Rozdział 2
Tony przepuścił Pepper w drzwiach, a kobieta okręciła się kilka razy po salonie tak, że wpadła prosto w ramiona narzeczonego.
T: Witaj w domu kochanie.
Powiedział, śmiejąc się kiedy złapał ją w ramiona. Nachylił się i pocałował blondynkę czule w usta. Chwilę później wziął od przyjaciela bukiet róż i wręczył je kobiecie.
Pep: Tony...
Wyszeptała w jego usta. Zawstydzona kiedy wpadła mężczyźnie w ramiona. Dłuższą chwilę patrząc sobie głęboko w oczy. Wtedy widać było jak bardzo zakochani w sobie byli.
H: Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak miło się na Was patrzy. Wiedząc ile przeszliście.
Grubszy mężczyzna przez dłuższą chwilę przyglądał się zakochanej parze przyjaciół aż w końcu odezwał się, siadając na fotelu w salonie.
Pep: Hap wszystko dobrze u Ciebie i May? Hmm? Może też powinniście zrobić kolejny krok?
Zaniosła kwiaty do wazonu, a potem usiadła na kanapie. Zapytała i przyjrzała się przyjacielowi uważnie.
H: Hmm? Tak, wszystko dobrze u nas. My musimy porozmawiać po prostu.
Odpowiedział kobiecie. Nie byli tutaj po to, żeby psuć im taką ważną chwilę. Uśmiechnął się do niej.
T: Pep kochanie gdzie Twoje rzeczy?
Zapytał,rozglądając się. Do trzech wysokich lampek nalał szampana. W trójkę wznieśli toast.
H: Za wasze szczęście kochani.
Powiedział, stukając się z nimi lampkami.
Pep: Firma od przeprowadzek miała już tutaj być zaraz za mną. Minęło tyle czasu.
Westchnęła cicho. Wyciągnęła telefon i wybrała numer firmy, która dostała jej zlecenie.
-Tony! Daj spokój...
Zaprotestowała kiedy ten zabrał jej smartfona. Miała nadzieje, że firma jej nie oszukała i jej rzeczy nie zaginęły magicznie po drodze.
T: Mógłbym wiedzieć gdzie są rzeczy Pani Prezes Potts i dlaczego jeszcze nie dotarły pod wskazany adres? Skoro Panna Potts już dawno jest na miejscu.
Odezwał się z pretensjami w głosie zaraz jak tylko mężczyzna po drugiej stronie odebrał połączenie.
K(evin): Pan Stank? [Kto pamięta ten wie o co chodzi!] Jechaliśmy za Panią Prezes do skrzyżowania. Obecnie stoimy w korku na wylocie z miasta. Będziemy za jakieś 15 minut.
Zapytał, przekręcając nazwisko Starka. Tłumacząc się, dlaczego jeszcze nie dotarli pod ich adres.
T: STARK do cholery... 15 minut z zegarkiem w ręku.
Krzyknął, oburzony faktem, że mężczyzna przekręcił jego nazwisko. Dodał po chwili, ale połączenie zostało zerwane.
H: Ty to jednak się nie zmienisz. Zawsze robisz, a potem myślisz.
Zaśmiał się, stwierdzając fakty o przyjacielu. Taki właśnie był Tony. Dopiero po fakcie myślał o konsekwencjach.
Pep: I co? Nie zgubili moich rzeczy prawda? Tony powiedz, że nie zgubili.
Chociaż udawała, że się tym nie przejmuje to w głębi duszy miała nadzieje, że firma jej nie oszukała.
T: Nie, kochanie. Mają być za 15 minut. Swoją drogą strasznie chamski ten gość. Pyta czy Pan Stank...Wyobrażacie sobie?
Odpowiedział ukochanej, po czym przyciągnął ją do siebie i objął. Biorąc sporego łyka szampana.
H: Stank?
Zaśmiał się tylko, powtarzając po przyjacielu.
-Oj to ja mu współczuję jak tutaj przyjedzie.
Dodał, kręcąc głową. Dobrze wiedział, że Tony pewnie zrobi z tego awanturę, bo przecież nie za to im płacili.
To be continued...
~Morgan~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top