniki, dopóty nie poznała swojej drugiej pasji. Projektowania. Niedługo będzie trzeba ogarnąć sobie praktyki. Ile by dała za praktyki u Gabriela Agreste. Chyba obie swoje nerki i nerki swojego ojca. Też obie.
Przyjemnie było do czasu. Zazwyczaj robiła lekkie prace, w końcu tylko u rodziców sobie dorabiała i bardziej im pomagała, bo chciała, a nie bo pracowała na pełen etat. Niestety dzisiejszego dnia był jakiś nawał pracy, a ich etatowa pracownica wzięła sobie wolne, więc na nią spadły wszystkie jej obowiązki. Musiała roznieść różne wypieki i do jej rodziców nie dochodził żaden argument. Nawet ten, że nie ma prawa jazdy i nie ma jak dojechać na drugi koniec miasta z czterystoma truskawkowymi makaronikami. W końcu zadzwoniła do Alyi, która miała auto oraz odpowiednie uprawnienia do prowadzenia go, aby jej pomóc i poprosiła o przysługę. Jako, ze w tym świecie nic nie dostaniesz za darmo, obiecała oddać za paliwo i trzydzieści Euro za każdą godzinę jazdy. Alya może przyjechać dopiero za około trzydzieści minut, więc postanowiła ten czas wykorzystać na rozniesienie tego co jest blisko.
Zabrała 200 croissantów do beżowego pudełka i postanowiła pobiec przez park. dzięki temu dobiegnie na ten całe śniadanie burmistrza w 10 minut. Jak postanowiła, tak zrobiła. Z daleka zobaczyła, że w parku odbywa się jakieś wydarzenie. Oby nie był przez to zamknięty. Jak była bliżej zobaczyła, że była to sesja tego modela, Adriena. Szansa jedna na milion. Można by podlizać się Agrestowi, aby poznał ją z ojcem. Spojrzała na pudełko, zapominając na chwilę o uważaniu pod nogi. Obiecałam coś rodzicooooooo... Nie dokończyła myśli i skończyła na trawie. Wszystkie pyszne croissanty skończyły tak jak ona, wypadając z pudełka i upadając na ziemię. Ale to bolało. Pomyślała z łzami w oczach. Poczuła czyjeś dłonie na swoich przedramionach, które pomogły jej wstać. Pomógł jej ten cały syn Agreste. Wyglądał trochę inaczej niż na zdjęciach w magazynach. Jego blond włosy miękko opadały na czoło, a w jego uśmiechu było coś dziecinnego i uroczego. Najładniejsze, obiektywnie oczywiście patrząc pod kątem przyszłej projektantki, były jego oczy, które w tej sytuacji ślicznie lśniły. Nagle do niej dotarło, że on coś mówił.
-Jesteś cała?- Spytał, nadal wpatrując się w jej oczy i nie puszczając jej przedramion. Dziewczyna uwolniła się z jego rąk i kucnęła przy croissantach.
- Tak, tylko moje wypieki, miałam je zanieść na śniadanie do burmistrza. Teraz musze szybko wrócić do cukierni.- Powiedziała i zaczęła zbierać wszystko co się wysypało. Nagle usłyszała jak ktoś zrobił im zdjęcie i zobaczyła flesz. Tego brakowało, aby ktoś ich zobaczył razem. Przecież Luka zrobi tą swoją zmartwioną minę numer siedem. Szybko pozbierała wszystkie wypieki i uciekła do piekarni nie odwracając się ani razu. Czuła jego wzrok. Po powrocie, rodzice jedynie kiwnęli głową i dali jej nowe croissanty do pudełka. Marinette jednak tym razem postanowiła poczekać na swoją przyjaciółkę z autem bez przystojnych synów sławnych projektantów. Rozwiozły wszystko w półtora godziny.
W ciągu całego dnia Luka zadzwonił do niej pięć razy, a pisał co chwilę. Czy on nie ma pracy? Jak widać aż tak go nie pilnują. Marinette westchnęła, stojąc za ladą i po raz kolejny odpisała, że u niej wszystko dobrze i jest ok. W końcu poprosiła, aby przez chwile nie pisał, bo ma klientów. No to miała spokój przez pół godziny, a później zadzwonił. Po raz szósty. Marinette nie odebrała tego telefonu i nie odpisała na żaden kolejny SMS, zmęczona całym dniem zastępowania nieobecnej pracownicy i osaczaniem przez swojego chłopaka. Usłyszała bzyczenie, kolejna wiadomość. Wtedy w jej głowie zaświtała pewna myśl. Może i głupia, i ryzykowna, ale ma dość życia w złotej klatce w której zamknął ją Luka. Wybrała przypadkowy numer. Napisała kilka różnych wersji wiadomości, aż w końcu zostawiła ostateczną wersję." Czy też się męczysz w swoim życiu?" Zagryzła wargę. Najwyżej nie odpisze albo wyśle zdjęcie nudesa, a wtedy usunie wiadomości i zablokuje numer. Wzięła głęboki wdech i kliknęła wyślij. Ok, wysłałam. Jak nie odpisze do jutra, usuwam ta wiadomość, aby Luka przypadkiem nie zobaczył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top