Rozdział III
ROZDZIAŁ III
Najmniej oczekiwana pomoc
Pociąg zniknął za horyzontem w gęstej mgle, która delikatnie unosiła się nad szczytami toskańskich gór. Promienie porannego słońca, które jeszcze nieśmiało pobłyskiwało na lazurowym niebie, tworzyły delikatną poświatę, przedzierającą się przez białe, puchate skupiska obłoków. Jeden z tych świetlnych promyczków padał na mokre od łez policzki Estelle. Zrozpaczona dziewczyna siedziała na drewnianej ławeczce i ostatnimi, ciężkimi oddechami wydobywała z siebie piskliwe jęki, jakby to jeszcze mogło w czymś pomóc. Być może młoda hrabianka miała nadzieję, że wznoszone ku niebu odgłosy jej rozdartej duszy, pomogą w cofnięciu czasu lub zawróceniu kolei. Jednak nic takiego nie zdarzyło się, dzięki czemu mogłaby kontynuować dalszą drogę do Florencji. Florencja? Czy ona w ogóle tam kiedyś dotrze? W końcu zrezygnowana Estelle, nie widząc sensu w użalaniu się nad swoim położeniem, udała się z powrotem do kawiarni.
Na sali panowała cisza. Nikt już nie siedział przy metalowych stoliczkach z koronkowymi obrusami, ani nie zamawiał niczego przy barze. Jedynie przygarbiony zawiadowca, w służbowym uniformie palił cygaro, wypatrując zza muślinowej zasłonki przy oknie kolejnych pociągów. Mężczyzna nawet nie zauważył, jak Estelle usiadła przy jednym ze stolików i położyła pamiętnik, który zszarzał od pozostawionego przez pociąg dymu. Dziewczynie udało się usunąć popiół z kajetu paroma dmuchnięciami, które delikatnie musnęły okładkę pamiętnika jak świeży powiew wiatru. Srebrzysty pył przez chwilę unosił się z wirem ciepłego powietrza, dopóki nie zaczął osiadać na którymś z metalowych krzeseł lub stołów. Następnie Estelle poprawiła rozwiane loki i wytrzepała kurz z tiulowych falbanek seledynowej spódnicy.
- Tak mi przykro, mademoiselle. - Dziewczyna usłyszała za sobą pełen współczucia głos barmanki, w którym dało się rozpoznać włoski akcent. - Może mogłabym ci w czymś pomóc? – dodała, po czym nie pytając o pozwolenie usiadła przy stoliku Estelle.
- Zastanawiam się, gdzie właściwie teraz jestem - odparła dziewczyna, obracając w dłoniach prostokątną okładkę pamiętnika.
- La ferrovia Maria Antonia, Pistoia - powiedziała pulchna barmanka, której oczy przypominały dwa węgielki.
- Czy to daleko od Florencji?
- Jakieś... trzydzieści kilometrów - stwierdziła po namyśle barmanka, oplatając wokół palca kosmyk swoich kręconych włosów o barwie gorzkiej czekolady. Jej oliwkowa twarz przybrała filozoficzny wyraz, a krzaczaste, ciemne brwi wyrażały jej całkowite skupienie.
- Naprawdę? – Twarzy do tej pory przygnębionej Estelle natychmiast rozpogodziła się. - Kiedy będzie następny pociąg do Florencji? – spytała po chwili, patrząc na zawiadowcę, który skończył palić cygaro i pewnym ruchem wyszedł z kawiarni, żegnając się z barmanką.
- Dopiero za pięć godzin, mademoiselle - odparła barmanka. - Czy chcesz kawałek ciasta albo filiżankę herbaty z cytryną? Musisz być głodna...
- Nie, dziękuję - przerwała jej Estelle. - Nie miałabym ci nawet jak zapłacić. Moje pieniądze zostały wraz z walizką w pociągu - dodała, ciężko wzdychając.
- Przecież jesteś głodna i potrzebujesz pomocy! Dam ci na mój koszt. - Dziewczyna o czekoladowych loczkach, uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie, naprawdę dziękuję. To miłe z twojej strony, ale..
- To żaden dla mnie problem, mademoiselle.
- Dziękuję... nawet nie wiem jak się nazywasz...
- Lucrezia - odparła dziewczyna, poprawiając wykrochmalony fartuszek, którym zahaczyła o metalowe krzesło, wstając z miejsca.
- Masz bardzo piękne imię, Lucrezio. Ja jestem Estelle. - Przyjazny uśmiech pojawił się na twarzy młodej hrabianki.
- Niezwykłe imię - powiedziała Lucrezia, spojrzawszy w głębię szmaragdowych oczu Estelle. - Twoje oczy są jak prawdziwe gwiazdy - dodała po chwili, nie odrywając wzroku od dziewczyny. - Zaraz zagotuję wodę na herbatę. Jeśli chcesz, możesz w tym czasie zobaczyć rozkład pociągów, jest obok wejścia przy stacyjce.
- Dziękuję, Lucrezio. - Estelle również wstała od stolika i wybiegła na zewnątrz kawiarni.
Nietrudno było odnaleźć mapę wyznaczającą trasę przejazdu kolei. Plan był dobrze widoczny i wisiał w miejscu wskazanym przez Lucrezię. Liczne, kolorowe linie, niczym zawiłe wstążeczki przy obramowaniach atłasowych sukienek, przecinały się lub łączyły tworząc trasę poszczególnych pociągów.
" Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam.'' – Dziewczyna bacznie obserwując mapę, odnalazła trasę, którą podążała kolej do Florencji. Według grubej, czerwonej linii, powinna już być na następnej stacji w Prato.
Dziewczyna zastanawiała się również nad tym, w jaki sposób uda jej się pojechać następnym pociągiem. Nie posiadała przy sobie pieniędzy i dokumentów. Estelle nie miała też jak zawiadomić cioci Juliette o swoim położeniu. Aby przesłać wiadomość telegramem, musiałaby najpierw dotrzeć do poczty, która jak dowiedziała się od czekającego na stacyjce zawiadowcy, była oddalona około dwa kilometry stąd. Zatem jedyna nadzieja pozostała w Drishce. Rosjanka, o ile jest rozsądna i odpowiedzialna, powinna zawiadomić maszynistę o zaginięciu Estelle podczas podróży.
Estelle, słysząc ciepły głos Lucrezii, która zawiadomiła ją o przygotowanym posiłku, miała już wracać do kawiarni, lecz oto jej oczom ukazał się samochód. Dziewczyna w swoim siedemnastoletnim życiu widziała prawdziwy samochód tylko dwa razy, ponieważ na co dzień zawsze poruszała się powozem lub bryczką. Pierwszy raz zobaczyła tę niezwykłą machinę, kiedy miała dwanaście lat. Było to w czasach, gdy jeszcze służyła u baronostwa Gajeckich, nic nie wiedząc o swoim pochodzeniu. Drugi raz spotkała się z tym pojazdem, na jakimś balu dobroczynnym w Paryżu.
Estelle, zaintrygowana widokiem tej maszyny, podeszła bliżej polany, na której zaparkował. Gdy warkot silnika ustał, wśród głosów przybyłych ludzi, Estelle usłyszała przemawiający po francusku głos, który dobrze znała.
~*~
♫
W beżowym pojeździe, którego karoseria pobłyskiwała w blasku słońca, były trzy osoby; starsza pani w długiej, czarnej sukni i koronkowym czepcu na głowie oraz dwoje młodych ludzi wiekiem zbliżonym do Estelle. Jako pierwszy wysiadł brunet. Był to młodzieniec o regularnych rysach opalonej na złocisto twarzy i małych, głęboko osadzonych, kocich oczach. Ubrany w białą koszulę i kanciaste, bawełniane spodnie o popielatej barwie otworzył na oścież drzwiczki pojazdu. Wtedy to odezwała się druga młoda osoba; dziewczyna w błękitnej, jedwabnej sukni i kapeluszu z dużym rondem, który ozdabiały pawie pióra. To właśnie jej głos rozpoznała Estelle.
- Pośpiesz się, Biaggio! - krzyknęła dziewczyna, mówiła po francusku z wyraźnym, paryskim akcentem. Jej migdałowe oczy, o barwie piwnej, patrzyły uważnie na każdy ruch młodzieńca. - Nie zdążymy na obiad, jeśli będziesz się wlekł jak żółw! - dodała po chwili, nie czekając na pomoc chłopaka przy wysiadaniu z pojazdu.
- Robię co w mojej mocy, mademoiselle! - odparł młodzieniec, który po opuszczeniu przez dziewczynę samochodu, podał ramię starszej pani.
- Czy to owa kawiarnia, w której babcia zawsze zamawia orzechowe ciasteczka?
- Tak dziecko, to tutaj - uśmiechnęła się staruszka, na której twarzy zarysowała się sieć drobnych zmarszczek.
- Biaggio, zaprowadź babcię do kawiarni - powiedziała pięknym kontraltem.
- Dobrze, signorina de Saint-Blaune – westchnął ciemnowłosy chłopak, prowadząc starszą panią w stronę kawiarni Minerva.
Nagle spojrzenia dziewczyny i Estelle spotkały się. Młoda hrabianka była już pewna, z kim ma do czynienia. Zadziwiona spotkaniem signorina de Saint-Blaune, uśmiechnęła się najsłodziej jak tylko potrafiła.
- Kogoż to moje oczy widzą! - powitała ją - Mademoiselle Estelle de Lilas-Chavriere, no proszę ile to lat upłynęło od naszego ostatniego spotkania... dwa czy trzy. - Przenikliwe spojrzenie dziewczyny utkwiło na tiulowej spódnicy Estelle. Signorina de Saint-Blaune była bardzo przewrażliwiona w kwestii mody. Nie potrafiłaby znieść faktu, że ktoś mógłby być lepiej ubrany od niej.
- Witaj – odparła chłodno hrabianka, zaciskając koralowe usta.
Była to bowiem córka markiza de Saint-Blaune. Dziewczyna przyjaźniła się niegdyś z kuzynką Estelle, Cornelie. Razem chodziły do szkoły baletowej w Operze Garnier w Paryżu. Jednak z czasem arystokratki pokłóciły się o rolę w przedstawieniu i raz na zawsze skończyły długoletnią przyjaźń. Od tego czasu Héloïse już nigdy nie pokazała się w domu państwa D'Ardeagne, gdzie zawsze dziewczyny spotykały się po szkole baletowej. Estelle poznała Héloïse podczas jednego ze spektakli w Operze. Wówczas jej kuzynka była jeszcze w serdecznej przyjaźni z córką markiza. Choć Estelle i Héloïse widziały się tylko parę razy, nie przypadły sobie do gustu. Wyniosła mademoiselle de Saint-Blaune była zazdrosna o dwa lata od niej młodszą hrabiankę de Liles-Chavriere. Dziewczyna widziała w niej rywalkę o względy bogatych arystokratów.
- Co cię sprowadza do Włoch, Héloïse? - dodała po chwili Estelle.
- Proszę, mów na mnie Eloise... W zapisie wygląda to imię o wiele lepiej, niż moje staromodne, które nosiła bohaterka średniowiecznego, francuskiego romansu - odparła dziewczyna trzepocząc ciemnymi rzęsami, niczym chińskim wachlarzem. - Jeśli chcesz wiedzieć, to przyjechałam do Włoch na wakacje. Moja babcia mieszka w Fiesole, nieopodal Florencji.
- Cudownie! - powiedziała Estelle z przesadną słodyczą. – Będziemy mogły się odwiedzać. Moja ciocia mieszka we Florencji.
- Doprawdy? - Eloise udawała obojętność. - Co zatem robisz w Pistoii ?
- O to samo mogłabym ciebie spytać. Ja przyjechałam specjalnie do kawiarenki Minerva na moją ulubioną herbatę owocową. Zawsze o tej porze tutaj jestem - skłamała Estelle. Dziewczyna dobrze wiedziała, że tylko podstępem może sprawić, aby zadufana w sobie Eloise, odwiozła ją do Florencji.
- Czyżby? Ja tutaj bywam zawsze w soboty z babcią, która ubóstwia tutejsze ciasteczka i jeszcze do tej pory cię nie spotkałam...
- Jestem dopiero od paru dni we Włoszech - dodała Estelle.
- Dobrze, ale zastanawia mnie, dlaczego jesteś tutaj sama. - Podejrzliwy, przeszywający wzrok piwnych oczu utkwił na twarzy Estelle, która nie traciła pewności siebie.
- Przyjechałam pociągiem. Bardzo szybkim, luksusowym pociągiem. Z przedziałem zarezerwowanym tylko dla mnie - odpowiedziała spokojnie, bowiem wystarczyło tylko jedno nieodpowiedzialne posunięcie, aby to Eloise przejęła nad nią kontrolę.
- Cały przedział tylko dla ciebie i to w bardzo szybkim pociągu? To niemożliwe! - krzyknęła oburzona Eloise. - Czy widzisz ten pojazd? - wskazała na błyszczącą karoserię samochodu.
- Ten luksusowy pojazd kosztował fortunę! To Fiat 60 HP. Jeden z najdroższych samochodów. Należy do mojej babci, ale to ja nim jeżdżę na przejażdżki. To najszybsze auto jakie kiedykolwiek widziałaś. Pociągi są passé*!- zirytowana Eloise pociągnęła Estelle za rękę, aby z nią bliżej podejść w stronę samochodu. Estelle uśmiechnęła się ze satysfakcją, udało jej się trafić w czuły punkt córki markiza - jej przekonanie, że jest najbogatszą i co za tym idzie, lepszą od innych.
- Wobec tego, może mi to udowodnisz. Założę się, że twój samochód nie dotrze w godzinę na stację kolejową Rifredi we Florencji - zaproponowała Estelle, a jej oczy zabłysły pełne nadziei, że Eloise nie da za wygraną i przyjmie wyzwanie.
- Ach, tak?! Oczywiście, że dojedzie i nie w godzinę, tylko w pół godziny! - Na oburzonej twarzyczce Eloise pojawiły się czerwone wypieki.
- Zgoda, zobaczymy czy ci się uda - odparła zadowolona Estelle. Dziewczyna osiągnęła swój cel, jeśli dobrze pójdzie może zdąży na stację zaledwie parę minut po przyjeździe jej pociągu.
~*~
♫
Gdy Eloise, jej babcia oraz Biaggio zjedli chrupiące, orzechowe ciasteczka i wypili owocową herbatę, wyszli z kawiarni i udali się w stronę samochodu. Opuszczając salę ozdobioną kolorową mozaiką i freskami na suficie, Eloise minęła stolik Estelle, przy którym młoda hrabianka delektowała się ciastem cytrynowym. Mademoiselle de Saint-Blaune, rzuciła dziewczynie zawistne spojrzenie, po czym szepnęła: ''Czekamy na zewnątrz''.
Niebawem również Estelle skończyła swój posiłek i pożegnawszy się z Lucrezią, zabrała ze stołu pamiętnik. Zbliżając się do samochodu usłyszała z daleka melodyjny głos Eloise.
- Zapraszamy, mademoiselle Estelle. - Dziewczyna uśmiechnęła się szarmancko. - Nasz samochód już tylko na ciebie czeka – dodała, gdy Biaggio otworzył drzwiczki, aby dziewczyna mogła wejść do pojazdu.
- Tylko ostrożnie, ragazze*! - napomniała babcia Eloise. Lecz nikt jej już nie słuchał, teraz liczyła się szybkość samochodu i walka z czasem, aby zdążyć na stację we Florencji.
Hałaśliwe warknięcie silnika, ruch srebrzystą kierownicą i pojazd już pędził w stronę gęstego lasu, przez który prowadziła droga.
- Mam nadzieję, że taka szybkość ci nie przeszkadza, Estelle?- uśmiechnęła się słodko Eloise, trzymając mocno atłasowy kapelusz z pawimi piórami, który wir powietrza o mało nie zwiał z jej głowy.
- Czy to według ciebie jest szybko? - Estelle, choć już czuła, że ta prędkość nie jest dla niej bezpieczna, nie chciała odpuścić.
- Szybciej Biaggio, szybciej! - krzyczała mademoiselle de Saint-Blaune do chłopaka, który prowadził pojazd. Młodzieniec o ciemnych włosach i złocistej skórze, miał na oczach charakterystyczne gogle i czapkę pilotkę. Na polecenie dziewczyny osiągał przyprawiającą o zawrót głowy prędkość, niczym wiatr podczas wichury.
Natomiast babcia Eloise była już ze strachu bielsza od swojego czepca, którego koronki energicznie falowały na wietrze. Estelle popatrzyła na biedną staruszkę.
- Chyba twoja babcia nie czuje się najlepiej - powiedziała po parunastu minutach jazdy przez ciemny, głuchy las.
- Widzisz wystające zza horyzontu wieżyczki kościołów, Estelle? To już Prato, jeszcze tylko parę kilometrów na stację Rifredi - odparła Eloise, nie przejmując się zbytnio babcią.
Estelle ciężko westchnęła i mocniej ściskając zielony kapelusz, pod którym ukryła swój pamiętnik, rozglądała się ostrożnie po okolicy. Wjechali właśnie do niewielkiego miasteczka o zabudowie typowej dla włoskiego renesansu. Szybko minęli wskazywane wcześniej przez Eloise wieże strzelistych, gotyckich katedr. Wkrótce znaleźli się na asfaltowej drodze, gdzie musieli zwolnić z powodu większej ilości innych pojazdów.
Zbliżało się południe, oślepiające promienie słoneczne dawały po sobie poznać niemiłosiernie rażąc pasażerów fiata. Nawet wiatr, miło łaskoczący po twarzach, nie był w stanie pomóc podczas dusznej pogody. Gdy Estelle myślała, że zaraz rozpłynie się z gorąca, usłyszała głos służącego babci Eloise.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział triumfalnie Biaggio, parkując samochód obok peronu.
- Jest za dziesięć dwunasta. Trzydzieści dziewięć minut! – klasnęła w dłonie Eloise, patrząc na wskazówki zegara, który wisiał przy wejściu na stację kolejową.
- Mówiłaś, że dojedzie w trzydzieści minut – powiedziała z przekąsem Estelle.
- Czy to jest takie istotne?- Eloise nie dała po sobie poznać przegranej. - Ważne, że dojechał i Biaggio nas nie zabił - odparła dumnie, rzucając służącemu ostrzegawcze spojrzenie.
- Sama mademoiselle mówiła... - zaczął, lecz przenikliwy wzrok Eloise sprawił, że natychmiast umilkł.
- Pomóż babci, Biaggio. Biedaczce kręci się w głowie. Odpoczniemy w pobliskiej cukierni, a potem ruszymy w dalszą drogę do Fiesole - nakazała dziewczyna.
Gdy chłopak zaprowadził staruszkę do cukierni, Estelle uznała, że to właściwa pora, aby pożegnać się z Eloise i poszukać Drishki.
- Dziękuję Eloise, cóż to była za cudowna przejażdżka - uśmiechnęła się słodko. - Niestety muszę już was opuścić, czeka na mnie moje wujostwo – dodała, mówiąc w stronę dziewczyny, która poprawiała swój atłasowy kapelusz. Przepiękne nakrycie głowy, podczas jazdy, lekko przekręciło się, a parę z ozdabiających go pawich piór, poodpadało.
- Do zobaczenia hrabianko de Liles-Chavrere. Coś mi mówi, że jeszcze nie raz się spotkamy - odparła Eloise. Na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Zapewne - przytaknęła Estelle, machając dłonią na pożegnanie.
Po opuszczeniu samochodu, ku jej oczom ukazał się duży peron. Co prawda, nie była to największa stacja kolejowa jaką widziała, ale za to znacznie większa od dotychczas przez nią mijanych podczas podróży. Wśród śpieszących się na odjeżdżające pociągi ludzi, nagle Estelle dostrzegła siedzącą na skórzanych walizkach dziewczynę, o gęstych hebanowych włosach. Niewysoka postać w skupieniu ruszała ustami, jakby modliła się. To była Drishka. Dziewczyna odmawiała jedną z prawosławnych modlitw, ściskając w dłoni świętą ikonę. Na widok Estelle gwałtownie poruszyła się z miejsca i z niedowierzaniem przetarła zmęczone, morskie oczy.
- Estelle!- zdążyła wykrztusić, nie mogąc powstrzymać się od nagłego przypływu łez, które całkowicie zamazywały jej kontury hrabianki.- Estelle, czy kiedykolwiek mi przebaczysz? - rzuciła się dziewczynie na szyję, gorzko szlochając.
~*~
Słowniczek
*passé - tu w znaczeniu: nie modne [fr]
*ragazze - droga młodzieży [it]
[fr] - z języka francuskiego
[it] - z języka włoskiego
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top